Kulisy kręcenia przez Andrzeja Żuławskiego ekranizacji „Na srebrnym globie”. Dokument „Ucieczka na srebrny glob” w kinach od 12 listopada
12 listopada do kin wejdzie film dokumentalny „Ucieczka na srebrny glob” Kuby Mikurdy. Ujawnia on kulisy najbardziej zagadkowego dzieła w historii polskiego kina, które pozostaje niespełnionym marzeniem o superprodukcji science fiction w iście hollywoodzkim stylu tu, na polskiej ziemi. Chodzi o ekranizację „Na srebrnym globie” w reżyserii Andrzeja Żuławskiego.
Film „Na srebrnym globie” mógł stać się już w 1976 roku jednym z najbardziej przełomowych obrazów science fiction w historii światowej kinematografii – jeszcze przed „Gwiezdnymi wojnami” George’a Lucasa. Rozmach produkcyjny, gwiazdorska obsada, rewolucyjne kostiumy i scenografia zapowiadały arcydzieło. Dlaczego zatem władze kinematografii PRL wstrzymały produkcję na dwa tygodnie przed końcem zdjęć? Pozostał film-legenda, który nadal inspiruje filmowców z całego świata oraz rozgrzewa emocje dawnych członków ekipy równie silne dziś, co 40 lat temu.
Wszystko zaczęło się w 1975 roku. Po kilku latach wymuszonej emigracji młody reżyser Andrzej Żuławski wrócił do Polski. Jego sytuacja w kraju była niepewna – po „Trzeciej części nocy”, dobrze przyjętym debiucie, nakręcił szokującego „Diabła”, który z miejsca trafił na półkę, a z reżysera uczynił persona non grata. Na domiar złego rozpadała się jego rodzina – żona Małgorzata Braunek wnosiła pozew o rozwód.
Aby poprawić swoją pozycję i uciec od osobistej katastrofy, Żuławski podjął się tytanicznego zadania: realizacji największego filmu w historii polskiej kinematografii – eposu science-fiction „Na srebrnym globie” na podstawie powieści Jerzego Żuławskiego. Wierzył, że jeśli mu się uda, trafi do panteonu polskiego kina. Jeśli nie – jego kariera w Polsce będzie skończona.
Choć projekt miał opinię niemożliwego, początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Wizja reżysera porwała ekipę, stworzyła się wspólnota twórcza gotowa do największych poświęceń w imię powstającego filmu. Nagle wszystko się odwróciło. Nadszedł czerwiec 1976 roku, Polską zaczęły wstrząsać strajki. Władza zaostrzyła kurs. Po premierze „Człowieka z marmuru”, partia dymisjonowała sprzyjającego Żuławskiemu szefa kinematografii i zastąpiła go okrytym złą sławą Januszem Wilhelmim, który miał zdyscyplinować filmowców.
Zdjęcia do filmu się przedłużały. Żuławski, niczym uskrzydlony w transie, dopisywał kolejne, coraz bardziej ekscentryczne sceny. Część ekipy traciła cierpliwość. Dwa tygodnie przed zakończeniem zdjęć Wilhelmi nagle zatrzymał produkcję. Powody nie są jasne. Ekipa próbowała walczyć o film, ukryła część rekwizytów i kostiumów. Żuławski wyjechał z Polski. Los ekranizacji wydawał się przesądzony, kiedy nagle minister Wilhelmi zginał w tajemniczej katastrofie lotniczej. Żuławski nielegalnie wywiózł fragmenty filmu do Cannes, gdzie pokazał je na prywatnym seansie w maju 1988 roku. „Na srebrnym globie” zostało okrzyknięte złamanym arcydziełem, które – gdyby powstało – zmieniłoby historię kina science-fiction.
Dokument „Ucieczka na srebrny glob” Kuby Mikurdy prezentuje największą tajemnicę i niespełnione marzenie polskiego kina. „Uwielbiam historie o niedokończonych lub niezrealizowanych filmach. Nic nie rozpala mojej wyobraźni bardziej. Co by było gdyby, co by było gdyby? Mój mózg pracuje na najwyższych obrotach, produkując równoległe wersje historii kina. To jak test Rorschacha, w którym każdy wypełnia puste miejsca na swój sposób. To właśnie utrzymuje je przy życiu, to właśnie czyni z tych filmów legendy. I tak (…) jest w przypadku 'Na srebrnym globie'” – opowiada Kuba Mikurda o genezie powstania „Ucieczki na srebrny glob”.
„Pisano o nim – 'najlepszy film sci-fi, jaki nigdy nie powstał’, 'zniszczone arcydzieło’, 'komunistyczne Gwiezdne Wojny’. Ja bym widział 'Na srebrnym globie’ bardziej jako nowojorski midnight movie z końca lat 70., gdzieś pomiędzy 'Świętą Górą’ Alejandro Jodorowskiego a 'Głową do wycierania’ Davida Lyncha. A skoro mowa o Davidzie Lynchu – pamiętacie 'Zagubioną autostradę’? Nasz film podąża tą samą drogą. To film o ucieczce – ucieczce od samego siebie, od utraconej miłości, od życia w komunistycznym kraju. Ucieczce, która przez chwilę się udaje, ale musi skończyć się twardym lądowaniem. Nie można zbyt długo przebywać na innej planecie. Zwłaszcza, jeśli okazuje się, że to twoja własna głowa” – dodaje reżyser dokumentu.
„Ucieczka na srebrny glob” zrobiła furorę podczas tegorocznej edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity – dokument cieszył się rekordową frekwencją zarówno podczas części kinowej, jak i online oraz otrzymał aż trzy nagrody od jurorów: Nos Chopina dla Najlepszego Filmu o Muzyce i Sztuce, Nagrodę Smakjam za Najlepszą Produkcję w Konkursie Polskim oraz Nagrodę Stowarzyszenia Kin Studyjnych w Konkursie Polskim.
Film wejdzie do polskich kin 12 listopada. Poniżej możecie zobaczyć zwiastun „Ucieczki na srebrny glob”:
Autorem plakatu promującego dokument jest Marcin „Semafor” Rzadkowski, projektant, grafik i ilustrator. W centrum umiejscowił kluczową postać filmu „Na srebrnym globie” – Marka Zwycięzcę, granego przez Andrzeja Seweryna, alter ego samego Żuławskiego. Jego nadludzkich rozmiarów wersja stoi triumfalnie na pomorskiej plaży, a wokół niego budowana jest scenografia filmu Żuławskiego przez członków ekipy. Autorami fotosów z planu „Na srebrnym globie” użytych w kolażu na plakacie są Stefan Kurzyp i Andrzej J. Jaroszewicz.
[am]
TweetKategoria: film