Sztuka musi brzmieć prawdziwie ? pierwszy polski wywiad z Jeffem Smithem, twórcą „Gnata”

2 grudnia 2017


Jeff Smith to jedna z żywych legend współczesnego komiksu amerykańskiego. Jego seria „Gnat”, wielokrotnie wyróżniana najważniejszymi nagrodami branżowymi, określona została przez krytyka magazynu „Time” najwybitniejszą powieścią graficzną wszech czasów adresowaną do czytelników w każdym wieku. Baśniowa opowieść, łącząca w sobie dramat, komedię oraz niesamowitość, czerpiąca inspirację z klasyki literatury, bywa stawiana w panteonie obok „Władcy Pierścieni” i „Harry’ego Pottera”. W pierwszym polskim wywiadzie, specjalnie dla Booklips.pl, Jeff Smith mówi o swoich inspiracjach, konsekwencji w realizacji celów i pojmowaniu sztuki. Zapraszamy do lektury!

Marcin Waincetel: Podobno już w wieku 5 lat narysowałeś pierwszy szkic Chichota, jednego z głównych bohaterów serii „Gnat”. Czy to znaczy, że od dziecka chciałeś zostać twórcą opowieści rysunkowych?

Jeff Smith: Rysowanie od zawsze stanowiło moją największą pasję, bez wątpienia! Prawdą jest również to, że pierwsze szkice przedstawiające kuzynów z Gnatowa powstały, gdy miałem 5 lat, zatem tak, mogę się podpisać pod tym, co powiedziałeś. Rysowaniem zajmuję się niemal przez całe moje życie. Niestety, przez pierwsze dwadzieścia pięć lat nikt mi za to nie płacił.

Wydaje mi się, że „Gnat” to przede wszystkim czarująca baśń z uniwersalnym przesłaniem. Od początku chciałeś stworzyć uniwersalną opowieść, atrakcyjną dla dzieci i młodzieży, ale też ich rodziców, a nawet dziadków?

Uwielbiam baśnie. Babcia czytała mi oraz mojemu bratu baśnie braci Grimm, gdy zostawaliśmy u niej w domu na noc. To były nieocenzurowane wersje, zatem słuchaliśmy mocnych rzeczy. W pewnych aspektach te historie były przerażające, błyskotliwe, straszne, a przez to fascynujące. Ale prawdziwa moc tych starych opowieści oddziaływała na ciebie bez twojej wiedzy. Doświadczałeś tej wyimaginowanej grozy, znajdując się w bezpiecznym miejscu, na kolanach babci. To wzmacniało twoją psychikę na przyszłość.

Z kolei komiksowe paski zamieszczane w gazetach od zawsze tworzone były tak, aby przemawiały do wszystkich domowników. Nie tylko do dzieci, ale też do rodziców, którzy, tak się składa, płacą za gazetę. Dzieła wielu z moich idoli, jak Charles M. Schulz, Walt Kelly, Hal Foster, Chester Gould czy Carl Barks, mogły być czytane przez odbiorców w każdym wieku. Chciałem, aby z „Gnatem” było podobnie.

Czy to prawda, że fani pisali do ciebie listy z prośbą o przedstawienie na kartach komiksu… wielkiego krowiego wyścigu? Podobno od początku wiedziałeś, jak chcesz zakończyć swoją historię, a jednak ? jak się okazuje ? byłeś też podatny na sugestie czytelników co do niektórych wątków.

Znałem zakończenie, jednak w notatkach do scenariusza pojawiła się też sugestia, aby Kant Gnat zrobił kolejny przekręt, przez który kuzynowie popadliby w kłopoty i musieli zostać w dolinie za karę. Ale nie mogłem wymyślić, jaki to mógłby być przekręt. W komiksie jest taka scena, gdy Chwat Gnat przygotowywał się na spotkanie z babcią Ben ? rzuciłem wtedy mały żart, aby uczynić ją bardziej zwariowaną postacią. Jej wnuczka Zadra wspomina o należących do babci wyścigowych krowach. Uznałem, że to zabawne w monty pythonowskim stylu i więcej się nad tym nie zastanawiałem. Gdy babcia Ben pojawiła się w komiksie, czytelnicy od razu ją polubili. A potem nadeszły listy! Czytelnicy nie mogli się doczekać, aż zobaczą wspomniany wyścig z udziałem babci. Jakże absurdalnie śmieszne i doskonałe! Cóż mogłem uczynić? Zacząłem to rysować!

Często podkreślasz inspiracje Carlem Barksem (Kant Gnat jest jak Sknerus McKwacz), J.R.R. Tolkienem (stworzyłeś fantastyczny świat niczym z „Władcy Pierścieni”), „Wojną i pokojem” Lwa Tołstoja (wykorzystałeś epicką narrację) czy „Odyseją” Homera (motyw wielkiej podróży). Można więc powiedzieć, że cenisz zarówno klasyczne historie, jak i popkulturę.

Tak, kocham popkulturę. To sztuka, która żyje. Książki, muzyka, filmy, telewizja, komiksy. Opowieści. Trzeba jednak umieć odróżnić dobrą popkulturę od tej złej. Nie interesuję się kultem celebrytów czy plotkami, lecz sztuką, która unosi się wokół nas na poziomie oczu i uszu, nigdy nie zakłada, że będzie głęboka, ale zawsze mówi nam prawdę.

Zacząłeś publikować serię w czerwcu 1991 roku. To nie był wcale oczywisty moment na wydawanie takich historii. Popularnością cieszyły się wówczas mroczne komiksy o antybohaterach, a tymczasem ty zaprezentowałeś światu baśniowego „Gnata”… Nietypowe i jednocześnie odważne posunięcie!

Szczerze mówiąc, nie miałem wielkich oczekiwań co do „Gnata”. Żywiłem oczywiście nadzieję, że znajdą się inni wielbiciele kreskówkowych opowieści, którzy natrafią na mój list miłosny do zabawnych zwierzaków oraz epickiego fantasy. I faktycznie się znaleźli, ale nigdy nie śniłem o tym, że tak to się dalej potoczy. Wiele osób powiedziało mi, że „Gnat” to taki komiks, który zawsze chcieli przeczytać albo zawsze chcieli zrobić! Mogło mieć to coś wspólnego ze szczęściem i wyczuciem czasu. Ci realistyczni antybohaterowie, którzy stali się popularni, mogli faktycznie być bardzo mroczni, a wielu wydawców komiksów publikowało wówczas te same tytuły z różnymi wersjami okładek dla podkręcenia sprzedaży, wywołując ostry sprzeciw, który sprawił, że niektórzy czytelnicy zaczęli poszukiwać czegoś łagodniejszego i mniej cynicznego. Mój mały komiks humorystyczny ? publikowany w naszym garażu przeze mnie i moją żonę ? pojawił się we właściwym miejscu i we właściwym czasie.

Dziś „Gnat” to prawdziwy bestseller, klasyczna pozycja w historii komiksu. Ale gdy patrzysz wstecz na te początki, gdy razem z żoną Vijayą podjęliście niemałe ryzyko, aby wydawać komiks na własną rękę, nie uważasz tego za najlepszy dowód na to, że ? podobnie jak w historii kuzynów z Gnatowa ? pomoc rodziny, a także wzajemne zaufanie pomaga w realizacji nawet najśmielszego marzenia?

Co za cudowne pytanie! Przez trzynaście lat, które spędziłem na tworzeniu serii, często czułem się tak, jakbym był na własnej wyprawie, porównywalnej do podróży kuzynów z Gnatowa. Przytrafiało się szczęście, pojawiały się wyzwania, nowi przyjaciele, a także mnóstwo pułapek oraz przeszkód niemal w każdym zakolu rzeki. W jakiś sposób razem z żoną oraz dwójką naszych asystentów pracowaliśmy razem, aby ominąć te wszystkie skały! To niezmienna prawda, która dotyczy każdego przedsięwzięcia, na każdym kontynencie. Zaufajcie rodzinie i przyjaciołom. I używajcie siły własnego steru moralnego, aby podążać we właściwym kierunku.

Od niedawna serię „Gnat” mają wreszcie okazję poznać polscy czytelnicy. Recenzje są entuzjastyczne! A ja zastanawiam się, czy ty w jakimś stopniu jesteś zaznajomiony z polską popkulturą, na przykład z komiksem?

W czasie moich podróży natknąłem się na polskie komiksy. Nie mogłem ich oczywiście przeczytać, ale zauważyłem rzeczy, które przypadły mi do gustu: między innymi przewaga kreskówkowej stylistyki. Powiedziano mi, że w waszych komiksach w ostatnich kilku dekadach wykształcił się wyraźny niezależny nurt.

Podczas ostatniego konwentu Comic-Con w San Diego ogłosiłeś, że powracasz do uniwersum „Gnata” i zamierzasz opublikować osobną historię o Chichocie w roli głównej. Czego możemy się po niej spodziewać? Ciekawi mnie też, która postać z całej serii jest twoją ulubioną?

„Smiley’s Dream Book” to książka obrazkowa dla dzieci. Chichot jest najbardziej infantylnym i nieokrzesanym z kuzynów, więc fajnie było wymyślić jakąś przygodę z nim i pewnym przyjaznym stadem ptaków. To historia przede wszystkim wizualna, jednak posiadająca miłe zakończenie. A moja ulubiona postać? Cóż, wydaje mi się, że to może być każda w zależności od dnia. Jednak przypuszczam, że będzie to Chwat Gnat. To właśnie jego wymyśliłem jako pierwszego i jest tym, kogo najbardziej chciałbym przypominać.

Jeff Smith i jego żona Vijaya w 1993 roku.

Czy mógłbyś powiedzieć coś na temat zapowiadanej animowanej ekranizacji „Gnata”? Wiem, że reżyserem filmu jest Mark Osborn („Kung Fu Panda”, „Mały Książę”), a scenariusz pisze Adam Kline. Czy ty również jesteś zaangażowany w ten projekt?

Jestem bardzo podekscytowany, że film powstaje. Pełnię w nim rolę producenta wykonawczego, ale ostatecznie to projekt Marka. Jesteśmy przyjaciółmi, współpracujemy razem, jednak to na jego barkach spoczywa zadanie przeniesienia „Gnata” na duży ekran.

Twoim najlepiej znanym komiksem jest „Gnat”, ale stworzyłeś również inne tytuły. Na przykład „Tüki” ? opowieść o pierwszym człowieku, który opuścił afrykański kontynent prawie 2 miliony lat temu, czy „RASL” ? kryminał hardboiled o złodzieju sztuki, który porusza się po rzeczywistościach alternatywnych… Muszę przyznać, że to duży rozrzut gatunkowy!

Lubię wymyślać szalone historie. Gdy myślę o książce, którą chcę stworzyć, gatunek nie jest ważny. Kocham różne konwencje, to jasne, jednak najbardziej interesuje mnie ton danej opowieści. Podoba mi się na przykład sposób, w jaki zachowują się postaci w historiach noir, więc umieściłem w mojej serii science-fiction „RASL” femme fatale oraz elementy hardboiled. Oczywiście „RASL” jest tak naprawdę o fizyce i możliwości istnienia światów równoległych. Z kolei w „Tüki”, moim aktualnym projekcie, dotyczącym paleontologii i ewolucji, wydarzenia rozgrywają się w starożytnej afrykańskiej dżungli przed 2 milionami lat, jednak styl, który staram się uzyskać, przywodzi na myśl western, w którym Tüki odgrywa rolę rewolwerowca na Dzikim Zachodzie.

Myślisz o sobie jako o spełnionym artyście, czy może jest jakieś wyzwanie, które chciałbyś podjąć? Jakiś zupełnie unikatowy projekt?

Mam wielkie szczęście, mogąc tworzyć komiksy, jednak nigdy nie czuję się usatysfakcjonowany ? zawsze towarzyszy mi poczucie, że najnowszy projekt jest najgorszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem. Popycha mnie to do ciągłego poprawiania, czynienia tego lepszym. Każda historia to podróż do zupełnie nowego celu.

Jak zdefiniowałbyś sztukę? Mam na myśli twój osobisty stosunek do tego, czym ona jest.

Sztuka to konwersacja. Zaczyna się w miejscu, które wszyscy znamy, a potem podążamy ku odkrywaniu. Może być czymś zabawnym, pouczającym, niepokojącym, a nawet przerażającym, ale przede wszystkim musi brzmieć prawdziwie.

Rozmawiał: Marcin Waincetel
Tłumaczenie: Marcin Waincetel, Artur Maszota

Tematy: , , , , ,

Kategoria: wywiady