Jak Thomas Pynchon nie przyszedł odebrać National Book Award
Pod względem literackim przełom 1973 i 1974 roku w Stanach Zjednoczonych należał niezaprzeczalnie do Thomasa Pynchona. Jego „Tęcza grawitacji” dla wielu była jednym z najważniejszych wydarzeń w świecie wydawniczym po II wojnie światowej. Natomiast kiedy powieść trafiła pod obrady szacownych gremiów przyznających najbardziej prestiżowe nagrody w dziedzinie literatury w Stanach Zjednoczonych… wtedy zrobiło się naprawdę gorąco.
„Tęcza grawitacji” to książka psychodeliczna, oniryczna, nielinearna, o skomplikowanej narracji, z milionem nawiązań do innych tekstów kultury, a przy tym wizjonerska, wciągająca, stanowiąca synonim kontrkultury – to tylko nieliczne z epitetów, które pojawiają się w jej recenzjach i opracowaniach. Przez swoją niestandardową, skomplikowaną formę była i jest porównywana do „Ulissesa” Jamesa Joyce’a. Zupełnie nie dziwi, że podzieliła zarówno czytelników, jak i krytyków. Jedni twierdzili, że to dzieło przełomowe, inni, że… totalny bełkot. Nie lada problem z książką Pynchona okazali się mieć także specjaliści w dziedzinie literatury.
Weźmy na przykład komitet przyznający Nagrodę Pulitzera. Figlarz Pynchon doprowadził do tak wielkiej różnicy zdań wśród członków zarządu nagrody, że doszło do impasu i wyróżnienie nie zostało przyznane nikomu (choć nie jest to znowu aż taka nowinka, okazuje się bowiem, że szacowne gremium regularnie nie mogło dojść do porozumienia, a co za tym idzie nagroda w dziedzinie fikcji nie była przyznawana dość często. Podobne kontrowersje miały miejsce choćby w przypadku „Komu bije dzwon” Hemingwaya).
Wątpliwości co do wyróżnienia powieści Pynchona nie miało z kolei jury przyznające The National Book Awards. Autor „Tęczy grawitacji” nie mógł cieszyć się jednak z pełnego sukcesu, okazało się bowiem, że nagrodę przyszło mu dzielić z Isaakiem Bashevisem Singerem, który doceniony został za zbiór opowiadań „Korona z piór”. Ale to nieważne. Sprawiedliwości stało się zadość: najważniejsza książka roku (przynajmniej według niektórych) otrzymała jedną z dwóch najważniejszych nagród literackich w USA. I tu zaczyna się dopiero robić ciekawie. Przecież ktoś musi nagrodę odebrać, a Thomas Pynchon od lat nie wychyla nosa ze swojej samotni (czyżby? Ale o tym za chwilę)! Wtedy właśnie Thomas Guinzburg, wydawca Pynchona, wpada na wyborny pomysł.
Nadszedł dzień ceremonii, 18 kwietnia 1974 roku. Gala odbywa się w Alice Tully Hall w Lincoln Center w Nowym Jorku. Laureat nagrody, Thomas Pynchon, zostaje wyczytany, ktoś wstaje i idzie w stronę sceny. Z widowni słychać aplauz, ale i poszum zdziwienia – nikt przecież nie wie, jak wygląda słynny pisarz: czy to może być naprawdę on? Mężczyzna odbierający nagrodę zaczyna przemówienie i już po chwili wszystko staje się jasne – to tylko żart! Guinzburg postanowił bowiem zatrudnić aktora komediowego, profesora Irwina Coreya (na zdj. poniżej), który w imieniu autora „Tęczy grawitacji” pojawił się na gali. Corey swoim przemówieniem wywołał kolejne kontrowersje. Jak pisał reporter „New York Timesa”, jego żarty u jednych wywoływały gromki śmiech, innych wprawiały w zakłopotanie. Przemowa profesora była pełna celowych przejęzyczeń, gier słownych, spostrzeżeń celnych i wzniosłych, a czasem, cóż… po prostu bełkotu (czy to nie przypomina uwag, jakie mieli niektórzy do twórczości samego Pynchona? Dobra robota, panie Guinzburg!). Ale to nie koniec ciekawostek wieczoru! Ceremonia została przerwana przez niecodzienny… hmmm, nazwijmy to happening: nagi mężczyzna wpadł na salę, wykrzykując: „Czytajcie książki! Czytajcie książki!”. Profesor Corey miał z kim konkurować o miano atrakcji wieczoru!
Poniżej możecie przeczytać całe przemówienie, które wygłosił Corey-Pynchon. A na końcu znajdziecie krótki filmik wspomnieniowy na temat tego wieczoru.
Jakkolwiek… przyjęcie tego finansowego zastrzeżenia – ach – wynagrodzenia w imieniu, yyy, Richarda Pythona1 za szczególne zasługi, a także cytowanie niektórych pocisków rakietowych, co jest jego wkładem… Dzisiaj wszyscy musimy być świadomi, że protokół ma pierwszeństwo nad procedurą. Chociaż powiecie – co do… – co to oznacza… w związku z tabulacją, przez co raz jeszcze musimy zdać sobie sprawę, że wspaniała opowieść fabularna jest właśnie relacjonowana przed naszymi oczami, w administracji Nixona… sugerując, że tylko amerykański pisarz może otrzymać… nagrodę w dziedzinie beletrystyki, w odróżnieniu od Sołżenickiego2, którego beletrystyka nie trzyma się kupy.
Towarzysze – przyjaciele, zebraliśmy się tu nie tylko po to, by przyjąć nagrodę w imieniu pewnego pustelnika – tego, który odkrył, że świat sam w sobie wydaje się być czasem nie ropuchy3 – by zacytować nawet Studsa Turkala4. Wiele osób pyta: „kim są Studs Turkal?”. Ale pytanie brzmi nie „kim są Studs Turkal?”, tylko „kim jestem Studs Turkal?” To samo w sobie, jako gmach wielkiej chwały, wykroczyło poza granice i intuicję Amerykanów, bazującą na założeniu, że inteligencja nie jest tylko tym, co Mencken kiedyś powiedział, że „ten, który nie docenia amerykańskiej sprośności – społeczności, nie zbankrutuje”. To zaledwie mała wskazówka dla tego nieprzebranego tłumu zebranego tutaj, by ponownie spostrzec i zauważyć to, co zostało w tyle, i to, co może pójść naprzód ku przyszłości… musimy przeskoczyć te przeszkody. To jest główny czynnik powstrzymujący, przeciwko któremu musimy zebrać siły, a wszystkim innym, którzy mówią: „co do cholery przez to osiągniemy?” – Nie wiemy. Musimy z konieczności powstrzymać kochanego chłopca. Jak stwierdził kiedyś Miller w jednej ze swoich świetnych powieści – co on… ten język jest konieczny jedynie wtedy, kiedy komunikacja jest zagrożona. I wy tam siedzicie skonsternowani, a Pinter, który poszedł dalej, powiedział: „To nie brak komunikacji, a strach przed komunikacją”. Tym jest ta przeklęta rzecz, której się boimy – komunikacją. Och, na szczęście ta nagroda przyznawana jest autorom – w przeciwieństwie do Nagrody Akademii Filmowej, która przyznawana jest kobiecie i mężczyźnie, ukazując drwinę z gatunku ludzkiego – A niech to szlag! Ale nie mamy paranoi, a Pan Pynchon osiągnął i wykreował sobie spokój, i tylko szaleństwo utrzymało go przy życiu w jego paranoi.
Mamy do czynienia z organem… orgazmem… Kto do cholery to napisał? I jury zdecydowało się podzielić nagrodę pomiędzy dwóch pisarzy – Thomasa Pynchona za jego „Tęczę grawitacji”. Teraz „Tęcza grawitacji” jest dowodem geniuszu tego człowieka… sam mi to powiedział… że mógłby… innymi słowy, być bardziej precyzyjnym, ale zamiast robić aluzje do przyziemności, doszedł do wniosku, że to zwięzłość ma szczególne znaczenie w naszej płytkiej egzystencji. Cholera. Panie i Panowie. Do znakomitego gremium na podium i do innych wygranych, w dziedzinie poezji i religii, i nauki. Nadejdzie czas, kiedy religia nie będzie już potrzebna. Marx, Groucho Marx, powiedział kiedyś, że religia jest opiatem dla mas. Ja mówię, że kiedy religia nie będzie już potrzebna, wtedy opium… będzie opiatem… Hmm, to nie jest taki zły pomysł…
Dobrze… Jednakże chciałem podziękować Panu Guinzburgowi, Tomowi Guinzburgowi z Viking Press, dzięki któremu wszyscy możecie tu dzisiaj siedzieć i cieszyć się Pochwałą Pocierania – Pochwałą Beletrystyki. „Tęcza grawitacji” – w pewnym stopniu to mały wkład, ponieważ na świecie żyje 3 i pół miliarda ludzi. 218 z nich… milionów, mieszka w Stanach Zjednoczonych, co jest bardzo, bardzo małą liczbą w porównaniu z tymi, którzy umierają gdzie indziej. Cóż, powiem, że wyruszycie ku nowym horyzontom. Dla nas, którzy żyją w społeczeństwie, gdzie seks jest towarem, a polityk może zostać gwiazdą telewizji, nie jest łatwo przystosować się, jeśli ma się choć odrobinę moralności… Ja, ja, ja powiedziałem to sobie wiele lat temu… Ale chcę podziękować biuru… To znaczy komitetowi, organizacji za 10 000 dolarów, które mi przyznano… dzisiejszego wieczoru przepuściła 400 000 dolarów, i wydaje mi się, że mam już umówione kolejne spotkanie. Chciałbym zostać, ale przez wzgląd na zwięzłość, muszę iść. Chciałbym wam podziękować, chciałbym podziękować Panu Turkalowi. Chciałbym podziękować Panu Knopfowi, który właśnie przebiegł przez salę [to nawiązanie do wspomnianego wyżej „happeningu” – przyp. red.], i chciałbym podziękować Breżniewowi, Kissingerowi – pełniącemu obowiązki Prezydenta Stanów Zjednoczonych – i chciałbym podziękować także Trumanowi Capote’emu i dziękuję wam.
Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii pustelniczego trybu życia – przyczyny tego całego zamieszania. Rzeczywiście Thomas Pynchon nie występuje publicznie – w ogóle! Jego zdjęć nie można znaleźć w internecie (oprócz kilku z młodości, na podstawie których próbuje się odtwarzać jego dzisiejszy wygląd). Bardzo dba o swoją prywatność, to prawda, ale nie oznacza to, że zaszył się na odludziu i nie ma kontaktu ze światem. Pynchon dokonał innego cudu: ukrył się w kilkumilionowym mieście. Dziennikarka magazynu „New York” przeprowadziła dziennikarskie śledztwo w 1996 roku i… dotarła do Pynchona. Okazuje się, że pisarz mieszka w Nowym Jorku i wiedzie spokojne, zwykłe życie. I choć dziennikarka mogła zaburzyć mu ten spokój, o dziwo, uszanowała prywatność Pynchona i jego rodziny – przecież to zupełnie nieważne, gdzie i jak mieszka, ważne, że sposób, w jaki żyje, pozwala mu pisać swoje wielkie powieści. Zapewne Elena Ferrante marzyłaby, aby dziennikarz odpowiedzialny za ujawnienie jej prawdziwej tożsamości, wykazał się podobnym, ludzkim podejściem.
_
Przypisy:
1 Chodzi oczywiście o Thomasa Pynchona.
2 Aleksandr Sołżenicyn, którego „Archipelag GUŁag” ukazał się w Stanach Zjednoczonych w 1973 roku.
3 Jest to prawdopodobnie nawiązanie do książki o mccarthyzmie „The Time Of The Toad” (z ang. „Czas ropuchy”) Daltona Trumbo.
4 Studs Terkel, amerykański autor, historyk, aktor, i dziennikarz.
Katarzyna Figiel
źródła: Dangerous Minds, New York Magazine, Za okładki płotem
Kategoria: artykuły