Czy przyjąć zaproszenie na wieczór panieński wymazanej z pamięci przyjaciółki? Przeczytaj fragment thrillera „W ciemnym, mrocznym lesie” Ruth Ware

21 lipca 2022

27 lipca wydawnictwo Czwarta Strona opublikuje debiutancki thriller Ruth Ware w nowym tłumaczeniu Anny Tomczyk. „W ciemnym, mrocznym lesie” to opowieść o dawno niewidzianych przyjaciółkach, które spotykają się w położonym na odludziu domku. Pomysł na napisanie książki podsunęła autorce przyjaciółka. „Powiedziała, że ​​nigdy nie czytała thrillera rozgrywającego się podczas wieczoru panieńskiego. Pomyślałam wtedy: 'ja też nie’. A to dziwne, bo to pod wieloma względami idealne miejsce. Masz zebraną razem grupę dość odmiennych ludzi, emocje buzują. Wszystko dzieje się w miejscu, z którego nie można uciec. Wydawało się to po prostu doskonałym przepisem zarówno na powieść, jak i na tragedię” – opowiada Ruth Ware. Poniżej możecie przeczytać sam początek książki, którą można już zamawiać w przedsprzedaży.

Biegnę.

Biegnę przez las skąpany w księżycowym świetle, gałęzie rozdzierają mi ubrania, a stopy zahaczają o uginające się pod śniegiem paprocie.

Krzewy jeżyn biją mnie po dłoniach. Oddech rozdziera mi gardło. Boli. Wszystko mnie boli.

Ale to właśnie robię. Biegnę. Dam radę.

Zawsze kiedy biegam, powtarzam coś w głowie jak mantrę. Czas, który chcę osiągnąć, albo frustracje, które chcę wybiegać na asfalcie.

Ale tym razem pulsuje we mnie jedno słowo, jedna myśl.

„James. James. James”.

Muszę się tam dostać. Muszę dostać się do drogi, zanim…

I wtedy się pojawia, ciemny wąż asfaltu w księżycowym blasku; słyszę ryk zbliżającego się silnika, a białe linie lśnią tak jasno, aż bolą mnie oczy, czarne pnie drzew wyglądają, jakby przecinały światło.

Spóźniłam się?

Zmuszam się do pokonania ostatnich trzydziestu metrów, potykam się o zwalone kłody, serce wali mi w piersi jak bęben.

„James”.

Spóźniłam się – samochód jest za blisko, nie mogę go zatrzymać.

Rzucam się na asfalt z rozpostartymi ramionami.

– Stop!

Rozdział 1

Wszystko mnie boli. Światło pulsuje przed oczami, głowa mi pęka. W nozdrzach czuję zapach krwi, dłonie mi się od niej lepią.

– Leonoro?

Ten głos przebija się przez mgłę bólu. Próbuję pokręcić głową, moje usta nie są w stanie wymówić słowa.

– Leonoro, jesteś bezpieczna, jesteś w szpitalu. Zabieramy cię na prześwietlenie.

To kobieta, mówi głośno i wyraźnie. Jej głos też sprawia mi ból.

– Czy powinniśmy do kogoś zadzwonić?

Znowu próbuję zaprzeczyć.

– Nie ruszaj się – mówi. – Masz uraz głowy.

– Nora – szepczę.

– Chcesz, żebyśmy zadzwonili do Nory? Kim jest Nora?

– Ja… to ja.

– Dobrze, Noro. Spróbuj po prostu się odprężyć. To nie będzie bolało.

Ale boli. Wszystko boli.

Co się stało?

Co ja zrobiłam?

Rozdział 2

Kiedy tylko się obudziłam, wiedziałam, że to dzień na bieganie po parku, na moją najdłuższą trasę, w sumie ponad czternaście kilometrów. Jesienne słońce wpadało przez bambusowe żaluzje, prześlizgiwało się po pościeli i czułam zapach deszczu, który spadł w nocy, widziałam liście na platanach przy ulicy poniżej, na koniuszkach zmieniające właśnie kolor na złotobrązowy.

Zawsze zaczynałam poranek w ten sam sposób. Może to przez to, że mieszkam sama – można wtedy wyznaczyć sobie tor dnia bez żadnych zewnętrznych zakłóceń, bez współlokatorów, którzy wciągnęli ostatni łyk mleka, bez kota wypluwającego kłaczek na dywan. Wiadomo, że to, co człowiek zostawi w szafce poprzedniego wieczoru, nadal tam będzie, kiedy on się obudzi. Ma pełną kontrolę.

A może chodzi o pracę z domu. Bez etatu bardzo łatwo dopuścić do tego, by dni straciły kształt, zlały się w jedno. Może się okazać, że o siedemnastej nadal się siedzi w szlafroku, a przez cały dzień widziało się tylko gościa rozwożącego mleko. Są takie dni, że nie słyszę żadnego ludzkiego głosu, z wyjątkiem radia, i wiecie co? Całkiem mi się to podoba. To dobre życie dla pisarki, z wielu powodów – jest się samemu z głosami w głowie, ze stworzonymi postaciami. W ciszy stają się bardzo prawdziwe. Niekoniecznie to jednak najzdrowszy sposób na życie. Ważne zatem, by zachować rutynę. Ona daje coś, czego można się uczepić, coś, dzięki czemu da się odróżnić zwykły dzień tygodnia od weekendu.

Mój dzień zaczyna się w ten sposób.

Dokładnie o szóstej trzydzieści włącza się ogrzewanie; budzi mnie brzęczenie pieca. Zerkam w telefon – tylko po to, by sprawdzić, czy w nocy nie skończył się świat – a potem leżę, słuchając strzelania i trzeszczenia w grzejniku.

O siódmej rano włączam radio – jest już ustawione na Today Programme Czwórki – wyciągam rękę i klikam włącznik ekspresu, w którym wieczór wcześniej uzupełniłam wodę i kawę – mieloną Carte Noire z włożonym papierowym filtrem. Rozmiary mojego mieszkania mają pewne zalety. Jedną z nich jest fakt, że mogę dosięgnąć zarówno do ekspresu, jak i do lodówki, nie wstając z łóżka.

Kawa jest zwykle gotowa, kiedy w radiu kończą czytać nagłówki prasowe. Wygrzebuję się spod ciepłej kołdry i piję napar z odrobiną mleka, przegryzając tostem z dżemem truskawkowym Bonne Maman (bez masła, nie chodzi tu o dietę, po prostu nie lubię połączenia tych dwóch).

Dalsza kolej rzeczy zależy od pogody. Jeśli pada lub nie mam ochoty iść biegać, wtedy biorę prysznic, sprawdzam pocztę i zaczynam dzień pracy.

Jednak to był piękny dzień, korciło mnie, żeby wyjść, pobiec po mokrych liściach i poczuć wiatr na twarzy. Prysznic po bieganiu.

Włożyłam koszulkę, jakieś legginsy oraz skarpetki i wsunęłam stopy w sportowe buty, które zostawiłam wcześniej koło drzwi. Potem zbiegłam po schodach trzy piętra – na ulicę, a następnie na zewnątrz i w świat.

Kiedy wróciłam, byłam zgrzana i spocona, rozluźniona po wysiłku i długo stałam pod prysznicem, myśląc o tym, co mam na liście zadań. Musiałam zrobić kolejne zakupy internetowe – prawie skończyło mi się jedzenie. Trzeba było przejrzeć redakcję książki – obiecałam redaktorce, że odeślę ją w tym tygodniu, a nawet jeszcze nie zaczęłam. Powinnam też przeczytać mejle, które przyszły przez formularz kontaktowy mojej strony internetowej, czego nie robiłam od dawna, bo zawsze to odkładam. Większość z nich to oczywiście spam – niezależnie od tego, jaką się tam założy weryfikację, nie sposób powstrzymać tych wszystkich botów. Ale niekiedy to jakieś przydatne rzeczy, prośby o blurby albo egzemplarze recenzenckie. A czasami… Czasami mejle od czytelników. Ogólnie, jeśli ludzie do ciebie piszą, to zwykle dlatego, że spodobała im się twoja książka, chociaż miałam też kilka wiadomości o tym, jaką to jestem okropną osobą. Ale nawet jeśli wiadomości są miłe, nadal wydaje mi się dziwne i niezręczne, kiedy ktoś opowiada o swojej reakcji na twoje osobiste przemyślenia; porównałabym to do czytania cudzych opinii na temat twojego pamiętnika. Nie wiem, czy kiedykolwiek przywyknę do tego uczucia, niezależnie od tego, jak długo piszę. Może po części dlatego muszę się na to przygotować.

Kiedy się ubrałam, odpaliłam laptopa i powoli przeklikałam mejle, usuwając je przy okazji. Viagra. Obietnica, że będę mogła „zaspokoić moją kobietę”. Rosyjskie ślicznotki.

I wtedy…

Do: Melanie Cho; kate.derby.02@DPW.gsi.gov.uk; T Deauxma; Kimayo, Liz; info@LNShaw.co.uk; Maria Tatibouet; Iris P. Westaway; Kate Owens; smurphy@shoutlinemedia.com; Nina da Souza; French, Chris
Od: Florence Clay
Temat: PANIEŃSKI CLARE!!!

Clare? Nie znałam żadnej Clare, chyba że…

Serce zaczęło mi szybciej bić. Ale to nie mogła być ona. Nie widziałam jej od dziesięciu lat.

Przez chwilę moje palce zawisły nieracjonalnie nad przyciskiem „delete”. Potem kliknęłam i otworzyłam wiadomość.

CZEŚĆ WSZYSTKIM!!!
Jeśli mnie nie znacie, to mam na imię Flo i jestem najlepszą przyjaciółką Clare ze studiów. Jestem też jej – werble – świadkową! Więc zgodnie z uświęconą tradycją będę organizować jej WIECZÓR PANIEŃSKI!!!
Rozmawiałam z Clare i – jak pewnie się domyślacie – nie chce żadnych gumowych penisów ani różowych boa. Wyprawiamy więc coś trochę bardziej wyrafinowanego – weekendowy wyjazd na jej stary rewir z czasów studiów w Northumberland – chociaż możliwe, że przemycimy tam kilka niegrzecznych zabaw!
Clare wybrała weekend 14–16 listopada. Wiem, że to BARDZO na ostatnią chwilę, ale nie miałyśmy dużego pola manewru pomiędzy zobowiązaniami zawodowymi, Bożym Narodzeniem i tak dalej. Proszę o szybkie RSVP.
Całuję i pozdrawiam – mam nadzieję spotkać dawne i nowe koleżanki bardzo niedługo!!!
Flo

Siedziałam, niepewnie marszcząc brwi. Ogryzałam skórkę przy paznokciu, próbując to zrozumieć.

Potem jeszcze raz spojrzałam na listę adresatów. Było na niej jedno nazwisko, które rozpoznałam: Nina da Souza.

No, czyli już jasne. To musiała być Clare Cavendish. Nikt inny. I wiedziałam – a może wydawało mi się, że pamiętam – że studiowała na uczelni w Durham… albo może Newcastle? Co pasowało do tego Northumberland.

Ale dlaczego? Dlaczego Clare Cavendish zaprosiła mnie na swój wieczór panieński?

Czy to mógł być jakiś błąd? Może ta Flo po prostu przejrzała książkę adresową Clare i wystrzeliła z mejlami do wszystkich, których zdołała tam znaleźć?

Ale tylko dwanaście osób… to oznaczało, że uwzględnienie mnie nie mogło być błędem. Prawda?

Siedziałam, gapiąc się w ekran, jak gdyby piksele mogły udzielić odpowiedzi na pytania, od których przewracało mi się w żołądku. Trochę żałowałam, że nie wyrzuciłam tej wiadomości bez czytania.

Nagle nie mogłam już dłużej usiedzieć. Wstałam i podeszłam do drzwi, a potem z powrotem do biurka, gdzie stanęłam, przyglądając się niepewnie ekranowi laptopa.

Clare Cavendish. Dlaczego ja? Dlaczego teraz?

Nie bardzo mogłam spytać tę Flo.

Była tylko jedna osoba, która mogłaby wiedzieć.

Usiadłam. Potem szybko, nim zdążyłam zmienić zdanie, wystukałam mejl.

Do: Nina da Souza
Od: Nora Shaw
Temat: Panieński???

Hej, N, mam nadzieję, że masz się dobrze. Muszę przyznać, że trochę się zdziwiłam, widząc nas obie na liście zaproszonych na wieczór panieński Clare. Wybierasz się?

A potem czekałam na odpowiedź.

Przez kilka kolejnych dni próbowałam podjąć decyzję. Zajęłam się pracą – usiłowałam zakochać się w zawiłych i drobiazgowych uwagach redaktorki – ale mejl od Florence ciągle siedział mi z tyłu głowy, rozpraszając mnie niczym pypeć na czubku języka, który piecze, kiedy najmniej się tego człowiek spodziewa, albo zadarty paznokieć, którego nie można przestać skubać. Wiadomość spadała coraz niżej i niżej w skrzynce odbiorczej, ale nadal ją czułam, oznaczenie „bez odpowiedzi” przypominało cichy wyrzut, a pozostawione pytania stały się dręczącym tłem mojej codziennej rutyny.

„Odpowiedz” – błagałam w myślach Ninę, kiedy biegałam po parku, gotowałam kolację albo po prostu gapiłam się w przestrzeń. Myślałam, żeby do niej zadzwonić. Ale nie wiedziałam, co chcę jej powiedzieć.

I wtedy, po paru dniach, kiedy jadłam śniadanie i bezmyślnie przewijałam Twittera w telefonie, pojawiła się ikonka „nowa wiadomość”.

Przyszła od Niny.

Wzięłam łyk kawy, zrobiłam głęboki wdech i kliknęłam.

Od: Nina da Souza
Do: Nora Shaw
Temat: Panieński???

Kochana! Dawno nie gadałyśmy. Właśnie dostałam twój mejl – dopiero wróciłam ze szpitala. Chryste, tak naprawdę to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę. Jakiś czas temu dostałam zaproszenie na ślub, ale miałam nadzieję, że uniknę panieńskiego. A ty idziesz? Może zawrzemy umowę: ja pójdę, jeśli ty pójdziesz?
N

Piłam kawę, patrząc na ekran, mój palec zawisł nad przyciskiem „Odpowiedz”, ale nie kliknęłam go. Miałam nadzieję, że Nina rozwikła przynajmniej część niewiadomych, które tłukły mi się po głowie przez ostatnie kilka dni. Kiedy ma być ślub? Dlaczego zaprosiły mnie na panieński, ale nie na ceremonię? Za kogo wychodziła?

„Hej, wiesz może…” – zaczęłam, a potem to usunęłam. Nie, nie mogłam spytać wprost. To byłoby równoznaczne z przyznaniem, że nie mam pojęcia, co się dzieje. Zawsze byłam zbyt dumna, żeby przyznać się do niewiedzy. Nie cierpię być gorsza.

Próbowałam zepchnąć to pytanie na dalszy plan, kiedy brałam prysznic i się ubierałam. Ale kiedy uruchomiłam komputer, znalazłam w skrzynce dwa kolejne nieprzeczytane mejle.

Pierwszy był pełnym żalu „nie, dziękuję” od jednej z koleżanek Clare, powołującej się na imprezę rodzinną.

Drugim była kolejna wiadomość od Flo. Tym razem załączyła potwierdzenie odbioru.

Do: info@LNShaw.co.uk
Od: Florence Clay
Temat: Re: Panieński Clare!!!

Droga Lee,
przepraszam, że Cię ścigam, ale zastanawiałam się, czy dostałaś moją ostatnią wiadomość! Wiem, że dawno nie widziałaś się z Clare, ale miała taką nadzieję, że będziesz mogła przyjechać. Często o tobie mówi i wiem, że źle się czuje z tym, jak po szkole straciłyście kontakt. Nie wiem, co się stało, ale ona byłaby naprawdę zachwycona, gdybyś przyjechała – zgodzisz się, prawda? Wtedy ten weekend będzie naprawdę udany.
Flo

Ta wiadomość powinna mi schlebiać – że Clare tak bardzo chce, bym przyjechała, a Flo zadała sobie tyle trudu, by mnie odnaleźć. Ale tak nie było. Poczułam za to niechęć do tego całego natręctwa, naruszania prywatności i załączania potwierdzenia odbioru. Poczułam się, jakby ktoś mnie sprawdzał, szpiegował.

Zamknęłam pocztę i otworzyłam dokument, nad którym pracowałam, ale kiedy do niego usiadłam, świadomie odpychając od siebie wszelkie myśli o tym panieńskim, słowa Flo wracały do mnie jak echo. Nurtowały mnie. „Nie wiem, co się stało”. To zabrzmiało jak żal płaczliwego dziecka. Nie, pomyślałam gorzko. Nie wiesz. Więc nie wtrącaj się w moją przeszłość.

Przysięgłam, że nigdy nie wrócę.

Nina to co innego – mieszkała teraz w Londynie i czasem na siebie wpadałyśmy w okolicach Hackney. Była częścią mojego londyńskiego życia, tak samo jak dawniej tego w Reading.

Natomiast Clare – Clare zdecydowanie należała do przeszłości i pragnęłam, by tam pozostała.

A jednak jakaś mała część mnie – mała, upierdliwa część, która kłuła moje sumienie – tego nie chciała.

Clare była kiedyś moją przyjaciółką. Najlepszą, przez długi czas. A jednak uciekłam, nie oglądając się za siebie, nie zostawiając nawet numeru telefonu. Co ze mnie za przyjaciółka?

Wstałam niespokojnie i ponieważ chciałam się zająć czymkolwiek, zrobiłam sobie kolejną kawę. Stałam przy ekspresie, który syczał i bulgotał. Ogryzałam skórkę paznokcia, myśląc o tym, że minęło dziesięć lat od naszego ostatniego spotkania. Kiedy ekspres skończył, nalałam sobie pełny kubek i zaniosłam do biurka, ale nie siadłam ponownie do pracy. Otworzyłam przeglądarkę Google i wpisałam „Clare Cavendish Facebook”.

Było wiele Clare Cavendish, jak się okazało, i kawa mi wystygła, nim znalazłam tę, która moim zdaniem mogła być nią. Na zdjęciu profilowym widniała para w przebraniach z Doktora Who. Ze względu na bujną rudą perukę trudno było ją poznać, ale w sposobie, jaki ta dziewczyna śmiała się, odchyliwszy głowę, było coś, co skłoniło mnie do zatrzymania się przy przewijaniu niekończącej się listy. Mężczyzna był przebrany za Matta Smitha, miał zaczesane na bok włosy, okulary w rogowej oprawie oraz muchę. Kliknęłam obraz, żeby go powiększyć, i przyglądałam się tym dwojgu długi czas, próbując wychwycić jej rysy pod opadającymi na twarz rudymi kosmykami, i im bardziej się przyglądałam, tym bardziej wydawało mi się, że to była Clare. Faceta nie kojarzyłam, tego byłam pewna.

Kliknęłam w zakładkę „O mnie”. Pod „Wspólni znajomi” znalazłam „Nina da Souza”. Zdecydowanie Clare. A pod nagłówkiem „Status” miała „W związku z William Pilgrim”. To nazwisko sprawiło, że przeczytałam je dwa razy. Wydawało mi się w jakiś nieokreślony sposób znajome. Ktoś ze szkoły? Ale jedynym Williamem na naszym roczniku był Will Miles. Nie mogłam przypomnieć sobie nikogo o nazwisku Pilgrim. Kliknęłam w zdjęcie profilowe, ale była tam anonimowa fotka do połowy pełnej szklanki piwa.

Wróciłam do zdjęcia profilowego Clare i kiedy na nie patrzyłam, próbując wymyślić, co zrobić, zadźwięczał mi w głowie mejl od Flo: „miała taką nadzieję, że będziesz mogła przyjechać. Często o tobie mówi”.

Poczułam, jak coś ściska mnie za serce. Może poczucie winy.

Zniknęłam wtedy, nie oglądając się za siebie, dogłębnie wstrząśnięta i oszołomiona, i przez długi czas skupiałam się na tym, żeby żyć dalej, iść naprzód, zostawić przeszłość zdecydowanie za sobą.

Instynkt samozachowawczy: to wszystko, na co było mnie stać. Nie pozwalałam sobie myśleć o tym wszystkim, co zostawiłam.

Ale teraz Clare patrzyła mi w oczy, spoglądając zaczepnie spod rudej peruki, a ja pomyślałam, że widzę w jej oczach coś błagalnego, coś karcącego.

Zaczęłam wspominać. Pamiętałam, że potrafiła sprawić, iż człowiek czuł się jak milion dolarów, jeśli z całej sali pełnej ludzi wybrała właśnie jego. Pamiętałam jej niski, bulgoczący śmiech, wiadomości podawane w klasie, dziwne poczucie humoru.

Pamiętałam nocowanie na podłodze w jej sypialni – miałam może z sześć lat, to był mój pierwszy raz poza domem i leżałam, nasłuchując cichego mruczenia jej oddechu. Miałam koszmar, zmoczyłam się, a Clare… Clare przytuliła mnie i dała mi swojego misia do przytulania, sama zakradła się do suszarni po świeżą pościel, a tamtą schowała do kosza na pranie.

Na półpiętrze usłyszałam głos jej matki, niski i przytłumiony, pytający, co się dzieje, a Clare szybko odpowiedziała:

– Przewróciłam swoje mleko, mamusiu, zamoczyłam całą pościel Lee.

Wróciłam tam na sekundę, te dwadzieścia lat wstecz, byłam małą, przestraszoną dziewczynką. Czułam zapach jej sypialni – nasze nieświeże nocne oddechy, słodycz kuleczek kąpielowych w szklanym słoju na jej parapecie, zapach czystej pościeli.

– Nie mów nikomu – szepnęłam, kiedy ułożyłyśmy świeżą pościel, a ja schowałam mokry dół od piżamy do walizki. Pokręciła głową.

– Oczywiście, że nie.

I nigdy nie powiedziała.

Nadal tak siedziałam, kiedy z mojego komputera dobiegło ciche piknięcie i pojawił się kolejny mejl. Od Niny. „To jaki jest plan? Flo mnie ściga. Umowa stoi? N”. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju, czułam, że palce mnie świerzbią na myśl o tym, jakie to głupie, co zamierzałam zrobić. Potem wróciłam i nim zdążyłam zmienić zdanie, wpisałam: „Ok. Stoi”.

Odpowiedź Niny przyszła godzinę później. „Wow! Nie zrozum mnie źle, ale muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona. To znaczy pozytywnie. W takim razie mamy umowę. Nawet nie próbuj mnie zawieść. Pamiętaj, jestem lekarką. Znam przynajmniej trzy sposoby, żeby cię zabić, nie pozostawiając żadnego śladu. N”.

Wzięłam głęboki wdech, otworzyłam pierwszy mejl od Flo i zaczęłam pisać.

Droga Florence (Flo?),
bardzo chętnie przyjadę. Proszę, podziękuj Clare za to, że o mnie pomyślała. Nie mogę się doczekać, żeby spotkać się z wami w Northumberland i nadrobić zaległości z Clare.
Pozdrawiam ciepło, Nora (ale Clare zna mnie jako Lee).
PS Ze szczegółami najlepiej pisz na ten adres. Tego drugiego nie sprawdzam zbyt regularnie.

Po tym mejle zaczęły chodzić często i gęsto. Ruszyła lawina pełnych żalu odmów – wszystkie ze względu na to, że zaproszenie przyszło tak późno. „Wyjeżdżam na ten weekend…” „Bardzo przepraszam, muszę pracować…” „Msza w intencji zmarłego członka rodziny…” (Nina: „Następnej osobie, która nadużyje funkcji 'Odpowiedz wszystkim’, wyprawimy pogrzeb”)… „Niestety jadę wtedy do Kornwalii nurkować!” (Nina: „Nurkować? W listopadzie? Nie wpadła na lepszą wymówkę? Gdybym wiedziała, że poprzeczka jest taka niska, to powiedziałabym, że utknęłam w kopalni w Chile albo coś w tym stylu”).

Inna praca. Inny wieczór panieński. A wśród nich kilka potwierdzeń.

Ostatecznie lista została zamknięta. Clare, Flo, Melanie, Tom (odpowiedź Niny do mnie: „???”), Nina, ja.

Tylko sześć osób. Nie wydawało się to dużo jak na kogoś tak popularnego jak Clare. A przynajmniej tak popularnego w szkole. Ale rzeczywiście, zaproszenie przyszło późno.

Czy to dlatego znalazłam się na liście? Żeby nabić licznik, bo uznała, że na bezrybiu i rak ryba? Ale nie, to nie było w stylu Clare, przynajmniej nie tej Clare, którą znałam. Clare, którą znałam, zaprosiłaby dokładnie tych, których chciała, i przedstawiłaby imprezę jako taaaak ekskluzywną, że tylko garstka ludzi może na nią przyjść.

Odepchnęłam na bok wspomnienia, przykryłam je kocem rutyny. Ale powracały – w połowie biegu, w środku nocy, kiedy tylko najmniej się spodziewałam.

Dlaczego, Clare? Dlaczego teraz?
(…)

Ruth Ware „W ciemnym, mrocznym lesie”
Tłumaczenie: Anna Tomczyk
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 384

Opis: Nora i Clare były kiedyś ze sobą mocno zżyte. To jednak wspomnienia. Młode kobiety nie widziały się od dekady, kiedy to Nora bez słowa zniknęła z życia przyjaciółki. Niespodziewanie w jej skrzynce mailowej pojawiło się zaproszenie na wieczór panieński Clare. Perspektywa weekendu w domku na odludziu wydawała się idealną okazją do pojednania i zostawienia przeszłości za sobą. Jednak sprawy przybrały zły obrót. Bardzo zły. Gdy sekrety i kłamstwa po ko­lei wyłaniały się z ciemnego, mrocznego lasu, głęboko pogrzebana przeszłość zaczęła doganiać Norę. Zaczyna się mordercza wyliczanka. Na kogo wypadnie, na tego… śmierć.


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek