Historia zabójstwa Aborygena przez białego policjanta w 1934 roku. Przeczytaj fragment książki „Powrót do Uluru” Marka McKenny

28 listopada 2022

W opublikowanym nakładem ArtRage reportażu „Powrót do Uluru” Mark McKenna opisuje śledztwo historyczne dotyczące morderstwa Aborygena, które popełnił w 1934 roku biały policjant. Sprawca zbrodni nie tylko pozostał do końca życia bezkarny, ale wręcz został uznany za bohatera. Poniżej możecie przeczytać krótki fragment książki.

W latach trzydziestych w Terytorium Północnym dokumentacja patroli policyjnych była przechowywana „przez krótki czas, a następnie niszczona” – to kolejny powód, dla którego moje znalezisko było tak niezwykłe. Uświadomiłem sobie, że McKinnon wykorzystał ten dziennik jako źródło dla drugiego, również pisanego ręcznie, raportu w innym woluminie, aż w końcu sporządził na maszynie trzecią, ostateczną wersję dla przełożonych i komisji śledczej. W porównaniu do tamtych dwóch opisów sprawozdanie McKinnona z pierwszego dziennika przedstawiało scenę oddania strzałów z jedną kluczową różnicą. W oświadczeniu przedłożonym komisji śledczej w roku 1935 twierdził on, że do Yokununny strzelał, „nie celując”: „Zajrzałem szybko, zobaczyłem, że obrócił się twarzą do mnie i podnosił kolejny kamień. Nie tracąc głowy, skierowałem pistolet w jego stronę i zupełnie nie celując, strzeliłem po raz drugi”. Jednak ledwie kilka godzin po zajściu w pierwotnym dzienniku pisał tak: „Strzeliłem mu z pistoletu pod nogi, ale przeszedł do innej jaskini, rzucił kolejnym kamieniem, który trafił mnie w knykieć lewego palca wskazującego i na jakiś czas całkiem pozbawił mnie władzy w tej dłoni. Zawołałem, potem strzeliłem w cel. Nie usłyszałem żadnego dźwięku”. Następnie przeszedł do starannego relacjonowania wydarzeń po strzale.

„Zawołałem Karabinka, skrzesałem zapałki, podnieśliśmy i wywlekliśmy Yokununnę na zewnątrz. Miał ranę 2,5 × 1,5 cala [63 × 38 milimetrów] po boku lewej piersi, dość płytką, od pocisku z czterdziestki czwórki Platfusa. Przez prawy pośladek rowek na 2,5 cala [63 milimetry], 0,5 cala [12,7 milimetra] głęboki, od dwudziestki dwójki Karabinka. Kula z mojego pistoletu kalibru .22 weszła tuż przed prawym obojczykiem, ugodziła w kręgosłup i wyszła po prawej, przez mięso pod łopatką. To go sparaliżowało. Z wielkimi kłopotami wynieśliśmy go i opuściliśmy o 40 stóp [12 metrów] na płaski grunt, gdzie po trzech godzinach zmarł. Przybył Platfus i reszta. Numberlin i Wong-We wykopali grób i pochowali ziomka”.

Relacja McKinnona odbiegała znacznie od opowieści Josepha Donalda, który twierdził, że widział, jak McKinnon wywlekł Yokununnę z jaskini i strzelił do niego z przyłożenia, gdy ten odmówił wyjawienia kryjówki pozostałych uciekinierów. Jednak nie tylko zeznanie Donalda, lecz także zapis samego McKinnona sporządzony zaraz po zajściu dowodzi, że kłamał on przed komisją śledczą. Do Yokununny strzelił, wymierzywszy starannie, z zamiarem zadania mu jak najcięższych obrażeń, lecz ukrywał dowód tego stanu rzeczy aż do końca życia. Choć część swoich fotografii i wspomnień w roku 1991 oddał do Archiwum Terytorium Północnego, oryginały dzienników patrolowych pozostawił jednak w garażu w Buderim, zamknięte w skrzyni. Bez problemu mógłby pozbyć się oryginalnego dziennika z roku 1934, dowodzącego, że kłamał przed komisją śledczą, a jednak zdecydował się tego nie robić. Może to owa nieuleczalna pasja zabezpieczania dokumentów (zaczął też prace badawcze nad historią sił policyjnych Terytorium Północnego) przezwyciężyła pragnienie pośmiertnej ochrony reputacji. Albo to, albo zapomniał, że napisał kiedyś „strzeliłem w cel”, i z czasem uwierzył we własne konfabulacje. Na razie ani słowem nie wspomniałem o tym Susan ani żadnemu członkowi jej rodziny.

James Warden, historyk, który w roku 2002 opublikował jeden z pierwszych artykułów naukowych na temat zabicia Yokununny na Uluru i komisji śledczej, niedługo przed moją pierwszą wizytą w Brisbane przypomniał mi, by sprawdzić, czy John Cleland, wróciwszy do Adelajdy w roku 1935, nie zdeponował szczątków Yokununny w zbiorach jakiegoś muzeum. Komisja przewiozła je z Uluru do Alice Springs, ale gdzie znajdowały się obecnie? Mniej więcej w tym samym czasie trafiłem na wspomnieniowy tekst McKinnona, gdzie wyłożył on bez ogródek, co się z nimi stało: „Szczątki Yokununny zabrano celem przekazania do Muzeum w Adelajdzie, gdzie o ile mi wiadomo, nadal zalegają w piwnicy”. Wysłałem maile z pytaniami do dwóch najprawdopodobniejszych lokalizacji: Uniwersytetu w Adelajdzie, gdzie pracował Cleland, i do Muzeum Australii Południowej. Przez kilka tygodni nie otrzymałem jednak żadnej odpowiedzi.

15 sierpnia 2019 roku poleciałem do Brisbane po raz drugi, by spokojniej przeczesać korespondencję i fotografie McKinnona. Uporawszy się z jego papierami, siedziałem w jadalni u Susan, gdy zauważyłem na telefonie, że mam nieodebrane połączenie – z numeru z Adelajdy. Minęło kilka minut i już rozmawiałem z Anną Russo, kierowniczką Działu Dziedzictwa Aborygenów i Repatriacji w Muzeum Południowej Australii. To u nich były szczątki Yokununny. Jego imię „naniesiono tuszem” na czaszce: „Yockanunna [!], kompletny szkielet”. Cleland zabrał jego szczątki i wrócił z nimi pociągiem do Adelajdy, tam zaś przekazał je do uniwersyteckiej kolekcji szkieletów ludzkich, która z kolei w roku 2017 została przeniesiona do Muzeum Australii Południowej. Gdzieś na przestrzeni lat czaszka Yokununny została odseparowana od reszty kośćca, który może obecnie znajdować się wśród innych szczątków o nieokreślonej proweniencji w muzealnym repozytorium, lecz mógł też zostać wyrzucony lub gdzieś zaginąć. Kiedy rozmawiałem z muzealniczką, na stole obok mnie leżały zdjęcia zrobione przez McKinnona na patrolach i dziennik, w którym w roku 1934 odnotował zdarzenia przy Uluru.

O zmierzchu, po wyjeździe od Susan próbowałem przyswoić sobie to, czego się dowiedziałem. Osiemdziesiąt pięć lat po tym, jak na Uluru padły feralne strzały, duch Yokununny wciąż nie zaznał spokoju. Gdy następnego ranka wylatywałem do domu, w wiadomościach krajowych robiło się głośno o zbliżającym się zamknięciu trasy wspinaczkowej na Uluru, wciąż też nie było ostatecznej decyzji rządu federalnego w kwestii odpowiedzi na Oświadczenie Uluru z serca. Historia, którą badałem od dwóch lat, miała najwyraźniej własne wyczucie rytmu i chwili. Porwał mnie nurt, nie miałem wyjścia, musiałem dać mu się ponieść.
(…)

Mark McKenna „Powrót do Uluru”
Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka
Wydawnictwo: ArtRage
Liczba stron: 280

Opis: Pierwsza książka w serii reportażu zagranicznego „Luneta”. Gdy Mark McKenna zabrał się do pisania historii środkowej Australii, nie miał pojęcia, co odkryje. Zdawało się, że zwłaszcza jedno zdarzenie z 1934 roku odzwierciedla najpełniej ówczesną politykę rasową na Terytorium Północnym: morderstwo Aborygena Yokunnuny, za którym stał biały policjant Bill McKinnon i późniejsze śledztwo w tej sprawie. Później jednak, za sprawą rozmów zarówno z rodzinami zabójcy, jak i ofiary, McKenna wydobył na światło dzienne nowe dowody, które odmieniły perspektywę historyczną i znaczenie tamtego zdarzenia dla współczesności. Jak sam wyjaśnia: „Każdy wątek tej historii w zaskakujący sposób łączy się z teraźniejszością”. Szereg doniosłych odkryć pozwala autorowi zgłębić, czym są w praktyce prawda i pojednanie. „Powrót do Uluru” przywraca życie sprawie, która zatarła się w pamięci. To wspaniale napisana, poruszająca książka z wieloma zdumiewającymi i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Mark McKenna opowiada o zrozumieniu i powrocie, a w sercu tego wszystkiego leży Uluru, święte miejsce, w którym zgubnie zbiegły się różne ścieżki.


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek