Robiłem wszystko, by zapomnieć o istnieniu Cormaca McCarthy’ego – wywiad z Philippem Meyerem

14 grudnia 2016

wywiad-philipp-meyer-1
Jego najnowsza książka odbiła się szerokim echem w świecie literackim, zdobywając nominację do Nagrody Pulitzera. Meyer opisał w niej losy teksańskiej rodziny McCulloughów obejmujące czasy od XIX-wiecznych najazdów Komanczów aż do XX-wiecznego boomu naftowego. Droga do sukcesu nie była prosta, jednak ciężka praca nad „Synem” opłaciła się.

Milena Buszkiewicz: Czy miałeś obawy, sięgając po tak poważny temat, jakim jest historia Ameryki?

Philipp Meyer: Najbardziej bałem się tego, że źle ją zrozumiem. Obawiałem się, że będę pod wpływem ludzi takich jak Cormac McCarthy. Właśnie dlatego przeprowadziłem ogromną ilość badań, przeczytałem około trzystu pięćdziesięciu książek i robiłem co w mojej mocy, by zapomnieć o istnieniu McCarthy’ego.

Jak przebiegała praca nad powieścią?

Pisałem do momentu, aż uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, o czym piszę, wtedy zacząłem czytać i poszukiwać informacji na temat tego, czego nie wiedziałem. Powtarzałem ten proces raz za razem. Dla mnie część mojego umysłu odpowiedzialna za tworzenie i część, która odpowiada za badanie faktów, są całkowicie odmienne i zawsze konkurują ze sobą.

Co było największym wyzwaniem podczas pisania „Syna”?

Zwykłe, ludzkie problemy: czas i pieniądze. Nie spodziewałem się, że napisanie książki zajmie mi pięć lat. Wydałem wszystkie oszczędności, jakie miałem, i bałem się o to, jak opłacę rachunki. Wyjechałem na wieś, zupełnie odciąłem się od świata i pisałem po szesnaście godzin dziennie, przez co moje małżeństwo zaczęło się rozpadać.

wywiad-philipp-meyer-2

Zostałeś nominowany do Nagrody Pulitzera. Czy czujesz, że to może mieć znaczący wpływ na twoje pisarstwo i życie w ogóle?

Mam nadzieję, że nie. To wielki zaszczyt, ale nie można pozwolić sobie w ogóle o nim myśleć, ponieważ pochwała jest tak samo niszcząca jak krytyka. Koniec końców, sztuka musi wypływać ze środka ciebie. Musisz zignorować wszelkie opinie, niezależnie od tego, czy ludzie mówią, że jesteś geniuszem, czy że jesteś idiotą.

Zanim stałeś się uznanym pisarzem, życie postawiło przed tobą trochę wyzwań?

Wydaje mi się, że zawsze chodziłem swoimi drogami. Moi rodzice byli ubogimi intelektualistami, więc dorastałem w nieciekawym otoczeniu w Baltimore, w stanie Maryland. Porzuciłem szkołę w wieku szesnastu lat. Ostatecznie dopiero po dwudziestce poszedłem na uniwersytet. Przez kilka lat pracowałem na Wall Street, czego nienawidziłem. Od zawsze wiedziałem, że jestem pisarzem, więc zostawiłem giełdę, by tworzyć. Przez wiele, wiele lat ponosiłem same porażki. Żeby mieć na rachunki, musiałem pracować na budowie oraz jako kierowca karetki. W końcu, kiedy napisałem „Rdzę”, rzeczy stały się prostsze.

Czym różniła się praca nad „Rdzą” od pisania „Syna”?

Z punktu widzenia moich codziennych doświadczeń pisarskich powiedziałbym, że różniła się niewiele. W obu przypadkach popychałem siebie do intelektualnych i artystycznych granic i całkowicie zatracałem się w światach, które tworzyłem. Wydaje mi się, że jeśli świadomie zbyt dużo myślisz o samym procesie tworzenia, to trudno jest napisać cokolwiek dobrego.

wywiad-philipp-meyer-3

„Syna” określa się jako wielką amerykańską powieść. Czy tworząc ją przeczuwałeś, że może stać się tak ważną książką?

Ponownie odpowiem, że myślenie tego typu ma negatywny wpływ na kreatywność. Sztuka naprawdę musi wychodzić z wnętrza ciebie, z przekonań, systemu wartości, wszystkich rzeczy, których nauczyłeś się o życiu, ludziach i sztuce. Krótko mówiąc, w ogóle nie możesz myśleć o tym, jak ludzie odbiorą twoją wizję lub czy w ogóle będą w stanie ją zrozumieć.

Czy czujesz pewnego rodzaju presję? Po wydaniu takiej powieści wszyscy będą oczekiwać, że kolejna będzie co najmniej równie dobra. Czy to motywuje, czy może trochę przeraża?

Kiedy mam zły dzień, to najpierw mnie przeraża, a później motywuje. A gdy mam dobry – w ogóle o tym nie myślę!

Poza nagrodami literackimi spotkało cię jeszcze jedno wyróżnienie: dziesięcioodcinkowy serial z Piercem Brosnanem w roli głównej, który ma wyemitować stacja AMC. Jak wyglądają prace nad serialem?

Jestem twórcą serialu i jednym z producentów wykonawczych. Zarówno pisałem, jak i przerabiałem wszystkie scenariusze. Musiałem poznać Pierce’a bardzo dobrze… Nieraz sporo razem wypiliśmy. Jest wspaniałym artystą, tak samo jak wielu innych ludzi na planie. Serial w pełni przemawia moim głosem. To mój projekt, na tyle na ile tworzenie czegoś we współpracy z innymi może być czymś własnym. W 90% czuję, że to moja rzecz.

Czy obecnie coś piszesz?

Kilka tygodni temu skończyliśmy zdjęcia do serialu. Pochłonął on całkowicie ostatnie dwa lata mojego życia. Nie mogę się doczekać powrotu do pracy nad moją nową powieścią. Trzecia książka jest dla mnie rodzajem odskoczni, będzie nieco orwellowska, trochę w stylu Marqueza.

Rozmawiała: Milena Buszkiewicz

Tematy: , ,

Kategoria: wywiady