Pisałam o Ameryce takiej, jaką ją widziałam – wywiad z Anną Bailey, autorką „Przedsionka piekła”

16 kwietnia 2022

Kryminałem zatytułowanym „Przedsionek piekła” Anna Bailey podbiła listy bestsellerów. W rozmowie z nami autorka opowiada o pisaniu debiutanckiej powieści i inspiracjach małomiasteczkowymi społecznościami, które znalazły swoje odbicie w książce.

Maciej Bachorski: Moje gratulacje – to twoja pierwsza książka, a wraz z nią natychmiastowy, międzynarodowy sukces. Czy w trakcie pisania „Przedsionka piekła” czułaś, że masz w dłoniach materiał na bestseller?

Anna Bailey: Dziękuję! Myślę, że historie o zaginionych osobach zawsze przyciągną czytelników, ponieważ od początku stawiają pytanie – a my chcemy wiedzieć, co się stało. Ale wielokrotnie przeredagowywałam tę powieść, zanim poczułam, że mogę bez skrępowania wysłać ją do agentki. Miałam takie chwile, gdy myślałam: „Kogo ja próbuję oszukać? Nikt nigdy tego nie przeczyta”. Zawsze starałam się jednak mówić sobie, że nie ma znaczenia, czy ktoś to przeczyta, ważne, że udało mi się to skończyć. Byłam wtedy w dość trudnym momencie swojego życia, więc naprawdę chciałam sobie udowodnić, że mogę zrobić coś konstruktywnego, że mogę się skupić na zadaniu i je wykonać. Ale kiedy napisałam powieść, miałam okazję wysłać ją do agentki literackiej i pomyślałam: „dlaczego nie”? Nadal czuję się niezmiernie szczęśliwa, że jej się spodobała.

W sieci natknąłem się na informację, że „Przedsionek piekła” powstawał, gdy uczęszczałaś na kurs pisarski. Jak opisałabyś to doświadczenie i jego wpływ na twoją pracę nad książką?

Większość uczestników kursu (sześciomiesięcznego kursu pisania powieści zorganizowanego przez agencję Curtis Brown) była trochę starsza ode mnie, ponieważ miałam wtedy zaledwie 23 lata. To było ciekawe doświadczenie. Wstydziłam się wyrażać swoją opinię, a wielu i tak nie słuchało, kiedy to robiłam, za co trudno mi ich winić. Nikt z nas nie lubi być krytykowany za coś, czego jest pasjonatem, zwłaszcza przez kogoś, kto wydaje się mieć mniejsze doświadczenie. Ale moja nauczycielka na kursie, pisarka Lisa O’Donnell, okazała się naprawdę pomocna. Była twarda w swojej krytyce, ale to całkowicie zmieniło moją książkę na lepsze. Polecam więc kursy pisarskie, ale idąc na nie, musisz być przygotowany na przyjmowanie negatywnych opinii i pracę w odniesieniu do nich.

Przez jakiś czas mieszkałaś w Kolorado, później wróciłaś do Wielkiej Brytanii. Co sprawiło, że to właśnie w USA zdecydowałaś się osadzić akcję swojej powieści?

Miejsce, w którym mieszkałam w Kolorado, w Górach Skalistych, było bardzo odludne. Całymi dniami można było nie zobaczyć innej osoby, a ja miewałam myśli, że gdyby coś mi się tam przydarzyło, upłynęłoby wiele czasu, zanim ktokolwiek by mnie znalazł. Mogłam zostać zjedzona przez kojoty i prawdopodobnie nikt by tego nie zauważył, dopóki mój menedżer nie zadzwoniłby z pytaniem, dlaczego nie ma mnie w pracy. Czasem było więc samotnie i przerażająco, ale kochałam też to poczucie dzikości. Przynajmniej z perspektywy pisarskiej podobała mi się myśl o miejscu, w którym wszystko może się zdarzyć, a świat zewnętrzny nie będzie miał nad tym kontroli.

Małe miasteczka i leżące u ich podstaw mroczne sekrety to temat stosunkowo często wykorzystywany w książkowych thrillerach. Jak sądzisz, co sprawia, że cały czas chętnie sięgamy po tego typu historie?

Myślę, że duży wpływ na to ma ciekawa, nieustannie zmieniająca się dynamika relacji w małych społecznościach. Dorastałam w niewielkim miasteczku w Wielkiej Brytanii na długo przed wyjazdem do Ameryki, miałam więc z tym sporo do czynienia. Każdy chce wiedzieć wszystko o innych, ponieważ nie ma wiele więcej do roboty, ale jednocześnie wkłada się niemały wysiłek, aby zachować własną prywatność – jest to więc ciągła przepychanka między tajemnicą a jej ujawnieniem. W „Przedsionku piekła” zaginęła nastolatka i wszyscy w mieście stają się podejrzanymi – nie dlatego, że wszyscy zrobili coś, co budzi podejrzenia, ale dlatego, że wszyscy mają sekrety, a to nagle czyni ich dla siebie obcymi.

A czy masz jakieś ulubione książki z tego nurtu?

Właściwie nie czytałam zbyt wielu thrillerów. Głównie dlatego, że obawiałam się ich wpływu na moje pisarstwo – nie chciałam podświadomie czerpać z cudzych pomysłów. Ale wydawcy przysyłają mi sporo prebooków nowych thrillerów, więc mogę je czytać z wyprzedzeniem i recenzować. W ten sposób odkryłam kilku świetnych debiutów. Ostatnio bardzo podobały mi się powieści „The Fields” Erin Young, która jest kolejnym kryminałem osadzonym w małym amerykańskim miasteczku, oraz „Therapist” norweskiej autorki kryminałów Helene Flood.

„Przedsionek piekła” przedstawia zamkniętą, niezwykle opresyjną społeczność. Czy podczas pisania inspirowałaś się jakimiś konkretnymi przykładami? A może była to raczej suma twoich własnych doświadczeń?

Chociaż akcja powieści toczy się w Kolorado, klimat tej społeczności opierał się na moich doświadczeniach z życia przez krótki czas w Teksasie – a było to niesamowicie uciążliwe miejsce, zwłaszcza gdy Donald Trump został prezydentem. Mieszkałam w kilku różnych małych miasteczkach i ludzie w nich zawsze byli bardzo wierzącymi baptystami, bardzo republikańscy. Ciężko było od tego uciec, więc myślę, że zdecydowanie odcisnęło się to na książce. Natomiast inspiracją dla samego miasteczka w „Przedsionku piekła” było Estes Park w Kolorado, które jest małą miejscowością tuż przy wejściu do Parku Narodowego Gór Skalistych. To naprawdę surowe, piękne miejsce otoczone górami i lasami sosnowymi, a wokół wędruje mnóstwo dzikich łosi. W rzeczywistości żyje tam urocza społeczność, która zawsze była bardzo przyjazna, gdy tam byłam – zupełnie coś innego niż miasto z mojej książki, ale myślę, że odosobnienie tego miejsca sprawiło, że postanowiłam wykorzystać je jako scenerię.

W „Przedsionku piekła” tworzysz bardzo rozbudowane, silne i bądź co bądź w wielu przypadkach również kontrowersyjne postaci. Czy pisząc, byłaś z nimi emocjonalnie związana? Zdarzało ci się na przykład nienawidzić którejś tak mocno, jak spodziewasz się, że będą to robili czytelnicy?

Chyba nie mogę powiedzieć, bym tak naprawdę nienawidziła którejkolwiek z moich postaci. Nawet te, które robiły okropne rzeczy, fascynująco się tworzyło i opisywało, ponieważ zmuszały mnie do postawienia się w ich sytuacji i rozłożenia na czynniki pierwsze ich zachowania. Myślę, że trzeba umieć wczuć się we wszystkich swoich bohaterów, w przeciwnym razie nie będą wyglądać na ludzi z krwi i kości, a czytelnik w nich nie uwierzy.

W swoim debiucie bierzesz na tapet tematy wrażliwe, jak odmienność seksualna, prześladowania na tle etnicznym czy religijny fanatyzm. Czy podczas pracy nad książką miałaś myśli w rodzaju „okej, może to jednak zbyt wiele dla czytelnika”? A może raczej chciałaś wejść z nim w polemikę?

Sądzę, że pisałam o Ameryce takiej, jaką ją widziałam i jak się w niej czułam. Myślę, że w żadnym momencie nie próbowałam świadomie zawrzeć jakiegoś tematu tylko dlatego, że był on drażliwy lub kontrowersyjny. Ta powieść taka po prostu wyszła.

Pomówmy o konstrukcji książki. W „Przedsionku piekła” używasz różnych planów czasowych, w dodatku rozbijając wydarzenia na wiele perspektyw. Takie zabiegi wydają się niezwykle trudne w realizacji bez dokładnego zaplanowania fabuły. Czy zanim przystąpiłaś do pisania, miałaś wszystko rozrysowane od A do Z, czy raczej poszczególne elementy wskoczyły na swoje miejsca dopiero w trakcie pracy?

Początkowo historia miała tylko dwa punkty widzenia I przeskakiwała między nimi w każdym rozdziale, ale gdy narracja rozwijała się i coraz bardziej dotyczyła tematu społeczności jako całości i jej reakcji na zniknięcie tej młodej dziewczyny, w naturalny sposób zaczęłam uwzględniać więcej perspektyw. Napisałam około 15 tysięcy słów, zanim zdałam sobie sprawę, że potrzebuję jakiegoś pomysłu na to, dokąd zmierza ta opowieść, ale ten pierwszy fragment tekstu we wczesnej wersji pomógł mi wyczuć miasto i postacie, więc było to przydatne, nawet jeśli ostatecznie wprowadziłam do niego gruntowne zmiany. Podczas pisania czerpię wiele inspiracji z muzyki – uwielbiam amerykańską muzykę folkową i mordercze ballady – więc chodząc do pracy, słuchałam playlisty i próbowałam wyobrazić sobie pewne sceny z konkretnymi utworami, a gdy już wiedziałam, że chcę je włączyć do historii, zmieniałam strukturę fabuły, aby wszystko dopasować. Ale nie wiedziałam dokładnie, co się wydarzy na końcu, dopóki tam nie dotarłam. W ostatnich akapitach dzieje się coś i nawet nie miałam pojęcia, że to opiszę, dopóki nie zaczęłam pisać zakończenia. To zmieniło dla mnie całą książkę. Planowanie fabuły jest ważne, ale to właśnie te momenty spontanicznej kreatywności tworzą powieść.

A jakie są twoje kolejne pisarskie plany?

Obecnie pracuję nad moją drugą powieścią, opowiadającą o sprawie morderstwa. Akcja również rozgrywa się w małym miasteczku w Ameryce, ale tym razem w Teksasie w latach 70. XX wieku. Początkowo pisałam coś osadzonego w teraźniejszości, ale potem zaczęła się pandemia i nie chciałam udawać, że nie ma covida, a nie chciałam też o nim pisać, bo to było po prostu zbyt przygnębiające. Ciekawi mnie jednak, jakie powieści o tym powstaną. Dla mnie pisanie jest bardzo oczyszczającym procesem i spodziewam się, że wiele osób będzie pisać o pandemii, by w ten sposób sobie z nią poradzić.

Rozmawiał: Maciej Bachorski
fot. Sarah Rudd / Lyra & Moth


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady