Historia tajemniczej fotografii, bez której nie byłoby „Kołysanki” Macieja Siembiedy

22 listopada 2022

Najnowsza powieść Macieja Siembiedy „Kolysanka” zaczyna się, gdy główny bohater Jakub Kania wyrusza na Opolszczyznę, by dowiedzieć się czegoś na temat okoliczności zrobienia zagadkowej fotografii, którą pokazano mu w biurze IPN. Zdjęcie to jest autentyczne i autor książki miał okazję zobaczyć je przed laty na własne oczy. O okolicznościach, w jakich to się wydarzyło, opowiedział specjalnie dla Booklips.pl.

To było pod koniec lat osiemdziesiątych. Pracowałem w „Trybunie Opolskiej”, zastępując przez jakiś czas kolegę z sekretariatu redakcji, co wiązało się z uciążliwością czytania tekstów, które proponowali gazecie autorzy z zewnątrz. Jednym z nich był prof. Damian Tomczyk. Świetny historyk wojskowości, który postawił na złego konia: zgłębiał temat walk Armii Czerwonej na Opolszczyźnie w 1945 roku i dosłownie zarzucał nas materiałami. Miały identyczne tytuły „Wyzwolenie Kluczborka”, „Wyzwolenie Nysy”, „Wyzwolenie Brzegu” i tak dalej. Były drobiazgowo udokumentowane, ale napisane językiem badacza. A czytelnik dziennika nie zamierzał katować się wiadomościami, że „10 riazański pułk piechoty gwardii śmiałym manewrem oskrzydlającym znad zachodniej rubieży zajął przedmieścia, wiążąc nieprzyjaciela ogniem zaporowym”. Wielokrotnie próbowałem nakłonić profesora, aby spróbował opowiadać, a nie tworzyć nudne monografie, ale pozostawał nieugięty. Ale co ciekawe – sam chętnie czytał moje reportaże historyczne, poświęcone zagadkom z przeszłości.

Jakiś czas później nadszedł przełom roku 1989 i radzieckie sentymenty profesora stały się jego przekleństwem. Utożsamiany z propagandą i budową ideologii przyjaźni z ZSRR został skazany na banicję i w redakcji nie miał już czego szukać. Zaszył się w domu, zgorzkniał, a z aktywnością dydaktyczną przeniósł się do innego miasta, gdzie prywatna uczelnia bardzo potrzebowała jego tytułu naukowego. Mimo to spotykaliśmy się od czasu do czasu, z reguły, gdy zadzwonił po jakimś moim tekście. Parę razy zaprosił mnie do swojego mieszkania na Zaodrzu, gdzie mieściło się coś w rodzaju prywatnego archiwum. A w nim… No właśnie. Wiedząc wszystko o działaniach Armii Czerwonej na Opolszczyźnie w 1945 roku, doskonale znał ich ciemną stronę, o której milczał przez wiele lat z powodu cenzury, a może nie tylko. Teraz zaczął ostrożnie, na mój prywatny użytek odkrywać karty. Nie wiem, czy był to rodzaj ekspiacji za czasy PRL, ale opowiadał o zbrodniach w Boguszycach i Folwarku, o bestialstwie Rosjan, o wielkiej mistyfikacji urządzonej w Mikolinie, gdzie rzekomo zginęło 43 tysiące żołnierzy radzieckich i powstał gigantyczny pomnik (istnieje do dziś) ofiar forsowania Odry, a tak naprawdę poległych może było… 16. Szesnastu, nie szesnaście tysięcy. Z wypiekami na twarzy chodziłem tropem jego wskazówek i pisałem.

Podczas jednego z tych spotkań pokazał mi fotografię kędzierzawego bruneta o ormiańskich rysach ubranego w waciak i otoczonego przez oficerów Armii czerwonej. Zdjęcie było oryginalne. Profesor Tomczyk powiedział, że zrobiono je w Grodkowie wczesną wiosną 1945 roku. „Wie pan, kto to?” – spytał. Nie wiedziałem. „Aram Chaczaturian”. A potem usłyszałem, że światowej sławy kompozytor przebywał wtedy w mieście „w charakterze specjalnego wysłannika”. Jaką miał misję? Czego tam szukał? Profesor nie ujawnił. Być może nie miał wiedzy na ten temat, a być może była to wiedza, jaką nie chciał się dzielić. Miałem tę fotografię w ręku. Przez chwilę. Nie mam pojęcia, co się z nią stało po śmierci profesora Tomczyka, ale podejrzewam, że była jedną z licznych tajemnic, jakie zabrał ze sobą.

W powieści „Kołysanka Jakub Kania – specjalistę od śledztw historycznych – podejmuje się nowego zadania. Czego szukał po wojnie na Śląsku Opolskim światowej sławy kompozytor Aram Chaczaturian, przysłany przez NKWD? Czy on także był oprawcą? Ta wyjątkowo trudna i ściśle poufna sprawa wagi państwowej wiedzie Kanię do Grodkowa, którego szarą eminencją jest radna sejmiku wojewódzkiego, Iwona Kern. Dlaczego wyszła za mąż za Tomasza, człowieka, którego powinna nienawidzić? O co tragicznie poróżniły się ich rodziny? Jakie tajemnice kryją ruiny jednej z najwspanialszych niegdyś rezydencji magnackich w Europie, w której dwieście lat temu sprowadzono całą orkiestrę na intrygujący koncert dla… dwóch osób? Jak połączą się losy porzuconej przez matkę czteroletniej Joanny Gryzik i „diabła z Rudy”, potwornie okaleczonego w młodości i oszpeconego odludka Karola Goduli? I wreszcie czym była „tajemnicza melodia”, którą nie tylko prokurator Kania próbuje odszukać…

Maciej Siembieda z mistrzowską zręcznością splata sensacyjną fikcję z Wielką Historią i małą polityką oraz fascynującymi śląskimi ciekawostkami. Trzymające w napięciu wydarzenia wokół sprawy Chaczaturiana, prawdziwej bajki o Kopciuszku, przeklętych nut oraz rodzinnych sekretów i tajemnic pałacu w Kopicach stawiają pod znakiem zapytania nie tylko dalszą karierę prokuratora Jakuba Kani, ale przede wszystkim naszą przespaną noc…

[am]
kolaż: fot. Arama Chaczaturiana: Wikimedia Commons, tło: Pixabay


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: ciekawostki