Carrie Fisher – nie tylko znana aktorka, ale również pisarka po przejściach

31 grudnia 2016


Carrie Fisher, który zmarła 27 grudnia na skutek powikłań po ataku serca, zostanie zapamiętana przez fanów głównie jako księżniczka Leia Organa z filmowej sagi „Gwiezdne wojny”. Warto jednak przypomnieć, że była ona również utalentowaną pisarką, która pozostawiła po sobie kilka głośnych książek i niezliczone ilości poprawionych scenariuszy filmowych.

Carrie już w młodości związała się blisko z literaturą. Z racji tego, że jej matka, Debbie Reynolds, była znaną hollywoodzką gwiazdą, więcej czasu spędzała na planach filmowych lub w domu z bratem niż na spacerach i zabawach z rodzicielką. Szybko znalazła ucieczkę w książkach. Pochłaniała klasyków – Dickensa, Dostojewskiego – ale pokrewną duszę dostrzegła w osobie Dorothy Parker. Carrie chciała być taka jak ona. Pod jej wpływem pisała dzienniki i wiersze. Jak przyznała po latach, bliscy nazywali ją molem książkowym „i nie mówili tego w miły sposób”. Bo przecież w domu Carrie panował kult kina. Gdy miała 11 lat, matka nie mogła się nadziwić, że jej córka wciąż nie widziała „Buntownika bez powodu”. Pozwoliła dziewczynce i jej bratu zostać do późna na nogach, żeby mogli nadrobić zaległości.

Carrie wcześnie porzuciła szkołę i została niemal dosłownie wepchnięta na scenę teatralną przez matkę. Już w wieku 15 lat Debbie załatwiła jej angaż na Broadwayu, przekonując, że „śpiewanie w chórkach jest bardziej wartościowe dla dziecka, niż mogłaby być jakakolwiek edukacja”. Cztery lata później dziewczyna zadebiutowała na ekranie rolą w komedii romantycznej „Szampon”, zaś w wieku 21 lat wcieliła się w twardą i zadziorną księżniczkę Leię w pierwszej części kosmicznej trylogii George’a Lucasa. Wielka sława pociągnęła za sobą wielkie kłopoty.

Popularność przerosła wschodzącą gwiazdę kina. Alkohol i narkotyki doprowadziły ją na skraj przepaści. O tym, że ma problem z używkami, powiedział jej nawet John Belushi. Ostrzeżenie ponoć poskutkowało, a jeszcze bardziej śmierć aktora w 1982 roku z powodu przedawkowania. Niestety uświadomienie sobie istnienia problemu, a skuteczne poradzenie sobie z nim to dwie różne rzeczy, dlatego w 1985 roku, po trzech miesiącach trzeźwości, Carrie wylądowała w szpitalu po przypadkowym przedawkowaniu leków nasennych. Otarcie się o śmierć przeraziło ją tak bardzo, że postanowiła udać się na odwyk.

Carrie Fisher jako księżniczka Leia Organa w „Gwiezdnych wojnach” (fot. Lucas Film Ltd. / 20th Century Fox).

Pisanie okazało się niezłą formą terapii. Początkowo debiutancka książka miała zawierać wspomnienia z pobytu w klinice, Carrie uświadomiła jednak sobie, że jej pamięć nie jest wystarczająco dobra, nie chciała też zawstydzać ludzi, których znała. Z inspiracją znowu przyszła Dorothy Parker. Kiedy przeczytała jedno z opowiadań pisarki o życiowym upadku alkoholika, zrozumiała, że mogłaby napisać coś podobnego o narkomanii. W ten sposób, pracując w pocie czoła przez pięć miesięcy, stworzyła swoją pierwszą, na pół autobiograficzną powieść „Pocztówki znad krawędzi”. Fisher opisała w niej swoje zmagania z używkami, zanim tego typu książki konfesyjne stały się modne. Na dodatek czyniła to z ostrym dowcipem, w myśl zasady, że humor jest najlepszym antidotum na użalanie się nad sobą.

Debiut powieściowy odniósł duży sukces i Fisher w wieku 31 lat wylądowała na trzy tygodnie na liście bestsellerów „New York Timesa”. Choć w książce można było się dopatrywać licznych odniesień do życia autorki, ta cały czas podkreślała, że mamy do czynienia z fikcją literacką. „Napisałam o matce aktorce i córce aktorce. Nie jestem wstrząśnięta, że ludzie myślą, że to o mnie i o mojej matce. Łatwiej im myśleć, że nie mam wyobraźni do języka, a jedynie magnetofon z opcją nagrywania i niewyczerpanym zapasem baterii” – mówiła w wywiadzie z 1990 roku.

Sukces na polu literackim przyniósł niespodziewanie dodatkową korzyść. Umiejętności aktorskie Carrie osiągnęły nowy poziom. Występ w „Kiedy Harry poznał Sally” w roli przyjaciółki Meg Ryan dlatego wypadł tak dobrze i uznawany jest za jedną z jej najlepszych ról, ponieważ – jak sama przyznaje – aktorstwo wreszcie przestało być jedyną rzeczą, którą robiła. Już podczas trasy promującej „Pocztówki znad krawędzi” zaczęła pisać drugą powieść, „Poddaję się”, w której zmierzyła się z kolejnym życiowym doświadczeniem – krótkim i burzliwym małżeństwem z Paulem Simonem. Napisała też scenariusz do filmu Mike’a Nicolsa na podstawie „Pocztówek znad krawędzi”.

Meryl Streep i Shirley MacLaine w ekranizacji „Pocztówek znad krawędzi” oraz polska okładka książki.

Carrie podeszła do roli scenarzystki profesjonalnie, dobrze rozumiejąc różnice w narracji występujące pomiędzy światem literatury i filmu. Pracę nad scenariuszem rozpoczęła od „wyrzucenia książki na podwórko i spalenia jej”. Wycięła większość scen odnoszących się do pobytu Zuzanny w klinice odwykowej i skoncentrowała się na relacji łączącej córkę z matką. „Książka była niczym strumień świadomości. Nikt nie będzie siedział w kinie przez dwie godziny i słuchał mnie mówiącej o sobie samej. Musieliśmy więc skupić się na czymś innym” – tłumaczyła przed premierą filmu.

To wyczulenie na słowo i temat zaowocowało nie tylko poruszającym i jednocześnie zabawnym filmem z pamiętnymi rolami Meryl Streep i Shirley MacLaine, ale również nowymi propozycjami. Oprócz pisania kolejnej powieści, „Podwójne szczęście”, Carrie coraz chętniej angażowała się w pracę przy filmach jako tzw. script doctor, czyli osoba odpowiedzialna za podrasowanie scenariuszy filmowych. Pewne doświadczenie w tej dziedzinie miała już nabyte wcześniej, poprawiając niektóre dialogi księżniczki Lei w „Powrocie Jedi” (choć warto w tym miejscu sprostować, że krążąca po Internecie strona scenariusza „Imperium kontratakuje”, którą rzekomo ulepszyła, posiada w rzeczywistości notatki reżysera Irvina Kershnera).

Pierwszy z tego typu propozycją zgłosił się do Carrie Steven Spielberg z „Hookiem”. Potem posypały się kolejne oferty. Carrie maczała palce m.in. w takich produkcjach, jak „Zabójcza broń 3”, „Zakonnica w przebraniu”, „Od wesela do wesela”, „Dzika rzeka” czy „Bohater ostatniej akcji”. Pomogła też Lucasowi w drugiej gwiezdnowojennej trylogii („Mroczne widmo”, „Atak klonów” i „Zemsta Sithów”). Była tak dobra w tym fachu, że w latach 90. okrzyknięto ją jednym z najlepszych script doctorów w Hollywood. Zarabiała na takich zleceniach 100 tysięcy dolarów tygodniowo. W tym należy zapewne upatrywać powodu, dla którego na dziesięć lat przerwała pisanie książek.

Okładki powieści Carrie Fisher: „Poddaję się”, „Podwójne szczęście” i „The Best Awful”.

Z czasem jednak producenci hollywoodzcy się wycwanili i zmienili zasady współpracy ze script doctorami. Aby dostać zlecenie, trzeba było przesyłać swoje pomysły na poprawienie skryptu. Zdarzało się, że zbierano notatki od różnych scenarzystów, zachowywano je, a później nie zatrudniano żadnego. Świeża krew w branży była gotowa iść na taki układ. Carrie z jej pozycją nie miała zamiaru marnować czasu na projekty, z których nic sensownego nie wychodziło. Napisała więc kontynuację „Pocztówek znad krawędzi”, „The Best Awful” (z ang. „Najlepsze okropne”), tym razem poświęcając dużo miejsca zmaganiom Zuzanny z chorobą afektywną dwubiegunową, na którą sama Carrie również cierpiała. To była ostatnia jej powieść i ostatnia próba rozliczania się ze swoimi demonami w zawoalowany sposób pod postacią prozy.

W 2008 roku ukazała się pierwsza z trzech książek wspomnieniowych, „Wishful Drinking”. W naszym kraju wydano ją w tym roku pod tytułem „Księżniczka po przejściach: Nie tylko o Gwiezdnych Wojnach”, co jest działaniem o tyle niefortunnym, że może sugerować, iż mamy do czynienia z polskim przekładem opublikowanej przed miesiącem w Stanach książki „The Princess Diarist” opartej na dziennikach, które Carrie pisała w trakcie prac nad „Gwiezdnymi Wojnami” (to w niej po raz pierwszy ujawniła między innymi informację o romansie, jaki miała na planie z Harrisonem Fordem). Tymczasem „Księżniczka po przejściach” wyrosła z występu, z jakim pokazywała się amerykańskiej publiczności od 2008 roku. Jak sama twierdzi, ta książka to kronika jej „zbyt obfitego w wydarzenia i z konieczności zabawnego, obciążonego księżniczką Leią, życia”. Co ważne, cechuje ją podobne poczucie humoru, co wcześniejsze powieści. Warto po nią sięgnąć w pierwszej kolejności, zważywszy na fakt, że jest aktualnie jedyną dostępną u nas w księgarniach pozycją napisaną przez Carrie.

Carrie Fisher ze szturmowcami i okładka książki „Księżniczka po przejściach”.

Fisher nigdy nie postrzegała siebie jako typowego literata. „Jestem pewnego rodzaju pisarką. Jestem gawędziarką, anegdociarką” – mówiła. „Chodzi bardziej o treść i rzemiosło niż fabułę”. Miała talent do czynienia ze swojego skomplikowanego życia pełnych kąśliwego humoru opowieści, a także umiejętność wymyślania aforyzmów w stylu Oscara Wilde’a. Tych ostatnich nie zabrakło również w „Księżniczce po przejściach”. Jeden z nich prasa przywołuje często przy okazji jej śmierci. Gdy Carrie wykłócała się na planie „Gwiezdnych wojen” o możliwość noszenia pod strojem stanika, Lucas tłumaczył jej, że w kosmosie nikt czegoś takiego nie nosi, bo można by się udusić. „Myślę, że to mógłby być fantastyczny nekrolog” – napisała. „Powiedziałam więc moim młodszym przyjaciołom, że kiedy – nieważne jak – odejdę, mają poinformować, że zmarłam w blasku księżyca, uduszona przez własny stanik”.

Artur Maszota

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: artykuły