Szukając sensu, trzeba naprawdę uważnie patrzeć – wywiad z Agnieszką Drotkiewicz

17 kwietnia 2014

Agnieszka Drotkiewicz fot. Michał Mańka/ Akademia Fotografii/ Bar Prasowy.
W swojej karierze miała wielu wspaniałych rozmówców. Tym razem stanęła po drugiej stronie mikrofonu, by opowiedzieć Booklips.pl o świeżo wydanych „Nieszporach”. Rozmowa z Agnieszką Drotkiewicz, autorką powieści „Paris London Dachau”, „Dla mnie to samo” oraz „Teraz”.

Milena Buszkiewicz: Na początku kwietnia Wydawnictwo Literackie opublikowało Pani kolejną książkę ? „Nieszpory”. Jednak tytuł niewiele ma wspólnego bezpośrednio z treścią książki, mimo że główna bohaterka Joanna w przemyśleniach odwołuje się do „Nieszporów Maryi Panny” Monteverdiego.

Agnieszka Drotkiewicz: Tytuł mojej książki nawiązuje do muzyki Claudia Monteverdiego, która pojawia się w tekście, ale – co może ważniejsze – muzyka ta była dla mnie bardzo istotną inspiracją formalną.

„Nieszpory” są hołdem dla Monteverdiego – przez długi czas wydawało mi się, że muzyka, która najmocniej do mnie przemawia, to „Don Giovanni” Mozarta. Miałam poczucie, że w warstwie muzycznej tej opery zawiera się cały świat ? od witalności budzącego się życia, wiosennych pączków na drzewach, przez różne odcienie miłości i pożądania, aż po śmierć i zaświaty. Ale kiedy usłyszałam „Lament nimfy” Monteverdiego, poczułam że to jest muzyka, która ? przynajmniej dla mnie ? otwiera obszary, istnienie których tylko przeczuwałam. I madrygały, i opery, i „Nieszpory” Monteverdiego to muzyka, która trafia bezpośrednio do duszy, przemawia do serca. Głos śpiewaków w muzyce Monteverdiego ma wielką moc. Chciałam napisać właśnie taką książkę, ważna była dla mnie melodia poszczególnych fragmentów – „Nieszpory” są skonstruowane jak pieśń chóralna: czworo moich bohaterów to cztery głosy, które składają się na wspólny śpiew.

Ta książka jest także rodzajem modlitwy proszalnej ? każdy z jej czterech bohaterów stara się nadać swojemu życiu sens poprzez miłość, sztukę, pracę, marzenia.

Self-made man to kolejne zmuszające do zastanowienia określenie. „Jestem tym, czym siebie uczynię”, mówi Wadi. Czy faktycznie tak Pani myśli? Czy Agnieszka Drotkiewicz jest self-made manem?

Moja książka jest w dużym stopniu dyskusją z pojęciem self-made man. Pojawia się ono w prologu, Joanna słyszy je od spotkanego przypadkiem w samolocie mężczyzny, jest ono pojęciem z porządku, w którym praca jest bardzo istotną wartością. Self-made man oznacza kogoś, kto sam siebie uczynił, stworzył siebie swoją własną pracą. Tymczasem Joanna prawie samą siebie zgładziła swoją pracą, odczłowieczyła. Pod koniec książki matka Joanny mówi: „Charakter to drąg, którego się chwytałam, żeby się podciągnąć. Ale potrafił on także żyć swoim życiem. I tłuc mnie po nerkach”. Moja książka jest między innymi pytaniem o to, jaką pozycję zajmuje w naszym życiu praca. Jaka może być za to cena? Co może ona maskować? A także o to, czy można w inny sposób nadać swojemu życiu sens.

nieszporyPani książki są niezwykle poetyckie. Już na samym początku lektury zaintrygowało mnie określenie „szczurza żałoba za paznokciami”. Co to właściwie oznacza? Chodzi mi po głowie od przeczytania książki. Podoba mi się także zdanie: „Roman jest raczej milczący: można powiedzieć, że rozmowa z nim przypomina chleb rzucany nieżywym kaczkom”.

Szczurza żałoba to po prostu brud za paznokciami. Nie jest to moje własne określenie: słyszałam je wielokrotnie w dzieciństwie. Myślę, że język poetycki jest najbardziej adekwatny do opisania tego, jak ja odbieram świat. Lubię zdania, w których zagęszcza się sens. Wydaje mi się to bardzo ważne, zwłaszcza dziś, kiedy bombardowani jesteśmy tak wieloma bodźcami, że coraz trudniej nam się skoncentrować na większych obszarach tekstu ? wtedy tym bardziej warto dbać o kondensację.

„Nieszpory” przesuwają się po cienkiej granicy jawy, snu, poezji, a z innej strony opisują sprawy wyjątkowo nie poetyckie. Postaci są nieszczęśliwe i jakby przy tym wszystkim powykrzywiane. Niepokojący dysonans dla czytelnika. Dla autora także?

W „Nieszporach” ważny jest motyw języka, alfabetu: jedna z bohaterek traci na jakiś czas zdolność mowy i pisania – jest to objaw może choroby, może przemęczenia. A może samotności, bo w samotności człowiek często przestaje komunikować. Przygodą Joanny w mojej książce jest próba nauczenia się alfabetu na nowo. W pewnym sensie to była także moja przygoda ? pisząc tę książkę, szukałam języka, który będzie dla niej najbardziej odpowiedni. Zależało mi na tym, żeby język „Nieszporów” był jak najbardziej pożywny, żeby zdania tej książki nadawały się do wielokrotnego użycia, do medytacji.

To wynika z szacunku dla czytelnika, ma na celu komunikatywność mojej książki. Ewa Kuryluk przypomniała mi kiedyś takie zdanie: „Wybacz, że napisałem taki długi list, nie miałem czasu, żeby napisać krótki”. Tak więc ja spędziłam dużo czasu, żeby napisać książkę dość krótką, skondensowaną.

Najczęściej czytelnik powieści liczy na coś namacalnego, na konkretny opis rzeczywistości. I tu już wysuwa się kolejne pytanie o to, czy „Nieszpory” to powieść, powieść poetycka. Chyba stawia nie lada wyzwanie dla księgarzy, w końcu na którejś półce muszą „Nieszpory” umieścić?

Rzeczywiście, forma „Nieszporów” jest dość nowatorska, to coś w rodzaju poematu. To forma, którą uznałam za najwłaściwszą do opowiedzenia tej historii. Być może trudno dla niej na razie znaleźć nazwę, bo jest bardzo indywidualna, autorska. Wydaje mi się, że takie właśnie formy ? międzygatunkowe, łączące prozę, poezję, dramat, esej, etc. ? są dobrą formą do opisywania współczesnego świata, adekwatną do jego tempa, kompozycji i że takie formy będą się coraz częściej pojawiać.

Pani książki poruszają problem zagubienia, można by powiedzieć problem globalny, ale z innej strony są niezwykle intymne. Choć publikacja z założenia wymaga czytelnika, to mam wrażenie, że „Nieszpory” niekoniecznie takiego szukają. Jakby opowiadała Pani historię, ale nie do końca, nie w pełni, trochę dla siebie. A może jest inaczej? Może ma Pani jednak swojego „czytelnika idealnego”?

Tak jak mówiłam, odbiorca tej książki był i jest dla mnie bardzo ważny. Pisałam ją, a właściwie mówiłam ? bo najpierw wypowiadałam zdania na głos z myślą o tych, którym chcę opowiedzieć te historie, te obrazy. Sztuka jest rozmową, nie istnieje bez odbiorcy. A co do „opowiadania historii nie do końca”, Anatol Gotfryd, autor wspaniałej książki „Niebo w kałużach”, powiedział mi, że jego zdaniem „bezczelnością jest nie pozwalać czytelnikom korzystać z ich wyobraźni i inteligencji” ? bardzo to do mnie przemawia. Wierzę w redukcję w sztuce oraz w to, że w pewnym sensie każdy jest współautorem książki, którą czyta.

Rozpoczyna Pani „Nieszpory” od cytatu z „Powolnego człowieka”, którego napisał J.M. Coetzee. Skąd taki hołd, nie pierwszy zresztą, dla tego autora (którego, na marginesie, bardzo cenię i połknęłam świeżo wydane tłumaczenie jego korespondencji z Austerem)?

J.M. Coetzee to bardzo ważny dla mnie pisarz. Jego książki razem z książkami Michela Houellebecqa i Romaina Gary?ego tworzą w mojej głowie przestrzeń ważnej dyskusji światopoglądowej. Mottem do mojej książki są słowa Johna Maxwella Coetzee: „Prawda, jeżeli w ogóle jest wypowiadana, jest wypowiadana w miłości. Miłość widzi to, co najlepsze w kochanej osobie, nawet jeśli to, co najlepsze, nie jest łatwe do dostrzeżenia”. Jest dla mnie ważne, żeby podkreślić to, że szukając sensu, trzeba naprawdę uważnie patrzeć i umieć dostrzec piękno, szczęście, miłość tam gdzie one są, a czasem mogą być ukryte. Miłość i spełnienie mogą mieć rozmaite oblicza, często kryzys, który przeżywamy, może nauczyć nas afirmacji życia, uważności dostrzegania jego piękna ? stąd jedna z bohaterek znajduje w finale książki owoc jagody na krzaku, ukryty pomiędzy liśćmi.

Po wywiadzie-rzece z Dorotą Masłowską pytanie o jej nowy projekt artystyczny ciśnie się na usta samo. Co Pani myśli o Mister D.?

Uważam, że jeśli człowiek znajduje w sobie odwagę i energię, żeby otworzyć nową przestrzeń w swoim życiu, to jest fantastyczne. To może być pisarka, która zaczyna śpiewać, aktor, który zaczyna reżyserować czy też prawniczka, która decyduje się zostać tancerką. Myślę, że człowiek ma w sobie często kilka powołań, nie tylko jedno. A jeśli chodzi o pisarzy i pisarki, które nagrały płyty, są wśród nich między innymi Jurij Andruchowycz, Michel Houellebecq, Amy Tan.

Czy naprawdę „społeczeństwo jest niemiłe”? Po Pani debiucie najmilsze nie było, ale przy „Nieszporach” jest już chyba przyjemniejsze.

Ten moment, kiedy nasze dzieło idzie w świat, jest momentem, kiedy trzeba mu dać wolność. Jest oczywiste, że nie każdemu moja książka będzie się podobać. Wiem jednak, że są osoby, którym sprawia przyjemność czytanie jej na głos, dostałam też sporo głosów od osób, które czytając tę książkę, cieszą się już na kolejną jej lekturę ? bo przy kolejnym czytaniu otwierają się w niej nowe sensy.

Rozmawiała: Milena Buszkiewicz

fot. autorki: Michał Mańka / Akademia Fotografii / Bar Prasowy

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady