Prawdopodobnie nie ma granicy dla ludzkiej chciwości i zachłanności – wywiad z B.A. Shapiro, autorką powieści „Uczennica mistrza”

25 lipca 2022

„Uczennica mistrza” to kolejna na naszym rynku powieść amerykańskiej pisarki Barbary A. Shapiro z wydawnictwa LeTra. Z autorką rozmawiamy o tym, jak dużo pracy wymaga tworzenie książek z wielką sztuką w tle, do czego są w stanie posunąć się kolekcjonerzy, aby zdobyć upragnione dzieło sztuki, oraz pytamy czy uważa, że jej powieści posiadają walor edukacyjny.

Tomasz Miecznikowski: Dlaczego w dobie thrillerów o zaginionych dziewczynach piszesz thrillery o sztuce? A dokładniej – o kobietach zakochanych w sztuce.

Barbara A. Shapiro: Chyba sama jestem kobietą zakochaną w sztuce. Zresztą kto chciałby pisać o tym, o czym piszą wszyscy inni?

Masz swojego ulubionego malarza?

To trudne pytanie, bo jest ich naprawdę wielu. Jeśli musiałabym już odpowiedzieć, byłby to Cézanne.

A sama też malujesz albo rysujesz? A może kolekcjonujesz sztukę?

Nie mam artystycznych zdolności, ale od zawsze doceniałam i interesowałam się sztuką. Sama kolekcjonuję, ale jak na razie moja kolekcja jest ciągle bez Cézanne’a. Niestety jest poza moim finansowym pułapem…

W Polsce możemy czytać już dwie twoje książki „Uczennicę mistrza” i „Fałszerkę obrazów”. Która była bardziej wymagająca, jeśli chodzi o research i samo pisanie?

Obie wymagały potężnego rozeznania tematu. W czasie pisania „Fałszerki…” musiałam dowiedzieć się mnóstwo o technikach malarskich, zabiegach fałszerskich, ale też o impresjonizmie, Degasie i słynnej kradzieży w Isabella Steward Gardner Museum w Bostonie. „Uczennica…” zaś była wymagająca, bo jej fabuła osadzona jest w przeszłości, a wymyślone przeze mnie postaci wchodzą w interakcje z postaciami historycznymi – choćby Gertrudą Stein czy Henrim Matisse’em. Trzeba tutaj było umiejętnie balansować między fikcją a wiernością historycznemu detalowi.

„Uczennica mistrza” wydaje się powieścią o konieczności adaptacji do twardych reguł gry. Główna bohaterka musi dużo przejść, żeby wygospodarować swoje miejsce w świecie – a mowa o początku XX wieku, kiedy prawa kobiet wciąż były bardzo ograniczone i to mężczyźni zarządzali światem w jeszcze większym stopniu niż dzisiaj. Czy Vivienne faktycznie musiała zaakceptować męskie zasady, żeby w ogóle zacząć grać w ich grę?

Nie sądzę, że ona je w pełni zaakceptowała. Raczej nauczyła się ich używać na swoją korzyść, na przekór mężczyznom.

Do jakich źródeł odwoływałaś się, pisząc o ówczesnych realiach społecznych i położeniu kobiet?

Było ich bardzo wiele. Korzystałam z opracowań historycznych i społecznych, ale także z literatury feministycznej. Żeby lepiej oddać codzienność, obyczaje i sposób mówienia, zaczytywałam się też w prozie napisanej albo ówcześnie, albo współczesnej, ale osadzonej w tamtych czasach.

Czy piramida finansowa George’a Everarda jest oparta na prawdziwej historii?

Jego oszustwo oparte jest na przedsiębiorstwie prowadzonym przez słynnego włoskiego oszusta Charlesa Ponziego, który w latach 20. XX wieku rzeczywiście skupował znaczki pocztowe, aby sprzedawać je po wyraźnie zawyżonych cenach. W języku angielskim jego nazwisko stało się zresztą synonimem piramidy finansowej, którą nazywamy schematem Ponziego. Sam Everard nie jest co prawda na nikim oparty, ale przy konstruowaniu jego postaci korzystałam z książki „Socjopaci są wśród nas” Marthy Stout, żeby lepiej zrozumieć jego motywacje.

George Everard oraz inne postaci w „Uczennicy mistrza” widzą sztukę nie tyle jako ponadczasowe piękno, co jako uzależniający narkotyk. Według ciebie jak daleko są w stanie posunąć się ludzie, żeby wejść w posiadanie upragnionego dzieła?

Bardzo daleko. Obie książki pokazują, że prawdopodobnie nie ma granicy dla ludzkiej chciwości i zachłanności, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą kosztowne dzieła sztuki jako symbole statusu.

W „Uczennicy mistrza” mamy zresztą więcej niż jednego kolekcjonera. Jeden zbiera sztukę, a drugi – objawy ludzkiej naiwności. Jak sądzisz, jaka jest różnica między Edwinem a Georgem?

Obaj są motywowani chciwością i gotowością przekroczenia wszelkich moralnych granic, jakie mogłoby im postawić społeczeństwo. Różnica jest jednak taka, że George nie ma żadnych skrupułów ani empatii, Edwin Bradley zaś jest arogancki i samolubny, ale nie ma złych intencji.

Obie książki to kopalnia wiedzy o malarstwie i technikach malowania. Czy uważasz, że twoje powieści mają również walor edukacyjny? Książka może wzbudzić w kimś zainteresowanie malarstwem do tego stopnia, że po jej lekturze czytelnicy zainteresują się bardziej obrazami Matisse’a lub Degasa?

Bardzo mocno wierzę w edukacyjną rolę literatury i taki cel przyświecał mi przy pisaniu tych, ale i innych książek. Dostawałam zresztą dużo wiadomości od osób czytających, że po lekturze zainteresowały się sztuką czy odwiedziły muzeum. To nie zawsze są przestrzenie najbardziej serdeczne, często wymagają znajomości pewnych kodów kultury, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie raczej wewnątrz klas wyższych. Tak jak i cała dyscyplina sztuki tradycyjnie od wieków zarezerwowana była dla uprzywilejowanych warstw społecznych. Dlatego zachęcenie ludzi do obcowania z nią, przełamania różnych otaczających ją barier, to, jak sądzę, olbrzymi sukces.

Ostatnia rzecz na zakończenie i z zakończeniem właśnie związana. Rozwiązanie „Uczennicy mistrza” nie jest bynajmniej jednoznaczne. Sądzisz, że to happy end?

Tak, mimo wszystko tak. Vivienne osiągnęła to, co chciała – ukarała George’a i to przy użyciu jego własnych manipulatorskich technik. Tym samym jakiejś sprawiedliwości doczekały się osoby przez niego oszukane. Uczennica dalece przerosła mistrza.

Rozmawiał: Tomasz Miecznikowski
fot. (1) archiwum B.A. Shapiro, (2) Rhododendrites/Wikimedia Commons


Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: wywiady