Jak Paweł Dunin-Wąsowicz nie odkrył Doroty Masłowskiej, Agnieszki Drotkiewicz i Jakuba Żulczyka. Fragment książki „Dzika biblioteka”

14 listopada 2017


Choć Paweł Dunin-Wąsowicz powszechnie uważany jest za odkrywcę Doroty Masłowskiej, Agnieszki Drotkiewicz i Jakuba Żulczyka, w rzeczywistości nie był tym pierwszym, który miał możliwość dostrzec talent przyszłych pisarek i pisarzy. W opublikowanej właśnie przez wydawnictwo Iskry literackiej autobiografii „Dzika biblioteka” wydawca i redaktor naczelny „Lampy” pisze m.in. o kulisach prowadzonej działalności oraz tytułach, które opublikował i które z różnych przyczyn odrzucił. Polecamy fragment książki.

To nie ja odkryłem Dorotę Masłowską, tylko Tomasz Jastrun jako juror konkursu „Twojego Stylu” na dzienniki Polek. Problem w tym, że kisił to prawie dwa lata i nagrodzone dzieło zostało wydrukowane po ich upływie. Przez ten czas Dorota wysłała swoje prozy poetyckie także do „Machiny”. Bozia Świątkowska wręczyła mi jesienią 2000 roku wydruki i powiedziała: „Weź to, Duniek, może ci się przyda”. Napisałem, że fajne, że do „Machiny” to nie, ale ja wydaję takie pisemko w tysiącu egzemplarzy i publikują w nim na przykład Świetlicki i Varga. I potem parę opowiadań Doroty w „Lampie i Iskrze Bożej” się ukazało. Przed jej maturą poznaliśmy się osobiście ? przyjechała do Warszawy jako finalistka olimpiady polonistycznej, do naszego pierwszego spotkania doszło na Rynku Starego Miasta. Pogadaliśmy trochę o literaturze i zadeklarowałem, że wydam jej te smutne prozy, żeby miała „szacunek na osiedlu” ? bo się wtedy trochę martwiła mało poważnym traktowaniem jej pisarstwa. Gadaliśmy o komicznych groupies z Tequili Vargi, co ? jak mi się wydaje ? zostało zapamiętane, a nawet przetworzone. No i jest 1 maja 2002, zbieram się na długi weekend na wycieczkę do Budapesztu, a Dorota zaczyna bombardować mnie mejlowo tym, co historia literatury polskiej pozna jako początek Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną. To było coś zupełnie innego niż jej wcześniejsze prozy. Był w tym pisaniu niesamowity komizm, co spowodowało, że zacząłem od razu forwardować dalej, a także pokazywać wydruki kolejnych odcinków znajomym w pracy i poza pracą. Roboczo nazywaliśmy to netnowelą.

Do końca czerwca dzieło było gotowe. Komentarze mejlowe, pisane na gorąco przez Dorotę, są zresztą dostępne w ostatniej nieregularnikowej „Lampie i Iskrze Bożej”. Jeśli ktoś lubi szukać w bibliotekach naukowych, to pewnie znajdzie. Czułem się, jakbym wylądował w opowiadaniu Ad astra Sławomira Mrożka ? skądinąd Dorota zdążyła sobie po latach i z nim pogwarzyć. Jako redaktor nie miałem wiele roboty. Przekonałem tylko autorkę do zamiany pierwszych dwóch akapitów oraz doklejenia na koniec wcześniej powstałego tekstu Mała niedziela (uwiarygodniał on „Masłoską” jako tę nieszczęsną młodocianą pisarkę z komendy policji).

Co zdarzyło się potem, raczej wszyscy wiedzą. Z końcem sierpnia Wojna? się wydrukowała i zyskała własne życie. Także w postaci epigoństwa, na przykład rzekomo skandalicznej powieści Doroty Szczepańskiej Zakazane po legalu (2004). Autorce tej wydawało się, że wystarczy połączyć temat narkotyków z wulgaryzmami i będzie równa, jak nie lepsza od Masłowskiej. Potem w bohaterkach i bohaterach utworów artystycznych, dla których kariera akurat młodej pisarki była oczywistą inspiracją ? myślę o Dorocie Kowalskiej z Sukcesu Alana Sasinowskiego (2006), Mikołaju Głowackim ze Wzgórza psów Jakuba Żulczyka (2017) oraz poniekąd także Karolinie z filmu Katarzyny Rosłaniec Szatan kazał tańczyć (2016).

Debiutanckie książki Doroty Masłowskiej, Agnieszki Drotkiewicz i Jakuba Żulczyka opublikowane nakładem wydawnictwa Lampa i Iskra Boża.

Ale jest jeszcze pewna ciekawostka. Lokalny biznesmen Zdzisław Sztorm z Wojny polsko-ruskiej ma na Pomorzu kopalnię piasku. Ten surowiec tamże wydobywał, w celu wytapiania szkła na budowę szklanych domów, również zmyślony kuzyn Czarka Baryki z Przedwiośnia Stefana Żeromskiego. Zaś Melchior Wańkowicz w De profundis, opowieści o narodzinach syjonizmu, zauważał, że Teodor Herzl w swoich pamiętnikach projektował w przyszłości żydowskiej siedziby narodowej domy ze szklanej cegły właśnie. Wańkowicz skonfrontował to z wizją Żeromskiego jako paradoks. Jest więc Wojna polsko-ruska być może nieświadomym ogniwem bardzo dziwnego łańcucha i być może walczy w niej poniekąd Cahal, znany też pod angielskim kryptonimem IDF. (…)

Pierwsze kawałki Pawia królowej czytałem w 2005 roku już na komórce. To też jest przyczynek do dziejów technologii i literatury, a kiedy dostała za niego Nike, to zapasy były wywożone z sali prób, gdzie tymczasowo służyły wytłumianiu hałasu. Zafundowała mi Dorota Masłowska ponad dziesięć lat spełnienia marzeń w postaci wydawania własnego pisma, i choć zrozumiałe warunki ekonomiczne, rozbieżne kwestie estetyczne oraz moje cechy osobowościowe spowodowały, że publikuje ona od kilku lat w innym, dużym wydawnictwie, to jednak lubimy się prywatnie nadal. Skoro zaprosiła mnie i w tym roku na urodziny, to chyba tak?

To nie ja odkryłem Agnieszkę Drotkiewicz jako pisarkę, tylko Kazio Malinowski, który wyciągnął jej powieść i przekonał mnie, żeby to wydać. Paris London Dachau, będące swoistym reportażem z życia studentek kulturoznawstwa i zapisem ich socjolektu AD 2004, wypuściłem do sprzedaży w Walentynki 2004 roku. Umowę podpisaliśmy w Amatorskiej. Wykonałem wówczas kilka szczególnych zabiegów promocyjnych, które poskutkowały i się opłaciły. Spowodowało to zachwianie mojego przekonania, że jakikolwiek tekst ma bez nich szanse i w imię wiary w czystą literaturę unikałem odtąd takich akcji. Zamówiłem bowiem autorce profesjonalną sesję zdjęciową, zaś książkę, dla zwracania uwagi, wyposażyłem w metkę tekstylną, typową dla markowych ubrań. Okładka, na której znalazły się kurze serca, szminka i tak dalej była efektem twórczej wspólnej pracy Doris, będącej koleżanką Agnieszki ze studiów, i mojej (to chyba jedyne dzieło plastyczne naszej spółki). Z tego co pamiętam, sama koncepcja była bardziej moja, ale do druku poszła kompozycja Pisarki Polskiej. Duninowa wersja przypominała bardziej kupę wszystkiego, znaną z pierwszego planu okładki Sierżanta Pieprza.

To nie ja odkryłem pisarza Jakuba Żulczyka, tylko Marek Włodarski, pracujący w „Lampie” jako sekretarz redakcji (obecnie prowadzi własne wydawnictwo Baba Ryba). Wygrzebał on opowiadanie zatytułowane Gamecube Girl ze stosu makulatury nam przysyłanej i podetknął mi w momencie odpowiednim. Spodobało mi się i chciałem zaraz wiedzieć, co się stało dalej z jego bohaterami. Następnego dnia Żulczyk przyjechał do Warszawy z rodzinnej Nidzicy, gdzie spędzał wakacje (studiował w Krakowie i wynajmował mieszkanie wspólnie z Jasiem Kapelą), przyjął propozycję rozwinięcia opowiadania do rozmiarów konkretnej książki i od razu wpadł w towarzystwo Doroty Masłowskiej i Mirka Nahacza. Drukując Gamecube Girl, jedyny raz w historii miesięcznika umieściłem pasek, że to rewelacyjny debiut. Trzeba było jednak dać inny tytuł, taki, który byłby do wymówienia po polsku. Stąd Krzywda.
(…)

Paweł Dunin-Wąsowicz „Dzika biblioteka”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Iskry
Liczba stron: 296

Opis: Paweł Dunin-Wąsowicz opowiada o ważnych dla niego książkach. O detektywistycznych powieściach, które poznał w dzieciństwie i dziwactwach wyszperanych w antykwariatach. „Dzika biblioteka” to labirynt pełen zakamarków, z których wyłaniają się bardziej i mniej znane książkowe niesamowitości: zmyślone i prawdziwe Duniny, dopisane dalsze losy Wokulskiego, polskie Robinsony Kruzoe, nieistniejące państwa, powieści o muzykach czy zmory z drugorzędnej literatury przedwojennej. Nie są to tytuły przypadkowe, wyrastają bowiem z osobistych wspomnień o bliskich, przyjaciołach, czasach szkolnych i akademickich, początkach wydawniczych. Ta gawędziarska bibliografia intymna to w istocie literacka autobiografia znanego publicysty, krytyka literackiego, wydawcy i redaktora naczelnego „Lampy”, który – jak sam o sobie mówi – „preferuje fikcję nad rzeczywistość”.

fot. melunholy / Flickr

Tematy: , , , , , , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek