Historia niezrozumienia, które prowadzi do tragedii. Fragment powieści „Lista nieobecności” Michała Pawła Urbaniaka
20 maja nakładem Wydawnictwa Mova ukazał się debiut powieściowy Michała Pawła Urbaniaka, krytyka literackiego, znanego m.in. z publikacji w „artPAPIERZE”, „Fabulariach” i „Nowych Książkach”. „Lista nieobecności” to pełna niedopowiedzeń, szczegółów oraz znaczeń historia przemijania i niezrozumienia, które prowadzi do tragedii. Polecamy fragment książki.
Potem
(grudzień 2009)
Dzień już płynął. Musiała wstać, musiała być. Artur nie z?ył od tygodnia. Myśl o jego śmierci odchodziła i wracała. Piekło. Zuzanna smarowała chleb masłem, wyciągała kolorowe kubki, słodziła herbatę. Podjadała, przecież sama bywała głodna. Artur nie z?ył. Dziewczynki myły buzie nad umywalka?. Brygidka grymasiła przy ubieraniu, Ania się z niej śmiała. ?Brygida, przestań natychmiast! Bo się spóźnicie, dzisiaj wujek Mirek was odwozi!?
Artur nie z?ył. Wydawało się, że zaraz przyjdzie. Wyłoni się z łazienki, z sypialni, otworzy drzwi wejściowe. Rozespany, zły, pełen energii, zdenerwowany. Pocałuje ja? z radością, z obowiązku, z miłością. Może nie pocałuje? Będzie się mogła do niego przytulic? jeszcze ten jeden raz, tak jak wtedy, gdy ciało miał ciepłe. ?Chodź. No chodź?. Szła, ciągnęło od wody. ?Chodź?.
Kiedy zadzwonił dzwonek, przez sekundę myślała, że to Artur. ?Pukam cicho do żałobnych pokojów?, napisał kiedyś w jednej z ?zatrzymanych chwil?. Pobiegła do drzwi i już wiedziała, kogo za nimi zastanie. To był Mirek.
? Hej! ? Uśmiechnął się do niej, ale zaraz przygasł. Tu była śmierć, nie wypadało się uśmiechać. ? Danka mi mówiła, że mam odwieźć dziewczynki do szkoły.
? Ściślej rzecz biorąc, Brygidę do przedszkola.
?Odzywa sie? w tobie skrupulatna pani z apteki?, skwitował ze śmiechem Artur, który nie z?ył i już nigdy nie miał się zaśmiać. Chciałaby się odwrócić i znaleźć go za sobą.
? Jasne! ? Mirek znów zamierzał się uśmiechnąć.
? Mirek, ja wam bardzo dziękuję, przekaz? Dance.
? Nie ma sprawy. Danka potem do ciebie wpadnie. Ruszamy, ferajna! ? zwrócił się do dziewczynek.
Wreszcie wyszli. Na podłodze został kolorowy worek z uśmiechniętymi kucykami, a w nim buty Brygidy na zmianę. Zuzanna wybiegła z mieszkania. Dogoniła Mirka na pierwszym piętrze i podała mu kapcie. Wróciła do siebie. Artur umarł. Brygida wymachiwała workiem z kolorowymi kucykami.
Kiedy Zuzanna z powrotem znalazła się w przedpokoju, spojrzała na zdjęcie, które wisiało nad komoda?. To było w wakacje trzy lata temu, fotografia zrobiona przez Honoratę na deptaku. Uśmiechnięty, patrzący śmiało w obiektyw Artur jedna? ręką obejmował Zuzannę, a druga? położył na ramieniu Ani. Zuzanna trzymała za rękę widoczna? z profilu Brygidę (mała nie patrzyła w stronę aparatu, przypatrywała się czemuś znajdującemu się po lewej stronie). Przed nią stała Marysia, starsza córka Janka i Honoraty, poważna, z rękami splecionymi jak do modlitwy. Janek na niskim murku za Arturem otaczał brata ramionami. Stykali się policzkami. Krzysztof również? był na zdjęciu, ale nieco z boku. Uśmiechał się z fotograficznym przymusem. Nie było widać Nory, skryła się za Zuzanna?. Kiedyś wszyscy zapomną, że i ona trafiła do tej chwili, ale nie została uwieczniona.
Pamiętała, jak szczęśliwy Artur wieszał ramę ze zdjęciem. ?Pasuje tu, prawda?? Jakby to miejsce czekało właśnie na nią. Zuzanna tak nie pomyślała. Mogli powiesić tu inna? fotografie? czy lustro albo nie wieszać nic. Teraz miała ochotę roztrzaskać to zdjęcie, tłuc nim o ścianę, aż wszystko przestanie być rzeczywiste.
Została sama. Artur nie z?ył. Nie umarł. Był tu. Nigdzie go już nie było. Chyba zwariowała. Z tęsknoty, z miłości, z nienawiści. Powinien tu z nią być. W tej ciszy, w tym smutku, w tym mroku. ?Nie zostawiaj mnie?, prosił, gdy chciała odejść, zanim doszło do ślubu. Nagle nie liczyło się już nic poza nią, nawet wszyscy zmarli mogli iść do diabła. Mieli ostatnia? szansę. Mogło nie być Ani, Brygidki. Artur mógł żyć lub umrzeć wcześniej, inna? śmiercią.
Została.
Poszła do salonu. Usiadła na tej samej kanapie, która przez ostatnie dni stała się jej miękkim katafalkiem. Tu kiedyś Artur leżał z głowa? na jej kolanach i oglądał głupawe sitcomy, a jego śmiech wtórował temu z telewizora. ?Ciekawe, co by powiedziała ta twoja Irpyndowa, gdyby wiedziała, że oglądasz cos? takiego? Artysta to dobrze brzmi na zewnątrz, co? W domu siedzi w poplamionym dresie, chrupie słone paluszki i ogląda głupie serialidło!? ?Irpyndowa, jak ja? nazywasz, nie jest moja, ty jesteś moja?.
Kochali się na tej kanapie, gdy Krzysztof wyjeżdżał na zielone szkoły. Czasem dzwonił, gdy byli zajęci sobą. Nie odbierała telefonu. Raz odebrała i ze śmiechem przyciągnęła Artura do siebie. Gestem kazała mu nie przerywać. Rozmawiała z Krzysztofem. Pozdrowiła go od Artura, choć wcale nie potrzebował tych pozdrowień.
Artur nie z?ył. Już nie istniał. Istniał. Odszedł. Wracał. Nie chciał wrócić. Kiedyś siedział pod jej niedokończonym portretem, przerażony. Ona kiedyś siedziała w pociągu, w świecie, w którym Artur już był, a jakby go nie było, bo ich ścieżki nie zdążyły się jeszcze przeciąć. Opowiedziała mu o pociągu, o szerokim świecie, starych sukniach. Słuchał, kulił się. Wiedziała, że z nim zostanie. On jeszcze nie wiedział.
? Nie zostawiaj mnie ? powiedziała cicho. Widziała tylko swoja? twarz w szybie telewizora.
Wstała i podeszła do komody, gdzie były zdjęcia. Dziewczynki w wesołym miasteczku, ona i Artur przytuleni na promenadzie w Gdyni, tutaj podczas ślubu, elegancki Krzysztof przed studniówką, Artur i Janek, poważni i przystojni, patrzący śmiało w obiektyw, roześmiana Ania z okropnym Świętym Mikołajem w przedszkolu, Artur przytulający miesięczną Brygidę.
Wiedziała, że za tymi ramkami znajduje się jeszcze jedna. Sama ja? tam ukryła, a Artur się nie zorientował. Sięgnęła po nią. Czarno-białe zdjęcie. Rodzice Artura, dostojna czarnowłosa matka (po której Artur odziedziczył urodę) ze zmęczonym uśmiechem i poważny, potężnie zbudowany blondyn siedzieli na krzesłach. Na ich kolanach usadowiły się Justysia i Lusia. Po obu stronach nastoletni chłopcy, uroczo uśmiechnięty Artur trzymał dłoń na ramieniu ojca. Janek stał przy matce. Zmarszczył brwi i pochylał po ptasiemu głowę, jakby nie ufał fotografowi. Nad wszystkimi górował wąsaty dziadek Olecki, który opierał się o krzesła.
?Myśmy nie wiedzieli, że to jedna z ostatnich szczęśliwych chwil w tej rodzinie?, powtarzał Artur, ilekroć patrzył na to zdjęcie. Siedziała obok niego, musiała słuchać. Znowu, znowu, znowu. ?Popalcujesz!?, zwracała mu uwagę, kiedy dotykał twarzy za szyba?, Janka, matki, Justysi, siebie. Nie słuchał jej. Nie istniała dla niego. ?Najpierw zmarł dziadek, choro- wał. Byliśmy przy nim w szpitalu, gdy umierał. Powiedział, że tak być powinno?. Zuzanna tłumiła irytacje?. ?Tak, wiem, mówiłeś?. Wiedziała, że zaraz usłyszy o tańczącej Justynce. ?Myśmy byli przy tym łóżku, a Justysia tańczyła między łóżkami w szpitalnej sali?. ?Tak, wiem, Artur, i ktoś powiedział, że to urocza dziewuszka?. Artur kiwał głowa?. ?Lubiła tańczyć. A potem to okno… Może tańczyła jeszcze w powietrzu. Szklanka cukru sprowadziła na nią śmierć?. Nie szklanka cukru, tylko bezmyślność twojej matki, oponowała w myślach Zuzanna. Takiego dziecka się nie zostawia samego, jeszcze przy otwartym oknie. ?Ja nie zapomnę, jak ja? matka kołysała, już śpiącą, bo martwa?. Ja nie zapomnę, jak mówiła: przecież to pierwsze piętro, córeczko, pierwsze piętro… A potem odeszła Lusia. Po prostu zasnęła, nie potrzebowała już koły- sanki. Śmierci nie powinny tak po sobie następować, to nieuczciwe. Może Lusia najlepsza? miała śmierć, a może najgorsza?. Myśmy z Jankiem mieli być następni?. Wzdychała. Mogła być złośliwa, powiedzieć cos? w rodzaju: ?Mieliście być następni, a z?yjecie do dzisiaj?. ?I moja biedna matka… Moja bied- na, biedna matka…? Tego nie potrafił dokończyć, może bolało najmocniej. Zuzanna przytulała go i zastanawiała się, kiedy cudze dramaty staja? się nudne.
(…)
Michał Paweł Urbaniak „Lista nieobecności”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Mova
Liczba stron: 490
Opis: Czy można uciec od swoich traum? Artur Hnat nie żyje. Zuzanna zatraca się w cierpieniu po stracie męża. Syn, Krzysztof, jest spragniony miłości, ale ta staje się dla niego trucizną. Jego partner Jakub nie znajduje ocalenia w związku. „Lista nieobecności” jest portretem dramatów. Codzienność bohaterów jest podszyta mrokiem i pragnieniem szczęścia. Czy istnieje fatum i niektórzy są zwyczajnie skazani na życie naznaczone lękiem? A może wszystko jest winą człowieka?
TweetKategoria: fragmenty książek