Arcydzieła norweskiej klasyki w nowym tłumaczeniu. Przeczytaj pierwszy rozdział książki „Wiosenna noc. Zamek z lodu” Tarjeia Vesaasa
W Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich Wydawnictwo Poznańskie publikuje w zbiorczym tomie dwie powieści Tarjeia Vesaasa, wybitnego norweskiego pisarza, kilkakrotnie nominowanego do literackiej Nagrody Nobla. „Wiosenna noc” i „Zamek z lodu” należą do jego najbardziej znanych dzieł. Otrzymujemy je w nowym przekładzie Marii Gołębiewskiej-Bijak. Poniżej przeczytacie pierwszy rozdział „Wiosennej nocy”.
1
Cały dom wydawał się inny, bo i ojciec, i matka tym razem wyjechali. Wyruszyli w drogę dziś rano, zabrali ze sobą ciężar swojej obecności. Dobrze ich było mieć, lecz mimo wszystko: odetchnęło się z ulgą i zostało samemu. Tak myślał czternastolatek Hallstein, wchodząc do środka. Nazywał to samotnością – obecności siostry Sissel siedzącej w tym momencie w pokoju nie traktował jako ciężaru, wprost przeciwnie.
A teraz mógł robić, co zechce.
Pozwolę sobie na to.
Stanął w sieni, by wykrzyczeć, aż się zatrzęsie stary żółty dom:
Ile jest tego, czego człowiek nie wie!
I zaraz potem:
Choć wiem więcej, niż się komuś zdaje!
Tak powinno się zawołać, gdy się robi, co się zechce. Ale nic z tego nie wyszło, nie wydobył głosu. Mimo że miał pełną swobodę, by krzyknąć na całe gardło, aż Sissel usłyszy. Przez chwilę dał temu swojemu niememu wołaniu działać na siebie i całe otoczenie. W gruncie rzeczy były to słowa, od których ciarki chodzą po plecach.
Panował prawie upał. Przyszła fala gorąca i trwała już cztery dni. W sumie zaledwie wiosna, ale późna, u progu lata – toteż nocami było tu jasno. Po skwarnym dniu właśnie zmierzchało. Hallstein miał na sobie jedynie sprane szorty i znoszone płócienne buty. Jego kroki w sieni nie robiły hałasu. Zamierzał wejść do Sissel, która słuchała koncertu życzeń – przez półotwarte drzwi słyszał paplaninę w radiu.
Hallstein został w sieni. Chyba Sissel nie była tak całkiem sama, jak zakładał: odwiedził ją Tore. Mieszkał niedaleko i przyczepił się do Sissel, nic nowego. Znowu przyszedł, oboje siedzieli przed odbiornikiem plecami do drzwi, więc nie widzieli Hallsteina. Tore był wysoki, miał twarz nieco wychudzoną od nauki i osiemnaście lat. Właśnie wrócił do domu na wakacje. Sissel też miała osiemnaście lat, a na sobie – jak brat – szorty. Wyciągnęła przed siebie opalone nogi i półleżąc leniwie w fotelu, zdawała się mówić: Taka jest Sissel.
Hallstein to widział.
Na co zwracała uwagę? Nie na Torego. Jemu wolno tu było tylko siedzieć. Sissel jedynie sprawiała wrażenie rozleniwionej, ale chyba raczej nasłuchiwała kroków. Hallstein miał pewność, że ona wciąż nasłuchuje kroków. Chodź, chodź, wejdź do sieni! – takie sprawiała wrażenie.
Kroki Hallsteina stały się bezgłośne. Zatrzymał się. Gdyby wszedł, Tore zawstydziłby się i był niezadowolony – zresztą Hallstein raczej nie miał ochoty wchodzić, kiedy był tam Tore. Może i Sissel byłaby niezadowolona? Z nią nigdy nic nie wiadomo. Pójdę sobie, pomyślał. Ale nie poszedł.
Zielone oko odbiornika migotało ku niemu zimno, odlegle i obco. Jak zorza polarna. Czarodziejsko, choć to w gruncie rzeczy była tylko bezwolna maszyneria. Z głośnika dochodziły wszelkiego rodzaju życzenia ludzi.
Poza tym panowała tu cisza. Sissel i Tore nie rozmawiali. Na zewnątrz także ani wiatru, ani innego dźwięku. Jedynie dom miał w sobie ukryty poszum opuszczenia przez uciążliwych dorosłych.
Teraz im to wykrzyczę: Wiem dużo więcej, niż komuś przychodzi do głowy! To nimi nieźle wstrząśnie.
Nie ruszył się.
Mogę też wyjść i wrócić do swoich spraw. Na swój dzięgielowy stok. Mogę wyjść, zastukać w ścianę i pogadać z Gudrun.
Nic z tego nie zrobił. Oparł się tylko o schody w sieni, czekając nie wiadomo na co, i zaglądał do tych dwojga przy radiu. Tore musiał przyjść dość niedawno, bo spytał obojętnie:
– Dużo ładnych piosenek w koncercie?
– Uhm – odpowiedziała Sissel, nie zmieniając pozycji.
– E tam, ludzie ciągle sobie życzą tego samego.
– Pewnie dlatego tylu słucha – skwitowała Sissel.
Chyba myśleli w tym momencie o czymś innym. Tore zapytał, nie spuszczając z niej oczu:
– Nie zimno tak siedzieć?
– Tak sądzisz?
– Nic nie sądzę, ale mi się podoba.
– Dobra, dobra, bądź cicho – odparła, machając nogą. – Bo chyba przyszedłeś słuchać koncertu?
– Tak – powiedział Tore.
Hallstein oszukiwał sam siebie, że najchętniej by się teraz wymknął. Nie chciał tak stać i ich podglądać. Jednak gdyby się poruszył, zauważyliby to i równocześnie się zorientowali, że podsłuchiwał. Więc lepiej dalej postoję, stwierdził i pilnował ich z lekkim bólem, bo kochał Sissel.
Koncert nadal mruczał w tle.
Sissel odezwała się znowu:
– Przysuń fotel, będziesz lepiej słyszał.
– Tylko dzieci w to wierzą – zaczął Tore, lecz przysunął fotel bliziutko Sissel. Hallsteinowi rzuciło się w oczy, jak szybko to zrobił. Równocześnie w radiu nadali życzenie od dziecka. Sissel powiedziała nerwowo:
– Posłuchaj.
– Czego?
– Tego dziecka. To jego życzenie. Teraz siedzi z głową w głośniku.
Sami siedzieli przed odbiornikiem jak dzieci. Niedawno przysuwali się podobnie do radia w czasie programu dla dzieci. Zaczęli się w to bawić. Hallstein dostrzegł, że ich to wciągnęło.
– W ten sposób – rzuciło jedno.
– Tak, w ten – padło niewyraźne potwierdzenie.
Spotkali się lekko i niezręcznie młodzieńczo gładkimi czołami tuż przy odbiorniku i na oczach Hallsteina. On zaś patrzył i czuł, że ten widok jest chyba godny uwagi i dobry. To spotkanie gładkich czół i ta cisza. Tylko dziwnie się je ogląda. I jakby mamrotanie w duszy:
Co z tego będzie?
Bo to początek.
To gładkie czoło…
Puls mu przyspieszył. Tamci dwoje w fotelach milczeli czoło w czoło. Z radia płynęła piosenka na życzenie dziecka jak proste, czyste dzwoneczki – i dobiegła końca.
Potem dobiegło końca także tamto drugie.
– Sissel…? – Tore wypowiedział jej imię z pytaniem w głosie.
Wyprostowała się. Hallstein był gotów do ucieczki, ale siostra nie poruszyła się, więc się uspokoił, pochłonięty tą grą, która, jak wyczuwał, za jakiś czas równie dobrze stanie się jego własną.
Tore zapytał cicho:
– O co chodzi, Sissel?
– Nic nie mówiłam – odparła innym tonem niż poprzednio.
Coś się trochę popsuło. Co to mogło być? Hallstein nie pojmował co. Widział, że Tore kładzie rękę na Sissel. Na gładką, ciepłą skórę. Pomyślał w duchu: gdybym to ja zrobił, położyłbym rękę tak lekko jak liść, kiedy spada. Tore zapewne tak nie zrobił. W każdym razie Sissel powiedziała:
– Zostaw.
Tore nie cofnął ręki tak, jakby się sparzył, jednak ją cofnął. Co takiego się na wszystkie świętości popsuło? I to bez przyczyny?
– Sissel?
– Słuchaj koncertu.
– Nie przyszedłem tu dla koncertu!
– Może i nie, ale skoro już tu wszedłeś, powinieneś chyba słuchać.
Wydawało się, że Tore miał prawo się rozgniewać, bo powiedział ostro:
– Więc po co przysłałaś mi tę kartkę? A może i z tego się wycofujesz?
Potrząsnęła głową.
– Nie chcę być dla ciebie zabawką – powiedział groźnie Tore.
Hallstein poczuł żar pod stopami. Wcisnął się głębiej w kąt sieni.
– Dureń – skwitowała Sissel.
– Tak mówisz?
– Tak, bo gdzieś to przeczytałeś, tak się mówi w książkach.
– Tak twierdzisz. Opanuj się, Sissel. Mam w kieszeni kartkę od ciebie – rzucił w kierunku jej wabiącego karku.
– Opanowuję się ze wszystkich sił – odpowiedziała Sissel.
Tore zadrżał tak, że Hallstein to zobaczył. Ręka Torego opadła na nowo.
– Zostaw, powiedziałam!
– Dlaczego? – Głos Torego pogrubiał.
– Jeszcze pytasz dlaczego?
– Mogę też sobie pójść – powiedział Tore. – Ale mógłbym ci najpierw spojrzeć w twarz?
– Nie zamierzałeś wyjść?
Tore miał teraz okazję się rozzłościć, jak tego potrzebował. Miał też więc prawo szarpnąć ją za nagie ramiona i odwrócić ku sobie.
– Zachowuj się jak człowiek!
– Sam się tak zachowuj!
Hallsteinowi się wydawało, że oni naprawdę się szarpią. Niemniej przy tej szarpaninie wyglądali na szczęśliwych. Mięśnie się napinały i zaokrąglały. Miękkie łuki i skręty. Wzajemne przyciąganie. Dla Hallsteina był to dziwny, nieco czarodziejski widok. Znowu zapomniał, że nie ma prawa tu być. Widzieć ich… Radio grało i wtrąciło się elegancką arią. Potem ich usta się spotkały, przelotnie.
– Sissel.
– Tak?
Tore wyjąkał:
– Nie, nic takiego. Kocham cię, Sissel.
Wzdrygnęła się. Hallstein też się wzdrygnął w głębi cienia.
– Nie! – rzuciła, nie do Torego, lecz po prostu przed siebie. – Nie! – powtórzyła. – Nie możesz. Nie powinieneś.
– Czego nie mogę?! – zawołał obruszony Tore.
– Nie umiem tego powiedzieć. Nie wiem…
– Widzę, że nie znam się na dziewczynach – rzucił zgryźliwie Tore.
Sissel odparła szybko:
– Myślałeś, że się znasz?
– Tak czy owak, prosiłaś, żebym przyszedł.
– O, wcale nie. Po prostu odczytałeś to tak, jak na siłę chciałeś odczytać – odparowała Sissel.
Hallstein patrzył na nią z boku. Widział, jak mówiąc to, wydyma usta. Tore był teraz naprawdę zły. Zapytał:
– Uważasz, że sobie nie radzę?
– Nie radzisz z czym?
– Pewnie z dziewczynami.
– Och nie, ależ skąd! – rzuciła Sissel. – Nigdy mi to nie przyszło do głowy. No skąd, ty?! – powtórzyła.
Tore wyglądał na przerażonego. Wpatrzył się w te wydęte, drażniące usta Sissel i wykrzyknął:
– Co się z tobą dzieje?!
Odpowiedzi nie dostał, więc gwałtownym ruchem odwrócił się do drzwi. Hallstein zauważył to w porę i wybiegł bezgłośnie na dwór w tych swoich płóciennych butach. W biegu usłyszał, jak Sissel woła z pokoju:
– Pamiętaj, żeby trzasnąć drzwiami, Tore!
– Z tym sobie poradzę. Chętnie, jeśli chcesz.
Trzaśnięcie drzwiami zabrzmiało jak strzał – daleko za Hallsteinem, który zdążył się ukryć za krzakami w pobliżu ganku. Przez gałęzie mignął mu Tore schodzący szybko po zboczu ku szosie.
(…)
Tarjei Vesaas „Wiosenna noc. Zamek z lodu”
Tłumaczenie: Maria Gołębiewska-Bijak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Liczba stron: 400
Opis: Czternastoletni Hallstein wraz z siostrą zostają sami w domu. Kiedy do ich drzwi puka rodzina szukająca noclegu, rodzeństwo nie spodziewa się, że będzie to dla nich noc, gdy zmierzą się z doświadczeniem śmierci i narodzin. Noc, w trakcie której nikt nie pójdzie spać.
Jedenastoletnia Siss poznaje nieśmiałą Unn. Dziewczynka próbuje zaprzyjaźnić się z nową koleżanką, lecz ich relację gwałtownie przerywa zniknięcie Unn. Radość Siss zostaje zburzona przez ból wywołany stratą, zwłaszcza że wszystkie ślady prowadzą do tajemniczego lodowego zamku.
W swoich mistrzowskich powieściach – „Wiosennej nocy” i „Zamku z lodu” – Vesaas umieszcza nastoletnich bohaterów w onirycznych światach, tworząc zapadające w pamięć portrety psychologiczne oraz uniwersalne opowieści o dorastaniu i magicznej sile natury.
Kategoria: fragmenty książek