„Produkt” – na szybko spisana historia komiksowej legendy

5 kwietnia 2025

W listopadzie 2024 roku na sklepowe półki powrócił „Produkt”, magazyn-legenda, który ćwierć wieku temu ukształtował wrażliwość wielu dzisiejszych fanów i twórców komiksów. To „Produkt” w latach 1999-2004 pokazywał, że historie obrazkowe nie skończyły się na „Tytusie, Romku i A’Tomku” i superbohaterach z TM-Semica, oferując potężną dawkę opowieści tworzonych przez polskich autorów i osadzonych w realiach bliskich czytelnikom. Dla wielu lektura pisma była momentem formacyjnym, który pozwalał na nowo zainteresować się komiksem po tym, jak z niego „wyrośli”.

W latach 90. XX wieku Michał „Śledziu” Śledziński był etatowym rysownikiem komiksów w magazynach o elektronicznej rozrywce: „Secret Service” i „Świat gier komputerowych”. Właśnie postacie z plansz publikowanych w drugim z tych tytułów – Fido, Mel i żółw Skolman – były bohaterami pełnometrażowej historii o tytule „Biegunka”. Ten komiks Śledziu chciał pokazać Tomaszowi Kołodziejczakowi z wydawnictwa Egmont, jednak w festiwalowym zamieszaniu nie udało się ustalić żadnych konkretów. Finalnie poszedł z komiksem do Marcina Pszasnyskiego, którego znał jako redaktora naczelnego „Secret Service”, a przy okazji opowiedział mu o pomyśle na inną opowieść – „Osiedle Swoboda”. To właśnie z myślą o niej powstało pismo „Produkt”, ona też była przez wiele lat flagową serią magazynu.

Wydarzenia z udziałem ekipy „Produktu” (fot. „Produkt”/archiwum Michała „Śledzia” Śledzińskiego).

Zawartość pierwszego numeru została oparta na znajomościach Śledzia z rodzinnej Bydgoszczy – swoje komiksy zaprezentowali więc Andrzej Janicki (starszy stażem komiksiarz, który był mentorem magazynu i przez lata to do niego trafiały listy od czytelników), Maciej Simiński i Adam Gajewski. Z czasem, wraz z wydawaniem kolejnych numerów, ekipa się rozrastała. Wśród regularnie publikujących twórców należy wymienić Filipa Myszkowskiego (swego czasu najbardziej aktywnego z „produktowego” składu, potrafiącego ciągnąć kilka serii jednocześnie, w tym „Emilię, Tanka & Profesora”), braci Minkiewicz („Wilq Superbohater”), Karola Kalinowskiego („Cichy kącik KRL-a”), Tomka Leśniaka i Rafała Skarżyckiego („Jeż Jerzy”) czy Marka Lachowicza („Człowiek Paroovka”), Janusza Pawlaka („Josephine” pod pseudonimem Clarence Weatherspoon) i Kamila Kochańskiego („Niedźwiedź”, „Gangsta”). Nazwiska dziś doskonale znane, często obecne nie tylko w komiksie (z autorskimi seriami z „Produktu” i nie tylko), ale również w świecie animacji, filmu czy w branży gier.

Od lewej według wskazówek zegara: bohaterowie „Osiedla Swoboda”, Jeż Jerzy, Josephine, Wilq, Człowiek Paroovka.

Mimo że w szczytowym okresie magazyn tworzyło kilkunastu twórców, to tak naprawdę „Produkt” nigdy nie miał prawdziwej redakcji. Śledziu podróżował po Polsce, zmieniając miejsca zamieszkania (Bydgoszcz, Poznań, Toruń, Olsztyn – niekoniecznie w tej kolejności), a nieformalna redakcja podróżowała razem z nim. Do legendy przeszły historie o zarywaniu nocy, by oddać do druku kolejny numer (co mimo wysiłków rzadko udawało się na czas) i wspólnym tworzeniu komiksów w partyzanckich warunkach połączonych często z zakrapianą imprezą. Niepokorny charakter „Produktu” często był mylnie kojarzony z undergroundowymi korzeniami – te mieli sami twórcy publikujący wcześniej w zinach, ale akurat to pismo było w pełni profesjonalnie redagowane i wydawane, nawet mimo kilku legendarnych już wpadek, jak rozpikselowana okładka numeru 22. Jednocześnie właśnie ta punkowa energia zapewniła „Produktowi” całe rzesze wiernych czytelników, więc nic dziwnego, że i twórcy „Osiedla Swoboda”, „Opowieści na sygnale” czy „Likwidatora” kreowali się na wiecznych imprezowiczów. Dla wielu czytelników byli jak gwiazdy rocka, ale jednocześnie na tyle im bliscy, że sprawiali wrażenie dobrych znajomych.

Wieczni imprezowicze z „Produktu” (fot. „Produkt”/archiwum Michała „Śledzia” Śledzińskiego).

Z czytanych po latach wstępniaków pisanych przez Śledzia do każdego numeru (ukazało się ich w sumie 23) wyłania się frustracja zastaną rzeczywistością, co zresztą uwidaczniało się również w publikowanych w magazynie komiksach. Młodzi czytelnicy, którzy wyrośli z „Kajkoszy” i superbohaterów, mogli w „Produkcie” znaleźć wspólny język – z bohaterami i twórcami. Jak zauważył Śledziu podczas spotkania na Małopolskim Festiwalu Komiksu w 2024 roku, „Produkt” był często rodzajem terapii i dla autorów, i dla czytelników, odnajdujących się w smutku i gniewie, które pod warstwą komediowego zacięcia, szalonych opowieści i barwnych przekleństw wyzierały ze stron pisma. Humor był obecny zarówno w opowieściach komiksowych, jak i odpowiedziach na listy czy publikowanych na dole strony „podpaskach” – krótkich historiach, w których Śledziu dzielił się anegdotami z czasu, który minął od poprzedniego numeru. Mimo wysiłków całej ekipy „Produkt” ukazywał się nieregularnie i wyczekiwanym premierom przydarzały się spore obsuwy. Co ciekawe, najgorzej w historii magazynu sprzedał się ten numer, który jako jedyny wyszedł o czasie – po prostu nikt nie spodziewał się go tak szybko, więc gdy trafił do kiosków, to wielu czytelników go przegapiło (pamiętajmy, że mówimy o czasach, gdzie większość miała ograniczony dostęp do internetu).

Od lewej według wskazówek zegara: albumowe wydanie „Osiedla Swoboda”, „Wilqa Superbohatera” i „Człowieka Paroovki” oraz nowa zeszytowa seria „Jeż Jerzy”.

Na przestrzeni lat w “Produkcie” pojawiło się sporo nowych twarzy, twórcy eksplorowali różne konwencje gatunkowe (od historii obyczajowych, po horror i science-fiction), a objętość kolejnych numerów puchła (w szczytowym okresie pismo miało 148 stron i dorobiło się grzbietu). W najlepszych czasach „Produkt” ukazywał się w nakładzie 10 tysięcy egzemplarzy (astronomiczna liczba, nawet z dzisiejszej perspektywy, gdy rynek komiksowy jest o wiele bardziej rozwinięty) i trafiał w większości do czytelników niezainteresowanych komiksem. Dorobił się też spin-offu w postaci dwóch numerów magazynu „D-Lux”, który z założenia miał prezentować dłuższe historie i być bardziej ekskluzywnym wydawnictwem ze sztywną okładką. W samym „Produkcie” regularnie publikowano wieloodcinkowe cykle (zarówno dłuższe fabuły podzielone na epizody, jak i samodzielne historie powiązane ze sobą jedynie bohaterami). Część doczekała się finału na łamach pisma, inne zostały urwane lub porzucone przez twórców na rzecz nowych komiksów, a niektóre do dziś są popularne. „Jeż Jerzy”, „Osiedle Swoboda”, „Człowiek Paroovka” czy „Wilq” doskonale sobie radzą, a ich autorzy mniej lub bardziej systematycznie dostarczają czytelnikom nowe przygody ulubionych bohaterów w formie zeszytów lub albumów. Jeż Jerzy stał się bohaterem filmu animowanego (2011), Wilq – serialu (2019), trwają również prace nad ekranizacją „Osiedla Swoboda”.

Premiera nowego „Produktu” na Niech Żyje Komiks w listopadzie 2024 roku (fot. Łukasz Mazur).

Magazyn przestał się ukazywać w 2004 roku. Był to czas, gdy albumy polskich autorów coraz śmielej publikowały oficyny Kultura Gniewu czy Mandragora, pojawiły się też długo wyczekiwane albumy komiksowe znanych europejskich i amerykańskich twórców. Zresztą o wielu z nich, jak „Strażnicy”, „Sin City”, „Hellboy” czy „Daredevil” Bendisa, można było przeczytać w „Produkcie”, zanim wydał je Egmont, bo prężnie działający dział publicystyki (z Krzysztofem Mirowskim i Łukaszem Chmielewskim na czele) był jednym z filarów pisma. „Produkt” nie tylko udowadniał, że polscy komiksiarze mają głowy pełne pomysłów i „powera w łapie”, ale był swoistym oknem na świat dla miłośników komiksów, filmów i gier często niedostępnych w naszym kraju. Tyle że sytuacja dynamicznie się zmieniała i w nowym krajobrazie było coraz mniej miejsca na magazyny komiksowe – również na kultowy „Produkt”.

W listopadzie 2024 roku ekipa „Produktu” wzięła udział w ostatnim rodeo. Na sklepowe półki trafił – po dwudziestu latach! – nowy numer pisma (co świętowano z hukiem podczas premiery). A właściwie tom liczący 224 strony, który został dofinansowany przez CD Projekt RED i ukazał się nakładem Kultury Gniewu. Do flagowych serii powrócili „produktowi” autorzy – z innym bagażem doświadczeń, twórczo rozwinięci (większość nie przestała rysować i pisać po zamknięciu magazynu), co zaowocowało komiksami często dojrzalszymi, a na pewno sprawniejszymi graficznie. Wydanie stylizowane na numery z lat 1999-2004 sprawia wrażenie, jakby mogło ukazać się kilka miesięcy po zamknięciu magazynu. To ogromny zastrzyk nostalgii dla wszystkich czytelników, którzy z „Produktem” dorastali, a także niezły przegląd historii „młodych-zdolnych” (i „młodych-gniewnych”), którzy dziś mogą już uchodzić za współczesnych klasyków polskiego komiksu. Na szczęście wciąż tli się w nich ta sama energia, co kiedyś – może mniej zadziorna i buntownicza, ale wciąż rosnąca na fundamencie czystej miłości do komiksu i twórczej zajawki.

Jan Sławiński


Tematy: , , , , , , , , , , , , ,

Kategoria: artykuły