Historia wieloletniej rysowniczki satyrycznej „Szpilek”. Przeczytaj fragment biografii „Ha-Ga. Obrazki z życia” Agaty Napiórskiej

1 marca 2023

Zasłynęła charakterystycznymi ludzikami z wyłupiastymi oczami. Była jedną z niewielu kobiet w środowisku rysowników satyrycznych, na dodatek mało kto mógł dorównać jej stażem. W „Szpilkach” publikowała swoje rysunki przez czterdzieści lat. Nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazała się biografia Anny Gosławskiej-Lipińskiej, znanej też pod pseudonimem Ha-Ga. W książce „Ha-Ga. Obrazki z życia” Agata Napiórska opisuje jej drogę na szczyt i nagłe urwanie kariery. Książkę znajdziecie już w księgarniach, a poniżej przeczytacie fragment, opisujący losy artystki i jej przyszłego męża.

Rano 1 sierpnia 1944 roku Hanka zaszyła Erykowi kołnierz niebieskiej koszuli. Wychodził na obiad z Olgą Siemaszkową, rysowniczką, Żydówką, wspólną przyjaciółką Lipińskich, pomieszkującą u nich od początku wojny z obawy przed zagrożeniami. Mieli wtedy tylko jeden pokój, ale urządzili się w nim we trójkę. Na obiad zaproszono tylko Siemaszkową, ale od kiedy zginął jej mąż, bała się sama chodzić po ulicach, stale się ukrywała i żyła w strachu, że ktoś ją zadenuncjuje, poprosiła więc Eryka, żeby jej towarzyszył. Po drodze postanowili zajść do mieszkania Olgi i sprawdzić, czy ocalały meble. Meble stały na swoich miejscach. Ale okazało się, że „ten obiad na Saskiej Kępie wpłynął zasadniczo na ich dalsze losy”.

Chwilę po tym, jak odstawili talerze i odłożyli sztućce po jedzeniu, po drugiej stronie Wisły rozpoczęła się strzelanina. Nie wiedzieli, czy to powstanie, czy sowiecki atak na Warszawę. Zostali odcięci po prawej stronie Wisły. Znaleźli schronienie u Zofii i Bohdana Chądzyńskich.

Siedziałam z moim mężem – wspomina Zofia – na Saskiej Kępie z Erykiem Lipińskim, który był naszym gościem niechcący, dlatego że przechodził przez Kępę i odcięło go powstanie, most usiadł. […] Cały dzień śmy siedzieli na dachu i patrzyli, co się pali, co się dzieje i co dalej będzie. Jeszcze Niemcy byli właścicielami Saskiej Kępy.

Warszawa płonęła. Eryk martwił się o Hankę. „Byliśmy ogromnie zaniepokojeni o Ciebie, a przede wszystkim o to, że Ty na pewno najwięcej w tej chwili martwisz się o nas, co się z nami dzieje, i ta myśl była nam nieznośna” – pisał do niej.

Moja kochana Hanuśko – pisał w kolejnym liście Eryk – „przedewszystkiem”… zaczynam ten list Twoim słowem, więc „przedewszystkiem” nie wiem, moje dziecko, czy jeszcze żyjesz i czy będziesz mogła ten list kiedykolwiek przeczytać, nie wiem także, czy go skończę i czy uda mi się ujść z życiem, co jest obecnie przywilejem niewielu. Jeśli żyjesz i żyć będziesz, a ja nie, i ten list dotrze do Ciebie, niech Ci będzie dowodem, że w tych ciężkich dniach myślami byłem tylko przy Tobie i bolałem bardzo, że ostatnie miesiące tak na przemian sobie zatruliśmy. I zdaję sobie sprawę, że choć chronologicznie jesteś na pierwszym miejscu, jednak ciężar gatunkowy uczynków moich dawno wyrównał Twoje wiosenne sprawy ze mną. Jeśli tylko ja zostanę przy życiu, to ten list będzie dla mnie też może jedyną pamiątką po Tobie i będzie mi wskazywał drogi w mym dalszym życiu, bo zawsze będę myślał, jak Ty byś w tym lub w innym przypadku postąpiła.

Jeśli przeżyjemy oboje te tragiczne dni, to chciałbym bardzo, aby list ten był dla nas językiem porozumiewawczym i gałązką oliwną. […] Mieliśmy, moje dziecko, nie rozłączać się podczas wojny, a rozłączeni zostaliśmy w momencie najgroźniejszym. A list piszę do Ciebie przy złowieszczym akompaniamencie karabinów maszynowych, przy huku dział, które wstrząsają domem, i patrząc na dymy płonącego domu, w którym Ty jesteś albo Cię nie ma. […]

Jeśli nie żyjesz, to nie obchodzi mnie już nic, jeśli żyjesz, to czy jesteś w Warszawie, czy gdzieś poza, czy mieszkanie na Chmielnej się spaliło, czy nie. Czy udało Ci się uratować jakieś rzeczy. Czy siedzisz cały czas w piwnicy. Czy jesteś ranna. […] Czy masz dość siły, żeby to wszystko przetrzymać.

Przetrzymała. Została w piwnicy przy Chmielnej 35 w samym środku walk.

Jak wyglądały pierwsze dni powstania na Chmielnej? Po dwóch stronach ulicy pod ścianami przemieszczali się ludzie. Kilka numerów od domu Hanki, w podziemiu wybudowano olbrzymie schronisko dla uciekinierów. Na pryczach leżeli ranni, może mieszkańcy, może osoby, którym udało się tam dotrzeć. W poszukiwaniu jedzenia penetrowano piwnice, wszyscy żyli jak jedna wielka rodzina. W dużym kotle do prania bielizny gotowano wodniste zupy, które jedzono razem z żołnierzami z batalionu Kilińskiego. „A kiedy już zabrakło jakiejkolwiek żywności, to łapali psy i koty i gotowali w dyżurce pani Teosiowej” – wspomina Leokadia Korwin-Pawłowska, ówczesna mieszkanka Chmielnej 24.

Parę dni później, 5 sierpnia, Niemcy tworzyli „żywą barykadę” w Alejach Jerozolimskich. Z obawy, że stracą kontrolę nad tą ważną arterią przelotową, przeprowadzili natarcie od strony mostu Poniatowskiego. Przed czołgami pędzono ludność cywilną z Pragi. Do kolumny Niemcy dołączyli mieszkańców okolic alei 3 Maja, których przetrzymywali jako zakładników w Muzeum Narodowym. Oddziałom niemieckim udało się zająć również kilka kamienic na odcinku od ulicy Brackiej do Marszałkowskiej. Prawdopodobnie wtedy wyciągnęli Hankę z mieszkania przy Chmielnej 35. Znalazła się wśród kobiet, które szły przed niemieckimi czołgami jako żywe tarcze. Na hasło powstańców: „Rozbiegnijcie się!”, Ha-Ga pierwsza ruszyła spod czołgu, za nią pobiegły inne kobiety, część rozstrzelano. Ukryła się wtedy w bramie, kilka ulic dalej, gdzie natknęła się na angielskiego dziennikarza. Wszystko wskazuje na to, że był to John Ward, brytyjski pilot RAF-u, który zbiegł z niewoli niemieckiej, a następnie dołączył do Armii Krajowej i walczył w powstaniu warszawskim. Pisał depesze i publikował teksty w „The Times”. Podobno Ha-Ga udzieliła mu wywiadu.

W czasie powstania Ha-Ga nie pozwalała sobie na żadne zaniedbania. Przydały się odebrane w dzieciństwie lekcje higienicznej samodyscypliny. Myła się codziennie w łyżce wody, utrzymywała w gruzach idealny porządek, zawsze uczesana i – na ile to możliwe – czysto ubrana. Wokół spadały bomby, jadło się szczury i gołębie, ale ona była ponad tym.

Kiedy zakończyło się powstanie, Eryk prosto z Saskiej Kępy trafił do przejściowego obozu pruszkowskiego, gdzie pracował jako sanitariusz. Po paru dniach pozwolono mu zamieszkać poza obozem, zainstalował się więc w Komorowie u Mitznerów. Z obozu udało mu się wykraść niemieckim lekarzom kolorowe ołówki, którymi podpisywali listy chorych. Nauczył się podrabiać lekarskie podpisy, a znajomy polski doktor dał mu spis chorób po łacinie – obok nazwiska pacjenta na karcie należało wpisać jego wiek, numer kenkarty i łacińskie rozpoznanie. Kiedy przyjeżdżał nowy transport ludzi, Lipiński zjawiał się w hali, gdzie brano go za lekarza. Nie zajmował się prawdziwie chorymi, bo tych i tak zwalniano, tylko szukał osób, które uda się nielegalnie wyciągnąć z obozu. W ten sposób zdołał wypchnąć z Pruszkowa dziesiątki ludzi, między innymi Kańskich, Zarembę i Krystynę Rutkowską (z domu Benzef). „Zostałam ocalona ze szpitalnego transportu i przewieziona do bezpiecznego domu w Komorowie. Mieszkało tam około dwudziestu uchodźców, wielu pochodzenia żydowskiego, wszyscy goszczeni i karmieni przez gospodarzy” – wspomina Rutkowska. Kiedy wróciła do Warszawy, Ha-Ga znalazła jej pracę, dzięki której przyjaciółka mogła się usamodzielnić. Pomoc od Lipińskich otrzymała także Lida Birsten z domu Gutmer: „Od momentu najwcześniejszego w naszej znajomości i Eryk, i Hanka otoczyli mnie serdecznością i opieką, okazywali mi przyjaźń, która w tych strasznych czasach była najważniejszą częścią potrzebną do moralnej siły mego przetrwania na fałszywych papierach, po stracie wszystkich bliskich”.

Eryk z Hanką nie widzieli się dwa miesiące. Szczęśliwie wcześniej dotarła do niego wiadomość o tym, że ona żyje, że prowadzono ją przed czołgami, ale żyje, jest razem z Kańskimi i Krystyną Rutkowską w mieszkaniu tej ostatniej przy Śniadeckich. Wkrótce zamierzają wyjechać z Warszawy. Nie zdążyli, bo 8 października sami trafili do obozu pruszkowskiego. Prosto na Eryka. Hanka i Eryk spojrzeli na siebie i wszelkie przykrości, które sprawiali sobie wzajemnie jeszcze przed powstaniem, od razu poszły w niepamięć. Najważniejsze, że znowu byli razem. Przecież mieli się nigdy nie rozstawać.

Ha-Ga, Kańscy i Rutkowska pojawili się w obozie w towarzystwie czołowego działacza PPS Zygmunta Zaremby. Eryk zwrócił uwagę na to, że w porównaniu z resztą wypędzonych nie byli zaniedbani i wyglądali schludnie. Od razu wyciągnął ich z szeregu i zaprowadził do pokoju kierownika hali numer 5, którym był aktor Włodzimierz Kwasowski. Dał im do jedzenia białe bułki z masłem i kiełbasą oraz owoce. Pobiegł do obozowego gestapo, które miało siedzibę w „zielonym wagoniku”. Pozwolono mu uwolnić jedynie żonę. Ha-Ga prawdopodobnie została także zatrudniona w obozie. Zamieszkali razem u Mitznerów w Komorowie.

Mieszkanie przy Chmielnej 35 cudem ocalało. Postanowili więc za wszelką cenę dostać się do Warszawy. Niemcy każdego dnia organizowali transport z Pruszkowa dla niewykwalifikowanych robotników, ich zadaniem było wywożenie wszystkiego, co ocalało w mieście. Udało im się dołączyć do grupy jadącej w pobliże Chmielnej. Mieli załadować na wóz lekarstwa zmagazynowane w Domu Handlowym przy Siennej 16. Po skończonej robocie kierownik dał im godzinę na szaber. Żandarmom, którzy przechadzali się Sienną, wręczyli pół litra spirytusu, pokazali kenkarty, w których widniał adres „Chmielna 35”, i nakłonili ich, aby poszli z nimi na Hopfenstrasse, jak się wówczas nazywała Chmielna. Niemcy chętnie korzystali z takich okazji – liczyli na to, że gospodarze mają w domu pochowane kosztowności.

Widok, który się przed nimi odsłonił na przecięciu Marszałkowskiej, był straszliwy – pusta ulica, pokryta gruzem, potłuczonym szkłem, na ziemi porzucone pakunki. Ani żywej duszy od ogrodu Saskiego do placu Zbawiciela. „Tu i ówdzie jak w surrealistycznym filmie stały na chodniku manekin krawiecki lub jakieś popiersie. I ta potworna cisza, którą mąciło tylko trzeszczenie belek w płonących domach”. Mieszkanie przy Chmielnej 35 rzeczywiście ocalało, ale z przedziurawionego sufitu kapała woda, a w pokoju, w którym w czasie wojny mieszkali Eryk i Hanka, wykuto otwór strzelniczy. Kiedy przystawiło się do niego oko, w oddali można było dojrzeć hotel Polonia. Może to oznaczać, że Hanka podczas powstania pomagała żołnierzom z batalionu Kilińskiego, którzy korzystali z otworu strzelniczego w jej pokoju, a może opatrywała rannych? Może zdobywała jedzenie? Nigdy nie chciała o tym rozmawiać. Na pewno nie spędziła całego powstania na Chmielnej, musiała ukrywać się też w innych miejscach. Z mieszkania zniknęły jedynie buty i bielizna. Oraz książki w bogato zdobionych oprawach. Pewnie byli tam już jacyś szabrownicy. W pokoju ktoś zostawił granatową policyjną pelerynę. Zachowały się fotografie rodzinne i rysunki Teodora, Eryk zawinął je więc w zerwaną z okna portierę i zabrał. Żandarmi byli zawiedzeni, że na miejscu nic wartościowego nie udało się znaleźć. Eryk, wychodząc, odruchowo przesunął na bok drewniany stół, na który z dachu kapała woda.

Niedługo potem zakończyła się wojna.

Budynek przy Chmielnej 35 rozebrano w roku 1962, gdy budowano Ścianę Wschodnią – reprezentacyjny ciąg zabudowy mieszkalno-usługowej wzdłuż ulicy Marszałkowskiej. Dopiero wtedy wyprowadziła się stamtąd Eugenia Gosławska. Stół należał do państwa Kuczborskich i po wojnie wrócił do nich niezniszczony. Do dziś stoi w mieszkaniu ich syna Tomka na warszawskiej Ochocie.
(…)

Agata Napiórska „Ha-Ga. Obrazki z życia”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 344

Opis: Pod pseudonimem Ha-Ga kryje się Anna Gosławska-Lipińska, wieloletnia rysowniczka satyryczna „Szpilek”. Żadna inna artystka nie miała tak długiego i regularnego cyklu w żadnym czasopiśmie. Przez czterdzieści lat co tydzień w „Szpilkach” pojawiały się rysunki charakterystycznych ludzików z wyłupiastymi oczami. W podpisie zazwyczaj podsłuchana rozmowa lub satyra na aktualną sytuację obyczajową czy towarzyską. Choć Ha-Ga tworzyła w latach 50. i 60. XX wieku, jej dowcipy są ponadczasowe, zachwycają aktualnością. Miała świetne ucho, potrafiła wyłuskać błyskotliwe zdania podczas spotkań w kawiarniach, na ulicy, w sklepie czy na plaży. Ilustrowała także książki dla dzieci – m.in. Tuwima i Brzechwy – i przez wiele lat współpracowała ze „Świerszczykiem”. Dlaczego nie weszła do kanonu Polskiej Szkoły Ilustracji? Co sprawiło, że jej kariera nagle się urwała? W biografii tej wybitnej artystki Agata Napiórska przypomina przedwojenne czasy, kiedy Ha-Ga przesiadywała przy stoliku Gombrowicza i przyjaźniła się z Tuwimem, pisze o szczycie jej popularności w latach 50. i schyłku kariery w latach 70., o przyjaźniach i miłościach, o życiu w cieniu męża, sławnego grafika Eryka Lipińskiego. Z książki wyłania się również intymny obraz relacji rysowniczki z jej córką, Zuzanną Lipińską.


Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek