Zawsze odczuwam potrzebę pisania z różnych perspektyw – rozmowa z Janelle Brown, autorką „Będę tobą”

6 grudnia 2022

W swojej nowej powieści zatytułowanej „Będę tobą” autorka bestsellerowej „Oszustki” bierze na celownik dziecięcy show-biznes, toksyczną kulturę wellness i siostrzaną więź, która może nadawać życiu sens albo je zniszczyć. I to właśnie o tej książce oraz poruszanych w niej zagadnieniach rozmawiamy z Janelle Brown.

Mariusz Wojteczek: Masz rodzeństwo?

Janelle Brown: Mam siostrę, która jest trzy lata młodsza ode mnie i z którą jestem bardzo blisko.

Pytam, bo bardzo wiarygodnie oddajesz relacje siostrzane.

Zdecydowanie czerpałam z tej relacji w mojej opowieści, ponieważ uważam, że siostrzana więź jest niezwykle ważna i definiująca. Aby napisać tę historię, przeprowadziłam wiele badań na temat relacji między bliźniakami i przeczytałam wiele o psychologii dorastania bliźniaków, ponieważ wiedziałam, że relacje między nimi są bardzo wyjątkowe. Pisanie o tych siostrach było wyzwaniem, ale sprawiło mi też wiele radości i satysfakcji.

Narracja pierwszoosobowa pomaga ci wcielić się w charakter bohaterki?

Absolutnie. Pisałam moich narratorów zarówno w pierwszej, jak i trzeciej osobie i myślę, że obie te formy mają swoje zalety i wady. Bycie w pierwszej osobie pozwala ci wejść do głowy twoich bohaterów, widzieć ich oczami i żyć z nimi – ale oznacza to również, że jesteś tak blisko nich, że trudno jest uzyskać perspektywę. Trzecia osoba pozwala na nieco większy dystans, na to, by widzieć wszystko w bardziej kliniczny sposób. Myślę, że najbardziej lubię intymność pierwszej osoby, ale doceniam też możliwość posiadania bardziej wszechwiedzącego punktu widzenia.

Osią powieści „Będę tobą” są trudne – by nie powiedzieć: toksyczne – rodzinne relacje. Skąd chęć kreowania mało pozytywnych bohaterek?

Uwielbiam pisać o złożonych, pogubionych, fascynujących postaciach i pragnieniach, które popychają je do dokonywania strasznych wyborów. Lubię myśleć o swoich bohaterkach jako o trudnych kobietach o skomplikowanych uczuciach, które często robią rzeczy wbrew konwencjonalnym oczekiwaniom. Pisanie tego rodzaju „złych” postaci to świetna zabawa. Jako autorka uważam, że to niesamowicie ekscytujące wejść w skórę kogoś, kto jest dokładnym przeciwieństwem mnie i poczuć, jak to jest żyć jego życiem. Konwencjonalnie „sympatyczna” osoba – ktoś, na kim można polegać, kto jest miły i rzadko podejmuje naprawdę złe decyzje – byłaby wspaniałym przyjacielem. Ale to niekoniecznie oznacza, że będzie bardzo dobrym materiałem na historię. Powody, dla których uważam, że wymagające kobiety są ciekawe w pisaniu, są takie same, jak te, dla których tak wielu czytelników uwielbia o nich czytać. Bo są z gruntu intrygujące.

Mam wrażenie, że twoja książka to też swego rodzaju przestroga. Przed zgubnym, fałszywym powabem gwiazdorskiego świata, który tylko z wierzchu może zdawać się atrakcyjny.

Mieszkam w Los Angeles, więc mam okazję widzieć kulturę celebrytów z dość bliska. I to nie jest ładne. Życie w świetle reflektorów jest bardzo toksyczne, szczególnie dla dzieci. Zatruwa związki i sprawia, że żyjesz w „obiektywie”, gdzie nic nigdy nie jest naprawdę „prawdziwe”, i ciągle myślisz o tym, jak jesteś postrzegany. Nie życzyłabym nikomu takiej sławy!

Podobnie jak we wcześniejszej „Oszustce” i tym razem użyłaś zabiegu zmiany perspektywy. Najpierw przedstawiasz wydarzenia tak, jak widzi je jedna bohaterka, by w drugiej części narratorką uczynić jej siostrę. Czemu tak ważne jest dla ciebie pokazanie dwóch, skrajnych punktów widzenia?

Zawsze odczuwam potrzebę pisania z różnych perspektyw – po prostu nie mogę się powstrzymać. Chcę wejść w umysły moich najważniejszych bohaterów, zrozumieć ich oraz decyzje, które podejmują. Poza tym uwielbiam, jak przechodzenie od postaci do postaci pozwala ujawnić informacje i tajemnice, które w naturalny sposób byłyby przed nimi ukryte. Stawia to czytelnika w pozycji siły, wiedzącego więcej niż bohaterowie.

Chcesz uczulić czytelników, by nie oceniali pochopnie? By szukali innej perspektywy?

Tak, myślę, że to jest część tego, co chcę osiągnąć. Chciałabym, żeby moi czytelnicy byli w stanie wczuć się we wszystkich moich bohaterów, zrozumieć ich tak, jak ja to robię.

W „Będę tobą” mocno akcentowany jest wątek uzależnienia. Miałaś styczność z osobami, które mierzyły się z tym problemem?

Przez lata poznałam wielu uzależnionych – zarówno alkoholików, jak i narkomanów. Z pewnością czerpałam z tych doświadczeń przy pisaniu tej książki.

A jaki masz stosunek do kultury wellness? Współczesny świat pełen jest samozwańczych ekspertów do „odkrywania siebie” i „swojej wewnętrznej siły” poprzez różne terapie medycyny alternatywnej…

Kultura wellness z pewnością może być ludziom pomocna i znam wiele osób, które skorzystały z porad pewnych ekspertów lub alternatywnych leków. Ale często może to pójść za daleko i stać się sekciarskie. Ludzie wydają ogromne sumy pieniędzy na wątpliwe „zabiegi wellness” i drogie wyjazdy w odosobnienie, odtrącają bliską rodzinę i przyjaciół za bycie „toksycznymi”, wpadają w sidła guru, którzy są tylko naciągaczami bez prawdziwej wiedzy. To może stać się obsesyjne i niezdrowe.

W powieści pojawia się temat sekt i manipulacji zagubionymi jednostkami. Mieliśmy w Polsce wzmożony okres zagrożenia sektami na początku lat 90. XX wieku, kiedy po zmianie systemowej zalała nas fala „nowinek z Zachodu”. Teraz temat zdaje się – w zmienionej, lepiej kamuflowanej formie – powracać. Mamy się czego obawiać?

Sekty istnieją w taki czy inny sposób od pokoleń i nie wydaje się, by kiedykolwiek miały zniknąć. Myślę, że era mediów społecznościowych ułatwiła tym grupom rozprzestrzenianie się i tworzenie społeczności internetowych, co jest zdecydowanie niebezpieczne. Ameryka znalazła się pod urokiem wielu rodzajów sekt, zarówno jeśli chodzi o polityczne teorie spiskowe, jak i różnych guru kultury wellness. Nie wiem, czy jest się czego „obawiać”, ale na pewno trzeba być świadomym i ostrożnym.

Ale Ameryka jest przecież krajem możliwości. Wasze motto brzmi: „Chcieć to móc”. Dlaczego więc mówimy o tym, że należy się obawiać ludzi, którzy wpajają drugim, że wszystko jest w zasięgu ich ręki, jeśli tylko odrzucą swoje ograniczenia?

Dobre pytanie i nie jestem pewna, czy mam na nie odpowiedź! Z pewnością uważam, że dążenie do rozwoju osobistego jest ważne, podobnie jak dążenie do doskonalenia się w celu osiągnięcia swoich celów – ale musimy również zrozumieć, że ludzie są ułomni i zawsze będą. Nie ma osiągalnej doskonałości, a każdy, kto próbuje sprzedać ci ten pomysł, sprzedaje ci kłamstwo. Nie ma życia bez ograniczeń – tylko możliwość stopniowej poprawy.

W świecie z praktycznie nieograniczonym dostępem do informacji okazujemy się jeszcze bardziej zagubieni i osamotnieni niż kiedykolwiek. Czemu tak jest według ciebie?

Mniej interakcji twarzą w twarz. Im bardziej polegamy na mediach cyfrowych w naszych relacjach z innymi ludźmi, tym mniej nawiązujemy z nimi więź w emocjonalny, szczery, ludzki sposób. Media społecznościowe zachęcają do najbardziej powierzchownych interakcji, opartych na najbardziej skrajnych opiniach lub najbardziej ograniczonych wyobrażeniach. Życie spędzone wśród tweetów, Zoomów, SMS-ów, postów i TikToków – tylko słowa, zdjęcia i krótkie filmiki – to świat pozbawiony niuansów ludzkich zachowań. Bez fizycznej interakcji brakuje nam tak wiele z tego, co czyni nas empatycznymi i sobie bliższymi.

Bohaterki „Będę tobą” to dziewczyny zagubione, próbujące odnaleźć własną ścieżkę w życiu. Finalnie mocno je rozgrzeszasz za popełnione czyny, a przynajmniej jedną z nich. To ma być głos wsparcia dla kobiet?

Nie bardzo. Raczej opowiedzenie się za próbami osiągania pewnego rodzaju rozwoju osobistego. Nie chciałam, by książka kończyła się tym, że moje postacie idą do więzienia – to byłoby dołujące. Chciałam, żeby wyciągnęły wnioski ze swoich złych decyzji.

Uważasz, że w prawdziwym życiu happy endy są w ogóle możliwe?

Mniej jest happy endów, a więcej „stopniowych postępów w stawaniu się lepszą lub szczęśliwszą osobą”. W życiu nie ma szczęśliwych zakończeń, są tylko zdobywane szczyty na naszej drodze. Przeżywając zarówno wzloty, jak i upadki, wszystko, co możemy zrobić, to próbować stawać się bardziej odpornymi i samoświadomymi.

Jesteś nie tylko pisarką, ale też dziennikarką. Co wolisz pisać? Fikcję czy fakty?

Fikcję. Bez dwóch zdań. Fajniej jest wymyślać historię, niż starać się, by coś było w 100% zgodne z prawdziwym życiem!

A co czytasz dla przyjemności? Czyje książki poleciłabyś swoim czytelnikom?

Czytam naprawdę przeróżne książki, od literatury pięknej, poprzez kryminał po powieści historyczne. Niektóre autorki, które czytelnicy mogą polubić, jeśli lubią moje książki, to Megan Abbott, Sarah Waters, Kate Atkinson, Laura Lippman, Donna Tartt, Danya Kukafka, Emily St. John Mandel.

Rozmawiał: Mariusz Wojteczek
fot. Michael Smiy


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady