„Kaznodzieja” – festiwal przemocy i brutalności

30 sierpnia 2017


„Kaznodzieja” to kultowa seria komiksowa, autorstwa nieposkromionego irlandzkiego scenarzysty Gartha Ennisa i nieodżałowanego brytyjskiego rysownika Steve’a Dillona. Cykl powstający na przełomie lat 1995-2000 opowiada o trudnej wędrówce wielebnego Jessego Custera po niebezpiecznej, niemal dystopijnej amerykańskiej ziemi. Niniejszą, rozpisaną na sześćdziesiąt sześć zwartych rozdziałów, historię należy uznać za wyborne połączenie: soczystego thrillera, opowieści drogi, westernu, dramatu obyczajowego, ze sporą dawką grozy, wisielczego humoru oraz wątków religijnych. Mówiąc krótko: bezkompromisowy festiwal przemocy i brutalności.

Witajcie w Piekle!

Świat wykreowany na łamach serii to konglomerat wszystkiego co złe, zepsute, zdeprawowane i ponure. Momentami podczas lektury możemy odnieść wrażenie, że oto znaleźliśmy się w przybytku samego Lucyfera, piekielnej rzeczywistości, w której nie ma miejsca na wybaczenie, dobro, miłość czy sprawiedliwość. Dowodów na tę tezę znajdziemy w „Kaznodziei” co niemiara. Wystarczy przywołać przeklętą posiadłość Angelville należącą do rodu Jessego, tak wzorcowo opisaną i zilustrowaną w rozdziale zatytułowanym „Sprawy rodzinne”.

Właśnie to wrogie miejsce możemy uznać za ostateczny triumf szatana, upadek Boga i wartości wyższych. O makabryczności owego terytorium najlepiej świadczą słowa wielebnego, wypowiedziane w chwili powrotu do miejsca swych przysłowiowych narodzin: „Jeśli diabeł stworzył Teksas, jak niektórzy twierdzą, to tu odpoczywał siódmego dnia”. Angelville składa się z olbrzymiego, dwupiętrowego domostwa zbudowanego na wyjałowionej ziemi, pośrodku olbrzymich drzew, polan, jeziora i przyległych drewnianych chat. Posiadłością włada od dekad sędziwa babka Jessego, poruszająca się na wózku inwalidzkim, demoniczna Miss Marie L’Angell, która sieje wokół terror i tyranię.

Podczas reminiscencji poznajemy najmroczniejsze oblicze Angelville oraz bestii zamieszkujących posiadłość napiętnowaną przez śmierć i cierpienie. To miejsce, w którym osoby słabe nie mają prawa bytu, a wszelakie demoralizacje i fiksacje (choćby seksualne, obrzydliwe upodobania niesmacznego pomagiera Miss Marie znanego jako T.C.) są na porządku dziennym. W rodzie Custera każdy mężczyzna miał za zadanie zostać kaznodzieją i głosić słowo Pana, natomiast rola kobiet ograniczała się wyłącznie do rodzenia kolejnych dzieci. Nieposłuszeństwo i bunt, dostrzegane chociażby w postawie młodego Jessego względem babci i jej ludzi, były surowo karane. Miss Marie uwielbiała na przykład umieszczać swego nieposkromionego wnuka na kilka dni w trumnie spuszczanej na dno jeziora. Z całą pewnością posiadłość rodu L’Angell należy uznać za jedno z najbardziej zdemoralizowanych miejsc w komiksie amerykańskim głównego nurtu.

Równie intensywnie wypada wizyta u niejakiego Jesusa de Sade’a. W jego rozległej wilii każda erotyczna perwersja może się momentalnie ziścić. To idealny przybytek dla zdeprawowanych bogaczy, którzy poszukują nowych doznań seksualnych. Sam właściciel – potentat porno biznesu – jawi się jako człowiek wyzbyty wszelkich barier i ograniczeń, urodzony hedonista, perwersyjna, bezduszna jednostka. Słowem, produkt współczesnego świata otaczającego nas z wszystkich stron pornografią, wyuzdaniem i zacietrzewieniem.

Szaleńcy i psychopaci

W „Kaznodziei” próżno szukać postaci prawych, szlachetnych i czcigodnych. Praktycznie każdy z bohaterów serii skrywa pewien mroczny sekret, a na swych plecach dźwiga potężny bagaż dramatycznych wspomnień i przykrych doświadczeń. Nie inaczej jest w przypadku trójki głównych postaci – wspomnianego duchownego Jessego Custera, jego ukochanej Tulip, będącej w rzeczywistości płatną zabójczynią, oraz uzależnionego od przeróżnych używek (głównie alkoholu) i ludzkiej krwi, urodzonego buntownika i wampira Cassidy’ego. Ich działaniami nazbyt często kieruje chęć krwawej wendetty na wrogach oraz desperackie próby odnalezienia ładu i harmonii w tym chaotycznym świecie. Prawdziwą siłą cyklu jest niebywała „chemia” pomiędzy trójką śmiałków oraz ich błyskotliwe, soczyste dialogi, potwierdzające kunszt scenopisarski Gartha Ennisa.

W pierwszym (niedawno wydanym przez Egmont) zbiorczym tomie serii znajdziemy kilku rasowych psychopatów i socjopatów. W tej niezaszczytnej kategorii zdecydowanie przoduje rosły Jody, zabijaka na usługach Miss Marie. Jody to sadystyczny morderca, który z lubością sprawia ból i cierpienie przypadkowym osobom. We wspomnieniach Jessego dokładnie poznajemy jego bestialską naturę. Bezduszny mężczyzna nie ma oporów przed uderzeniem kobiety czy dziecka, a nawet zabiciem przystawiającego się do niego psiaka. Jego wiernym towarzyszem zbrodni jest chory psychicznie T.C., który z lubością wykorzystuje seksualnie różne zwierzęta (sic!). Można śmiało stwierdzić, iż ci zwyrodnialcy zdecydowanie pasują do okrutnej duszy głowy rodu L’Angell, przypominając wraz ze swoją mocodawczynią iście szatański pomiot, demony w ludzkiej skórze.

Nowela „Modlitwa o siedem naboi” koncentruje się wokół śledztwa dwójki policjantów, których zadaniem jest schwytanie groźnego, seryjnego zabójcy. Potwór Rzeźnik, jak gazety nazwały owego zwyrodnialca, z lubością obdziera ze skóry swe ofiary i ucina ich kończyny, pozostawiając nieszczęśników przez dłuższy czas w agonii i niewyobrażalnym wręcz bólu. Z biegiem rozwoju wciągającej fabuły Ennis serwuje nam wyborny zwrot akcji, kiedy odkryta zostaje tożsamość mordercy. Jesteśmy jednocześnie świadkami monologu psychopaty, za sprawą którego poznajemy jego prawdziwe oblicze oraz motywacje. A zaraz potem dowiadujemy się, że jeden ze ścigających Rzeźnika śledczych również okazuje się kimś zgoła innym. W ostatnim akcie historii na światło dzienne wychodzą bowiem osobliwe upodobania owego policjanta.

Poszukiwania stwórcy

W otoczonym nimbem kultu komiksie ważne miejsce zajmują tematy związane z wiarą. Elementem fantastycznym umiejętnie wprowadzonym do fabuły jest wątek aniołów, pozaziemskiego bytu Genesis i samego Boga. Ennis ukazuje ciemną stronę religii, czego znamiennym przykładem może być fanatyzm wysuszonej staruchy, Miss Marie. Co ciekawe, sam scenarzysta jest zdeklarowanym ateistą, co przewrotnie pozwala mu z pewnym dystansem spojrzeć na kwestie wiary i boską naturę.

Genesis to owoc zakazanego związku pomiędzy aniołem a demonem, potężny byt, który uciekł z Nieba i osiedlił się w ciele tytułowego kaznodziei. Dzięki temu Jesse posiadł wiedzę odnośnie gnieżdżącej się w nim istoty, a także nadprzyrodzoną moc władania Słowem Bożym. Wielebny może sprawić, aby ktoś zabił sam siebie, powiedział prawdę czy choćby policzył ziarnka piasku na plaży.

Custer niejednokrotnie będzie spotykał na swej drodze aniołów, przedstawionych tutaj jako niekompetentnych boskich urzędników. Głównym jego celem jest natomiast odnalezienie Stwórcy, który niespodziewanie opuścił swe królestwo niebieskie w związku z narodzinami Genesis. Bohater pragnie dowiedzieć się, dlaczego Bóg zgadza się na całe zło dosięgające człowieka i czemu nie ingeruje w ludzkie sprawy. Przede wszystkim jednak chce poznać powód jego odejścia. Ostateczne spotkanie z Bogiem stanowi wisienkę na tym krwawym torcie, scenę niezwykle przewrotną, emocjonalną i dynamiczną, dla której warto zapoznać się z „Kaznodzieją”.

Ważne miejsce w całej awanturze zajmuje tajna, religijna organizacja Graal, rządzona przez opasłego duchownego, D’Aronique’a. To właśnie w jej szeregach znajduje się zdradziecki Herr Starr, wybitny śledczy buntujący się wobec tej instytucji i nieprzerwanie ścigający Jessego. Graal pilnie strzeże prawdy odnośnie życia Jezusa oraz jego potomków, utrzymywanych przy życiu i więzionych przez organizację przez prawie dwa milenia. W wielebnym Custerze Starr dostrzega zbawiciela ludzkości, która według prognoz niebawem ma definitywnie upaść. W ten niekonwencjonalny sposób Ennis wprowadza do epopei graficznej wątek mesjanizmu, który z czasem doprowadzi Herr Starra na skraj szaleństwa.

„Kaznodzieja” to seria komiksowa, obok której żaden wierny miłośnik opowieści graficznych nie może przejść obojętnie. Oprócz wiarygodnych postaci, sporej dawki przemocy, czarnego humoru, religijnych wątków i krwistych twistów fabularnych siłą dzieła jest jego oprawa graficzna. Ilustracje do cyklu stworzył zmarły w zeszłym roku Steve Dillon, który współpracował z Ennisem również przy innych projektach – seria „Punisher: MAX” czy albumy „Hellblazera” są tego najlepszym przykładem. Kreska Dillona jest niezwykle realistyczna i precyzyjna, a głównym jej atutem jest wachlarz emocji rysujący się na twarzach zmęczonych postaci. Dodajmy do tego dopieszczone, chwytliwe okładki kolejnych zeszytów autorstwa Glenna Fabry’ego, a otrzymamy wybitną pozycję dla dojrzałego czytelnika.

Mirosław Skrzydło

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: artykuły