banner ad

Dziesięć lat ciszy przerwane jednym spojrzeniem w tłumie. Przeczytaj przed premierą pierwszy rozdział thrillera „Rysa” Kamili Bryksy

9 maja 2025

14 maja nakładem Wydawnictwa Mięta ukaże się nowy thriller psychologiczny Kamili Bryksy. „Rysa” to opowieść o więzach rodzinnych i tajemnicy, która przez dekadę pozostawała zepchnięta w niepamięć. Latem 2011 roku czwórka młodych ludzi gubi się w Bieszczadach. Do domu wraca tylko troje z nich. Dziesięć lat później, w tłumie turystów w Lublinie, ktoś rozpoznaje zaginioną dziewczynę. Gdzie była przez ten czas? I dlaczego jej powrót przeraża tych, którzy o niej próbowali zapomnieć? Jak zapowiada wydawca, „Rysa” odsłania ciemne strony ludzkiej psychiki i pokazuje, że czas nie zawsze leczy rany – czasem tylko je przykrywa. Pierwszy rozdział książki możecie przeczytać poniżej.

Gdynia, lato 2021 roku

– No i kogo tu dzisiaj mamy? – zapytał pierwszego policjanta, z którym złapał kontakt wzrokowy.

– Kobieta, lat około trzydziestu – odpowiedział mężczyzna, podając rękę koledze po fachu.

Przeszli razem pod taśmami, które odgradzały gapiów od miejsca zbrodni.

– Dzień dobry, jestem Marek Poleczko i dowiem się, co się pani stało – powiedział, spoglądając na leżącą na ziemi kobietę.

Można byłoby podejrzewać, że po prostu potknęła się i upadła, gdyby nie krew, która spłynęła po szyi i ramionach, zasychając na długich czarnych włosach, pochodząca z rany na potylicy. Takiej nie nabywa się przez potknięcie.

Poleczko usłyszał głośne sapanie. Nie musiał nawet się odwracać, wiedział, kogo pokonała trasa na gdyński klif. Zastanawiał się, czy kolega będzie w ogóle zdolny do pracy po tym spacerze. Nie można było tutaj dotrzeć w inny sposób niż na własnych nogach.

– Przedstawiliście się już sobie? – zapytał Cezary Okrój, ledwo łapiąc oddech. Podszedł do kolegi i oparł się dłonią o pień drzewa.

– Duet Marek i Czarek, nierozłączni od lat – usłyszeli czyjś głos. Pewnie ktoś nowy nie wiedział, kim są i po co tutaj przyszli.

Właściwie to w ogóle nie powinno ich tu być. Wyświadczali przysługę kolegom z Gdyni. Mieli braki kadrowe, a do tego urlopy wypoczynkowe, macierzyńskie i zdrowotne skumulowały się w jednym miesiącu. Gdyby tego było mało, na głowę zwalił im się wydział wewnętrzny i przetrzepywał wszystkie papiery. Komendant osobiście do nich zadzwonił nad ranem, prosząc o wsparcie. „Mogę tam wysłać panią Marylę z firmy sprzątającej w parze z panem Lucjanem, który jest u nas konserwatorem. To są świetni ludzie, naprawdę, tylko nie wiem, czy umieją pisać raporty”, tłumaczył przez telefon.

Czarek i Marek byli znani w Trójmieście z rymujących się imion, z których wszyscy nabijali się za plecami policjantów, ale ani Okrój, ani Poleczko nie zwracali uwagi na te docinki.

To była jedyna rzecz, z której mieli prawo śmiać się koledzy, bo nikt nie mógł pochwalić się taką skutecznością w rozwiązywaniu spraw co oni.

– Tak, wstępne formalności mamy już za sobą. – Poleczko zapalił papierosa.

Tego w pracy policjanta Okrój szczerze nienawidził. Wszyscy palili. Nienormowane godziny pracy, stres, krew, obrazy nawiedzające go w koszmarach. Mordercy, gwałciciele, psychopaci, których wolałby nigdy nie spotkać. Zło w najczystszej postaci, o którym wolałby tylko czytać w kryminałach.

Nic z tych rzeczy nie wkurzało go tak bardzo jak kłęby dymu nikotynowego unoszące się nad każdą sprawą, każdym dokumentem i spotkaniem.

Jeśli kiedyś dostanie raka płuc, nigdy nie wziąwszy do ust ani jednego papierosa, to wytoczy proces o odszkodowanie Skarbowi Państwa.

„Chociaż Alicja na tym skorzysta i będzie miała za co żyć, jak mnie pokona ten ich rakotwórczy smród”, powiedział do siebie w myślach.

– Mamy coś więcej oprócz danych osobowych i demograficznych? – zapytał Okrój, patrząc na policjanta, który wydawał mu się najmłodszy i najbardziej przejęty sytuacją, w jakiej się znalazł tego poranka.

– Ze wstępnych ustaleń i analiz wynika…

Mężczyźnie przerwał śmiech kolegów.

– Młody, nie mamy czasu na takie gadki. – Poleczko poklepał policjanta po ramieniu. – Mówisz tak: kiedy, jak, gdzie i kto doprowadził tę panią do tego, że tu leży. No to lecimy: kiedy?

– Dzisiaj, przypuszczalnie około czwartej rano.

– Jak?

– Prawdopodobną przyczyną jest uderzenie w tył głowy.

– Świetnie ci idzie! Doskonale podkreślasz, że nikt nic nie wie na pewno. Gdzie?

– Ze wstępnych ustaleń…

– Młody, no ja cię proszę. Gdzie? – Poleczko tracił cierpliwość.

– Tutaj. Denatki nie przenoszono ani nie przewożono – powiedział, wskazując ręką na miejsce, w którym leżała.

– Tego jesteśmy pewni?

Zdenerwowany policjant pokiwał nieśmiało głową.

– Rozumiem, czyli nie jesteśmy. To jeszcze może wspomnę, że naprawdę nie musiałeś pokazywać. Wszyscy tutaj zebrani wiedzą, gdzie leży martwa kobieta. To właśnie z jej powodu się tu znaleźliśmy. Ale brawo! Świetnie ci idzie. Czas na ostatnie pytanie. Najważniejsze. Jesteś gotowy? Kto to zrobił?

– Nie wiemy – odpowiedział przestraszony.

– I bardzo dobrze! Bo jakbyście wiedzieli, to po co byście mnie i kolegę tutaj z rana ściągali? Nie mielibyśmy pracy, gdybyście już to wiedzieli! No to teraz, żeby dostać kolejnego plusa, bierzesz kajecik, długopis, ołówek czy co tam wolisz i lecisz na ploteczki do tych ludzi, co tu się nam tak tłumnie zebrali wokół taśmy. Tym razem role się odwrócą. Ty będziesz pytał, oni będą odpowiadać, a jak się czegoś dowiesz, to mi dasz znać, dobrze? Miałeś jakieś zajęcia z tego w tej szkole, co ją wczoraj skończyłeś? Tylko bardzo cię proszę, wróć z czymś istotnym, bo to, że nikt nic nie widział ani nie słyszał, to ja wiedziałem, jak tylko wstałem dzisiaj z łóżka.

Młodszy policjant kiwnął głową, otarł pot z czoła i szybkim krokiem poszedł w kierunku gapiów.

Poleczko przykucnął obok kobiety. Podniósł głowę i rozejrzał się po okolicy. Denatka leżała w odległości kilku metrów od skraju klifu. Miejsca, które mieszkańcy i turyści chętnie odwiedzają w lato, ale nie o tej porze dnia.

Trudno będzie coś ustalić. Żeby tutaj dojść, trzeba przejść przez las. Kto i gdzie miałby zauważyć ją albo sprawcę? To nie będzie prosta sprawa.

– Zaraz wszyscy pożałują, że przyleźli się tu gapić – powiedział sam do siebie, obserwując determinację młodszego kolegi.

Na widok zbliżającego się funkcjonariusza tłum się przerzedził, ale policjant zaczął wołać tych, którzy udawali, że wcale przed chwilą tutaj nie stali i nie próbowali dostrzec za policyjnym parawanem choćby fragmentu zbrodni popełnionej nad orłowskim klifem.

– Jest całkiem zwyczajnie ubrana. Nie wygląda, jakby wracała z imprezy albo biegała. Co w takim razie robiła tu o czwartej rano? – myślał dalej głośno Poleczko.

Odpowiedziała mu cisza.

– Wiemy, kto to jest? Mamy już kontakt do jej rodziny? – Powoli podniósł się z ziemi.

Znowu nikt nie odpowiedział na jego pytanie, więc mężczyzna powtórzył je głośniej, odwracając głowę w kierunku stojących kilka metrów od niego policjantów.

– Pracujemy nad tym – odparł jeden z nich, a reszta grupy milczała.

– Marek, nic tu po nas. Widzę, że panowie sobie świetnie radzą sami. Spadamy stąd – powiedział Okrój do kolegi.

Nadal czuł zmęczenie i nie rozumiał, dlaczego ludzie z własnej woli przychodzą tutaj, zamiast zostać na dole, na plaży. Wprawdzie z parkingu na klif szli pod górę nie dłużej niż piętnaście minut, mimo to nie uważał, że ma to jakikolwiek sens. „Widoki jak wszędzie w Trójmieście, tu jest tylko trochę wyżej”, pomyślał, patrząc przez chwilę na panoramę Gdyni, morze i pływające statki.

– Jak już któryś z was coś sensownego ustali, to wiecie, gdzie nas szukać. Weźcie się wreszcie do roboty, bo w ciągu trzech godzin dowiedzieliście się tyle, ile mój sześcioletni syn ustaliłby w pół godziny. – Poleczko przygniótł papierosa czubkiem buta i spojrzał na Okroja. – Zostajesz tu, żeby kontemplować swoje życie, patrząc na bezkres Bałtyku i słuchając szumu fal, czy spadamy stąd? – Zaśmiał się ze swojego żartu, ale Czarek go chyba nie zrozumiał. – Spadamy? Klif? Z klifu można spaść? Kontaktujesz w ogóle? – Pomachał przed oczami koledze, który nadal nie zwracał na niego uwagi.

Okrój rzucił mu wymowne spojrzenie i ruszył przed siebie. Przynajmniej droga powrotna prowadziła w dół.

Milczeli, układając w głowie plan działania. Okrój wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął wybierać numer do żony. Chciał jej powiedzieć, że jednak uda mu się odprowadzić dzisiaj córkę do przedszkola.

Nagle Poleczko się zatrzymał. Spojrzał skonsternowany na Czarka.

– Kurwa, stary, ty wiesz, kto to jest? – Zabrał koledze telefon z ręki.

– Halo, Czarek? Słyszysz mnie? – Z telefonu Okroja odezwał się głos żony.

Poleczko rozłączył rozmowę.

– Kto to jest? Ta kobieta? Czy o kogo ci chodzi? Oddawaj mi ten telefon – powiedział zdenerwowany Okrój.

Nienawidził, gdy Marek zabierał mu komórkę, a kolega robił to notorycznie, kiedy chciał coś powiedzieć i uważał, że nie może poczekać ani chwili dłużej. Ich relacja była zawiła i skomplikowana. Pewnie jak każda, która trwa przez wiele lat.

– Ofiara. Widzieliśmy ją wczoraj.

– Gdzie ją widzieliśmy? – Okrój zmarszczył brwi i spojrzał badawczo na kolegę.

Marek patrzył przed siebie pustym wzrokiem. Milczał.

– Poleczko, do cholery, odezwij się. Kto to jest?! – Okrój podniósł głos, ale zaraz zamilkł.

Zrozumiał, o czym mówił kolega. Wiedział, kim jest ofiara. Przypomniał sobie te długie czarne włosy, wczoraj nie ubrudzone krwią, ale związane w kok na czubku głowy. Przerażony wzrok i bladą twarz. Teczkę, którą kobieta ściskała w rękach. Dlaczego pozwolili jej wyjść z komisariatu?

– Czarek, daliśmy ciała. Pierwszy raz od dwudziestu lat, rozumiesz to? Ona nie żyje przez nas.
(…)

Kamila Bryksy „Rysa”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Mięta
Liczba stron: 304

Opis: Nie patrz w lustro. Nigdy nie wiesz, kiedy pojawi się w nim odbicie z przeszłości. Latem 2011 roku czworo młodych ludzi wyrusza na wyprawę w Bieszczady. Gubią drogę i w nocy błądzą po szlaku. Do Gdańska wraca tylko troje z nich. Latem 2021 roku kamery pokazują obraz z ulicy Lublina. W tłumie turystów uczestnicy tamtej wycieczki dostrzegają zaginioną dziewczynę. Gdzie była przez dziesięć lat i dlaczego postanowiła wrócić? Jaka tajemnica kryje się za jej zniknięciem? W Bieszczadach życie całej czwórki rozsypało się na drobne kawałki. Z trudem udało się posklejać je na nowo. Komuś do tej układanki na pewno nie będzie pasować odnaleziona kobieta.

fot. mat. własne autorki


Tematy: , ,

Kategoria: fragmenty książek