Mario Vargas Llosa żegna się z pisaniem powieści. Przeczytaj fragment książki „To dla pani ta cisza”

14 listopada 2024

Wydawnictwo Znak opublikowało najnowszą powieść noblisty Mario Vargasa Llosy zatytułowaną „To dla pani ta cisza”. Główny bohater, Toño Azpilicueta, oszołomiony grą pewnego muzyka na gitarze podczas prywatnego koncertu, wyrusza tropem tego genialnego, choć nieznanego artysty. Jak podkreśla sam autor w wywiadach oraz na końcu książki, jest to jego ostatnia powieść. „Mam 87 lat i chociaż jestem optymistą, nie sądzę, żebym żył wystarczająco długo, by pracować nad kolejną powieścią, zwłaszcza że napisanie jednej zajmuje mi trzy lub cztery lata” – mówił Llosa w ubiegłym roku w jednym z wywiadów. „Ale nigdy nie przestanę pracować i mam nadzieję, że będę miał siłę, by kontynuować pisanie do końca” – dodał, zapowiadając, że w następnej kolejności chce dokończyć swój esej na temat Sartre’a. Powieść „To dla pani ta cisza” przetłumaczył na język polski Tomasz Pindel. Poniżej możecie przeczytać fragment jednego z rozdziałów książki.

Od owego wieczoru w dzielnicy Bajo el Puente upłynęło kilka miesięcy i Toño Azpilcueta nie słyszał więcej o Lalu Molfino. Spodziewał się, że specjalistyczna prasa będzie informować o przebiegu tournée Czarnego Peru po Chile, czas jednak mijał, a on niczego nie znalazł, choć tydzień w tydzień, skrupulatnie, przeglądał wszystkie pisma w kiosku i czytał wiadomości. Potem dotarła do niego plotka, że chłopak z Chiclayo odszedł od Czarnego Peru i będzie występował z Cecilią Barrazą, dlatego też umówił się z nią w kawiarni Bransa na Placu Broni, gdzie tak bardzo lubił śniadać, o ile miał na to środki. Na samą myśl o Cecilii serce biło mu szybciej. Jak przed każdym ich spotkaniem nieco się denerwował, był niespokojny, dlatego nie od razu rozpoznał doktora Joségo Duranda Floresa, gdy ten podszedł do jego stolika. Miał okulary, krawat i marynarkę, która nieco go uciskała. Sprawiał wrażenie ogromnego i nieco nie na miejscu, kiedy wyciągał do Toñego dłoń.

– Sam pan jest? – zapytał. – Mogę się przysiąść, żebyśmy zjedli razem śniadanie?

– Będę zaszczycony – odparł Toño, wstając i kłaniając się. – Mam wobec pana dług wdzięczności, którego nigdy nie spłacę. Podarował mi pan tamten cudowny wieczór w towarzystwie Lala Molfino.

Doktor Durand Flores sapnął i opadł na krzesło, które aż zatrzeszczało pod jego ciężarem.

– Podają tu takie bułeczki z serem, że aż palce lizać – rzekł, potrząsając głową, jakby chciał zapomnieć o tamtym koncercie, o Lalu Molfino i o wszystkim, co od tego czasu się wydarzyło.

U kelnera zamówił owo danie, na myśl o którym ciekła mu ślinka, a do tego solidną filiżankę kawy z mlekiem.

– Kiedyś pijałem czekoladę – rzekł z niesmakiem, zmieniając temat. – Jedyna dobra czekolada z Peru to ta z Cusco, bardzo trudno ją znaleźć.

Toño Azpilcueta nie odniósł się do tego komentarza i wrócił do kwestii naprawdę dlań ważnej, czyli Lala Molfino i jego tournée po Chile. Jak przyjęli go ludzie, którzy nie mają szczęścia mienić się Peruwiańczykami? Padli na kolana przed talentem Lala Molfino? Czy jego gitara okiełznała tych ludzi, w których żyłach krąży dzika krew Mapuczów? Wyraźnie nie chcąc zapuszczać się w ten temat, doktor Durand Flores odparł, że zaliczyli kompletną porażkę. Grupa Czarne Peru rozpadła się i nie, nie ma ochoty wchodzić w szczegóły.

– Wybieram się w środę do Paryża i tam znów będę pić czekoladę – dodał. – Mam nadzieję, że przez dłuższy czas nie będę musiał wracać do Limy. I do Peru w ogóle.

Powiedział to z tak kwaśną miną, że Toño Azpilcueta, pojąwszy, jak fatalnie musi czuć się doktor José Durand Flores, wolał nie zgłębiać interesującej go kwestii.

– Chcę tylko powiedzieć, że tamten wieczór w Bajo el Puente naprawdę był niezapomniany – rzekł Toño po dłuższej ciszy. – Dzięki panu i gitarze Lala Molfino. Nie mogę przestać o nim myśleć. Nie wiedziałem, jak mogę pana złapać, żeby wyrazić wdzięczność.

Przyniesiono kawę z mlekiem i dwie bułeczki z górskim serem, doktor Durand Flores przyglądał im się, potakując głową. Nie był gruby, ale od stóp do głów mocno nabity. Miał delikatny, przyjemny i łagodny głos.

– Mam nadzieję, że miał pan okazję przeczytać mój artykuł w „Folklorze Narodowym” – dodał Toño Azpilcueta.

– Nie, nie miałem – odparł doktor Durand Flores, zabierając się za pierwszą z bułeczek, odgryzł spory jej kęs. – Próbuję zapomnieć o tamtym wieczorze.

– Ja będę go pamiętać przez resztę życia – zapewnił Toño. – Moim zdaniem wysłuchanie Lala Molfino było najwspanialszym doświadczeniem muzycznym, jakiego zaznałem. Nigdy potem o nim już nie słyszałem. Nie podziękował mi nawet za ten entuzjastyczny artykuł, który napisałem o tym koncercie.

– Zapewne nie przeczytał, bo nie wydaje mi się, żeby Lalo umiał czytać – odparł doktor Durand Flores. – Ale wie pan, że on nie żyje? Niektórzy twierdzą, że to było samobójstwo.

Toño Azpilcueta poczuł, że serce przestaje mu bić, że w tej właśnie chwili kończy się świat. Lalo Molfino nie żyje? Samobójstwo? Czuł, że zaraz się rozpłacze, i musiał bardzo szeroko otwierać oczy, żeby nie nabiegły mu łzy. Łzy i te fantazje wokół szczurów to były jego dwa główne słabe punkty. Siedzący przed nim doktor José Durand Flores z wyraźną przyjemnością przeżuwał bułeczkę i popijał drobnymi łyczkami kawę z mlekiem.

– To był dziwny chłopak – odezwał się nagle, nie przestając gryźć. – Zatrudniłem go, bo świetnie grał na gitarze. Ale tam, w Chile, mieliśmy przez niego masę kłopotów. Nie trzymał się grupy, nie chciał grać z zespołem, tylko sam. Koszmar. Wszyscy czarnoskórzy grajkowie nie cierpieli go, bo mieli wrażenie, że nimi pogardza. Tak naprawdę on w ogóle nie zauważał pozostałych. Wydaje mi się, że Lalo Molfino był najbardziej próżnym człowiekiem świata. Uważał się za najlepszego gitarzystę Peru. No, w sumie to nim był, nieprawdaż?

– Ja tak uważam, jak najbardziej, panie doktorze – odparł Toño Azpilcueta, wciąż nie mogąc się pogodzić, że ten szczupły śniady chłopak w lakierkach nie żyje. I zapytał ponurym głosem: – Jak umarł?

– Chyba na gruźlicę. Płuca miał dziurawe, do tego inne dolegliwości – stwierdził doktor Durand Flores. – Oczywiście nic nie jadł. No ale po Limie rozeszła się plotka, że to była śmierć samobójcza. Mnie tu nie było, przebywałem w Santiago, próbowałem spłacać długi. Straciliśmy wszystkie pieniądze zainwestowane w Czarne Peru. Naprawdę fatalny interes. Dla mnie i dla moich wspólników.

Toño Azpilcueta zasypywał go tysiącami pytań.

– Niewiele wiem, prócz tego, że zmarł tutaj, w Limie, krótko po powrocie z Chile. To była nagła śmierć, w Szpitalu Robotniczym, gdzie, jak się zdaje, cudem został przyjęty. Co za szkoda, nie? Wielka strata.

Skończył jeść i podniósł rękę w stronę kelnera, prosząc o rachunek.

– Naprawdę pan wyjeżdża, doktorze? – zapytał Toño, któremu zapach bułeczek z górskim serem unoszący się nad stołem lekko pobudził apetyt.

– W środę, odliczam już godziny.

– Będzie nam pana brakowało w Peru, doktorze – rzekł Toño Azpilcueta i po chwili namysłu przeszedł od żalu do wyrzutu. – Z całym szacunkiem, ale nie wiem, czego wszyscy intelektualiści z naszego kraju szukają w tej całej Francji. Od tych żabojadów niczego dobrego człowiek się nie nauczy. Niech pan sobie przypomni Césara Moro, naszego poetę, pojechał tam i wrócił jako pederasta. I pewnie nie on jeden. Wszyscy, co tam pojadą, wracają z przekonaniem o własnej wyższości i wygadują o Peru same złe rzeczy.

Doktor Durand Flores o mało się nie zakrztusił, albo nie parsknął śmiechem, a może i jedno, i drugie jednocześnie. Położył banknoty na blacie i podał rękę Toñemu.

– Miłego poranka i uszanowanie.

– Szczęśliwej podróży, doktorze – odparł Toño Azpil cueta, znów bardzo poważny. – Mam nadzieję, że niebawem znów się zobaczymy w ojczyźnie. Straciliśmy Lala Molfino, nie chcemy tracić i pana.

Toño patrzył, jak masywny i krągły doktor wychodzi z lokalu, jak zawsze szybkim krokiem. I bez wątpienia zadowolony, bo po dobrym śniadaniu. Natomiast on siedział tam kompletnie rozbity. Lalo Molfino zmarł i to być może śmiercią samobójczą? Dziś w nocy na pewno będzie mieć koszmary z gryzoniami. Czuł, że ludzkość straciła jeden z talentów, które usprawiedliwiały obecność ludzi na Ziemi. Teraz, po otrzymaniu takiej informacji, po co właściwie czekać na Cecilię Barrazę. O spotkanie poprosił ją bowiem pod wpływem licznych rozmów, które przeprowadził na temat Lala Molfino: dowiedział się, że Cecilia wyrzuciła go z zespołu, kiedy odkryła, że się w niej zakochał. Czy to prawda? Czy może zwykła plotka bez pokrycia w faktach? Teraz już próby ustalania prawdy nie mają większego sensu. Pozostawało mu tylko poprosić Cecilię o wybaczenie, że umówił się z nią tak wcześnie, i raz na zawsze zapomnieć o Lalu Molfino.
(…)

Mario Vargas Llosa „To dla pani ta cisza”
Tłumaczenie: Tomasz Pindel
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 336

Opis: Szaleńcza pasja, pogoń za spełnieniem i hołd złożony sztuce. Najnowsza, i ostatnia, powieść mistrza Llosy

Są spotkania, które na zawsze odmieniają życie. Kiedy Toño Azpilcueta po raz pierwszy słyszy, jak na gitarze gra Lalo Molfino, jest wstrząśnięty. Niepokojąca, pełna namiętności muzyka na jego oczach niemal ucieleśnia się w osobie nikomu nieznanego wirtuoza. Kim jest Lalo? Jaką tajemnicę kryje? Dlaczego nagle zniknął bez śladu?

Obsesyjne poszukiwanie prawdy prowadzi Toña w zapomniane zaułki Limy, gdzie muzyka i taniec rozpalają zmysły i budzą demony. Dokąd zawiedzie go pogoń za ideałem? „To dla pani ta cisza” to powieść, która wprost tętni kreolskim rytmem i porywa do zmysłowego tańca. Noblista prowokuje i uwodzi historią o niespełnionych marzeniach, obsesyjnym poszukiwaniu ideału i szczęściu, które zawsze wymyka się z rąk.

fot. Penguin Libros


Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek