Jądro J. D. Salingera, czyli 14 rzeczy, których nie wiedzieliście o słynnym literackim odludku

3 września 2013

14 faktów na temat J. D. Salingera
Nastoletnie kochanki, sąsiedzkie relacje i żona donosząca Gestapo – w monumentalnej biografii J.D. Salingera autorstwa Shane’a Salerno i Davida Shieldsa znaleźć można wiele nieznanych dotąd informacji o pisarzu, który zdecydował się na początku lat pięćdziesiątych wycofać z życia publicznego, a dziesięć lat później przestał publikować swoje dzieła.

Książka „Salinger” jeszcze przed publikacją budziła emocje nie tylko w literackim światku, ale także wśród miłośników prozy amerykańskiego pisarza, dlatego z myślą o was przygotowaliśmy krótką listę smakowitych kąsków z dania o nazwie „Tajemnice z życia J. D. Salingera”. Bo czy wiedzieliście, że…

1. Salinger urodził się z jednym jądrem.

Po ataku na Pearl Harbour Salinger próbował zaciągnąć się do armii, ale, jak to ujął w liście do swego literackiego mentora, został „sklasyfikowany jako I-B, z całą resztą kalekich i ciot”. Ostatecznie wstąpił na ochotnika do kontrwywiadu i służył w Europie. Według jednego z towarzyszy broni Salingera pisarz miał powiedzieć swemu idolowi, Ernestowi Hemingwayowi, że „nie sądził, iż armia go weźmie, bo miał jedno jądro”. Rewelacje te potwierdziły niezależnie od siebie dwie kobiety, z czego jedna stwierdziła, że autor „Buszującego w zbożu” był tym faktem „niesamowicie zakłopotany i sfrustrowany, dla niego to była wielka sprawa”.

2. Był czarującym człowiekiem, przynajmniej na papierze.

W 1999 roku Joyce Maynard sprzedała prywatne listy, które słał do niej Salinger. Zostały zakupione przez milionera i kolekcjonera sztuki, Petera Nortona, a potem oddane ich autorowi. Biografom udało się do nich dotrzeć, a ich lektura daje obraz czarującego, inteligentnego uwodziciela, przypominającego bohatera najsłynniejszej powieści Salingera. „Kilka nieproszonych słów w całkowitej poufności, jeśli je zniesiesz, od rodaka, bo jestem na wpół praworęcznym rezydentem New Hampshire, ale także, co może nawet bardziej wyjątkowe i ekscytujące, ostatnim aktywnym Muszkieterem na wschód od Białego Domu” – pisał Salinger. „Jest Pani dwa razy lepszą pisarką i obserwatorką niż ja w Pani wieku – a nawet dziesięć razy lepszą. Ja byłem niedojrzałym, melodramatycznym łgarzem i krętaczem” – zauważał w innym miejscu. „Spędziłem większą część życia w wielkich i coraz bardziej zasmucających wątpliwościach co do prawie wszystkich wartości, którym przyglądałem się długo i uważnie. Czasami moje skromne wnioski o tym i o tamtym wydają się niegłupie nawet mnie samemu, ale nigdy się w to do końca nie zaangażowałem, ponieważ szczerze i prawdziwie brak mi siły charakteru, żeby być mądrym” – pisał w jednym listów Salinger.

3. Pisarza ciągnęło do bardzo młodych kobiet.

Przez całe życie Salinger był sfiksowany na punkcie kobiet na granicy dorosłości (między 17 a 18 rokiem życia). Miał listowne romanse z początkującymi pisarkami, których teksty czytał w prasie. Dzwonił do szczuplutkich i frywolnych aktorek, które zobaczył w telewizji. Miał nawet stały i niezbyt wyszukany tekst na podryw: „Jestem J. D. Salinger i napisałem 'Buszującego w zbożu'”. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku reporter tygodnika „Time” przeprowadził wywiad z kobietą, która jakoby miała mieć romans z pisarzem, gdy była w wieku 16-17 lat. I choć kobieta zaprzeczyła, że romans miał miejsce, po latach udało się ją zidentyfikować jako Jean Miller i namówić do zwierzeń. Okazuje się, że Miller miała jedynie 14 lat, gdy związała się z Salingerem. Początkowo jedynie spacerowali i rozmawiali. Gdy Miller przekroczyła dwudziestkę, z jej inicjatywy wylądowali w łóżku. Następnego dnia rozstali się na zawsze. „Sądzę, iż czerpał przyjemność z tego, że przez te lata byłam dzieckiem” – wyznała Miller w biografii. „Wiedziałam, że to koniec. Wiedziałam, że spadłam z piedestału”.

Ten sam schemat powtarzał się za każdym razem. Salingera pociągały młode, niedoświadczone dziewczęta, jednak, gdy dochodziło do skonsumowania związku, pisarz wycofywał się, najprawdopodobniej z lęku przed odrzuceniem. I nie chodziło tylko o wiek, ale i o wygląd. Kiedy pojechał spotkać się z jedną ze swoich listownych kochanek i okazało się, że jest wysoka i przy kości, przeciwieństwo lolitki z jego wyobrażeń, pisarz odwrócił się i odszedł. Autorzy biografii Salingera uważają, że ma to związek z utratą prześlicznej Oony O’Neill (córki dramaturga Eugene’a O’Neilla). Pisarz miał ją poślubić, jednak na przeszkodzie stanęła wojna, a w 1943 roku Oona wyszła za innego miłośnika wdzięków młodych dam, Charliego Chaplina. Oona miała wówczas 18 lat.

4. Randki z Salingerem były fatalnym doświadczeniem.

Leila Hadley Luce tak opisuje swoje doświadczenia z randkowania z Salingerem: „Nawet kiedy mówił, ciężko się z nim rozmawiało, bo kiedy padało i powiedziałam, że mi to nie przeszkadza, bo lubię spacerować w deszczu, odpowiadał: 'O Boże, co za klisza’. Każdą kliszę, której użyłam, komentował: 'To klisza. Jak możesz tak mówić?’. Czułam się przy nim strasznie samoświadoma, bo on oczywiście był perfekcjonistą”. A przy okazji chyba nieco nadętym bufonem.

5. Salinger był kiepskim kochankiem.

18-letnia Joyce Maynard

18-letnia Joyce Maynard

Według autorów biografii Salingera pisarz nigdy nie skonsumował związku z O’Neill, Miller musiała przejąć inicjatywę, żeby doczekać się reakcji, a Leila Hadley Luce opisała swoje randki z nim jako platoniczne. Z Joyce Maynard pisarz miał więcej kłopotów. „Nie mogłam tego zrobić” – powiedziała Maynard biografom Salingera. „Po prostu nie mogłam. Mięśnie mojej pochwy zacisnęły się i nie chciały rozluźnić. Po kilku minutach przestaliśmy”. Gdy sytuacja powtarzała się, Salinger zabrał kobietę do homeopaty na Florydzie, ale tego samego dnia oświadczył, że dłużej tak nie może i to był koniec ich związku.

Z kolei jego druga żona Claire Douglas przyznała się pewnego razu swej córce Margaret, że rzadko uprawiali seks. „Ciało było złe” – miała powiedzieć. Claire przypisywała niechęć Salingera jego religijnym przekonaniom, ale biograf Paul Alexander uważa, że wynikało to z utraty urody po porodzie. Wcześniej Claire zachowywała wygląd nastolatki. Po urodzeniu dziecka zaczęła przypominać dojrzałą kobietę i pisarz stracił zainteresowanie.

6. Salinger ożenił się z donosicielką Gestapo.

Według biografów to Salinger skończył swoje pierwsze małżeństwo z niemiecko-francuską żoną Sylvią Welter, a nie na odwrót, jak dotychczas twierdzono. Zrobił to, zostawiając jej bilet do Niemiec na stoliku śniadaniowym. Powodem rozstania była przeszłość Sylvii. W czasie wojny kobieta miała donosić Gestapo i choć nie ma bezspornych dowodów na potwierdzenie tych zarzutów, to istnieją mocne przesłanki, że informacje te były prawdziwe. W dokumencie unieważniającym małżeństwo można znaleźć takie sformułowania podstaw do anulowania związku, jak „złe intencje” i „fałszywe przedstawienie”. Leila Hadley Luce zdradziła, że pisarz „odkrył pewne niepokojące rzeczy o tym, co [Sylvia] robiła w czasie wojny, zwłaszcza dla Gestapo”. Jako że sam był synem polskiego Żyda zlecił nawet w tej kwestii śledztwo, a jego wyniki sugerowały, że Welter mogła w czasie wojny być informatorką nazistów.

7. Salinger chciał dać swej córce wulgarne i sprośne imię. Przynajmniej w teorii.

Maynard wspomina, że w pewnym momencie swego związku z Salingerem sfiksowała na punkcie spłodzenia z pisarzem dziecka. Choć trudno ustalić, jak do tego miałoby dojść, bo jak pisaliśmy wcześniej, ich pożycie intymne nie istniało. Mimo to mieli nawet wybrane imię dla dziewczynki: Bint. Ale imię, które Salingerowi przyśniło się pewnej nocy, ma mało ciekawe znaczenie. Kiedy Maynard opublikowała swoje wspomnienia, gdzie przytoczyła historię o wyimaginowanej córce, otrzymała list od brytyjskiego nauczyciela, który wyjaśnił jej, że słowo to oznacza „kurwę”.

8. Salinger wcale nie był odludkiem.

Pisarz unikał ludzi, ale nie był takim pustelnikiem, za jakiego go brano. Swego czasu, już w tzw. „okresie pustelniczym”, brylował w światku londyńskiej socjety. Drinkował z modelkami, balował z Laurence’em Olivierem (tym od legendarnej roli „Hamleta”) i Vivien Leigh (słynna Scarlett z „Przeminęło z wiatrem”), przypadkowo wciągnął gin przez nos, pijąc z australijskim tancerzem baletu Robertem Helpmannem, czy kłócił się o Kafkę z Enid Starkie (irlandzką krytyk i oxfordzką profesor). W 1966 roku ni stąd, ni zowąd pojawił się na planie filmu „W zwierciadle złotego oka”, który kręcono na Long Island.

Także w późniejszych latach Salinger nie stronił aż tak bardzo od towarzystwa ludzi. Regularnie, choć niezbyt często, spotykał się na lunchu z Williamem Shawnem (redaktorem „New Yorkera”) i Lillian Ross (dziennikarką). I wcale nie rezygnował z udziału w lokalnych wydarzeniach w Cornish, gdzie mieszkał. Uwielbiał oglądać konie podczas miejscowych targów, czy obserwować mecze koszykówki. Miał też swoją ulubioną lokalną knajpkę, gdzie zajadał się zawijakami ze szpinakiem i grzybami.

9. Autor nie był takim wrogiem Hollywood, jak sądzono.

Po obejrzeniu w 1949 roku ekranizacji swego opowiadania Salinger przysiągł, że już nigdy nie zgodzi się na współpracę z Hollywood. Tak przynajmniej głosi legenda. Okazuje się jednak, że pisarz wcale nie był taki anty wobec Fabryki Snów. W 1957 roku agent pisarza rozsyłał do producentów kopie jego dzieł, w tym „Człowieka śmiechu”. W 1960 roku Salinger zgodził się na adaptację „Opowiadania dla Esme”, ale projekt upadł, kiedy wycofał się z niego Peter Tewksbury, reżyser, producent, scenarzysta. Za rezygnacją stał upór Salingera, który naciskał, żeby w tytułowej roli obsadzić córkę znajomego pisarza, Petera De Vriesa. „Jest za stara” – protestował Tewksbury. „Przekroczyła tę delikatną granicę czasu, która decydowała o cudowności Esme… niszczyłbym piękno dzieła Salingera, a tego nie zrobię”.

10. Salinger uważał, że tylko on sam mógłby zagrać głównego bohatera „Buszującego w zbożu”.

Joyce Maynard przytacza słowa Salingera, że „jedyną osobą, która mogłaby kiedykolwiek zgrać Holdena Caufielda, jest on sam”. „Nawet on miał świadomość, że jest na to za stary, choć w pewnym sensie wiecznie grał Holdena” – powiedziała Maynard.

11. Salinger potrafił być sąsiadem z piekła rodem, a czasami nie.

dom J. D. Salingera

dom J. D. Salingera

Ethel Nelson, która niańczyła dzieci Salingerów, przytacza historię, gdy pewnego dnia, w ramach kwesty na Czerwony Krzyż, chciała zajść do pisarza. Ten przywitał ją z bronią w ręku. „Zrobisz jeszcze jeden krok w moim kierunku, a wypalę w ziemię przed tobą” – ostrzegł kobietę Salinger. „Poczekaj chwilę, a wypiszę czek i ci go rzucę” – dodał.

Jednak kiedy chciał, potrafił być miły i sympatyczny. Edward Jackson Bennett, wydawca lokalnej gazety z regionu, gdzie mieszkał Salinger, wspominał, jak pewnego letniego niedzielnego popołudnia 1968 roku siedział przed domem, popijając Martini, gdy niespodziewanie odwiedził go stroniący już wtedy od ludzi pisarz. Bennett zaprosił go na drinka. I choć nie wymieniono uprzejmości ani imion, panowie miło spędzili czas, popijając i rozmawiając o pogodzie, ciężkiej zimie i planach posadzenia groszku. Kiedy Salinger zbierał się do wyjścia, Bennett stwierdził, że coś ich łączy, i wyjaśnił, że chodzi o rozwód, który obaj panowie uzyskali w podobnym okresie (choć w przypadku Salingera było to raczej unieważnienie niż rozwód). „Masz rację. I może to nie wszystkie podobieństwa, które dzielimy. Dzięki za drinka” – miał odpowiedzieć Salinger z uśmiechem na twarzy.

12. Nawet miejscowe dzieciaki nie dawały Salingerowi spokoju.

W okolicach 1953 roku pisarz zrezygnował z życia publicznego i zaczął przeganiać ze swojej posiadłości reporterów, fotografów oraz fanów, którzy go nachodzili. Ale nie zawsze tak było. Kiedy przeprowadził się do Cornish, próbował początkowo zaprzyjaźnić się z grupą nastolatków, ale jeden z nich zdradził go, publikując artykuł o nim w lokalnej gazecie. Po tym zajściu pisarz zaprzestał kolejnych prób, ale miejscowa młodzież jeszcze przez lata starała się zwrócić na siebie jego uwagę. „Uknuli wymyślny plan” – wspomina w książce Catherine Crawford. „Wyrzucili jednego z nich z samochodu. Przejeżdżali obok domu [pisarza], a dzieciaka pokryli keczupem, żeby wyglądał jak zakrwawiony. Jęczał i tarzał się po drodze. Salinger podszedł do okna, rzucił jedno spojrzenie i wiedział, że to oszustwo. Zaciągnął zasłony i wrócił do pracy”.

13. Salinger był beznadziejnym pokerzystą.

Przede wszystkim dlatego, że nie chciał blefować, co w jakiś przedziwny sposób współgrało z niechęcią do pozerów, którą odczuwał bohater „Buszującego w zbożu”. I nie przyjmował do wiadomości, że jeśli nie blefuje, to nigdy nie będzie dobrym pokerzystą. „Uważał, że każdy, kto blefuje, jest fiutkiem, jak zwykł mawiać” – wspomina A. E. Hotchner, redaktor i powieściopisarz. „Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wygrał w pokera, był zbyt ostrożny i podejrzliwy”.

14. Numer telefonu Salingera można znaleźć w jego nowej biografii.

Teraz już jest za późno, żeby do niego zadzwonić, ale numer telefonu Salingera można znaleźć w jego biografii, na dole 423 strony polskiego wydania. Pisarz podał go w jednym z listów do Joyce Maynard: „Na wszelki wypadek podaję Ci numer telefonu: 603-675-5244.”

Ilustracja załączona do newsa pochodzi z plakatu promującego film dokumentalny „Salinger”.

Opracował: Krzysztof Stelmarczyk
źródło materiału: Daily Beast

Tematy: , , , , , , , , , , ,

Kategoria: zestawienia