Ciekawostki historyczne, które znajdziemy w czterech powieściach Macieja Siembiedy

27 lipca 2020

W wywiadach podkreśla, że każdą ze swoich powieści tworzy na podstawie nieznanych prawdziwych historii, które badał w czasach, gdy przez ponad dwadzieścia lat był reporterem. Maciej Siembieda, bo o nim mowa, jak dotąd jest konsekwentny, a cztery napisane przez niego thrillery budzą zainteresowanie czytelników nie tylko ze względu na wartką akcję i językowe walory opowieści, ale przede wszystkim tajemnice, o których mało kto słyszał. Na naszą prośbę autor przybliżył ciekawostki historyczne, wokół których zbudowana jest fabuła jego powieści.

1. 444: Tajemnica „Chrztu Warneńczyka”

Trudno o bardziej kradzione płótno. W 1881 roku Jan Matejko maluje „Chrzest Warneńczyka”, czyli jeden z obrazów cyklu jagiellońskiego, o którym prasa galicyjska trąbi na wszystkie strony. Miała być „Bitwa pod Warną”, ale mistrz przerwał pracę nad nią po wizycie ziemianina z Wołynia – Jana Głębockiego, który namawia Matejkę na „Chrzest” i hojnie za niego płaci. Nie bez powodu. Królewicza Władysława podawał do chrztu archidiakon poznański Mikołaj Głębocki. Dla rodziny to wielki honor, a wielki honor utrwalony na płótnie wielkiego mistrza pędzla liczy się podwójnie.

Obraz Jana Matejki „Chrzest Warneńczyka” (fot. Muzeum Narodowe w Warszawie).

Obraz powstaje i jedzie do dworu Głębockich w Łaszkach, gdzie wisi do czasu pierwszej wojny światowej i pierwszych pomruków rewolucji w Rosji. Oddany do depozytu biskupa w Żytomierzu, zostaje skradziony i wszelki ślad po nim zanika. Rodzina bezskutecznie szuka śladów cennego płótna. Aż tu nagle, dwadzieścia lat później „Chrzest Warneńczyka” pojawia się na wystawie Matejkowskiej w Zachęcie. Głęboccy okazują akt własności, ale taki sam ma żydowski antykwariusz z Krakowa Józef Stieglitz, który kupił obraz od czeskiego handlarza, który z kolei wszedł w posiadanie „Chrztu” dzięki wiedeńskiej firmie, która może i wie, kto ukradł obraz w Żytomierzu, ale nie powie. Jest rok 1938, Austria zaanektowana przez Hitlera, Czechosłowacja za chwilę też, a parę miesięcy później wybucha wojna. Obraz, będący przedmiotem sporu sądowego, trafia do depozytu prokuratorskiego, ale stamtąd też ktoś go kradnie.

Odnajduje się podczas okupacji w krakowskim antykwariacie Stieglitza. Mimo swojej narodowości nowy właściciel „Chrztu” nie obawia się, że dotknie go holocaust. Jest bliskim współpracownikiem Pietera Mentena – holenderskiego SS-mana i grabieżcy dzieł sztuki, który w nagrodę za informacje o co ciekawszych galicyjskich kolekcjach ułatwia mu wyjazd do Palestyny. A co z „Chrztem Warneńczyka”?

Według hipotezy badanej przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce wywiózł go Menten. Trop urywa się w chwili, gdy płonie jego willa w Blaricum (tuż przed jej przeszukaniem przez władze). Ale jest i kolejny trop, ujawniony już po opublikowaniu powieści „444” przez specjalny dział Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zajmujący się zaginionymi dziełami sztuki. Ministerstwo twierdzi, że obraz nigdy nie wyjechał z Polski. W czyich był rękach przez pięćdziesiąt lat? Kto oddał go prawie pół wieku po wojnie do Muzeum Narodowego, skoro nie zrobiła tego rodzina Głębockich, prawowitych właścicieli płótna? I dlaczego odpowiedzi na te pytania objęte są klauzulą poufności?

Zagadka „Chrztu Warneńczyka”, wokół którego toczy się akcja powieści „444”, pozostaje nierozwiązana.

2. MIEJSCE I IMIĘ: obóz wymazany z pamięci

Natknąłem się na fundamenty zniszczonego przez Niemców obozu pracy na Górze św. Anny pod koniec lat osiemdziesiątych. To był ostatni moment. Żyli jeszcze ludzie, którzy pamiętali „zakazany” obóz, budzący grozę w okolicy. Nie wolno było się nim interesować, a specjalne tablice przy drodze do Leśnicy ostrzegały, że za odwracanie głowy w stronę baraków grozi śmierć. Strażnicy mieli prawo strzelać do przechodniów okazujących ciekawość.

W budynku dawnej komendantury obozu na Górze św. Anny mieści się dziś Muzeum Czynu Powstańczego (fot. Maciej Siembieda).

Tymczasem ciekawość istniała. Kilku autochtonów z sąsiednich wsi, którzy m.in. zajmowali się wywozem nieczystości z obozu, twierdziło, że znajdował się tam „warsztat jubilerski” przerabiający żydowskie złoto. Możliwe? I tak, i nie. Przetapianie złota w prowizorycznych warunkach raczej nie miało miejsca, ale… Do obozu w dziwnych okolicznościach trafiło wielu holenderskich Żydów zajmujących się szlifowaniem diamentów. A do tego wystarczyła prosta maszyna z tarczami szlifierskimi, napędzana siłą mięśni (jak maszyna do szycia) bez użycia energii elektrycznej. Księga zgonów prowadzona w latach wojny w Leśnicy zawiera nazwiska Żydów z getta w Amsterdamie i z obozu przejściowego w Westerbork, których transportowano do Auschwitz przez stacje kolejowe w Opolu i Koźlu. Według ustaleń część z nich była podmieniana przez sprytnych zarządców obozu na Górze św. Anny: z wagonów zabierano kilku młodych i zdrowych mężczyzn, a na ich miejsce wsadzano wycieńczonych i schorowanych więźniów z obozu w Annabergu, co wyjaśnia zagadkę pobytu na Górze św. Anny holenderskich Żydów, którzy jechali do Auschwitz często z woreczkami surowych diamentów. Nic dziwnego. Obiecywano im osiedlenie w spokojnym miasteczku na wschodzie, gdzie będą mogli kontynuować fach.

Ich grobów w pobliżu Góry św. Anny nie odkryto do dziś, choć istnieje na ten temat kilka hipotez. Czy szlifiernia rzeczywiście tam istniała? Czy ten „lewy” biznes był prywatną własnością generała SS Albrechta Schmelta, którego Niemcy nagle aresztowali podczas wojny, a podlegający mu obóz zrównali z ziemią?

3. GAMBIT: Szef KGB, polski mistrz szachowy i bmw Jamesa Bonda

Wygląda to na scenariusz filmu political fiction, a jednak zdarzyło się naprawdę. Pod koniec lat sześćdziesiątych Jerzy Arłamowski – polski mistrz szachowy zostaje zabrany przez SB z biura we wrocławskim Motozbycie i wywieziony do… Arłamowa. Dawny majątek rodziny Jerzego to teraz ośrodek wypoczynkowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Arłamowski, którego brat mocno zalazł za skórę władzy ludowej, żyje w ciągłym lęku, że Służba Bezpieczeństwa zemści się na nim, dlatego jest przekonany, że nie wróci z tej dziwnej wyprawy. Ale okazuje się inaczej. W Arłamowie trwa kilkudniowa narada oficerów służb specjalnych państw Układu Warszawskiego pod kierunkiem ważnego Rosjanina. Jerzy pozna tylko jego imię Jurij (identyczne jak jego). Rosjanin jest znakomitym szachistą i na czas pobytu w Arłamowie potrzebuje partnera do gry na swoim poziomie. Umawiają się na dwadzieścia partii. Jerzy wygrywa, zostaje odwieziony do domu, ma o wszystkim zapomnieć.

Jerzy Arłamowski podczas jednego z turniejów szachowych imienia Akiby Rubinsteina (fot. archiwum Macieja Siembiedy).

Jakiś czas później otrzymuje możliwość, by wyjechać na międzynarodowy turniej szachowy do Holandii, gdzie prosi o azyl. Po latach lęku i oglądania się za siebie udaje mu się opuścić PRL. Przenosi się do Monachium, gdzie jako kwalifikowany absolwent wydziału samochodowego politechniki dostaje pracę w biurze konstrukcyjnym BMW.

Swojego partnera szachowego z Arłamowa Jerzy widzi wiele lat później w niemieckiej telewizji. Od niego zaczynają się wszystkie wiadomości. To nowy sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Jurij Andropow. Wcześniej Jerzy nie miał szans zobaczyć go w żadnych mediach, bo był szefem KGB.

W biurze konstrukcyjnym BMW Jerzy pracował m.in. nad Z-3, słynnym roadsterem znanym z filmu „GoldenEye” z Jamesem Bondem, choć kilka dni spędził przy szachownicy z jednym z najpotężniejszych ludzi służb specjalnych na świecie.

4. WOTUM: Zagadkowa kopia Czarnej Madonny

Klasztor paulinów w Mochowie na Opolszczyźnie. Tu podczas potopu szwedzkiego przechowywano obraz Matki Bożej Częstochowskiej ewakuowany z Jasnej Góry dzień przed rozpoczęciem oblężenia klasztoru. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w sąsiedniej wsi znajduje się kopia Czarnej Madonny, uznawana za najstarszą w Polsce i otoczona tajemnicą. Według oficjalnych źródeł wykonano ją w czasach księcia Władysława Opolczyka dla tutejszych paulinów, ale niebawem spłonęła w drewnianym kościele podczas najazdu Husytów. Skoro tak, to dlaczego po dwustu latach się odnalazła i została otoczona troską tak wielką, że po sekularyzacji zakonu przez rząd pruski wywieziono ją do muzeum we Wrocławiu jako niezwykle ważne i cenne dzieło sztuki?

Klasztor paulinów w Mochowie (fot. Maciej Siembieda).

Potem wróciła do ołtarza w niewielkiej wsi koło Głogówka. Trudno znaleźć na jej temat jakiekolwiek inne informacje. Kościół ich nie udziela, a miejscowi odmawiają rozmowy na temat obrazu, który we wsi uchodzi za świętość objętą kultem… zamkniętym w granicach wsi. Tutejsza ikona nie ma żadnych dewocjonaliów: obrazków, medalików, a nawet zachęt do odwiedzania jej przez pielgrzymów. Próba zbadania wieku i pochodzenia obrazu w latach dwutysięcznych skończyła się ostrą interwencją i zakazem podejmowania kolejnych. Dlaczego? Tymczasem istnieją spekulacje, że podczas potopu ikona częstochowskiej Czarnej Madonny przechowywana w odległym o kilka kilometrów Mochowie mogła zostać zamieniona dla zmylenia Szwedów i nie wiadomo, który obraz wrócił na Jasną Górę. Brak informacji podsyca domysły, a ikona z Opolszczyzny (autor nie ujawnił nazwy wsi – przyp. red.) pozostaje zagadką, wokół której toczy się akcja powieści.

Tematy: , , , , , , , , , ,

Kategoria: zestawienia