Filmowa biografia Boba Dylana. „Kompletnie nieznany” z Timothée Chalametem do obejrzenia w kinach

18 stycznia 2025

Od piątku, 17 stycznia, w polskich kinach możemy oglądać film biograficzny „Kompletnie nieznany” opowiadający o początkach kariery Boba Dylana. Artysta jest jedynym muzykiem w historii, który otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Na ekranie wciela się w niego Timothée Chalamet.

Akcja filmu zaczyna się na początku lat 60. Stany Zjednoczone znajdowały się u progu społecznej, politycznej i kulturowej rewolucji. Zmiany zachodziły również w świecie sztuki. Nowoczesny jazz rozkwitał za sprawą Milesa Davisa, granice humoru odważnie przekraczał komik Lenny Bruce, pop-art wchodził na salony dzięki Andy’emu Warholowi, a muzyka folkowa przeżywała swoje odrodzenie, w czym niemała była zasługa Woody’ego Guthrie i Pete’a Seegera.

W styczniu 1961 roku 19-latek z Minnesoty, który miał zyskać sławę pod pseudonimem Bob Dylan, przybył z gitarą w ręku do Nowego Jorku. Jak sam pisał po latach, miasto to stanowiło wtedy stolicę świata, było jak magnes, „miało moc przyciągania”. Chłopak szybko nawiązał relacje z ikonami muzyki z Greenwich Village. Dzięki posiadanemu talentowi stworzył pieśni, które rozpaliły pokolenie i uczyniły go czołowym muzycznym głosem zachodzących w społeczeństwie zmian.

Reżyserem „Kompletnie nieznanego” jest James Mangold, który ma już w dorobku film biograficzny „Spacer po linie” o innym muzyku – Johnnym Cashu. Jak podkreśla, produkcja koncentruje się na czterech latach z życia Boba Dylana, które wyznaczały jego drogę od włóczęgi bez grosza przy duszy po ikonę rocka. „To opowieść o konkretnym momencie w życiu człowieka, a nie o całym jego życiu. I chodzi o świat, w którym tak wiele przekazuje się za pomocą piosenki” – zauważa reżyser.

James Mangold i Timothée Chalamet na planie filmu (fot. © Macall Polay/Searchlight Pictures)

Mangold w swym filmie skupia się na blaskach i cieniach, jakie niesie za sobą wrodzony talent, który może sprawić, że artysta staje się jednocześnie szalenie popularny, ale też zupełnie samotny. Reżyser chciał również uchwycić radość i euforię Dylana, gdy po raz pierwszy podłączył gitarę elektryczną i zagrał z zespołem. Kulminacyjnym i przełomowym momentem filmu jest zatem legendarny występ podczas Newport Folk Festival w 1965 roku, kiedy to Dylan zaprezentował stylistyczną rewoltę, co wywołało wśród publiczności niemałe kontrowersje i odbiło się echem na całym świecie.

Podobnie jak Miloš Forman w „Amadeuszu” James Mangold zgłębia postać Boba Dylana przez pryzmat innych ludzi – osób, z którymi wchodził w bliskie relacje, a nawet fanów, którzy projektowali własne oczekiwania wobec tego enigmatycznego cudownego dziecka sceny. Film pokazuje, jak Dylan zmaga się z ciężarem oczekiwań, aż w końcu wyrywa się spod tego jarzma. Tytuł „Kompletnie nieznany” odzwierciedla intencję Mangolda, aby unikać prostych psychologicznych wyjaśnień przy tworzeniu filmowego portretu człowieka, który przez wiele dekad wymykał się definiowaniu. Zamiast tego zachęca odbiorców do wyciągania własnych wniosków.

Ważną rolę w filmie Mangolda odgrywa oczywiście muzyka. Każdy utwór i jego tekst jest częścią narracyjnej struktury scenariusza. Reżyser od początku zakładał, że wcielający się w Dylana Timothée Chalamet będzie musiał zaśpiewać wszystkie utwory sam – podobnie jak to było z Joaquinem Phoenixem i Reese Witherspoon, którzy grali Johnny’ego Casha i June Carter w „Spacerze po linie”. „Nie chciałem, żeby Timmy (Chalamet – przyp.red.) znikł. To jest jak występ. Chciałem, żeby wniósł do postaci Boba to, kim jest. Jeśli stałby się tylko serią gestów i poruszań ustami, tak naprawdę nie byłoby tam nikogo” – stwierdził Mangold.

Aktor, który przyznaje, że wcześniej niewiele wiedział o Dylanie poza faktem, że jest on ikoną muzyki, miał więc przed sobą mnóstwo pracy. Dzięki opóźnieniom w produkcji związanym z wybuchem pandemii koronawirusa Timothée Chalamet mógł poświęcić na ten cel aż pięć lat. Wykorzystał ten czas na analizę dorobku Dylana, a także intensywną naukę gry na gitarze i harmonijce oraz treningi wokalne. Wspólnie z trenerem śpiewu Erikiem Vetro godzinami oglądał występy i wywiady Dylana, zwracając uwagę na różne drobne szczegóły, takie jak jego postawa podczas występów, a także jej wpływ na głos artysty. To Chalamet przyczynił się też do tego, że praktycznie prawie cała muzyka została w filmie zagrana na żywo.

Kiedyś w produkcjach filmowych korzystano z wcześniej nagranych utworów, częstokroć wykonanych przez kogoś innego. Oglądając taki film, słyszymy, jak ludzie rozmawiają, a potem nagle następuje zauważalna zmiana i piosenka na scenie brzmi sterylnie jak ze studia nagraniowego. We współczesnych filmach twórcy starają się, aby wszystko to brzmiało bardziej realistycznie i nie było tak wyczuwalnego przeskoku, nawet jeśli na samym planie dźwięk puszczany jest z playbacku. Tak też, zgodnie z planami producentów, miała zostać nagrana większość muzyki do „Kompletnie nieznanego”. Głównie po to, aby zaoszczędzić na czasie. Wszystko zmieniło się, gdy przyszło do nagrywania pierwszej sceny występu przed publicznością.

„Na pięć minut przed kręceniem tej sceny zamierzaliśmy użyć playbacku. Timmy wyszedł i powiedział: 'Będę na żywo’. A potem zaczęła się długa dyskusja i w końcu Timmy powiedział: 'Słuchajcie, pracowałem nad tym pięć lat. Pracowałem nad moją grą na gitarze. Pracowałem nad wszystkim. Nie będę używał playbacku'” – wspomina inżynier dźwięku Tod A. Maitland. Po występie Chalameta nigdy już nie wrócono do pierwotnego planu.

Timothée Chalamet jako Bob Dylan na scenie festiwalu folkowego w Newport (fot. © Macall Polay/Searchlight Pictures)

Maitland jest jednym z pionierów procesu nagrywania występów muzycznych na planie filmowym. Pracował wcześniej przy takich produkcjach jak „The Doors” Olivera Stone’a czy „West Side Story” Stevena Spielberga. Był pięciokrotnie nominowany do Oscara w kategorii „Najlepszy dźwięk”. To on zadbał o to, żeby opanować chaos, jaki może towarzyszyć rejestrowaniu tak wymagających koncertowych występów, jak ten podczas Newport Folk Festival. W każdym miejscu, w którym kręcono, używano innych mikrofonów z epoki, tak jak miało to miejsce w czasach, gdy grał tam Bob Dylan.

Choć Nowy Jork z początku lat 60. mógł wydawać się krainą czarów, w której rozkwitała artystyczna bohema, to jednak Mangold nie zamierzał tworzyć wyidealizowanego obrazu tamtych czasów. Dlatego na ekranie oglądamy miasto brudne, z łuszczącym się tynkiem, rdzą i sadzą, niedopałkami papierosów i śmieciami. Pieczołowitość w odtwarzaniu miejsc z epoki widać chociażby w tym, jak zbudowano replikę Studia A w Columbia Records, w którym Dylan nagrywał swoje klasyczne utwory, jak „Mr. Tambourine Man” czy „Like a Rolling Stone”. Na podstawie tysięcy istniejących zdjęć odwzorowano wygląd wnętrz budynku, który został zburzony w 1983 roku. Odtworzono konsolę dźwiękową i mikserską w pokoju dźwiękowym, wszystkie instrumenty, mikrofony i głośniki, a nawet ściany, zasłony i podłogi.

Scenariusz „Kompletnie nieznanego” powstał na podstawie książki „Dylan Goes Electric!: Newport, Seeger, Dylan, and the Night That Split the Sixties” autorstwa Elijaha Walda. W polskiej wersji filmu wykorzystano przekłady piosenek Dylana, których dokonał Filip Łodziński. On też przetłumaczył utwory innych autorów słyszane na ekranie.

Poniżej możecie zobaczyć zwiastun filmu „Kompletnie nieznany”:

Wprawdzie książka „Dylan Goes Electric!” Elijaha Walda, na podstawie której powstał scenariusz, nie ukazała się w Polsce, ale obszernie ten okres w jego życiu opisuje też inna biografa, „Ciągle w drodze. Życie Boba Dylana” Howarda Sounesa opublikowana przez wydawnictwo Kosmos Kosmos. Z kolei teksty piosenek Dylana w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego znajdziecie w tomach „Duszny kraj” i „Przekraczam rubikon” wydanych przez Biuro Literackie.

[am]
fot. © Macall Polay/Searchlight Pictures

Tematy: , , , , , , , , ,

Kategoria: film