Bez tej historii nie byłoby kultowego horroru Johna Carpentera. Przeczytaj fragment książki „Coś” Johna W. Campbella

23 października 2019


Wydawnictwo Vesper opublikowało kolejną klasyczną pozycję z kanonu literackiego horroru. „Coś” Johna W. Campbella z 1938 roku to historia, która stała się podstawą kultowego filmu Johna Carpentera o tym samym tytule. W 2017 roku w archiwach autora znaleziono dłuższą i bogatszą w szczegóły wersję utworu, nigdy wcześniej niepublikowaną. To właśnie ten tekst znalazł się w niniejszym wydaniu. Poniżej możecie przeczytać fragment książki, którą znajdziecie już w księgarniach.

Mruczenie miernika promieniowania kosmicznego przerwało charakterystyczne gdaknięcie, jedno, potem drugie. Connant wzdrygnął się i upuścił ołówek.

? Niech to diabli!

Fizyk obejrzał się za siebie i wbił wzrok w licznik Geigera na stoliku w przeciwległym kącie pomieszczenia, po czym schylił się pod biurko, przy którym pracował, żeby podnieść ołówek. Wyprostował się na krześle i wrócił do papierów. Starał się stawiać bardziej równe litery, co chwilę jednak dłoń mu drgała w reakcji na gwałtowne tony aparatury. Przytłumiony szum lampy ciśnieniowej, której używał jako źródła światła, mieszanina chrząknięć i chrapnięć tuzina mężczyzn śpiących na końcu korytarza w Rajskiej Chacie tworzyły tło dźwiękowe dla nieregularnego gdakania licznika i szelestu węgla, co jakiś czas osuwającego się w miedzianym piecu. Do tego wszystkiego dochodziło ciche, miarowe kap-kap z tego czegoś w kącie.

Connant wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, stuknął w nią, żeby jeden się wysunął i wetknął go między wargi. Zapalniczka nie chciała odpalić, więc ze złością przerzucił stos papierów w nieskutecznym poszukiwaniu zapałek. Znów potarł kilka razy kółko zapalniczki, aż w końcu cisnął ją, przeklinając pod nosem, i wstał, by szczypcami wygrzebać z pieca żarzący się węgiel.

Kiedy wrócił do biurka, podniósł ponownie zapalniczkę. Tym razem zadziałała bez zarzutu. Licznik, trafiony wiązką promieni kosmicznych, wybuchł gardłowym rechotem. Connant odwrócił się i posłał w jego kierunku gniewne spojrzenie, po czym spróbował się skoncentrować na analizowaniu danych zebranych w ostatnim tygodniu. Tygodniowe zestawienie?
Poddał się i uległ ciekawości. Albo zdenerwowaniu. Chwycił z biurka lampę ciśnieniową i zaniósł ją na stół w rogu. Następnie wrócił do pieca po szczypce do węgla.

Stworzenie tajało od dobrych osiemnastu godzin. Szturchnął je z podświadomą ostrożnością; ciało nie było już twarde jak blacha pancerna, lecz stało się gumowate. Wyglądało jak mokra, błękitna guma pokryta kropelkami wody połyskującymi niczym okrągłe klejnociki w blasku benzynowej lampy ciśnieniowej. Connanta owładnęła irracjonalna chęć, żeby wylać zawartość zbiornika lampy na ułożoną w skrzyni istotę i rzucić tam niedopałek. Troje czerwonych oczu przeszywało go niewidzącym wzrokiem, odbicia światła w nich były mętne i przyćmione.

Jak przez mgłę dotarło do niego, że wpatrywał się w te ślepia od bardzo długiego czasu, i równie mgliście pojął, że przestały być niewidzące. Nie miało to jednak większego znaczenia, podobnie zresztą jak ociężały, powolny ruch niby-macek wyrastających z podstawy wątłej, wolno pulsującej szyi.

Wziął lampę ciśnieniową i wrócił do biurka, gdzie zapatrzył się w leżące przed nim strony zapełnione cyferkami. Gdakanie licznika przestało być takie niepokojące, również szelest węgla w piecu już tak nie rozpraszał. Nawet skrzypienie desek podłogowych za plecami mu nie przeszkadzało, gdy sporządzał cotygodniowy raport, machinalnie zestawiając kolumny danych i formułując rutynowe, zwięzłe notatki. Deski podłogowe skrzypiały coraz bliżej.

***

Blair został gwałtownie wyrwany z głębi sennych koszmarów. Twarz Connanta unosiła się nad nim niewyraźnie; przez chwilę odnosił wrażenie, że to ciąg dalszy nieokiełznanej grozy ze snu. Ale twarz Connanta była gniewna i trochę przestraszona.

? Blair! Blair! Obudź się, klocu!

? Co jest? ? Krępy biolog przetarł oczy. Z sąsiednich pryczy uniosły się zaciekawione twarze pozostałych mężczyzn.

Connant wyprostował się.

? Wstawaj i lepiej się pospiesz. Twój cholerny zwierzak nawiał.

? Że co?! ? główny pilot Van Wall ryknął niczym byk tak donośnie, że zadrżały ściany. W tunelach komunikacyjnych nagle podniósł się gwar. Tuzin lokatorów Rajskiej Chaty wpadł do nich z impetem. Barclay wparował w kalesonach, wełnianym podkoszulku z długimi rękawami i gaśnicą w ręku.

? Co się, do diabła, dzieje?! ? wykrzyknął.

? To piekielne bydlę uciekło. Jakieś dwadzieścia minut temu przysnąłem i kiedy się obudziłem, już go nie było. Doktorze, twoje zapewnienia, że tych rzeczy nie da się przywrócić do życia, są guzik warte. To potencjalnie żywe paskudztwo Blaira znalazło w sobie od cholery potencjału, żeby się ulotnić.

Copper patrzył tępo.

? To nie było? ziemskie ? westchnął nagle. ? Ja? ja myślę, że nie można się tu powoływać na ziemskie prawa.

? Za to ono powołało się na prawo do urlopu i wzięło sobie wolne. Trzeba to jakoś odszukać i schwytać ? Connant zaklął gorzko. ? Cud, że ta piekielna bestia nie pożarła mnie we śnie.

Blair odwrócił się, jego oczy raptem wypełnił lęk.

? Może to z? hm? musimy to znaleźć.

? Ty musisz to znaleźć. To twój pieszczoszek! Wystarczy mi, że siedziałem z nim siedem godzin, podczas gdy licznik co kilka sekund gdakał mi nad uchem, a wy urządzaliście sobie nocny recital chrapania. Cud, że w ogóle zdołałem się zdrzemnąć. Idę do administracji.

Dowódca Garry stanął w progu, zapinając pas.

? Nie ma potrzeby. Ryk Vana brzmiał jak boeing startujący pod wiatr. Czyli co, to nie było martwe?

? Na rękach tego nie wyniosłem, zapewniam ? sarknął Connant. ? Ostatnie, co widziałem, to zielona maź wyciekająca z rozbitej czaszki jak z rozgniecionej gąsienicy. Doktor przed chwilą stwierdził, że nasze prawa tu nie działają, bo to coś nie pochodzi z Ziemi. Czyli nieziemski potwór z nieziemskim, sądząc po gębie, usposobieniem szwenda się teraz gdzieś tutaj z rozwaloną czaszką i wypływającym mózgiem.

W drzwiach pojawili się Powell z McReadym, za nimi napływali kolejni roztrzęsieni mężczyźni.

? Czy ktoś przypadkiem nie widział tu potwora? ? zapytał Powell niewinnie. ? Około czterech stóp wzrostu, troje czerwonych oczu i wyciekający mózg. Nie sprawdziliście przypadkiem, czy to nie jest jakiś głupi kawał? Bo jeśli okaże się, że tak, to myślę, że wówczas moglibyśmy wspólnymi siłami uwiązać tego zwierzaka do karku Connanta niczym albatrosa do szyi starego marynarza*. Osobiście uważam, że to więcej niż prawdopodobne.

? To nie kawał ? zadrżał Connant. ? Boże, chciałbym, żeby tak było. Wolałbym włożyć? ? zamilkł.

Wściekłe, przeciągłe wycie poniosło się po korytarzach. Mężczyźni gwałtownie zesztywnieli i lekko się obrócili.

? Chyba się znalazło ? skończył Connant.

Pobiegł do swojej pryczy w Rajskiej Chacie, aby niemal natychmiast wrócić z ciężkim rewolwerem kalibru czterdzieści pięć cali oraz czekanem. Ostrożnie zważył oba przedmioty w rękach, po czym ruszył w kierunku psiarni.

? Stwór wlazł w niewłaściwy korytarz i wylądował u psów. Słuchajcie, husky zerwały się z łańcuchów.

Wycie zda się przerażonej sfory psów przeszło w dziki zamęt bijatyki. Głosy zwierząt grzmiały w wąskimi korytarzach, przez nie zaś przedzierał się niski pulsujący warkot czystej nienawiści. A z nim skowyt bólu i jazgotliwe skomlenie z tuzina gardeł.
(…)
_
Przypisy:
* Odniesienie do „Rymów o starym marynarzu” Samuela Taylora Coleridge?a, poematu należącego do klasyki literatury angielskiej.

John W. Campbell „Coś”
Tłumaczenie: Tomasz Chyrzyński
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 242

Opis: Książka zawiera nigdy wcześniej niepublikowaną, pełną wersję jednego z najważniejszych opowiadań science fiction: „Kim jesteś?” [oryg. „Who Goes There?”] Johna Campbella. Opublikowane pierwotnie w 1938 roku w czasopiśmie „Astounding Science Fiction”, stało się kanwą powstałego w 1951 roku filmu „Istota z innego świata” [oryg. „The Thing from Another World”]. Ponad trzydzieści lat później na ekrany kin trafił remake obrazu ? „Coś” [oryg. „The Thing”] w reżyserii Johna Carpentera z Kurtem Russellem w roli głównej. To za sprawą tej kultowej już dziś ekranizacji historia grupy amerykańskich naukowców stacjonujących na Antarktydzie, którzy natrafiają na wrak statku kosmicznego i uwięzionego w lodzie przybysza z obcej planety zyskała światowy rozgłos. Mało kto miał jednak okazję zapoznać się z jej literackim pierwowzorem. W 2017 roku pracujący nad biografią Campbella Alec Nevala-Lee odnalazł w archiwach Houghton Library na Uniwersytecie Harvarda zdecydowanie dłuższą i bogatszą w szczegóły wersję słynnego opowiadania, które niedawno dopiero ujrzało światło dzienne. Wydanie, które trzymasz w dłoniach, zawiera również przedmowę Aleca Nevala-Lee oraz wprowadzenie jednego z najbardziej znanych pisarzy science fiction, Roberta Silverberga. Polska edycja została wzbogacona o posłowie Piotra Goćka, a także fragment powieści będącej kontynuacją historii opisanej przez Campbella. Dodatkową atrakcją są sugestywne ilustracje Macieja Kamudy.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek