Wydaje mi się, że wiem, co się stało na Lodowej Przełęczy ? wywiad z Katarzyną Zyskowską, autorką „Sprawy Hoffmanowej”

15 marca 2019


O tej zagadkowej tragedii było w międzywojennej Polsce głośno. Komentował ja nawet kilkukrotnie w listach do żony Witkacy. W 1925 roku warszawski prokurator Kazimierz Kasznica z żoną, 12-letnim synem i młodym, ale doświadczonym już taternikiem schodzili z Lodowej Przełęczy w Tatrach. Po drodze panowie napili się koniaku. Tymczasem syn zaczął się skarżyć na trudności z oddychaniem. Jego plecak wzięła matka, a przewodnik pomagał mu schodzić. W końcu prokurator i taternik również zaczęli się czuć bardzo źle i nie byli w stanie dalej iść. Kobieta poczęstowała ich koniakiem, ale to im nie pomogło i wkrótce zmarli. Przeżyła tylko Kasznicowa. Sama, jak potem oświadczyła, alkoholu nie tknęła. Spędziła przy zwłokach jeszcze dwie noce i jeden dzień, po czym zeszła niżej, by zaalarmować TOPR. Choć dokonano sekcji zwłok, przyczyny tragedii nie udało się oficjalnie wyjaśnić. Katarzyna Zyskowska, pisarka i pasjonatka gór, przeprowadziła prywatne śledztwo i napisała powieść, w której stopniowo odkrywa sekrety, wciągając czytelnika w zaskakującą grę. „Sprawa Hoffmanowej” ukaże się 3 kwietnia nakładem wydawnictwa Znak Literanova. Zapraszamy do lektury rozmowy z autorką.

Monika Burchart: „Sprawa Hoffmanowej” oparta jest na najbardziej tajemniczej śmierci trzech osób w Tatrach. Czy pani powieść jest kolejną próbą wyjaśnienia tej historii? Czy jest to śledztwo literackie?

Katarzyna Zyskowska: Oczywiście „Sprawa Hoffmanowej” stanowi swego rodzaju próbę rozwikłania tej górskiej zagadki, ale pamiętajmy, że nie jest to reportaż, a powieść. Beletrystyka zawsze stanowi jedynie odbicie rzeczywistości, wariację na jej temat i tak jest również w tym przypadku.

Tragiczna w skutkach wycieczka, podczas której nagle umiera prokurator Kasznica, jego dwunastoletni syn i przypadkowo spotkany taternik, Wasserberger, była dla mnie inspiracją, punktem wyjścia do opowiedzenia pewnej szerszej historii. Na jej potrzeby stworzyłam bohaterów miejscami mocno odbiegających od pierwowzorów. Jednak samą relację z przebiegu wydarzeń na Lodowej Przełęczy, jak również klimat tego, co działo się potem, myślę tu o roli, jaką w tej historii odegrała prasa oraz opinia publiczna, starałam się oddać w miarę wiernie. W tym celu przekopałam się przez mnóstwo materiałów. Bogatym źródłem okazała się literatura górska, w której wielokrotnie analizowano wypadek, jednak najciekawsze informacje odkryłam w serii artykułów prasowych, które ukazały się w sierpniu 1925 roku.

Tajemniczą śmiercią w Tatrach żyła wtedy cała Polska. Wysnuto dziesiątki hipotez, czasami kuriozalnych, bowiem wszyscy mieli w tej sprawie coś do powiedzenia ? ówczesny szum medialny można porównać do tego, którego świadkami byliśmy po wypadku polskich himalaistów na Broad Peak. Przeanalizowałam fakty, a także każdy z wątków i znalazłam odpowiedź na większość z padających w tej sprawie pytań. Wydaje mi się, że wiem, co się stało na Lodowej Przełęczy.

Kim jest główna bohaterka? Dlaczego ówczesne media orzekły, że jest winna zbrodni?

Tu także należy wyraźnie rozdzielić stworzoną przeze mnie fikcyjną postać Miry Hoffmanowej, byłej gwiazdy kabaretowej, od osoby Walerii Kasznicowej, statecznej żony prokuratora Sądu Najwyższego. Moja bohaterka jest znacznie bardziej złożona niż jej pierwowzór, ale tego wymagała fabuła powieści. To femme fatale, której mężczyźni pożądają, a kobiety nienawidzą. Jest piękna i świadoma swojej urody, do tego niezależna i ? chociaż w środku targają nią gwałtowne namiętności ? dość chłodna dla otoczenia. To oczywiście nie zjednuje jej przyjaciół. Poza tym osiągnęła sukces, zagrała w kilku filmach, podbiła sceny teatrów, gdzie współpracowała z największymi tamtych czasów: Warsem, Tomem, Dymszą, Ordonką. Kreuje się na kobietę silną i wyzwoloną, tymczasem niewielu wie, jaką cenę musiała zapłacić za sławę i jak gęsty mrok spowija jej przeszłość. Mira latami ukrywa się za maską, która zaczyna jej ciążyć i opada nieco dopiero wtedy, gdy porzuca ona scenę i postanawia odnaleźć spokój w małżeństwie z podtatusiałym prokuratorem Hoffmanem. To lato w Zakopanem ? mieście niekończących się bachanaliów, gdzie na swej drodze Mira napotka kilka symbolicznych dla tego miejsca postaci, w tym naturalnie Witkacego ? zburzy z trudem zbudowane poczucie bezpieczeństwa i na nowo obudzi w niej demony.

Jeśli zaś chodzi o Kasznicową i zarzuty, które jej stawiano po wypadku, to wynikały one z kilku rzeczy. Po pierwsze na przełęczy zginęło trzech mężczyzn, w tym wysportowany taternik, a przeżyła tylko ona, delikatna kobieta. To z miejsca wydało się wszystkim dziwne, szczególnie, że Kasznicowa według relacji świadków, zaraz po zejściu z gór była w zupełnie dobrej kondycji. Miała tylko kilka siniaków, w tym pod okiem. I tu też pytanie: skąd się tam ten siniak wziął? Walczyła z kimś?

Po drugie uznano za wyjątkowo niezrozumiałe, że po śmierci współtowarzyszy została na górze jeszcze przez dwie noce. To dość upiorne i trudne do zrozumienia, że siedziała przy zwłokach tak długo, głodna, zziębnięta. A przecież droga na dół była prosta. Więc co robiła przy trupach tyle czasu? Dlaczego nie zbiegła do najbliższych kolib pasterskich po pomoc? Wreszcie sprawa koniaku, który podobno podała ofiarom na chwilę przed śmiercią. Może był zatruty? Może zamierzała pozbyć się męża, a przypadkiem otruła także pozostałych?

Wszystkie te pytania media zadawały Kasznicowej, a ja w książce kieruję pod adresem mojej bohaterki, Miry Hoffmanowej. Jakkolwiek w jej przypadku istnieją także inne, dodatkowe przesłanki, aby uznać ją winną. Ale o tym czytelnicy dowiedzą się już z mojej książki.

Czy pisząc „Sprawę Hoffmanowej” przeszła pani Lodową Przełęcz? Czy to jest trudna trasa? Czy zabrałaby pani dwunastolatka na taką wyprawę?

Uwielbiam Tatry i uciekam w nie, gdy tylko mogę. Przebyłam większość tamtejszych szlaków, więc oczywiście byłam także na Lodowej Przełęczy. Przeszłam dokładnie tę samą trasę, jaką pokonują moi bohaterowie. Czy jest trudna? Raczej wymagająca kondycyjnie. To ponad tysiąc metrów przewyższenia, a do pokonania niemal trzydziestokilometrowy dystans.

Po drodze nie ma co prawda mrożących krew w żyłach ekspozycji, czy niebezpiecznych przepaści, jednak ostatni fragment, pod samą przełęczą, to niemal pionowy żleb zabezpieczony łańcuchami. Po piargu łatwo się zsunąć, więc należy uważać. No i pamiętać, że w górach nawet najłatwiejszy szlak może okazać się śmiertelnie niebezpieczny, gdy dojdzie do załamania pogody. Historia Kaszniców jest tego najlepszym przykładem. Co do zabierania w takie miejsce dziecka ? nawet fizycznie bardzo sprawnego ? to według mnie niezbyt rozsądny pomysł.

Czy doświadczyła pani kiedyś w górach równie trudnych warunków atmosferycznych?

Tak ekstremalnych, w jakich znaleźli się moi bohaterowie, raczej nie. Chociaż parę razy musiałam się wycofać spod szczytu, bo na przykład nagle nadciągnęła burza, albo taka zamieć, że widoczność spadała do zera. Zwykle jednak staram się nie kusić losu i sprawdzam prognozy. TOPR i TPN codziennie wydają komunikaty pogodowe i jeżeli wiem, że zbliża się halny, albo gdy zostaje ogłoszony wysoki stopień zagrożenia lawinowego, zostaję w schronisku.

Czy od tamtego czasu zmieniły się zasady chodzenia po górach? Jak dziś zachowaliby się taternicy, których bohaterowie spotkali na szlaku?

Mam wrażenie, że od tamtego czasu kodeks górski ewoluował. Na szczęście w dobrym kierunku. W społeczności taternickiej panuje dziś chyba większa solidarność. Ocena tych wspomnianych wspinaczy ? którzy wcześniej obiecali Kasznicom pomoc w przeprawie przez przełęcz, a potem ich zostawili samym sobie ? dziś byłaby jednoznacznie negatywna.

Tu znowu przypomina mi się sprawa Broad Peak, kiedy środowisko wspinaczkowe bardzo krytycznie oceniło kolegów, którzy porzucili na górze Berbekę i Kowalskiego. Istnieje solidarność liny ? z kim wychodzisz na szczyt, z tym powinieneś wrócić na dół ? i dzisiaj większość ludzi gór trzyma się tej dewizy.

Taternicy, którzy porzucili prokuratora pod Lodową Przełęczą, nigdy publicznie nie zostali potępieni. Co więcej ich dwuznaczną postawę bardzo sprytnie przykryto w mediach, przerzucając ciężar podejrzeń na ocalałą Kasznicową. To bardzo ciekawy aspekt tej sprawy. Na szczęście w toku zbierania materiałów, znalazłam odpowiedź, dlaczego doszło do tuszowania faktów i kto miał w tym interes. Napisałam o tym w książce.

Rozmawiała: Monika Burchart
fot. Bartek Ignaciak

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady