5 adaptacji filmowych lepszych od literackich pierwowzorów wg samych pisarzy

6 września 2013

5 adaptacji książek
Inne zakończenie, fatalnie dobrany aktor, wycięcie istotnych wątków – adaptacji filmowych, które są gorsze od literackich pierwowzorów, chyba każdy z nas obejrzał na pęczki. A co z tymi nielicznymi produkcjami, które sami autorzy uznali za równie dobre, o ile nie lepsze od własnych dzieł? Poniżej zebraliśmy dla was 5 niezwykle rzadkich przykładów adaptacji, które zasłużyły na takie miano.

Podziemny krag - adaptacja

1. „Podziemny krąg” Chucka Palahniuka kontra „Podziemny krąg” Davida Finchera

Kultowa dziś ekranizacja bestsellera Palahniuka ku zaskoczeniu tych, którzy najpierw przeczytali książkę, kończy się zupełnie inaczej. W powieści (tu mały spoiler) plan Tylera Durdena nie wypalił, narrator kończy w szpitalu dla psychicznie chorych, przekonany, że jest w niebie, a stworzona przez niego organizacja kontynuuje działalność, teraz bez nadzoru. Filmowe zakończenie to gorzki happy end z Edwardem Nortonem trzymającym za rękę Helenę Bonham Carter na tle walących się wieżowców. System upadł, miłość zwyciężyła. W sumie tani chwyt, jakiego można by się spodziewać po Hollywood, gdyby nie to, że Palahniuk był nim zachwycony. Autor przyznał, że zakończenie nie tylko jest lepsze od tego, które on napisał w książce, a liniowa narracja filmu nadała fabule spójności, ale zdradził, że czuł się wręcz zażenowany, kiedy porównał obie pozycje ze sobą. I cieszył się, że film podkreślił wątek miłosny.

Mgła - adaptacja

2. „Mgła” Stephena Kinga kontra „Mgła” Franka Darabonta

Filmowa wersja „Mgły” w reżyserii Franka Darabonta (ten od serialowej odsłony „Żywych trupów”) ma zupełnie inny koniec niż jedna z najsłynniejszych nowel Stephena Kinga. Zakończenie filmowe (tym razem bez spoilerów) jest o wiele bardziej mroczne i nihilistyczne od literackiego. King (tu też bez spoilerów) zostawia swoim bohaterom nadzieję. Wersja Darabonta nie tylko jest tak brutalna, iż nie ma w niej żadnej nadziei, to na dokładkę krytycy powszechnie twierdzili, jakoby zupełnie nie pasowała do całości. Za to pisarz pokochał zakończenie zaserwowane przez reżysera i powiedział, że sam by je wykorzystał, gdyby tylko na nie wpadł. Co więcej, uratował finałową scenę przed producentami, kiedy ci odrzucili scenariusz Darabonta i zażądali trzymania się pierwowzoru.

Blade Runner - adaptacja

3. „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” Philipa K. Dicka kontra „Łowca androidów” Ridleya Scotta

Philip K. Dick nie doczekał premiery ekranizacji jednej ze swoich najlepszych powieści pt. „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”, choć może to i dobrze. W owym czasie łykał pigułki i popijał je whisky, a w liście do producentów „Łowcy androidów” przyznał, że stracił wiarę w science fiction. Widział jedynie pierwsze wersje montażowe i – choć pierwotnie po przeczytaniu scenariusza, uznał, że film będzie o bezmyślnej walce między robotami i łowcami nagród – był produkcją zachwycony. Uznał obraz Ridleya Scotta za „realny, śmiały, pełen szczegółów, autentyczny i cholernie przekonujący” oraz przewyższający powieść. Na szczęście Dick nie dożył premiery „Łowcy Androidów”. Umierałby ze świadomością, że film, w którym pokładał tak wielkie nadzieje, został oszpecony szczęśliwym zakończeniem narzuconym na siłę przez studio. Dopiero wersja reżyserska przywróciła adaptacji wizję najbliższą materiałowi, który miał okazję obejrzeć pisarz. I przy okazji. Monolog Rutgera Hauera na dachu na chwilę przed śmiercią granego przez niego bohatera… Dick go nie napisał. Autorem jest sam aktor, który wyrzucił prawie wszystko ze słabego monologu znajdującego się w oryginale scenariusza. Od siebie dodał płonące statki w pasie Oriona i łzy w deszczu, dzięki czemu przeszedł do historii kina.

Wywiad z wampirem - adaptacja

4. „Wywiad z wampirem” Anne Rice kontra „Wywiad z wampirem” Neila Jordana

Kiedyś wampiry były prawdziwymi krwiopijcami z… ciała i kości. Ale dopiero za sprawą Ann Rice, autorki bestselerowego „Wywiadu z wampirem”, te monstra nocy, mordercy bez serca, jakimi stworzył je Bram Stoker, zaczęły prezentować się seksownie. Potem przyszedł „Zmierzch”, a wampiry zaczęły świecić w słońcu, przeszły na wegetarianizm i mormonizm. Od samego początku Rice walczyła z Hollywood odnośnie ekranizacji swojej powieści. Odrzucała kolejne wersje scenariusza i trudno jej się dziwić. W jednym ze skryptów zmieniono płeć głównego bohatera, bo całujący się mężczyźni byli zbyt „obleśni” dla ówczesnych producentów. Z kolei z Claudii, wampirzego dziecka, zrobiono dorosłą bohaterkę. Ale na tym nie skończył się koszmar autorki. „To prawie niemożliwe wyobrazić sobie, jakby to miało zadziałać” – oceniła autorka decyzję obsadzenia Toma Cruise’a w roli homoerotycznego nieumarłego boga, wampira Lestata. I zaczęła robić powstającej produkcji złą prasę, choć nie widziała nawet sekundy materiału, uparcie odmawiając przyjścia na jakikolwiek pokaz. Ekranizację swej powieści Rice zobaczyła dopiero, gdy jeden z producentów przysłał jej kopię do domu i kazał obejrzeć na spokojnie. Autorka… z miejsce się w niej zakochała. Napisała nawet otwarty list, w którym wychwalała filmową wersję pod niebiosa, po czym za własne pieniądze wykupiła dwustronicową reklamę w największych gazetach i tam go opublikowała. „Byłam zszokowana, gdy odkryłam, że Neil Jordan nadał temu dziełu nową i wyróżniającą się inkarnację filmową, bez niszczenia jej aspektów, które są najbliższe memu sercu” – pisała. „Maniak kina we mnie kocha tempo, napięcie oraz głęboką i spektakularną zmysłowość tego filmu.” A co z rolą Toma Cruise’a, który wcielił się w Lestata? Autorka nie tylko nazwała ją „odważnie” zagraną i rozpływała się w pochwałach nad kunsztem niewysokiego scjentologa, ale wyraziła pewność, że aktor zapisze się nią w historii kina. Może i nie powiedziała nigdzie, że film podoba się jej bardziej od własnego dzieła, ale jej reakcje każą sądzić, że uznała produkcję w reżyserii Neila Jordana za równie udaną, jak książka.

Mechaniczna Pomarańcza - adaptacja

5. „Mechaniczna pomarańcza” Anthony’ego Burgessa kontra „Mechaniczna pomarańcza” Stanleya Kubricka

Dziś historia włóczącego się po ulicach Londynu nastoletniego psychopaty zakochanego w Beethovenie i narkotykach to podwójny klasyk: literatury i kina. Jednak kiedy powieść ukazała się po raz pierwszy, mało kogo obeszła. Uwagę na dzieło Anthony’ego Burgessa, poety, prozaika, dramatopisarza, krytyka, lingwisty i klasycznego muzyka, zwróciła brawurowa ekranizacja Kubricka. Tyle, że sam autor powieści szczerze przyznawał, że jest to chyba najgorsza książka, jaką zdarzyło mu się popełnić. „Spłodzona dla pieniędzy, w trzy tygodnie, stała się znana jako surowy materiał do filmu, który gloryfikuje seks i przemoc” – powiedział Burgess o swojej najsłynniejszej obecnie powieści. „Nie jest moją ulubioną książką, a moje prace, które lubię najbardziej, są zasadniczo tak literackie, że nie da się z nich zrobić żadnego filmu.” I chociaż nigdy wprost nie powiedział, że film podobał mu się bardziej od książki, przyznał się do obaw, że adaptacja Kubricka zastąpi i unieważni jego powieść, nazywając jednocześnie sam obraz „genialnym przeniesieniem literackiego doświadczenia na ekran”.

A które adaptacje filmowe waszym zdaniem okazały się lepsze od literackiego pierwowzoru?

opracowanie: Krzysztof Stelmarczyk

Tematy: , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Kategoria: zestawienia