Major Kamieńska wraca do akcji. Przeczytaj fragment kryminału „Siódma ofiara” Aleksandy Marininy

16 lipca 2020

Najnowsza na naszym rynku powieść Aleksandry Marininy traktuje o tajemniczym mordercy zabijającym ubogich mieszkańców Moskwy. Sprawca przy ciałach zostawia zaszyfrowane wiadomości skierowane do śledczych Anatastazji Kamieńskiej i Tatiany Obrazcowej. Poniżej możecie zapoznać się z początkowym fragmentem książki „Siódma ofiara”.

Rozdział 1

KAMIEŃSKA

? Nie wiem, jak wy, szanowni państwo, ale ja nie znoszę książek Gogola już od czasów szkolnych. Nie rozumiem, co w nich ciekawego!

Andriej Timofiejewicz buchnął gromkim śmiechem i zręcznie wsunął do ust kawałek soczystej cielęciny przyrządzonej przez Iroczkę. Nastia zerknęła na Tatianę i stłumiła uśmiech. Ależ zabawny ten ich sąsiad! Jest już wprawdzie niemłody, na emeryturze, a mimo to zachowuje się przy nich jak kolega z jednej klasy. Zaśmiewa się, opowiada pi­kantne dowcipy, w ogóle się nie przejmuje, że trącą myszką, i nawet nie wstydzi się przyznać, że nie żywi szacunku do klasyków rodzimej literatury. Ludzie w jego wieku zazwy­czaj są poważniejsi. Gdy znajdą się w towarzystwie osób przed czterdziestką, ze znużeniem i znaczącym naciskiem wygłaszają nieomylne ich zdaniem sądy. Jednakże Andriej Timofiejewicz, mieszkający na tej samej klatce schodowej co Stasow z rodziną, nie należał do tej kategorii.

? No cóż, wałkowanie literatury na lekcjach potrafi obrzydzić twórczość każdego pisarza ? zauważył Stasow. ? Może teraz dzieci są uczone inaczej, ale w naszych czasach byliśmy zmuszani na przykład do tego, żeby wykuć na pamięć rozmyślania księcia Andrzeja pod niebem Austerlitz. Który piętnastoletni smarkacz to wytrzyma? Wiadomo, że nabierze trwałej niechęci i do fragmentu, i do powieści, i do wszystkiego, co napisał Tołstoj. A przy okazji, co pan o nim myśli?

? Ja, szanowny panie, nie oceniam żadnego pisarza ? z niespodziewaną powagą odrzekł sąsiad. ? Osądowi poddaję tylko konkretne utwory. Lubię Wojnę i pokój, Jeńca kaukaskiego, a także Opowiadania sewastopolskie, ale nie cierpię Anny Kareniny.

? To znaczy, że nie poważa pan naszej Tani? ? zapytała Iroczka z urazą. ? W końcu ona też jest pisarką.

Andriej Timofiejewicz znowu parsknął śmiechem. Ro­bił to z takim zapałem i smakiem, że nie sposób było nie uśmiechnąć się w odpowiedzi.

? Daj spokój, Iro. ? Tatiana próbowała ją powstrzy­mać. ? To się nazywa wymuszanie komplementów.

? Przecież nie chodzi o komplementy pod moim ad­resem? ? Ira zaczęła się usprawiedliwiać, ale Andriej Timofiejewicz jej przerwał.

? Nie kłóćcie się, moje drogie. Po pierwsze, prowadzimy abstrakcyjną dyskusję na temat rosyjskich klasyków, a nie obecnych przy stole pięknych pań. Po drugie, o ile wiem, Tatiano Grigorjewna, pisze pani kryminały, ja zaś ich nie czytuję i, proszę mi wybaczyć, nie będę czytał nawet przez wzgląd na panią. Dlatego nie potrafię wydać opinii o pani twórczości. No a po trzecie, czuję dla pani osobiście głęboki szacunek, podobnie jak dla pani gościa, Anastazji Pawłow­ny, bo młode, inteligentne i piękne kobiety, które wykonują ciężką i brudną robotę, zamiast błyszczeć na salonach, przy­prawiają moją męską duszę o nieustanne drżenie.

Wygłosiwszy ową przyciężkawą, ale wyszukaną tyradę, sąsiad starannie złożył leżącą na jego kolanach wykrochmaloną serwetkę i wstał od stołu.

? A teraz pozwólcie, że się pożegnam.

? Dokąd to, Andrieju Timofiejewiczu? ? Iroczka się zaniepokoiła. ? Mamy jeszcze bułeczki?

? Nie, nie, moja droga, przepraszam, ale nie mogę zostać. Syn obiecał, że przyjedzie, więc muszę być w domu. Dzisiaj jest rocznica śmierci żony, wybieramy się razem na cmentarz.

Ira odprowadziła sąsiada do drzwi, po czym wróciła do pokoju. Na jej twarzy odmalował się smutek, jakby dzisiejsza data budziła bolesne wspomnienia w niej, a nie w Andrieju Timofiejewiczu.

? Miły z niego człowiek? Otwarty, wesoły? ? powie­działa z westchnieniem, zwracając się do nieokreślonego słuchacza, i zaczęła robić miejsce na stole, żeby umieścić na nim półmisek z bułeczkami.

? Aha ? przytaknęła Nastia złośliwie. ? I szarmancki. Nie wiem jak ty, Taniu, ale ja już dawno nie słyszałam takich komplementów. Obie jesteśmy młode, a na doda­tek inteligentne i piękne. Wasz wspaniały sąsiad ma chyba problemy ze wzrokiem.

? Nie martw się. ? Tatiana się roześmiała. ? Z jego wzrokiem wszystko w porządku. To raczej ty cierpisz na nadmiar samokrytyki. Zapamiętaj, kochana, że twój gust nie jest wcale normą. Niewykluczone, że w ogóle go nie masz. To, że nie podobasz się sama sobie, wcale nie ozna­cza, że nie możesz podobać się reszcie ludzi na tej planecie. Jest rzeczą całkiem prawdopodobną, że nasz Timofieicz­-Kotofieicz uważa cię za nieziemską piękność. No cóż, skoro sąsiad nas opuścił, wróćmy do naszej sprawy.

Nastia posmutniała. Sprawa, o której wspomniała Ta­tiana, była jej nie na rękę, ale pochopnie wyraziła zgodę na udział i teraz nie mogła się wycofać. To znaczy mogła, oczywiście, świat by się nie zawalił, ale sumienie jej nie pozwalało. Chodziło o to, że do Tatiany zadzwonił ktoś z te­lewizji i zaprosił ją do programu poświęconemu kobietom wykonującym typowo męską pracę. Tak właśnie nazywał się program: Kobiety niezwykłych profesji. Tatiana zaczęła się wymawiać, tłumacząc, że kobieta na stanowisku śled­czej to całkiem normalne zjawisko i że kobiety stanowią prawie połowę śledczych, więc do programu należy raczej poszukać kobiety zatrudnionej w wydziale kryminalnym, ponieważ pań tam rzeczywiście jak na lekarstwo. Na py­tanie, czy wobec tego może kogoś polecić, Tatiana odpowiedziała bez wahania. Nastia Kamieńska była jedyną zna­ną jej kobietą-oficerem z wydziału kryminalnego. Sprawa skończyła się tym, że Nastia dała się namówić w zamian za obietnicę Tatiany, że ona też weźmie udział w programie. Żadna z nich nie miała ochoty występować na antenie, obie uciekały się do różnych chytrych wykrętów, starając się nie obrazić pracowników telewizji bezpośrednią odmową, ale szefowa programu wykazała się zaciętym uporem, a także niesłychaną przenikliwością i znalazła w końcu sposób, żeby je złamać.

Gdy udzieliły zgody, ustalono termin spotkania na ante­nie i nie mogły się już wymigać, więc Tatiana zaprosiła Nastię na niedzielny obiad, żeby uzgodnić najważniejsze kwestie.

? Skoro dałyśmy się wciągnąć w tę imprezę ? powie­działa ? opracujmy wspólną taktykę. Program idzie na żywo, i co najgorsze, w formie telemostu, więc jeśli nie zajmiemy wspólnego stanowiska, za którym się opowiemy, koncepcja autorów przepadnie. Niepotrzebnie stracimy tylko czas.

? Ta-a-ak ? wycedziła Nastia z zakłopotaniem. ? Tele­most to nie przelewki. Gdyby chodziło jedynie o występ na żywo, można by się nie przejmować. O ile wiem, tele­fony od widzów są teraz niemal zawsze filtrowane, żeby nie marnować czasu na oczywiste głupstwa. Telemostu nie da się jednak całkowicie kontrolować.

Obiad dobiegł końca, Ira sprzątnęła ze stołu i poszła na spacer z rocznym synkiem Tatiany, Griszeńką. Stasow ruszył do sypialni, wymownie szeleszcząc gazetami, a dwie przyszłe bohaterki programu telewizyjnego Kobiety nie­zwykłych profesji usiadły na kanapie, podwijając pod siebie nogi, i zaczęły układać przebiegłe plany odparcia niespodziewanych i niewykluczone, że głupich pytań. Obie były zdania, że nie istnieje podział na męskie i kobiece zawody, są tylko wrodzone predyspozycje, zdolności oraz pewne cechy charakteru, które pozwalają wykonywać określo­ny rodzaj działalności i uniemożliwiają osiąganie sukcesu w innych dziedzinach. Natura rozdaje je ludziom, nie zwa­żając na ich przynależność płciową. Najważniejsze, żeby podsunąć widzom tę myśl i nie pozwolić, by tracono czas na omawianie tematów w rodzaju „Co pani mąż na to, że może pani zostać wezwana nocą do pracy?”.

? Na pytania tego rodzaju odpowiadamy według przyjętego schematu ? zaproponowała Nastia. ? Na przykład: „Mój mąż traktuje to w taki sposób, jakby traktowała to żona, gdyby jej męża? I tak dalej”.

? Zgoda. ? Tatiana kiwnęła głową i poprawiła ciepły pled, który naciągnęła na nogi. ? Musimy unikać dyskusji na temat życia osobistego i dążyć do uogólnień, tak żeby wszyscy wiedzieli, że nie ma konkretnej Nastii detektyw i Tani śledczej, są tylko osoby przyuczone do tej pracy, niezależnie od ich płci.

Iroczka dawno wróciła ze spaceru, dobiegające z sypial­ni chrapanie Stasowa już przed półgodziną zastąpił szelest przewracanych stron gazet, a Nastia z Tatianą wciąż się na­radzały. Zbliżający się występ w telewizji jako taki przestał być tematem ich rozmowy. Obie panie szybko przyjęły role, które w rzeczywistości odgrywały: detektywa i śledczej, i zaczęły opracowywać plan trudnego przesłuchania, kiedy to trzeba przewidzieć wszelkie możliwe sposoby zachowania podejrzanego i przygotować odpowiednie kontruderze­nia. To zajęcie było pasjonujące i znane z pracy, więc nawet nie zauważyły, jak zgęstniał mrok i za oknami zapaliły się latarnie. Przerwały dopiero, gdy zadzwonił Czistiakow.

? Mam na ciebie czekać w domu czy jak? ? zapytał spokojnie.

? To zależy, co rozumiesz pod określeniem „czy jak”? ? natychmiast odparowała Nastia.

? Są dwie możliwości ? odparł rzeczowo profesor mate­matyki. ? Albo zostajesz tam na noc, albo przyjadę po ciebie.

? A jakbyś wolał?

? Jechanie po ciebie nie za bardzo mi się uśmiecha, zno­wu zmarnuję benzynę i nadwyrężę silnik. Poza tym w naszym mieszkaniu panuje straszliwe zimno i nie ma ciepłej wody?

? Wobec tego zostaję.

? W porządku, już jadę. Nastia odłożyła słuchawkę i zerknęła na zegarek.

? Irusiu, mam czterdzieści minut. Mogę liczyć na ku­bek kawy i resztki bułeczek?

CZISTIAKOW

Okazuje się, że życie z poczuciem winy nie jest wpraw­dzie przyjemne, ale możliwe. W końcu czy to on jest wi­nien temu, co się stało? Już dawno należało zrobić remont w mieszkaniu Nastii, więc jedyną rzeczą, którą może sobie zarzucić, jest to, że wcześniej nie wykazał należytego upo­ru. Wtedy byłoby już po sprawie. Dopiero tego lata udało mu się namówić żonę, żeby przymknęła oczy i przemęczyła się parę miesięcy. Znaleźli ekipę, kupili część potrzebnych materiałów, prace ruszyły pełną parą? A potem, siedem­nastego sierpnia, gwałtownie stanęły. I już tydzień później było wiadomo, że odłożonych na remont pieniędzy wystar­czy najwyżej na wykończenie kuchni. Najbardziej irytują­ce było to, że Czistiakow je miał. Jako uczciwy podatnik otworzył konto w Inkombanku, na które przelewano mu honoraria za wydawane za granicą podręczniki i monogra­fie. Ale co z tego? Konta zostały zamrożone, nie można z nich wypłacić ani dolara, ani centa, ani nawet rubla.

I w tym momencie, jak na zawołanie, pojawiło się zapro­szenie do Niemiec na trzy tygodnie ? żeby poprowadzić cykl wykładów. Wynagrodzenie miało być wypłacone w gotówce, więc po krótkiej rodzinnej naradzie postanowili wykorzystać okazję. Pensji żony milicjantki i męża naukowca, otrzymy­wanych od państwa, może nie wystarczyć nawet na życie bez remontu, jako że na początku września ceny straciły poczu­cie rzeczywistości i poszły ostro w górę, zupełnie zapominając o tym, że powinny przynajmniej w minimalnym stopniu odpowiadać sile nabywczej ludności. Wypłacone gotówką honorarium za wykłady pomogłoby im przetrwać parę mie­sięcy, no a później sytuacja jakoś się wyklaruje.

Jednakże państwo po raz kolejny podłożyło obywa­telom nogę. Gdy tylko Czistiakow wyjechał do Niemiec i rozpoczął pierwszy wykład, w kraju ogłoszono, że wszy­scy chętni mogą przenieść swoje oszczędności z banków prywatnych do państwowego Sbierbanku. Że niby dzięki temu odzyskają swoje pieniądze, może nie od razu i nie pełną kwotę, ale przynajmniej jakąś część. Procedura wy­magała, żeby każdy stawił się osobiście i napisał stosowny wniosek. W ten sposób problem rozwiązał się, zanim się pojawił. Czistiakow nie miał wizy wielokrotnego wjazdu, więc gdyby spróbował wyskoczyć do Moskwy na dwa dni, żeby uratować swoje pieniądze, nie zdołałby wrócić do Niemiec, otrzymanie nowej wizy zajęłoby dwa do trzech tygodni. Tymczasem harmonogram wykładów został ogłoszony, z całego świata zjechali się matematycy i nie wypadało ich prosić, żeby pojechali do domu i wrócili za miesiąc, gdy profesor Czistiakow dostanie nową wizę. Czas mijał, termin wyznaczony przez nasze kochane państwo na rozwiązanie osobistych problemów finansowych się kończył, a Aleksiej Michajłowicz stał za katedrą i płynną angielszczyzną? Zanim wrócił do Moskwy, było już za późno, żeby stawić się w banku i złożyć wniosek.

Krótko mówiąc, los oszczędności wciąż pozostawał niejasny, pewne było jedno: pieniędzy nie ma i w najbliż­szym czasie nie będzie. Mieszkanie, przypominające raczej zrujnowane gniazdo niż miejsce do życia, przez długi czas pozostanie w takim stanie, a co się wydarzy po Nowym Roku ? aż strach pomyśleć. Wyglądało na to, że strach ogarnął nie tylko Aleksieja, ale też Nastię. Żadne z mał­żonków nie podejmowało drażliwego tematu, teraz jed­nak, w drodze do domu, Nastia po raz pierwszy zadała pytanie i Czistiakow domyślał się, jaki będzie ciąg dalszy.

?Losza, dużo pieniędzy przelano ci zza granicy do tego cholernego Inkombanku? ?ostrożnie zapytała Nastia, mimo że nigdy przedtem nie wtrącała się w finanse męża.

? Łącznie czterdzieści dwa tysiące, jeśli liczyć w dola­rach.

? I zamierzasz pójść w styczniu do urzędu skarbowego, żeby wszystko zgłosić?

? No a jak to sobie wyobrażasz? ? Czistiakow się uśmiechnął. ? Wolę spać spokojnie.

? I będziemy musieli zapłacić jakieś trzydzieści procent od tej kwoty?

? Mniej więcej.

? A skąd weźmiemy pieniądze na podatek, Losza? To przecież czternaście tysięcy dolarów. Aż mi się w głowie kręci, gdy o tym pomyślę.

Aleksiej kątem oka zauważył, że Nastia się skuliła. Przez cały dzień padał deszcz, droga była mokra, więc odwrócił się do żony, dopiero gdy stanął na światłach.

? Aż tak się tym martwisz? ? zapytał poważnie. Nastia kiwnęła głową w milczeniu i wyjęła papierosa.

? Nie przejmuj się, Asieńko, to jeszcze nie tak prędko. W styczniu zgłoszę dochód, ale podatek od niego trzeba będzie zapłacić do połowy czerwca. Poza tym wiem z ubie­głorocznego doświadczenia, że gdy kwota jest duża, można ją rozłożyć na raty.

? Sądzisz, że do lata oszczędności zostaną odbloko­wane? Nie chce mi się w to wierzyć. ? Nastia pokręciła głową. ? Losza, czy nikt tam na górze nie wie, co się dzie­je? Nie możemy korzystać z pieniędzy, ale musimy płacić podatki. Jak niby mamy je płacić? Z czego?

? Jedno z dwojga. Albo zostanie uruchomiony jakiś mechanizm na taką okoliczność, albo zaczniemy się wyprzedawać. Opchniemy na przykład samochód.

? Dużo za niego nie dostaniemy, jest stary ? zaopo­nowała Nastia. ? Są jeszcze prezenty od ciebie ? kolczyki, naszyjnik, bransoletka ze szmaragdami. Ale to przecież prezenty, dostałam je na urodziny, z okazji rocznicy ślubu? Mam się ich pozbyć? Nie potrafię.

? Nie myśl o najgorszym, Asieńko, musimy jeszcze do­żyć do następnego lata. W rządzie nie siedzą głupcy, nie mogą tego nie rozumieć.

? Nawet jeśli nie głupcy, to na pewno dranie! ? rzuciła w uniesieniu.

Czistiakow po raz kolejny poczuł ukłucie winy. Pie­niędzy odłożonych na remont i kupno nowych mebli wy­starczyłoby akurat na zapłatę tego cholernego podatku, wtedy Aśka nie martwiłaby się i nie zadręczała czarnymi myślami. Boże, mieszkała w tej rozpadającej się kawalerce ponad dziesięć lat, pomieszkałaby jeszcze ze dwa. Kto jed­nak mógł wiedzieć?

Zarówno przed ślubem, jak i po nim, nie mieszkali stale razem. Instytut, w którym pracował Czistiakow, znajdował się pod Moskwą, tam też mieszkali jego rodzice, więc Aleksiej zostawał w Moskwie tylko wtedy, gdy nie musiał chodzić do pracy. Zdarzały się, oczywiście, wyjątki, gdy przez dwa, trzy tygodnie mieszkał z Nastią, codziennie jeżdżąc tam i z po­wrotem do Żukowskiego, ale były to tylko pojedyncze przy­padki. Teraz jednak czuł się w obowiązku towarzyszyć żonie tam, gdzie mieszkanie było praktycznie niemożliwe, inaczej wyglądałoby to tak, jakby wpakował ją w remont, a gdy poja­wiły się kłopoty, uciekł do ciepłego, przytulnego mieszkanka rodziców. Na propozycję przeniesienia się na jakiś czas do rodziców Czistiakowa, Nastia odpowiedziała natychmiasto­wą, ale z góry przewidzianą odmową: „jakiś czas” potrwa nie wiadomo jak długo, a jeździć musiałaby daleko, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że przeważnie późno wraca z pracy.

Teraz musieli chodzić po domu, wysoko podnosząc nogi, żeby nie wpaść na rolki tapet, worki z cementem, puszki farby, opakowania szpachlówki i kartony z płytka­mi. Ze wszystkich ścian zerwano tapety i skuto kafelki, więc widok nie był budujący. Jedynym miejscem, w któ­rym nie ogarniała ich natychmiastowa zgroza, była kuch­nia, udało się bowiem ją wykończyć i zabudować meblami na wymiar. Tam też spędzali cały czas, tylko na noc prze­nosili się do pokoju i za każdym razem było to jak przej­ście Suworowa przez Alpy. Szczupła Nastia dosyć zręcznie przeciskała się pomiędzy stosami materiałów budowla­nych, masywniejszy Czistiakow ledwie pokonywał owe Alpy, nierzadko z okropnym łoskotem przewracając napo­tkane stosy. Najgorsze było to, że dwunastego sierpnia, gdy jak to mówią, nic nie zapowiadało katastrofy, a prezydent pewnym tonem oznajmiał, że trzyma rękę na pulsie i nie dopuści do zapaści? no więc w połowie sierpnia Czistia­kow wpadł na pomysł, żeby zamówić i opłacić włoskie meble wypoczynkowe, które miały być gotowe w ciągu dwóch miesięcy. Termin właśnie minął i teraz, w połowie października, z dnia na dzień mógł się pojawić kolejny problem w postaci dostawy mebli. Skromne Alpy groziły, że zamienią się w Czomolungmę i nieprzebytą dżunglę. Wszystko to razem wzięte powodowało, że Aleksiej Czi­stiakow, lat trzydzieści osiem, czuł się okropnie winny.

OBRAZCOWA

Dla Tatiany występ w telewizji był czymś naturalnym. Nieraz udzielała wywiadów i jako pisarka, autorka popu­larnych kryminałów, i jako śledcza, gdy proszono ją o ko­mentarz do jakiejś głośnej sprawy, nad którą pracowała. Tymczasem Nastia miała się znaleźć przed kamerami po raz pierwszy, więc bardzo się denerwowała.

Charakteryzatorki troskliwie się nimi zajęły i Nastia wyglądała wręcz olśniewająco.

? Aż trudno panią poznać! ? Szefowa programu kla­snęła w ręce na widok Kamieńskiej, gdy ta wstała od stołu do makijażu. ? Gdybym sama pani tutaj nie przyprowa­dziła, uznałabym, że to ktoś inny.

? Cieszę się. ? Nastia się uśmiechnęła. ? Kobiet w wy­dziale kryminalnym jest niewiele, więc to raczej niewska­zane, żeby cały kraj znał ich twarze.
(…)

Aleksandra Marinina „Siódma ofiara”
Tłumaczenie: Aleksandra Stronka
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 544

Opis: Dwie śledcze na tropie seryjnego mordercy! W transmitowanym na żywo programie telewizyjnym „Kobiety niezwykłych profesji” biorą udział dwie rosyjskie śledcze ? Anastazja Kamieńska i Tatiana Obrazcowa. Niedługo po jego emisji na ulice Moskwy pada blady strach. Jedni po drugich zaczynają umierać ubodzy mieszkańcy Moskwy, a obok zwłok tajemniczy morderca zostawia wiadomości, których nie sposób rozszyfrować. Do kogo są adresowane? Tatiany czy Anastazji? I przede wszystkim ? kto będzie następną ofiarą? Anastazja Kamieńska powraca w kolejnej zagadce kryminalnej!

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek