Ludobójcze fantazje XIX-wiecznych pisarzy. Przeczytaj fragment reportażu „Już nie żyjesz. Historia bombardowań” Svena Lindqvista

28 kwietnia 2023

„Już nie żyjesz. Historia bombardowań” to najbardziej znana – obok „Wytępić całe to bydło” – książka cenionego szwedzkiego reportażysty Svena Lindqvista i zarazem śmiałe literackie i historyczne spojrzenie na zagadnienie wojny oraz przemocy. Autor stworzył pasjonującą opowieść o przeszłości i przyszłości ludzkich konfliktów, komponując ją na wzór labiryntu z dwudziestoma dwoma wejściami i bez żadnego wyjścia. Książka składa się z czterystu krótkich rozdziałów. Podobnie jak w przypadku „Gry w klasy” Cortázara reportaż można czytać tradycyjnie od początku do końca lub podążając za strzałkami, zagłębiając się w sieć podobną do hipertekstu. Jeden z wątków, opisujący, jak na długo przez wykonaniem pierwszego bombardowania XIX-wieczni pisarze w swoich utworach fantazjowali o mordowaniu całych narodów i ras, prezentujemy wam poniżej. Książka „Już nie żyjesz. Historia bombardowań” ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B.

3 Historia przyszłości
1880-1910

Dzień dobry! Nazywam się Meister. Profesor Meister. Wykładam historię przyszłości w książce Three Hundred Years Hence [Za trzysta lat od teraz] Williama D. Haya. W 1881 roku, gdy powieść się ukazała, wyprzedzałem ówczesnych czytelników o trzysta lat. Dziś społeczeństwo Zjednoczonych Ludzi, w którym żyję, stało się nam wszystkim o wiele bliższe, jednak moja pozycja narratora pozostała właściwie niezmieniona. Opowiadam o waszej przyszłości, będącej dla mnie historią. Wiem, co się wam przydarzy, ponieważ z mojej perspektywy to się już stało.
►46

46
1880

Profesor Meister twierdzi, że największa różnica między rokiem 1880 a 2180 polega na tym, iż znacznie zwiększyła się liczba ludzi zamieszkujących Ziemię. Wzrost ten bynajmniej nie był wyrównany. Niektóre rasy, na przykład Polinezyjczycy i rdzenne plemiona w Australii z nieznanych powodów wymarły. Inne ludy, choćby Hindusi i Malezyjczycy, przetrwały jako podklasa w świecie skolonizowanym przez białych, choć z czasem również one stały się nieliczne i w końcu zniknęły. Nie wiadomo, jak to możliwe, że przepadła tak liczna grupa jak Hindusi.

Przyrost ludności nastąpił głównie pośród narodów białych, które utworzyły społeczność „Zjednoczonych Ludzi”. Dominowali w niej Anglicy, Amerykanie, Niemcy i Słowianie, stanowiąc łącznie więcej niż połowę mieszkańców Ziemi.

Poza strefą panowania białych znajdowały się cesarstwo chińskie oraz czarna Afryka. Gdy liczba ludzi na Ziemi dobiła do dwudziestu trzech miliardów, stało się jasne, że produkcja żywności nie nadąży za kolejnym dwukrotnym wzrostem populacji. Zwłaszcza przedstawiciele ras żółtej i czarnej okazali się wyjątkowo, wręcz zatrważająco płodni i dotychczasowa idea braterstwa wszystkich ludzi zaczęła trzeszczeć w szwach.

Rasy podległe białym stopniowo zniżały się w ich oczach do poziomu zwierząt. Osiągnięto więc porozumienie, że ich przedstawiciele posiadają rozum innego, gorszego rodzaju niż rozum białego człowieka oraz że mają ograniczone możliwości rozwoju intelektualnego. Słynna chińska kultura przy bliższym oglądzie okazała się jedynie wyrafinowaną formą barbarzyństwa, nie była też zdolna do zasymilowania się z wyższą cywilizacją społeczności Zjednoczonych Ludzi.

Japończyków, nieco pochopnie, przyjęto do jej grona, okazało się jednak, że zachodnia cywilizacja była dla nich niczym więcej jak politurą. Podobnie jak małpa, która nauczy się władać mieczem, lecz nigdy nie opanuje sztuki czytania i pisania, Japończycy posiedli umiejętność posługiwania się zachodnią bronią, nie byli jednak w stanie przyswoić wiedzy, dzięki której owa broń powstała.

Gdy już pojawiły się te wątpliwości i zaczęto o nich dyskutować, nastąpiła nagła i gwałtowna zmiana opinii ogółu. Z gwaru podniosły się krzyki nawołujące do działania: „Na co czekamy? Po prostu przejmijmy te kraje! Niech podporządkowani ustąpią miejsca tym, którzy są wyżej w hierarchii! Nie ma innego wyjścia. Zabić czarnych! Śmierć Chińczykom!”.

I co się wydarzyło? Cóż, Japończycy wszczęli wojnę, która rozprzestrzeniła się na całym kontynencie azjatyckim i doprowadziła do wymordowania skośnookich. Zmrużcie powieki i wyobraźcie sobie floty statków powietrznych zwanych lucogenostatami zbliżające się do wybrzeży Chin. Teraz płyną już nad krajami innych ras skazanych na zagładę. Spójrzmy na desperackie próby żółtych, by marnymi siłami przeciwstawić się przewadze białych. Mongolska flota powietrzna poddaje się cichym, wręcz zatroskanym białym katom wykonującym wyrok wydany przez los.

Walka zakończyła się niemal w tej samej chwili, w której się zaczęła. Biali mściciele płyną dalej, cisi i napawający przerażeniem. Z ich statków powietrznych „spada deszcz unicestwiający wszystko co oddycha, deszcz tępiący rasę pozbawioną nadziei”.

Cóż można więcej powiedzieć? Zagłada milionów istnień, które postrzegano kiedyś jako równe rozumnemu człowiekowi jest rzecz jasna czymś godnym pożałowania. Dlatego też, gdy spoglądamy wstecz na żółtą rasę, nasza pogarda miesza się ze współczuciem. Jednak jeszcze bardziej zadziwia nas fakt, iż owe antropoidalne zwierzęta uważano niegdyś za liczących się członków ludzkiej rodziny.

Gdy już wytępiono Chińczyków, na usta wszystkich trafił temat Afrykańczyków. Chcąc uniknąć pozbawiania ich życia, zaczęto się zastanawiać nad sposobem powstrzymania ich przed rozmnażaniem. Lecz po tym, jak sprawa wyszła na jaw, doszło do powstań przeciwko białym i sprawy potoczyły się inaczej. Reprezentanci społeczności Zjednoczonych Ludzi uznali, że konieczna jest również całkowita eliminacja rasy czarnej.

Decyzję parlamentu szybko wcielono w życie za pomocą dostępnej zachodniej cywilizacji broni oraz samolotów, na pokładach których ją umieszczono. W realizacji niechcianego, lecz nieuchronnego zadania wzięła udział większość krajów, oddając do dyspozycji swoje samoloty, ludzi i wyposażenie. Wkrótce czarny człowiek przestał istnieć.

Kilka milionów przedstawicieli ras czarnej i żółtej wiodło żywot w granicach krajów należących do społeczności Zjednoczonych Ludzi. Darowano im życie, wprowadzono jednak niezawodne środki uniemożliwiające im posiadanie potomstwa. Dziś od Wielkiej Zagłady minęło już pięćdziesiąt lat i nawet oni, uprzywilejowani, którym pozwolono dalej żyć, należą już do przeszłości. Po podporządkowanych rasach pozostało jedynie wspomnienie.

Kraje zamieszkałe niegdyś przez wytępione rasy zaludniają obecnie biali imigranci. „Oblicze Afryki zostało odmienione jak we śnie…” Dziś cały świat należy do społeczności Zjednoczonych Ludzi .
►55

55
1898

W książce z 1898 roku autorstwa Samuela W. Odella, zatytułowanej The Last War, or The Triumph of the English Tongue [Ostatnia wojna lub tryumf angielskiej mowy], historię przyszłości wykłada inny profesor. Żyje on w roku 2600, kiedy Stany Zjednoczone mają sto osiemdziesiąt pięć stanów i wchodzą w skład obejmującej cały świat federacji narodów posługujących się angielską mową, które dawno pozbyły się tak nieznaczących języków jak francuski, niemiecki czy włoski.

„U zarania historii istniały różne rasy – tłumaczy profesor – lecz teraz Chińczycy, Malezyjczycy i czarnoskórzy ugięli kolana przed swymi białymi braćmi  i albo wygięli, albo w akcie łaski pozwolono im trwać. Biała rasa rozprzestrzeniła się po całym świecie. Niektórzy zdobywcy dają się ściągnąć na niższy szczebel, mieszając się ze zwyciężonymi. Nie dotyczy to jednak narodów władających angielską mową. One nie przyjęły zła, lecz je wytępiły”.

Przemoc, jakiej Europejczycy dopuszczali się przez jakiś czas w swoich koloniach, wyszła światu na dobre. Czasem okazywała się niepotrzebna – czarnoskórzy zamieszkujący Stany Zjednoczone już w 1950 roku wyemigrowali do Afryki, by pokojowo i bez sprzeciwów osiedlić się w Sudanie.

Zachodnie kraje zacieśniły współpracę w kontrze do Rosji. Lecz gdy były już bliskie osiągnięcia „ludzkiej doskonałości”, przepaść rozwarła się na dobre i wojna okazała się nieunikniona – wojna, której jedynym zakończeniem mogło być całkowite wyeliminowanie zła. Liczącą tysiąc pięćset samolotów flotę powietrzną aliantów uzbrojono w bomby o wyjątkowo dużej sile rażenia i substancję podobną do napalmu – „ogień, którego nie dawało się ugasić”.

Dziewięć milionów trupów później zwycięstwo jest już pewne i rozpoczyna się okupacja, która nauczy Europę Wschodnią oraz Azję Wschodnią, co oznacza prawdziwa wolność i cywilizacja. Na początek zakazuje się używania rodzimych języków i na wszystkich zdobytych terenach zaczyna obowiązywać mowa angielska. Wszelkie ziemie niezarezerwowane uprzednio dla rdzennych mieszkańców zostają przekazane imigrantom z cywilizowanego świata. Koloniści stają się „siłą porządkową dla nieokrzesanych i dzikich autochtonów i mają dobroczynny wpływ na ich pogrążone w mroku umysły”.

W 2600 roku, po trzydziestu pięciu latach takiego wychowania, nareszcie mogą powstać Stany Zjednoczone Świata, obejmujące wszystkie kraje i wszystkich ludzi. „Spełnił się odwieczny sen i pośród ludzi w końcu zapanował wieczny pokój”.

56
1898

W powieści Armageddon Stanleya Waterloo (1898) anglosaski alians zostaje zmuszony do wyeliminowania sporej liczby podległych ras, przede wszystkim Słowian – „ciemnych, bezwolnych milionów pogrążonych w beznadziejnej biedzie, obcych pod względem rasy, języka i religii”. Zwycięstwo zapewnia pewien amerykański geniusz, którego wynalazek transportowany przy pomocy samolotów sprawia, że „walka przeciwko niemu staje się samobójstwem”.

„Aby zapewnić światu pokój, narody sprawujące kontrolę muszą dysponować bronią tak potężną, by nie mogła być w żaden sposób zakwestionowana… Kiedy wojna oznacza bezwzględną śmierć dla wszystkich lub miażdżącej większości tych, którzy próbują w niej uczestniczyć, wówczas może zapanować pokój”.

57
1898

Czy to jednak pewne? Czy superbroń nie budzi raczej pokusy, by najpierw zaatakować?

Akcja powieści Edison’s Conquest of Mars [Edison podbija Marsa], napisanej w 1898 roku przez Garretta P. Servissa, zaczyna się tam, gdzie kończy się Wojna światów (1897) Herberta George’a Wellsa. Edison buduje samolot mogący podróżować przez kosmos oraz broń – the disintegrator – dezintegrujący każdą inną broń do najmniejszych cząstek. Po cóż więc czekać na następny atak z Marsa? Dlaczegóż samemu nie przejąć planety lub, jeśli zajdzie potrzeba, zniszczyć ją i wyeliminować grożące Ziemi niebezpieczeństwo?

Aby odeprzeć atak, Marsjanie gromadzą flotę liczącą tysiąc statków kosmicznych, nie mają jednak szans w starciu z Edisonem i jego bronią. „To było jak strzelanie go kaczek. Byli całkowicie zdani na naszą łaskę i niełaskę. Setki statków kosmicznych rozpadło się w drzazgi i runęło do wrzącej wody”. Dowódca wojsk przedstawia sprawę tak:

„– Jesteśmy gotowi na przeprowadzenie eksterminacji i wyeliminowanie każdej pojedynczej istoty żyjącej w waszym świecie.

– Nie możemy ich wymordować z zimną krwią” – protestuje Edison.

Mimo wszystko tak się dzieje – ziemscy najeźdźcy wysadzają tamy. Kiedy ludzie Edisona widzą Marsjan walczących o życie pod naporem fal, zamierają z przerażenia. „Nie zdawaliśmy sobie sprawy, ile ofiar pociągnie za sobą nasze postępowanie. Mieliśmy świadomość, że wiele z nich było niewinnych… Patrzenie na ich śmierć było koszmarnym doświadczeniem. Pożałowaliśmy naszego czynu i zalała nas fala współczucia. Pragnęliśmy pomóc naszym wrogom, lecz było już za późno”.

„W potopie zginęło prawdopodobnie więcej niż dziewięć dziesiątych mieszkańców Marsa. Nawet jeśli reszcie udało się przeżyć, miną setki lat, nim uda im się odbudować na tyle, by znów mogli nam zagrozić”.

A zatem wojna prewencyjna przyniosła oczekiwany skutek. Z sercem pełnym szlachetnych uczuć Edison wraca na Ziemię w glorii i chwale, witany jak wybawiciel.
►59

59
1900

W debiutanckiej powieści The Struggle for Empire [Walka o imperium] Roberta W. Colesa z 1900 roku anglosaskie panowanie nad światem osiągnęło punkt kulminacyjny – Londyn stał się nie tylko centrum świata i Układu Słonecznego, lecz również stolicą Wszechświata. Na początku roku 1900 doszło do zjednoczenia Anglii i Stanów Zjednoczonych, a następnie do porozumienia z germańskimi krajami w Europie. Francuzi, Włosi i inne narody żyjące w basenie Morza Śródziemnego szybko i sprawnie wymarły, a ich ziemie wcielono do unii. Rosja i Turcja zostały znacząco zredukowane i straciły na znaczeniu. Anglosaska rasa szybko wchłonęła pozostałe i zdominowała cały świat.

Decydującym czynnikiem rozwoju było wynalezienie statków kosmicznych przezwyciężających grawitację. Cały Układ Słoneczny został skolonizowany, a w roku 2236 większość planet jest zamieszkała w takim samym stopniu jak Ziemia.

Ludzkość podzieliła się z czasem na dwie klasy – uzdolnioną i trzymającą władzę oraz ciemną, zdegradowaną do roli niewolników. Ambicje tej pierwszej rosną nieprzerwanie. Panowanie nad jakąś prowincją czy krajem nie jest już niczym nadzwyczajnym. Każdy chce posiadać na własność planetę, swój układ słoneczny, swój własny wszechświat.

Anglosasi konstruują więc kosmiczne okręty wojenne wyposażone w śmiercionośną broń, a następnie wyruszają w kosmos, by podbijać i rabować. Dopuszczają się licznych zbrodni, które nigdy nie wychodzą na jaw. Niestrudzeni naukowcy budują coraz większe statki i ludzkość zapędza się w coraz odleglejsze gwiezdne otchłanie. W końcu napotyka na godnego przeciwnika, który rozwinął równie zaawansowaną jak ziemska cywilizację – Sirian z planety Kairet.

Wojna jest nieunikniona. Sirianie bombardują Londyn, lecz miastu udaje się przetrwać dzięki wynalazkowi, który sprawia, że siriańskie statki zostają unieszkodliwione i spadają na ziemię. Anglosasi okrutnie się mszczą. Obracają stolicę Sirian w pył, a gdy ich rząd wciąż nie chce się poddać, niszczą kolejne miasta, aż w końcu Sirianie bezwarunkowo kapitulują.

Londyn na powrót zostaje stolicą Wszechświata.

60

Azjatycki geniusz i czarny charakter doktor Yen How ślini się z żądzy do pewnej Brytyjki. Gdy jego zaloty zostają odrzucone, postanawia w zemście wytępić całą białą rasę. Przejęcie władzy w Chinach i doprowadzenie wskutek manipulacji do wojny między największymi potęgami w Europie to dla niego pestka. Później zwraca się do Japończyków:

„Wyobraźcie sobie świat za pięćset albo tysiąc lat. Co widzicie? Biały i żółty człowiek walczą ze sobą o władzę na śmierć i życie. Biały i żółty, żaden inny. Czarny jest niewolnikiem obu, a brązowy się nie liczy. Liczą się tylko ci dwaj. Któregoś dnia stają twarzą w twarz i mówią: 'Jeden z nas musi zniknąć’, i jak myślicie, kto wtedy wygra? Już dziś biali mogą wystrzelać za jednym zamachem setki Japończyków, a wkrótce będą mogli zabijać miliony. I właśnie dlatego – ciągnie Yen How – trzeba skorzystać z okazji i wziąć z zaskoczenia niczego niespodziewającą się Europę”.

W powieści The Yellow Danger [Żółte zagrożenie] z 1898 roku autorstwa Matthew Phippsa Shiela kontynent europejski zalewa fala czterystu milionów Chińczyków rozpłatujących brzuch każdemu, kto stanie im na drodze. Makabrycznego charakteru przydają owej krwawej łaźni opisy chińskich kobiet, które w dzikim szale, spragnione posoki, zaspokajają swoje zbrodnicze rządze, a potem, wycieńczone, zasypiają na stertach ciał.

Ten sam los czeka Anglię. Być może flota da radę utrzymać Chińczyków z dala od wybrzeży, lecz Anglikom nie uśmiecha się wizja dwudziestu milionów cuchnących ciał Azjatów unoszących się na wodach kanału La Manche przez kilka najbliższych lat. Hardy, główny bohater powieści, znajduje inne rozwiązanie.

Wybiera stu pięćdziesięciu Chińczyków, robi każdemu zastrzyk w ramię i odsyła ich do współbraci. Wkrótce na ich policzkach pojawia się czarna plamka, a na usta występuje czarna piana. W ten oto sposób zaraza szybko uwalnia Europę od żółtych intruzów.

Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Wyeliminowanie Chińczyków to żadna strata, bo ich mroczne i okrutne zamiary nie mieściły się w głowach nawet najniżej upadłych Europejczyków. Ich kontynent przypada w udziale Anglikom, Wielka Brytania przejmuje władzę nad światem, a nazwy takie jak Niemcy, Francja czy Rosja odgrywają już wyłącznie rolę adresów. Bycie człowiekiem oznacza bycie Anglikiem.
►72

72

Jedna z ostatnich noweli Jacka Londona, wydana w 1910 roku, nosi tytuł Niebywała inwazja. Mniej więcej w roku 1970 świat uświadamia sobie z przerażeniem, że Chiny zamieszkuje ponad pół miliarda obywateli. Ten „odrażający ocean życia” zalał już całe Indochiny i napiera na północną granicę Indii. Wygląda na to, że nic nie jest w stanie zatrzymać tej ogromnej ludzkiej fali.

Jednak amerykański uczony nazwiskiem Jacobus Laningdale wpada na pewien pomysł. Pewnego wrześniowego dnia, gdy ulice Pekinu jak zawsze pełne są „rozgdakanych Chińczyków”, na niebie pojawia się ciemny punkt. Ów punkt bardzo szybko rośnie i wkrótce okazuje się, że to samolot. Zrzuca na miasto kilka kruchych szklanych rurek, które nie eksplodują, lecz tylko rozpryskują się o dachy i bruk. Mimo to po sześciu tygodniach cała jedenastomilionowa populacja Pekinu jest już martwa. Nikomu nie udało się umknąć przed skumulowanym działaniem czarnej ospy, żółtej febry, cholery i dżumy. Szklane rurki zrzucone na Chiny zawierały bakterie, mikroby i inne zarazki wywołujące te choroby.

Chińczycy szukają ratunku poza granicami kraju, lecz tam czekają na nich armie Świata Zachodu. Dochodzi do potwornej rzezi uciekających mas. Co jakiś czas wojska muszą odstępować i cofać się na bezpieczną odległość, by nie zarazić się od ohydnych zwałów martwych ciał.

Dla owych milionów, które całkiem straciły zdolność do zorganizowania się i wszelkiego działania nie ma już żadnej nadziei. Czeka je nieuchronna śmierć. Nowoczesne machiny wojenne trzymają przerażonych Chińczyków w szachu, czekając, aż zaraza zrobi swoje. Chiny stają się piekłem na ziemi, miliony zwłok zalegają na ulicach, szerzy się mord, kanibalizm i obłęd.

Ekspedycje wysłane tam w lutym następnego roku odnajdują stada dzikich psów i nieliczne bandy grasantów. Wszelkie niedobitki zostają natychmiast wyeliminowane, a ziemia poddana dezynfekcji. Z całego świata napływają nowi osadnicy. Nastaje era postępu i pokoju, rozkwitają nauka i sztuka.

73

Fantazje Haya, Odella, Waterloo, Servissa, Cole’a, Shielda, Londona oraz wielu innych pisarzy końca XIX wieku, krążące wokół mordowania całych narodów i ras, były już gotowe i cierpliwie czekały na pojawianie się pierwszego samolotu. Marzenie o tym, by móc rozwiązywać problemy poprzez masowe zabijanie z powietrza pojawiło się na długo przed tym, nim na ziemię spadła pierwsza bomba zrzucona z nieba.
►4

Sven Lindqvist „Już nie żyjesz. Historia bombardowań”
Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 384

Opis: Pierwszego listopada 1911 roku porucznik Giulio Gavotti wychylił się z kokpitu prymitywnego samolotu nad północnoafrykańską oazą Tagiura i rzucił granat ręczny Haasen. Tak narodziła się jedna z najbardziej niszczycielskich taktyk wojennych XX wieku – bombardowanie. Sven Lindqvist w pasjonującym reportażu „Już nie żyjesz. Historia bombardowań” przedstawia historię wojny prowadzonej z powietrza oraz pokazuje wymiar kulturowy i polityczny jej niszczycielskich skutków.

Autor prowadzi czytelnika po wydarzeniach ostatniego wieku, łącząc totalną II wojnę światową, wojnę koreańską i wojnę w Wietnamie z wojną kolonialną sprzed wieków, i niczym Julio Cortázar w „Grze klasy” pozwala mu poznawać je chronologicznie lub tematycznie w zależności od sposobu czytania – według klucza lub w kolejności rozdziałów. W ten sposób Lindqvist tworzy labirynt wydarzeń, który ilustruje ludobójcze fantazje leżące u podstaw zniszczeń spowodowanych bombardowaniami.

Badając różnorodne tematy, takie jak historia wojskowości i strategia, ewolucja prawa międzynarodowego, fantastyka naukowa z przełomu wieków i doświadczenia cywilów, Lindqvist stworzył bogatą opowieść o przeszłości i przyszłości ludzkich konfliktów od której nie sposób się oderwać do ostatniej strony.


Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek