Biurka polskich pisarzy: Robert J. Szmidt
Jego nazwisko powinno być znane każdemu wielbicielowi literatury fantastycznej nad Wisłą. W swej twórczości porusza często wizje zagłady ludzkości lub życia po zagładzie. W maju wydał najnowszą powieść „Wieża” osadzoną w „Uniwersum Metro 2033”.
Jest niezwykle aktywnym przedstawicielem polskiego środowiska fantastycznego. Napisał dziesięć powieści i kilkanaście opowiadań, przetłumaczył ponad sześćdziesiąt książek. Przez dziewięć lat propagował polską fantastykę, prowadząc magazyn literacki „Science Fiction” (później przemianowany na „Science Fiction, Fantasy i Horror”), gdzie debiutowali m.in. Łukasz Orbitowski i Szczepan Twardoch. Jest również założycielem portalu FantastykaPolska.pl udostępniającego legalnie i za darmo powieści i krótsze formy cenionych polskich autorów. A to jedynie wyimek przebogatej biografii. Nam pokazał miejsce, w którym spędza najwięcej czasu, czyli swój gabinet.
Miejsce pracy: Biurko, podobnie jak komputer, to tylko narzędzie. Po stokroć ważniejsze jest moim zdaniem otoczenie, w którym się pracuje. Najpiękniejszy antyczny mebel, przy którym pisał rozkazy Napoleon albo rozmyślał Einstein, nie pomoże twórcy sięgnąć wyżyn, jeśli postawimy go w zawilgoconej piwnicy. Moje biurko ma więc prostą historię, choć zostało zrobione gdzieś na drugim końcu świata, kupiłem je w zwykłym sklepie meblowym, ale stoi dzisiaj w gabinecie, a właściwie bibliotece, która została zaprojektowana przeze mnie osobiście. Pierwotny projekt domu zakładał, że w tym miejscu znajdą się dwa kwadratowe pokoje, ale wystarczyło usunąć dzielącą je ściankę, by uzyskać ponad trzydziestometrową przestrzeń, którą ? prócz okien, drzwi i kawałka wolnej przestrzeni na telewizor ? zajęły zamówione u stolarza, ale bardzo proste regały, na których pomieściłem kilka tysięcy posiadanych książek i komiksów. Siedząc przed komputerem, wystarczy odwrócić głowę w lewo, by ujrzeć za oknem, znajdującym się obok biurka, ogromne pola i ? często, gęsto ? przechadzające po nich sarny, polujące lisy i majestatyczne sokoły oraz stadka bajecznie kolorowych bażantów i ich szarych towarzyszek.
Tryb pracy: Jeśli tłumaczę, pracuję zazwyczaj od rana. Siadam do komputera po śniadaniu, na trzy, cztery godziny, potem robię przerwę na kolejny posiłek i zależnie od sytuacji, odbębniam jedną albo dwie kolejne tury pracy, po dwie, trzy godziny. Bywa, że wstaję od biurka dopiero późnym wieczorem. Natomiast praca przy własnych książkach wymaga zupełnie innej organizacji. Najlepiej pisze mi się wieczorami i nocą, gdy mam pewność, że nikt nie będzie mi przeszkadzał, że nie zadzwoni telefon, przez który rozgorączkowana telemarkietanka nie spróbuje mi wmusić wyjątkowo atrakcyjnej propozycji rabatowej. Kompletna cisza, szklaneczka rumu ? jak słusznie twierdził Hemingway, można pisać na rauszu, ale należy redagować na trzeźwo ? i słowa same ściekają na klawiaturę. W dzień natomiast wracam do napisanych scen, poprawiam je, uszczegóławiam i tworzę w myślach zaczyn kolejnych rozdziałów.
Aktualny projekt: W chwili obecnej pracuję nad kolejnym przekładem, ale już za kilka tygodni ? po urlopie – siądę do pisania własnej książki. Do lutego przyszłego roku muszę oddać wydawnictwom dwa tytuły ? kontynuacje „Samotności anioła zagłady” i „Szczurów Wrocławia”. Może wspomnę kilka słów o drugim z tych projektów, ponieważ jego historia jest naprawdę bardzo ciekawa, a nawet niesamowita. W roku 2014 zaproponowałem czytelnikom za pośrednictwem portalu społecznościowego, że umieszczę ich na kartach powstającej właśnie apokalipsy zombie, której akcję umieściłem we Wrocławiu w roku 1963, podczas pamiętnej epidemii czarnej ospy. Liczyłem na odzew kilkudziesięciu osób, tymczasem? w ciągu kilku tygodni na mój apel odpowiedziało ponad półtora tysiąca ludzi, a obecnie czeka ich w kolejce ponad dwukrotnie więcej, w książce zaś dramatyczną i niepowtarzalną śmierć poniosło już ponad dwustu chętnych.
Opracowanie: Artur Maszota
fot. Robert J. Szmidt dla Booklips.pl
Kategoria: biurka polskich pisarzy