Pozostaję nietknięty przez saudade – wywiad z Yannem Martelem

17 lutego 2017


Malownicza Portugalia, sekcja zwłok i powieści Agathy Christie – czy tylko tyle potrzeba, by stworzyć wyjątkową książkę? Jego zekranizowaną powieścią „Życie Pi” zachwyciły się miliony czytelników na całym świecie. Był wielokrotnie nagradzany, w tym ? został laureatem Nagrody Bookera. Do napisania „Wysokich Gór Portugalii” dojrzewał przez wiele lat, niewiele brakowało, by to właśnie ta powieść stała się jego debiutem, jednak najnowsza książka Yanna Martela potrzebowała kilku podróży z plecakiem i niemało prób, by ujrzeć światło dzienne.

Milena Buszkiewicz: Już w dzieciństwie sporo podróżowałeś, dzięki rodzicom, dyplomatom. Czy jeżdżenie po świecie stało się twoją drugą naturą?

Yann Martel: Rzeczywiście, wygląda na to, że ciągła zmiana stała się moim nawykiem. Najpierw podróżowałem z rodzicami, a gdy dorosłem, podróżowałem sam. Podróżowanie ma wiele wspólnego z czytaniem. Czytając, wchodzisz do innego świata, w którym musisz jakoś się odnaleźć. Dokładnie tak samo jest wtedy, kiedy trafiasz w nowe miejsce. Nigdy jednak nie myślałem o sobie jako o podróżującym pisarzu. „Życie Pi” nie jest powieścią o Indiach, podobnie jak „Wysokie Góry Portugalii” nie opowiadają o Portugalii, a jednak duch tych krajów, ich kultura przenikają każdą z tych powieści. Miejsce akcji to jednak tylko scena, na której umieszczam swoich bohaterów, na której rozgrywają się historie zrodzone w mojej wyobraźni.

Czego poszukujesz, podróżując? Potrafisz to nazwać czy może to coś ulotnego, nieuchwytnego?

To zależy. Pracując nad „Życiem Pi”, zwracałem szczególną uwagę na specyficzny sposób, w jaki Hindusi mówią po angielsku, na obcy akcent i lokalne wyrażenia. Gdy pisałem „Wysokie Góry Portugalii”, odbyłem podróż z Lizbony na północny wschód kraju, bacznie obserwując zmieniający się krajobraz. Pisząc powieść „Beatrycze i Wergili”, która dotyka tematu Holocaustu, odwiedziłem obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, gdzie starałem się wczuć w klimat tego strasznego miejsca.

Co takiego szczególnego jest w Portugalii, czym zasłużyła sobie na książkę?

W tym przypadku to była kwestia zbiegu okoliczności. Portugalia była pierwszym krajem, po którym podróżowałem samotnie z plecakiem jako dwudziestoletni młodzieniec. Odnalezienie się za granicą, w obcej rzeczywistości, było dla mnie doniosłym doświadczeniem, a Portugalia bardzo mi się spodobała. Dlatego później, jeszcze w tym samym roku, kiedy zasiadłem do pisania powieści, zdecydowałem się umiejscowić akcję w kraju, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Moja pierwsza próba zakończyła się porażką. Byłem zbyt młody, zbyt niedojrzały i niedoświadczony, żeby unieść ciężar powieści. Postanowiłem, że spróbuję jeszcze raz za jakiś czas i wtedy wykorzystam porzucony pomysł. Drugie podejście do mojej „portugalskiej” książki zrobiłem podczas podróży do Indii. I znów nic z tego nie wyszło, powstało za to „Życie Pi”. W końcu parę lat temu podjąłem ostatnią próbę ? i wtedy się udało! Umiejscowienie wydarzeń w Portugalii było jednak właściwie dziełem przypadku, bo zmaganie się z przeciwnościami losu i poszukiwanie sensu istnienia to zagadnienia na tyle uniwersalne, że miejscem akcji mogłoby być dowolne miejsce na Ziemi ? Polska, Nowa Zelandia czy Urugwaj.

Jak wyglądała praca nad „Wysokimi Górami Portugalii”?

Przeprowadziłem solidny research. Wziąłem udział w trzech sekcjach zwłok. Trzy razy odwiedziłem Portugalię. Sporo czytałem o niewolnictwie oraz zwyczajach i naturze szympansów. Przeczytałem też wszystkie powieści Agathy Christie, które napisała pomiędzy 1920 a 1940 rokiem.

Właśnie, żona Eusebia, jednego z bohaterów powieści, analizuje literaturę w bardzo specyficzny sposób i bierze na warsztat prozę Agathy Christie?

Żona Eusebia dostrzega uderzające podobieństwo pomiędzy treścią Ewangelii i opowieściami o zbrodniach snutymi przez Agathę Christie. W obydwu przypadkach osią opowieści jest pozbawienie życia niewinnej osoby. Są to opowieści naznaczone piętnem śmierci, ale jednocześnie podkreślające wartość życia, w każdej z nich istotna jest rola świadka wydarzeń, paralele można mnożyć? To w istocie identyczne utwory, choć powstały w różnym celu. Chrystus pokonuje śmierć, podczas gdy Christie zamienia ją w najwyższej klasy rozrywkę. Oboje jednak, podchodząc niebezpiecznie blisko śmierci, pozwalają nam doznać swego rodzaju oświecenia.

Książka opowiada między innymi o żałobie i wierze. Dlaczego te tematy są dla ciebie tak ważne?

Literatura jest naprawdę cudowna. Potrafi równocześnie bawić i uczyć. Opowieść służąca wyłącznie rozrywce ? mnóstwo się w niej dzieje, za to niewiele jest sensu ? wylatuje z głowy zaraz po przeczytaniu. Po powieść moralizatorską czytelnicy sięgają niechętnie lub porzucają ją w trakcie lektury, o ile nie są studentami wyższych uczelni. Historie, które przetrwały wieki ? „Iliada”, „Boska komedia”, utwory Szekspira czy Tołstoja ? łączą w sobie lekkość i intelektualną głębię. Wiara i żałoba intrygują mnie, ponieważ są nieodłączną częścią życia. Aby wyzwolić się od smutku, właściwie odbyć żałobę, niezbędny jest jakiś rodzaj wiary. To świetny temat dla literatury.

Mówisz i piszesz o wierze, jednak mam wrażenie, że nie jesteś osobą religijną. Czy mam rację?

Rzeczywiście przez większą część swojego życia nie identyfikowałem się z żadną religią. Ale z czasem zacząłem czuć w sobie pustkę, miałem wrażenie, że rozsądek prowadzi mnie donikąd. Rozum to ogromna siła, którą trzeba jakoś ukierunkować. Jest potężnym narzędziem, ale trzeba wiedzieć, jak i do czego go używać. Pisząc „Życie Pi”, zwróciłem uwagę, że religia, pomimo wielu mankamentów, pozwala nadać życiu sens. Podobną właściwość, choć w mniejszym stopniu, ma sztuka. W religii fascynuje mnie narracja ? opowieści, metafory, sposób formułowania myśli. Jestem człowiekiem religijnym, choć nie w sensie dogmatycznym. Uważam, że Kościół katolicki ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem ? z powodu swoich uprzedzeń i wad w sposobie myślenia. Podobny problem jest z islamskimi mułłami i szalonymi duchownymi ewangelickimi w Stanach Zjednoczonych, którzy wypaczają ducha religii i jej przesłanie. Istotą religii jest osobista, indywidualna relacja z Bogiem czy bóstwami.

Choć piszesz o żałobie, nie wydajesz się nią przesiąknięty.

Portugalczycy odczuwają szczególny rodzaj melancholii, który nazywają saudade. Popadają w nią bohaterowie książki. Ja pozostaję nietknięty przez saudade. Może to zasługa mojej natury, może studiów filozoficznych, a może oparcia, które znajduję w religii, ale zupełnie obce jest mi pogrążania się w rozpaczy. Życie jest ulotnym doświadczeniem, z którego staram się korzystać, by czerpać jak najwięcej satysfakcji z bycia tu i teraz. Chociaż w moich opowieściach rozgrywają się dramaty, ja sam staram się wieść radosne życie.

Twoją najpopularniejszą powieścią jest bez wątpienia „Życie Pi”, ale moją uwagę zwróciła książka „Ja”, która przypomina nieco „Orlando” Virginii Woolf. Jak wspominasz swój debiut powieściowy?

Oczywiście czytałem wcześniej powieść Virginii Woolf, ale to nie od niej wszystko się zaczęło. „Ja” wzięło się z moich studiów nad rozróżnieniem pomiędzy płcią definiowaną przez cechy biologiczne (sex) a płcią uwarunkowaną społecznie czy kulturowo (gender). W każdej powieści staram się rozważać inny aspekt życia, obejmować go rozumem. W „Ja” rozważam, co to znaczy być mężczyzną, a co kobietą, osobą hetero- lub homoseksualną. To bardzo ciekawe, jak wiele aspektów naszej tożsamości okazuje się zupełnie nieistotnych lub przeciwnie ? nabiera znaczenia dopiero w odniesieniu do innych. Na przykład Afrykańczyk staje się czarny dopiero w konfrontacji z człowiekiem o białej skórze, a Azjata skośnooki, gdy stanie koło niego Europejczyk o idealnie okrągłych oczach. Płeć jest pewną stałą ? chłopcy pozostają chłopcami, a dziewczynki dziewczynkami, niezależnie od tego, co właśnie robią. Jeśli chłopiec gra w szachy, a dziewczynka czyta książkę, to żadne z nich nie myśli o sobie jak o chłopcu grającym w szachy ani o dziewczynce czytającej książkę, po prostu jedno z nich czyta, a drugie gra w szachy. Płeć nie gra więc roli, ale jest niezmienna i niepozbawiona znaczenia. A obecność innych nie ma na nią wpływu ? w relacji z innymi ani nie blednie, ani nie nabiera wyrazistości, jak kolor skóry czy kształt oczu. „Ja” opowiada właśnie o tajemnicy płci. Bohater tej książki w swoje osiemnaste urodziny, które obchodzi w Portugalii, zmienia płeć i na siedem lat staje się kobietą, niczym Tejrezjasz z greckiej mitologii, by po upływie tego czasu ponownie przedzierzgnąć się w mężczyznę. Uważam, że najlepszym sposobem, aby uniknąć seksizmu, w przypadku obu płci, jest wzajemne zrozumienie. O tym staram się przekonać czytelników, którzy sięgną po powieść „Ja”.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że pisanie stało się dla ciebie pełnoetatowym zajęciem?

Gdy zbliżałem się do trzydziestki wszystko to, czym się zajmowałem, przynosiło mi bardzo niewielkie zarobki. Dostosowywałem swój styl życia do skromnych możliwości finansowych. Po trzydziestce ta sytuacja się zmieniła. Miałem naprawdę sporo szczęścia.

Czy po tym, jak dostałeś Nagrodę Bookera, odczułeś zmianę, poza oczywistym faktem, że podbiłeś światowe rynki wydawnicze?

Nie. Nawet tak ważna nagroda nie zmieniła mnie wewnętrznie. Dzięki uznaniu stajesz się nieco bardziej świadomy swojej siły, ale nie uwalniasz się od słabości. Wciąż jesteś tym samym człowiekiem i tym samym pisarzem, tyle że obcy ludzie wiedzą, kim jesteś, lub chcą cię poznać. Sława to taki zewnętrzny czynnik ? jak słońce lub deszcz. Gdy piszesz swoją kolejną powieść, to fakt, czy robisz to w słoneczny dzień czy w deszczowy, zupełnie nie ma znaczenia.

Nie obawiałeś się, że każda twoja kolejna książka będzie porównywana z „Życiem Pi”?

Właściwie nie. Każdą kolejną książkę traktuję jako zupełnie nowe przedsięwzięcie. Zaszedłbym donikąd, przejmując się oczekiwaniami czytelników. Moje powieści traktuję jak dzieci i kocham je wszystkie jednakowo mocno.

Jak wspomniałeś, przed „Wysokimi Górami Portugalii” napisałeś książkę, która jest alegorią Holokaustu. To musiało być niełatwe zadanie.

Rzeczywiście, nie było łatwo, choć wcale nie z tych powodów, które pewnie przychodzą ci do głowy. Nie chodziło o tragedię Holokaustu, śmierć milionów niewinnych ludzi, w tym także dzieci, które stanowiły aż jedną czwartą ofiar? Kto morduje dzieci?! Nie to było problemem. Gdy pracujesz nad tematem Holokaustu i zaczynasz wnikać w szczegóły, powoli przyzwyczajasz się do jego tragizmu. To naturalne. W ten sposób umysł radzi sobie z tym niewyobrażalnym dramatem ? po prostu zostajesz znieczulony, dzięki czemu nie pogrążasz się w rozpaczy i możesz pracować dalej. Napotkałem na trudność natury artystycznej. Jak mówić o Holokauście, nie będąc naocznym świadkiem tamtych wydarzeń? Jak stworzyć fikcję, by oddać prawdę? Jest bardzo niewiele powieści poruszających tę tematykę. Dostępna jest literatura faktu, fabularyzowane biografie albo po prostu autobiografie. Nie ma w tym nic złego, ale co z magią opowieści, czyżby zginęła razem z ofiarami nazizmu? Czy to zupełnie niemożliwe, by stworzyć fikcyjną historię o prawdziwym ludobójstwie? W jaki sposób pisać o takiej tragedii? Te wątpliwości nie dawały mi spokoju, gdy pisałem powieść „Beatrycze i Wergili”.

Co tak w ogóle jest dla ciebie najtrudniejsze w pisaniu powieści?

Pisanie powieści to dość przyjemny trud, ale najbardziej uciążliwe jest ciągłe przepisywanie.

Jak, krok po kroku, wygląda twój proces twórczy?

Zaczynam od researchu, potem zabieram się do pisania i wielokrotnie przepisuję tekst na nowo. Jeszcze zanim zacznę, wiem już dokładnie, co chcę napisać. Oznacza to, że dużo myślę, zanim usiądę do klawiatury, i opracowuję dokładny plan całości. Piszę dość wolno. Praca nad „Życiem Pi” zajęła mi cztery i pół roku, „Beatrycze i Wergili” siedem lat, „Wysokie Góry Portugalii” cztery. Opieka nad czwórką małych dzieci jest bardzo absorbująca i raczej nie ułatwia sprawy.

Kilka chwil temu przywołałeś Homera, Dantego Szekspira i Tołstoja. Jestem ciekawa, jakie książki najbardziej wpłynęły na twoje życie i twórczość.

To dość oczywiste nazwiska amerykańskich prozaików końca dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku: Hardy, Conrad, Hemingway? Oprócz nich: Knut Hamsun, Yukio Mishima, Dino Buzzati, „Boska komedia” Dantego, utwory J.M. Coetzeego i wielu innych.

A co teraz czytasz?

Dla czystej rozrywki czytam „Kopalnie króla Salomona” autorstwa wiktoriańskiego powieściopisarza Henry?ego Ridera Haggarda. To świetna powieść przygodowa w klimacie Indiany Jonesa. Może trochę ramota, ale bardzo zabawna.

Wróćmy do twoich książek. Zacząłeś już pracę nad nową powieścią?

Tak. Pracuję nad powieścią, której akcja rozgrywa się w czasie wojny trojańskiej. Zaczyna się bitwą pomiędzy Trojanami a greckimi Achajami. Biorący udział w krwawej rzezi ściągają na siebie gniew Ateny, która przeklina ich, zsyłając zatruty prezent?

Rozmawiała: Milena Buszkiewicz
Tłumaczyła: Agata Wiśniewska

Tematy: , , , , , , , , , ,

Kategoria: wywiady