Fragment powieści kryminalnej Petera Maya „Czarny Dom”

13 lutego 2014

czarny-dom-fragment
Prezentujemy wam obszerny fragment klimatycznego kryminału Petera Maya, rozgrywającego się pośród niesamowitych krajobrazów szkockiej wyspie Lewis. „Czarny dom” ukazał się 5 lutego nakładem wydawnictwa Albatros.

III

Wyjechali ze Stornoway krętą drogą na Barvas, zostawiając za sobą wspaniałe widoki: Coll, Loch a Tuath i Point; blask słońca migotał w zatoce, a pierzaste chmury goniły za własnym cieniem po głębokiej niebieskiej wodzie. Przed nimi rozciągało się dwadzieścia kilometrów posępnych wrzosowisk; droga biegła teraz prostszą linią, na północny zachód, w stronę maleńkiej osady Barvas na zachodnim wybrzeżu. Był to tajemniczy krajobraz, który w chwili nagłego blasku słońca mógł się niespodziewanie zmienić. Fin dobrze znał drogę, wiedział, jak wygląda o każdej porze roku, i nigdy nie przestało go zdumiewać, że bezkresne połacie monotonnego torfowiska mogą ulec niespodziewanej transformacji w ciągu miesiąca, dnia czy nawet minuty. Martwa słomkowa barwa zimy, kobierce maleńkich białych kwiatów wiosennych, olśniewające fiolety lata. Niebo po prawej stronie sczerniało, a gdzieś w głębi lądu padał deszcz. Po lewej niebo było czyste, na ziemię padały letnie promienie słońca; widzieli w dali blady zarys gór Harris. Fin już zapomniał, jak wielkie jest tu niebo.

Jechali w milczeniu, ich myśli pełne były obrazów klinicznej autopsyjnej masakry, którą widzieli w kostnicy na własne oczy. Nic dobitniej nie przypomina człowiekowi o jego śmiertelności niż widok drugiej istoty ludzkiej leżącej nago na stole prosektoryjnym.

Mniej więcej w połowie swej długości droga opadała stromo, po czym znów wspinała się na wzgórze, skąd widać było wyraźnie Atlantyk, który wyładowywał swój nieustający gniew na kruszejącym brzegu. W zagłębieniu, w odległości około stu metrów od północnej strony drogi, stał niewielki kamienny domek z dachem pomalowanym na jaskrawą zieleń. Chata pasterska wykorzystywana niegdyś przez właścicieli gospodarstw jako lokum podczas przeganiania zwierząt na lepsze pastwiska w głębi lądu. Było ich na wyspie mnóstwo. Większość, jak ta tutaj, zakończyła już swój żywot. Fin widział ten domek na wrzosowisku w Barvas każdego poniedziałku w drodze do szkoły z internatem w Stornoway. I ponownie, kiedy wracał w piątek. Widywał go przy każdej pogodzie. I często, tak jak tego dnia, w blasku słońca z południa, wyraźnie, na tle najczarniejszego nieba na północy. Był to punkt orientacyjny znany każdemu mężczyźnie, każdej kobiecie i każdemu dziecku na wyspie. Dla Fina miał on jednak szczególne znaczenie i jego widok napełnił go teraz bólem, dawno zapomnianym albo pogrzebanym w jakimś mrocznym miejscu, którego nie chciał odwiedzać. Wiedział jednak, że dopóki będzie przebywał na wyspie, nie uniknie wspomnień z przeszłości. Wspomnień, które porzucił niczym dziecinne zabawki, gdy przed dwudziestu laty stał się mężczyzną.

Ta jazda samochodem wzdłuż zachodniego wybrzeża przypominała wyprawę w głąb przeszłości i Fin siedział w milczeniu, podczas gdy Gunn prowadził. Długie odcinki pustej szosy łączyły posępne i niczym nieosłonięte osady, które skupiły się wokół kościołów przeróżnych wyznań. Kościół Szkocji. Zjednoczony Wolny Kościół Szkocji. Wolny Kościół Szkocji Kontynuujący ? Wee Frees, jak powszechnie je nazywano. Każdy stanowił jakieś odgałęzienie wcześniejszego, świadectwo ludzkiej niemożności pogodzenia się z drugim człowiekiem. Każdy był skupiskiem nienawiści i nieufności wobec innego Kościoła. Fin patrzył na przepływające za szybą samochodu wioski jak na wzruszające obrazy w starym rodzinnym albumie; każdy budynek, każdy płot, każde źdźbło trawy nabierały w promieniach słońca bolesnej ostrości. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Czasem na drodze pojawiał się jakiś samochód. Albo pod starym wiejskim sklepem. Albo na stacji benzynowej. Maleńkie wiejskie szkoły też świeciły pustkami, zamknięte na czas letnich wakacji. Fin zastanawiał się, gdzie są wszystkie dzieci. Po prawej stronie ciągnęło się w zamgloną nieskończoność torfowisko, urozmaicone jedynie sylwetkami owiec, które opierały się niewzruszenie atlantyckim wichurom. Po lewej ocean omiatał w bezczasowym cyklu plaże i skaliste zatoczki, a kremowobiała piana rozbryzgiwała się o złowrogo niezniszczalny gnejs, najstarszą skałę na ziemi. Na horyzoncie, niczym odległy miraż, majaczył zarys tankowca.

Gdy dotarli do Cross, Fin zobaczył, że drzewo, które wyrosło kiedyś strzeliście w sąsiedztwie przyjaznego pubu, zostało już ścięte. Zniknął jeszcze jeden charakterystyczny element okolicy. Jedyne drzewo na zachodnim wybrzeżu. Wioska wydawała się bez niego naga. Świątynia Wolnego Kościoła w Cross wciąż dominowała w krajobrazie, ciemny granit górujący nad pokrytymi strzechą domami o podwójnych oknach ? siedzibach upartych wyspiarzy, gotowych bronić się przed żywiołami. Niekiedy ich modlitwy były wysłuchane, ponieważ zdarzało się, że w takie dni jak ten wiatr litował się nad nimi, a niebo tępiło jego ostrze, uwalniając blask słońca. Ciężki żywot nagradzany przelotnymi chwilami przyjemności.

Niedaleko za kościołem droga znów się wznosiła, oni zaś mogli dojrzeć najbardziej na północ wysunięty cypel wyspy. Wzdłuż wschodniego horyzontu ciągnęły się pomalowane na biało chaty, których spadziste dachy chwytały promienie słońca między ruinami czarnych domów, chropowatych kamiennych budowli wyrastających tu i ówdzie z darni. Fin zobaczył znajomy łuk lądu zniżający się ku wiosce Crobost przy drodze nad urwiskiem i wyraźną sylwetkę kościoła, który wzniesiono, by pokazać mieszkańcom Cross, że ludzie tutaj są równie pobożni.

Droga zaprowadziła ich przez Swainbost i Lionel do maleńkiej wioski Port of Ness, obok jednopasmowych traktów, które wiodły w stronę Crobost i Mealanais. Tam droga się kończyła, a klify tworzyły naturalną przystań na północno-zachodnim końcu liczącej osiemset metrów pustej złotawej plaży. Ludzie wspomogli niegdyś naturę, budując falochron i obwałowanie portu. Był czas, że roiło się tu od trawlerów i łodzi rybackich, jednak przyroda odpłaciła się brutalnie, niszcząc falochron z jednego końca, gdzie wielkie bryły na wpół zatopionych skał i betonu przegrały zaciekłą walkę z niepowstrzymanymi atakami morza. Port był teraz niemal opustoszały; stanowił schronienie tylko dla małych łodzi rybackich, poławiaczy krabów i dla bączków.

Gunn zaparkował pod Ocean Villa, naprzeciwko drogi prowadzącej do portu. W porywach wiatru furkotała wściekle czarno-żółta taśma policyjna, rozciągnięta nad nawierzchnią szosy i broniąca dostępu osobom postronnym. Policjant w mundurze, który opierał się o ścianę Harbour View Gallery, na widok Gunna wysiadającego z samochodu wyrzucił pospiesznie papierosa. Jakiś żartowniś umieścił na tablicy ze strzałką i napisem ?Do przystani” słowo ?kurew”. Fin zastanawiał się, czy jest to komentarz na temat niezliczonych nastoletnich dziewcząt, od niepamiętnych czasów tracących dziewictwo w hangarze, w którym minionej soboty umarł upadły anioł.

Przeszli pod taśmą i ruszyli krętą drogą ku nabrzeżu. Był przypływ, zielona woda zakrywała żółty piasek. Przy wewnętrznym falochronie cumowało kilka bączków i łodzi do połowu krabów, obok plątaniny zielonych sieci z żółtymi i czerwonymi pływakami piętrzyły się wiklinowe kosze na ryby. Większa łódź, wyciągnięta z wody na brzeg, przechylała się w piasku pod niebezpiecznym kątem.

Hangar wyglądał z grubsza tak, jak Fin go zapamiętał. Zielony dach z blachy falistej, pomalowane na biało ściany. Po prawej stronie otwarty i narażony na żywioły. Dwa wąziutkie okienka w tylnej ścianie, z widokiem na plażę. Dwoje dużych drewnianych drzwi po lewej, jedne zamknięte, drugie do połowy otwarte. W środku można było dostrzec łódź na przyczepie. Tu też rozciągnięto taśmę policyjną. Wkroczyli w półmrok osłoniętej części budynku. Podłogę wciąż plamiła krew Angela, a zapach śmierci mieszał się z wonią spalin i słonej wody. Drewniana poprzeczna belka pod sufitem, w miejscu, gdzie morderca podciągnął na sznurze swoją ofiarę, nosiła ślad głębokiego nacięcia. Odgłosy morza i wiatru były tu przytłumione, ale wciąż obecne. Fin mógł zauważyć przez małe otwory okienne, że zaczyna się odpływ i że woda cofa się z wolna z gładkiego mokrego piasku.

Pomijając plamy, betonowa podłoga była nienaturalnie czysta, każdy skrawek i okruszek został zebrany starannie przez ludzi w ochronnych kombinezonach i oddany do skrupulatnych badań laboratoryjnych. Ściany pokrywały graffiti całego pokolenia. ?Murdo to pedał”, ?Anna kocha Donalda” i klasyka: ?Pieprzyć papieża”. Finowi wydało się to nieznośnie przygnębiające. Skierował się w stronę otwartej części hangaru i odetchnął głęboko. Z belek zwieszała się toporna huśtawka, dwie deszczułki złączone plastikowym pomarańczowym sznurem. Tym samym, którego użyto, by zawiesić na belkach ciało Angela w sąsiedniej części pomieszczenia. Fin wyczuł obecność Gunna przy boku. Spytał, nawet się
nie odwracając:

? Dlaczego ktoś chciał go zabić? Jakieś hipotezy?

? Nie brakowało mu wrogów, panie Macleod. Powinien pan o tym wiedzieć. Jest całe pokolenie ludzi z Crobost, którzy w takim czy innym momencie ucierpieli z rąk Angela Macritchiego albo jego brata.

? O tak. ? Fin splunął na podłogę, jakby na samo wspomnienie poczuł gorycz w ustach. ? Ja również się do nich zaliczałem. ? Odwrócił się i uśmiechnął. ? Może powinieneś mnie spytać, gdzie byłem w sobotę wieczorem.

Gunn uniósł brew.

? Może i tak, panie Macleod.

? Masz coś przeciwko temu, żebyśmy się przeszli po plaży, George? Dawno tam nie spacerowałem.

Plaża od strony lądu graniczyła z niskimi, kruszejącymi klifami o wysokości niespełna dziewięciu metrów. Na przeciwległym krańcu piasek ustępował miejsca kamiennym dłoniom, które sięgały niepewnie ku morzu, jakby chciały sprawdzić jego temperaturę. Osobliwe skupiska skał wyrastających tu i ówdzie z wód zatoki zawsze były widoczne ponad falami. Fin spędzał tu jako dziecko całe godziny, grzebiąc w piasku, łapiąc kraby w skalnych rozlewiskach, wspinając się na klify. Teraz zostawiali po sobie dziewicze ślady.

? To, że ktoś był dwadzieścia pięć lat temu prześladowany w szkole, trudno uznać za wystarczający motyw morderstwa ? oznajmił Fin.

? Inni ludzie też żywili do niego urazę, panie Macleod.

? Jacy, George?

? No cóż, na początek mamy dwie oficjalne skargi złożone na posterunku w Stornoway. Jedna dotyczy napaści fizycznej, druga seksualnej. W obu przypadkach, przynajmniej teoretycznie, toczy się śledztwo.

Jeśli Fin był czymś zaskoczony, to tylko faktem, że ktoś to zgłosił.

? Angel Macritchie zawsze wszczynał awantury, chyba że się zmienił od czasu, kiedy go znałem. Ale podobne sprawy załatwiało się w inny sposób. Pięściami na parkingu albo przy szklance piwa w barze. Nikt nigdy nie chodził na policję.

? Och, to nietutejszy. Nie pochodzi nawet z wyspy. I nie ma wątpliwości, że Angel mu dołożył. Nie mogliśmy tylko znaleźć świadków.

? Co się stało?

? To był jakiś cholerny obrońca praw zwierząt z Edynburga. Chris Adams, tak się nazywa. Stoi na czele grupy o nazwie Sprzymierzeni na rzecz Zwierząt.

Fin parsknął ironicznie.

? Co on tu robił? Chronił owce przed molestowaniem po zamknięciu pubów w piątek wieczorem?

Gunn wybuchnął śmiechem.

? Trzeba by kogoś więcej niż obrońcy praw zwierząt, żeby z tym skończyć, panie Macleod. ? Uśmiech na twarzy sierżanta przygasł. ? Nie, był tutaj, i wciąż jest, żeby zapobiec tegorocznym łowom. Chodzi o gugę.

Fin gwizdnął cicho.

? Jezu.

Nie myślał o tym od lat. Guga oznaczało w języku gaelickim młodego głuptaka, ptaka, którego ludzie z Crobost łowili co roku w sierpniu podczas dwutygodniowej wyprawy na skałę, osiemdziesiąt kilometrów na północny wschód od cypla Lewis. An Sgeir, tak ją nazywali. Po prostu ?Skała”. Sto metrów chłostanych sztormem klifów wyrastających z północnego Atlantyku i pokrytych każdego roku o tej porze gniazdami głuptaków i ich piskląt. Była to jedna z najważniejszych kolonii tych ptaków na świecie, a ludzie z Ness pielgrzymowali tam od ponad czterystu lat, przebywając w odkrytych łodziach wzburzone morze, by powrócić z bogatym łupem. Teraz płynęli trawlerem. Dwunastu mężczyzn z wioski Crobost, jedynej, która kultywowała jeszcze tę tradycję. Żyli przez czternaście dni pod gołym niebem ? niezależnie od pogody wdrapywali się na urwiska, ryzykując życie, by schwytać i zabić młode ptaki w ich gniazdach. Pierwotnie wyprawy te wynikały z konieczności ? chodziło o wyżywienie mieszkańców rodzinnej wioski. W obecnych czasach guga była przysmakiem cieszącym się ogromnym powodzeniem na całej wyspie. Na mocy decyzji parlamentu połowy jednak ograniczono do dwóch tysięcy sztuk, za- gwarantowanych w ustawie dotyczącej ochrony ptaków i uchwalonej w Izbie Gmin w roku 1954. Tylko dzięki szczęściu albo odpowiednim koneksjom można było zasmakować gugi.

Fin wciąż pamiętał oleisty aromat, i to tak wyraźnie, że ślina napłynęła mu do ust. Trzymane w soli, potem gotowane mięso odznaczało się konsystencją kaczki i smakiem ryby. Niektórzy twierdzili, że upodobanie do gugi wykształca się z biegiem czasu, ale Fin lubił ten sezonowy przysmak od najmłodszych lat. Już dwa miesiące przed wyruszeniem mężczyzn na skałę zaczynał wyczekiwać niecierpliwie, tak jak co roku dzikiego łososia w okresie kłusowania. Jego ojcu zawsze udawało się zdobyć kilka ptaków, a potem rodzina ucztowała przez tydzień po wyprawie. Byli tacy, którzy przechowywali mięso w beczkach z soloną wodą i spożywali po trochu przez cały rok. Jednak w takiej postaci za bardzo przypominało Finowi dziczyznę, a sól paliła go w usta. Lubił świeże ptaki, prosto ze skały, podawane z ziemniakami i popijane mlekiem.

? Próbowałeś kiedyś gugi? ? spytał Gunna.

? Owszem. Matka miała znajomości w Ness i zwykle co roku udawało się nam załatwić ptaka.

? Więc ci Sprzymierzeni na rzecz Zwierząt próbują zapobiec łowom?

? Zgadza się.

? Angel zawsze brał udział w wyprawie na skałę, prawda? – Fin pamiętał, że gdy ten jeden raz znalazł się pośród dwunastu mężczyzn z Crobost, dla Angela była to już druga wyprawa. To wspomnienie przemknęło niczym cień.

? Regularnie. Był kucharzem.

? Więc nie potraktowałby wyrozumiale kogoś, kto próbował to sabotować?

? I nie potraktował. ? Gunn pokręcił głową. ? Podobnie jak pozostali. Właśnie dlatego nie mogliśmy znaleźć nikogo, kto widziałby cokolwiek.

? Bardzo uszkodził tego faceta?

? Zdrowo go posiniaczył na twarzy i ciele. Dwa złamane żebra. Nic poważnego. Ale chłopak zapamięta to na długo.

? Więc dlaczego wciąż tu siedzi?

? Bo ma nadzieję, że zatrzyma trawler, który ma zawieźć ludzi na skałę. Cholerny stuknięty głupiec! Jutro promem przypływa grupa aktywistów.

? Kiedy mają wyruszyć na An Sgeir? ? spytał Fin, i już same słowa przyprawiły go o lekkie drżenie.

? Za dzień albo dwa, zależnie od pogody.

Dotarli na koniec plaży i Fin zaczął się wspinać na skały.

? Nie mam odpowiedniego obuwia, panie Macleod ? uprzedził Gunn, ślizgając się niebezpiecznie na czarnym omszałym kamieniu.

? Znam dobrze drogę na szczyt klifu ? zapewnił Fin. ? Śmiało, to łatwe.

Gunn ruszył za nim niezgrabnie, niemal na czworakach, kiedy zaczęli się wspinać wąską krętą ścieżką, prowadzącą ku szeregowi naturalnych, choć niezbyt równych stopni, które zawiodły ich wreszcie na szczyt. Mogli stąd sięgnąć wzrokiem ponad wrzosowiskiem aż do domów w Crobost; przycupnęły w zagłębieniu drogi przy urwisku, skupione wokół posępnej i dominującej sylwetki świątyni Wolnego Kościoła, gdzie Fin spędził tak wiele zimnych i żałosnych niedziel swego dzieciństwa. Niebo widoczne w dali pokrywało się czernią zwiastującą deszcz; czuł w powietrzu jego zapach, tak jak wówczas, gdy był małym chłopcem. Wspinaczka wprawiła go w dobry nastrój, podobnie jak łagodne uderzenia wiatru; wszelkie myśli o An Sgeir zniknęły bez śladu. Gunn nie mógł złapać tchu i z wyraźną troską oglądał zadrapania na swoich czarnych lśniących butach.

? Dawno już tego nie robiłem ? wyznał Fin.

? Jestem mieszczuchem, panie Macleod ? wysapał sierżant. ? I nie robiłem tego nigdy.

Fin uśmiechnął się.

? Nie zaszkodzi ci, George. ? Już dawno nie czuł się tak wspaniale. ? No dobra. Myślisz, że ten twój obrońca praw zwierząt zamordował Angela Macritchiego w odwecie za pobicie?

? Wątpię. Nie wygląda na takiego. Jest trochę… ? szukał odpowiedniego słowa ? afektowany. Wie pan, o co mi chodzi? ? spytał, a Fin skinął z rozmysłem głową. ? Ale pracuję w policji dostatecznie długo, by wiedzieć, że najstraszniejsze zbrodnie popełniają ludzie, których nikt by o to nie posądzał.

? I pochodzi z Edynburga. ? Fin zastanawiał się nad czymś. ? Sprawdził ktoś, czy ma alibi, jeśli chodzi o zabójstwo przy Leith Walk?

? Nie.

? Może warto się tym zająć. Badanie DNA załatwi go albo wykluczy w przypadku zabójstwa Macritchiego, ale to potrwa dzień lub dwa. Może powinienem z nim porozmawiać.

? Zatrzymał się w pensjonacie Park, w Ness. Ci Sprzymierzeni nie dysponują chyba zbyt dużymi funduszami. Inspektor Smith zabronił mu opuszczać wyspę.

Ruszyli przez wrzosowisko w stronę drogi, strasząc owce, które czmychały, gdy się zbliżali.

? A ta napaść na tle seksualnym, jak mówiłeś… O co chodziło? ? Fin podniósł głos z powodu wiatru.

? Szesnastoletnia dziewczyna oskarżyła go o gwałt.

? A zgwałcił ją?

Gunn wzruszył ramionami.

? Trudno w takich przypadkach znaleźć odpowiednie dowody, które umożliwiłyby postawienie konkretnych zarzutów.

? No cóż, to prawdopodobnie bez znaczenia. Przynajmniej w tym wypadku. Powiedziałbym, że szesnastoletnia dziewczyna nie zdołałaby zrobić z Macritchiem tego, co zrobił z nim zabójca.

? Może i tak, panie Macleod, ale jej ojciec z pewnością by sobie poradził.

Fin zatrzymał się w pół kroku.

? Kto jest jej ojcem?

Gunn skinął głową w stronę kościoła w oddali.

? Pastor Donald Murray.
(…)

Czarny domPeter May „Czarny dom”
Tłumaczenie: Jan Kabat
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 464

Opis: Na olśniewającej niesamowitymi krajobrazami szkockiej wyspie Lewis położonej w najbardziej na północ wysuniętym rejonie archipelagu Hebrydów zostaje popełnione brutalne morderstwo. Wśród policjantów, którzy przybywają na wyspę, by poprowadzić dochodzenie, jest inspektor Fin Macleod z Edynburga, który urodził się i wychowywał na Lewis. Wcześniej zajmował się sprawą niemal identycznej i jak na razie niewyjaśnionej zbrodni w stolicy Szkocji. Fin od początku podejrzewa, że oba zabójstwa nie są dziełem tego samego sprawcy. Śledztwo jest dla niego okazją do powrotu w przeszłość, którą dawno pogrzebał ? do okresu dorastania oraz do wspomnień o utraconej miłości. Dziewczyna, którą wtedy kochał, jest teraz żoną jego najlepszego przyjaciela z czasów dzieciństwa, matką siedemnastoletniego chłopca. Fin przypomina sobie o tragicznych wydarzeniach sprzed blisko dwudziestu laty… (więcej o książce)

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek