Londyńskie życie nocne szalonych lat 20. w powieści „Świątynie rozrywki” Kate Atkinson. Przeczytaj fragment książki

18 lipca 2024

Kate Atkinson, brytyjska pisarka znana polskim czytelnikom m.in. z powieści „Jej wszystkie życia” i serii o prywatnym detektywie Jacksonie Brodiem, w swojej nowej powieści zabiera nas w sam środek londyńskiego życia nocnego szalonych lat 20. ubiegłego wieku. „Świątynie rozrywki” to mocna mieszanka kryminału, romansu i satyry, w której centrum znajduje się osławiona właścicielka klubu Ametyst, Nellie Coker, która po wyjściu z więzienia pragnie odzyskać swoją pozycję. Obracając się wśród polityków i gangsterów, stara się ochronić swoją rodzinę przed niebezpieczeństwami miasta. A o tym, że niebezpieczeństw nie brakuje, wie inspektor Frobisher, który podążając tropem prowadzonej sprawy, trafia do jednej z pracownic Nellie. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Echa, a poniżej przeczytacie jej fragment.

Frobisher w okowach

Przypadek jedynie sprawił, że Gwendolen Kelling zastała go wczoraj przy Bow Street, gdzie pogrążony w rozmyślaniach tkwił przy swoim biurku. Frobisher z zasady spędzał w biurze jak najmniej czasu; zdecydowanie wolał przebywać w terenie. Człowiek za biurkiem niczego nie widział, podczas gdy człowiek na ulicy dostrzegał bardzo dużo, zwłaszcza gdy był podejrzliwy. Najszczęśliwsze chwile w policyjnej karierze Frobishera przypadały na okres, gdy jako młody posterunkowy patrolował w mundurze ulice, zdzierając skórzane podeszwy swoich ciężkich buciorów. Pełnił też służbę w tłumie na pogrzebie starej królowej i podczas koronacji nowego króla, a potem kolejnego.

Poznał Londyn od najlepszej strony, ale od wojny stolica podupadła. O tempora! O mores! W trakcie pokoju wszyscy jakby oszaleli; czasami nadinspektor zastanawiał się, czy nie zwiastuje to rychłego kresu zachodniej cywilizacji; przypuszczał jednak, że o końcu cywilizacji mówi się od epoki Babilonu, a nawet Tutanchamona. Co bardziej przesądni szeptali o klątwie związanej z otwarciem grobowca młodego faraona – uważano, że jej skutki dają się już zauważyć w całej stolicy. Frobisher odrzucał to irracjonalne rozumowanie, choć naturalnie był tak samo podekscytowany odkryciem grobowca jak inni. („Co za wspaniałości!”) Wykupił nawet prenumeratę „National Geographic” tylko po to, żeby…

Rozległo się energiczne pukanie do drzwi, po czym zabrzmiało:

– Panie nadinspektorze?

– Słucham, panno…?

– Gwendolen. Gwendolen Kelling. Przychodzę z polecenia pana Ingrama. Ktoś mu powiedział, że znajdzie pana w Scotland Yardzie, jednak nie zdołał się tam z panem skontaktować.

– To dlatego, że już mnie tam nie ma. Teraz jestem tutaj. – Czy naprawdę skierowanie tego pana Ingrama do właściwego posterunku na Bow Street przekraczało możliwości Scotland Yardu? (Odpowiedź na to pytanie najprawdopodobniej brzmiała: „owszem”).

– No cóż, skoro już udało mi się pana znaleźć, najlepiej od razu przejdę do rzeczy, dobrze?

– Bardzo proszę. Ale niech pani najpierw spocznie, panno Kelling.

– Rzecz w tym – powiedziała, siadając na krześle naprzeciwko niego – że szukam dwóch dziewcząt, Fredy Murgatroyd i Florence Ingram. Obie mają po czternaście lat, w zasadzie to jeszcze dzieci, szczególnie Florence – podobno jest dość niedojrzała, pewnie przez tę szkołę przyklasztorną. Obawiam się, że to Freda namówiła Florence na wspólną ucieczkę do Londynu.

– A pani jest jej… ciotką? – zapytał Frobisher, dodając pospiesznie, na wypadek, gdyby „ciotka” została źle odebrana: – Czy może siostrą? – Zgadywał, że panna Kelling ma około trzydziestki, wystarczająco dużo, aby być czyjąś ciotką, chociaż z reguły łatwiej było mu ocenić wiek konia niż kobiety. Od czasu do czasu nadal zdarzało mu się jeździć konno po Epping Forest. Wolał siedzieć na końskim grzbiecie niż za kierownicą austina seven, wiedział jednak, że wkrótce koń stanie się przeżytkiem.

– Nie – odparła, wyrywając go z zamyślenia. – Przyjaźnię się z siostrą Fredy. Ich ojciec zmarł, z matki nie ma większego pożytku, obawiam się, zaś Cissy – siostra Fredy, a właściwie jej siostra przyrodnia – ma małe dzieci. Ja natomiast nie mam nikogo na utrzymaniu, poza tym wzięłam urlop w pracy, pracuję w bibliotece, słowem, jestem wolna jak ptak! Dlatego zgłosiłam się na ochotnika i przyjechałam do Londynu, żeby je odszukać.

Frobisher z trudem nadążał za tym potokiem informacji. Panna Kelling mówiła bardzo szybko, zdawała się też tryskać energią i wesołością, z czym rzadko spotykał się w swoim biurze. Zbiło go to z tropu.

– Ma pani może fotografię którejś z dziewcząt? – spytał.

– No tak – jęknęła i plasnęła dłonią w czoło. (Jak na bibliotekarkę była dość żywiołowa; niemalże włoski temperament. „Bibliotekarka” kojarzyła mu się dotychczas ze starą panną o cierpkim usposobieniu, a nie z ekspresyjną istotą, jaką miał przed sobą). – Idiotka ze mnie, że o tym nie pomyślałam! – zawołała. – Poproszę Cissy, żeby przysłała mi jakieś zdjęcie Fredy poranną pocztą. Jestem pewna, że uda jej się zdobyć także fotografię Florence. Jej rodzice są zdesperowani, obawiam się jednak, że matka Fredy była raczej zadowolona, że się jej pozbyła.

– Czy dziewczęta są w stanie same się o siebie zatroszczyć?

– Jak już wspomniałam, Florence jest dość niedojrzała jak na swój wiek.

– A Freda?

– Wręcz przeciwnie, niestety. Mam liścik, który zostawiła matce, ale nie sądzę, aby na cokolwiek się panu przydał. – Wyjęła z torebki wygnieciony różowy świstek i położyła na biurku.

– „Kochana mamo – odczytał na głos Frobisher. – Uciekłam do Londynu szukać…” Co to za słowo, panno Kelling?

– „Szczęścia”.

– „Szukać szczęścia. Chcę zostać tancerką i występować na scenie. Kiedy znowu o mnie usłyszysz, będę już…”?

– „Sławna”. Freda ma koszmarny charakter pisma. Po „sławna” jest wykrzyknik – dodała. – Odnoszę wrażenie, że sława jest dla pana czymś bardzo banalnym, nadinspektorze. To słowo zdaje się wymagać większej emfazy.

Frobisher zignorował jej uwagę. Uznał, że tak będzie najbezpieczniej; nigdy nie był pewien, jak zareagować na kpiny, choćby najbardziej niewinne, a już na pewno te padające z ust kobiety. Nie wiedział też, jak przydawać emfazy słowom. Ani gestom, skoro już o tym mowa. Niewzruszony pochylił się nad różowym karteluszkiem, który spryskano jakimś nieprzyjemnym zapachem. („Według mnie to pelargonia pachnąca” – podsunęła panna Kelling).

– „Będę już sławna. Nie musisz się o mnie martwić. Z poważaniem, twoja córka, Freda”.

Liścik był lepszy niż jego brak, uznał. Dziewczęta, które nie pisały listów pożegnalnych, pewnego dnia wychodziły z domu i po prostu rozpływały się w powietrzu. Te, które zadawały sobie trud skreślenia kilku słów, przynajmniej zostawiały po sobie jakiś ślad. Miały w tym zwykle jakiś cel.

– „Szukać szczęścia” – mruknął zamyślony, oddając różową kartkę pannie Kelling. Pomyślał, że mógłby wysłać posterunkowego do którejś ze szkół tańca – w takich miejscach najłatwiej było znaleźć dziewczęta, które „szukały szczęścia” na scenie.

Powiedział pannie Kelling, że w Londynie tancerki to istny przemysł:

– Taki jak stal albo węgiel, obawiam się.

W rewirze Frobishera funkcjonowały niezliczone szkoły tańca. Większość dziewcząt, które je „ukończyły”, nie miała żadnych szans na pracę w teatrze i zdobycie sławy, o której marzyły. Zamiast tego trafiały do nocnych klubów albo były wywożone za granicę, aby tam tańczyć, i często przepadały bez wieści. Niektóre, rzecz jasna, kończyły na ulicy. Albo na brzegu Tamizy – woda wyrzucała ich ciała w Wapping i Deptford. Albo przy Tower Bridge. Nie wspomniał o tym jednak pannie Kelling.

– Co właściwie robią takie dziewczyny w nocnych klubach? – zapytała. – Jestem z Yorku – wyjaśniła. – Nawet nie wiem, czy mamy tam jakieś nocne kluby.

– Płaci się im, żeby tańczyły z klientami – wyjaśnił Frobisher. – Są nazywane „fordanserkami”.

– To brzmi jak…

– W rzeczy samej. Najgorszą sławą cieszą się kluby należące do Nellie Coker. Dziewczęta zdają się zapadać tam pod ziemię. Mówi się o nich „swawolne panny” pani Coker. Może to pani dowolnie zinterpretować.

Naraz przyszła mu do głowy pewna myśl.

– Panno Kelling, chyba mam dla pani propozycję…
 
 
– Inwigilacja, panie nadinspektorze?

– Cóż, nie wiem, czy użyłbym akurat tego słowa, wydaje się nieco na wyrost. „Rekonesans” byłby chyba trafniejszym określeniem. Chodzi tylko o jeden wieczór, panno Kelling. W Ametyście, największym klubie Nellie Coker. Można powiedzieć, że to jej główne stanowisko dowodzenia. Obecnie na Bow Street nie mamy do dyspozycji żadnej policjantki. Potrzebuję kogoś, kto zanadto nie wyróżniałby się w takim miejscu.

– Zanadto?

– Przez jeden wieczór byłaby pani moimi oczami i uszami. Poinformowałaby mnie pani o wszystkim, co wyda się pani podejrzane. Kto wie, może nawet wypatrzy pani którąś z tych zaginionych dziewcząt.

Panna Kelling nawet się nie zawahała.

– Czemu nie? Zgoda. Pójdziemy tam razem?

– Razem? – zaniepokoił się nadinspektor i odparł pospiesznie: – Nie ma takiej potrzeby. Oddeleguję kogoś, żeby pani towarzyszył. Muszę jednak panią ostrzec, panno Kelling: ten klub to siedlisko wszelkiej nieprawości. Może być pani świadkiem zachowań, które okażą się dla pani szokujące.

– Podczas wojny byłam pielęgniarką, panie nadinspektorze. Wątpię, aby coś jeszcze zdołało mnie zaszokować. Czy mam przybrać fałszywe nazwisko, pseudonim?

Nie spodziewał się, że będzie aż taka chętna.

– To nie będzie konieczne, panno Kelling. Musi pani zachować ostrożność. Łatwo jest dać się omotać tym ludziom. – Zawahał się, po czym rzekł: – Jeśli ma pani ochotę, głowa rodu Cokerów, Nellie Coker, zwana Królową Nocy, ma zostać nazajutrz zwolniona z więzienia Holloway. Może wybierze się pani ze mną obejrzeć to widowisko?

– To będzie jakieś widowisko?

– Z pewnością.
(…)

Kate Atkinson „Świątynie rozrywki”
Tłumaczenie: Aleksandra Wolnicka
Wydawnictwo: Echa
Liczba stron: 560

Opis: Błyskotliwa historia rozgrywająca się w międzywojennym Londynie. Wciągająca niczym mroczny półświatek, o którym opowiada. Jest rok 1926, Wielka Brytania wciąż liże rany po I wojnie światowej, a w jej stolicy kwitnie szalone życie nocne. W klubach Soho członkowie Izby Lordów bawią się z początkującymi aktorkami, zagranicznymi dygnitarzami i gangsterami, a fordanserki inkasują szylinga za taniec.

Nellie Coker w pełni zapracowała sobie na złą sławę królowej pełnego blichtru londyńskiego półświatka. To bezwzględna, a zarazem ambitna matka sześciorga dzieci, która marzy o awansie społecznym dla swego potomstwa. Sukces przysparza jej jednak wrogów i imperium Nellie musi się zmierzyć zarówno z zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi zagrożeniami.

Rozbrzmiewające muzyką i gwarem świątynie rozrywki w Soho kryją mroczne tajemnice, a w podziemnym labiryncie zbrodni łatwo się zagubić…


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek