Od powieści nie należy wymagać więcej niż znaczącej historii – wywiad z Domenico Starnone

11 sierpnia 2018


Domenico Starnone dla wielu polskich czytelników może być autorem mało znanym. We Włoszech jednakże jego twórczość jest niezwykle ceniona, został wyróżniony prestiżową Nagrodą Stregi, którą wcześniej otrzymali m.in. Umberto Eco, Primo Levi i Alberto Moravia. Powieść „Sznurówki” wydana w zeszłym roku była pierwszą próbą spotkania polskiego czytelnika z twórczością włoskiego pisarza. Jego kolejne dzieło, „Psikus”, stanowi obraz zapisu spotkania dziadka z wnukiem; spotkania, które zdaje się rozgrywać na trzech płaszczyznach – przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości. O dojrzałości w wieku dorastania oraz pułapkach wynikających z doświadczenia życiem rozmawiamy z Domenico Starnone.

Paulina Janota: Czy wiaderkiem można wybrać pustkę?

Domenico Starnone: Dzieci to potrafią, o ile chcą. Ale później dorastają i tracą tę umiejętność, a wraz z nią szereg innych zdumiewających talentów.

„Psikus” to powieść o niewinności dorastania czy o ciężarze doświadczenia życiem?

Chciałem napisać opowieść o chwili, w której zaczynamy zdawać sobie sprawę z nadejścia starości oraz z kruchości formy, którą nadaliśmy swojemu życiu. Muszę jednak przyznać, że już od pierwszych stron usiłowałem sprzeciwić się ogólnie przyjętemu założeniu, że dzieciństwo łączy się z niewinnością, a starość związana jest z doświadczeniem i równoznaczna z mądrością.

No właśnie. Postać dziadka zazwyczaj kojarzy się z ciepłem i spełnianiem życzeń wnuków. Tutaj jednak sytuacja wygląda nieco inaczej… Rodzice zostawiają czteroletniego Mario pod opieką dziadka – artysty w podeszłym wieku, który przez parę dni musi mieszkać z wnukiem. Dziadkowi raczej nie jest to na rękę – dlaczego?

Świat tak szybko się zmienia, i między innymi zmienia się postrzeganie postaci dziadków, którzy z trudem dopasowują się do przyjętego modelu opartego wyłącznie na poświęceniu i dobrych emocjach, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. W mojej opowieści dziadek i wnuk się nie znają, starszy bohater nigdy nie miał okazji wpasować się w rolę dziadka, młodszy – w rolę wnuka. Co więcej, obaj są osłabieni: dziadek dochodzi do siebie po chorobie i czuje jednocześnie, że jego artystyczna kreatywność jest na wyczerpaniu; dziecko wyczuwa, że rodzice niechybnie się rozstaną i nie rozumie roli tego obcego mężczyzny (nie wie też, jak długo ma trwać), który pojawił się w jego świecie, by zastąpić mu rodziców. Tak zaczyna się krótka i skomplikowana historia, ich wspólna historia.

Tytułowy „Psikus” należy interpretować jako niewinną zabawę dziadka z wnukiem, czy może coś więcej?

Włoski tytuł („Scherzetto”, przyp. tłum.) posiada kilka warstw znaczeniowych, które, jak sądzę, w tłumaczeniu skazane są niestety na zagubienie. Może oznaczać jednocześnie zabawny żart, perfidny i złośliwy czyn, może nawiązywać do ironicznych duchów Halloween, obecnie święta powszechnego w całym świecie Zachodu, ale też odnosi się do gatunku muzycznego o żartobliwym charakterze (Scherzo, przyp. tłum). Różnorakie odcienie znaczeniowe tytułu można odnieść do rozwoju akcji powieści.

Obraz Neapolu, który przedstawił pan na kartach powieści jawi się jako brudny, ponury, pełen przemocy i pozbawiony nadziei. Czy tak wygląda współczesny Neapol, czy być może jest to obraz miasta, który nosi w sobie dziadek Maria; miasta, z którego „uciekł”, będąc jeszcze nastolatkiem?

Neapol to suma różnych momentów: Neapol dzieciństwa i nastoletnich lat dziadka, podupadły i zniszczony Neapol, którego ulicami krążą dziadek wraz z wnukiem, i wreszcie Neapol, który budzi w małym chłopcu fascynację, z feerią barw stacji nowych linii metra. Miasto jest niestabilne, nieciągłe, tak jak całe opowiadanie: to mikstura przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

W „Psikusie”, jak i w poprzedniej pana książce, „Sznurówkach”, pojawia się motyw zdrady. Czy należy postrzegać ją jako szczególnie istotny element pana twórczości?

Tak, często wracam do zdrady. Zdrajca niszczy równowagę, która zdawała się stabilna, unicestwia nawet najlepszych, burzy każdy fundament etyczny. Jako oznaka kruchości każdej możliwej formy współegzystencji, jest ogromnie ciekawym narzędziem narracyjnym. Nawet historia Jezusa nie miałaby racji bytu bez postaci Judasza. Z drugiej strony natomiast, zdradzie może przeciwstawić się tylko i wyłącznie zaufanie. To na zaufaniu opiera się każdy trwały związek, i nie mam tu na myśli wyłącznie związku dwóch kochających się osób. Nawet najbardziej zagorzały indywidualista obdarza innych zaufaniem, żadna para ani żadna wspólnota nie przetrwa w poczuciu ciągłego braku zaufania. Należy jednak zwrócić uwagę na drugą stronę medalu: zaufanie, które jest odwrotnością czujności i podejrzliwości, to dla zdrajcy woda na młyn. To błędne koło, które wiele mówi nam o naszej istocie.

Czy znamienne jest, że główny bohater tworzy ilustracje do opowiadania Henry’ego Jamesa?

Od zawsze kocham książki Henry’ego Jamesa. „The jolly corner”, swoją drogą opowiadanie o trudnym do przetłumaczenia tytule, to jedna z moich ulubionych pozycji. Słyszałem wiele razy, że ma optymistyczne zakończenie, ale ja mam zupełnie inne zdanie na ten temat. Już od pierwszej lektury – a miała ona miejsce kilkadziesiąt lat temu – wydał mi się jednym z jego najbardziej niepokojących tekstów – nie dlatego, że to opowieść o duchach, ale dlatego, że pokazuje, jak uporczywie trwają w nas te rzeczy, których chcieliśmy pozbyć się po drodze. Dziadek, pracujący przy ilustracjach do „The jolly corner”, odkrywa, że cały wachlarz możliwości pozostałych po dokonanych przez niego wyborach odnajduje nowe życie w jego wnuku.

Podczas lektury powieści czytelnik odkrywa, że imię dziadka zostaje ujawnione dopiero na samym końcu książki, w aneksie składającym się z notatek i szkiców Daniele Mallarico. Imię Daniele nie pojawia się wcześniej, w samej powieści nazywany jest on po prostu „dziadkiem”. Dlaczego przez cały czas pozostaje bezimienny?

Nie, w opowieści kilkakrotnie pojawiają się personalia dziadka, i to w sytuacji, kiedy wnuk podaje w wątpliwość jego sławę. Ale pytanie jest jak najbardziej uzasadnione. Chciałem, żeby ten starszy pan, który poświęcił całe swoje życie umacnianiu swojego nazwiska – nazwiska artysty, został zdegradowany w chwili największego kryzysu, wbrew własnej woli zamknięty w obrębie pospolitych czasowników, takich jak „tata”, „dziadek”. Jego imię i nazwisko pojawia się tylko raz jeszcze: w podtytule aneksu, a zaraz po nim rok urodzenia i śmierci.

„Psikus” składa się z dwóch części: pierwsza to klasyczna beletrystyka, druga – wspomniany aneks, w pewnym sensie dziennik Daniele. W obu przypadkach czytelnicy mogą ujrzeć świat jego oczami. Skąd wziął się pomysł na właśnie taką strukturę książki?

Zbyt wiele musiałbym powiedzieć i zbyt wielkie znaczenie musiałbym nadać mojemu sposobowi konstrukcji historii, żeby konstruktywnie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli mogę, udzielę syntetycznej odpowiedzi. Chciałem, żeby po zakończeniu opowieści czytelnik odniósł wrażenie, jakoby miał możliwość podejrzenia zapisków rzeczywistej osoby, która dała początek książkowemu bohaterowi, jakoby mógł przybliżyć sobie „historyczny” wymiar postaci: imię, nazwisko, datę urodzenia i śmierci, kilka szkiców, trochę notatek. Aneks nie tylko jednak przyczynia się do efektu nadania realizmu powieści – to integralna część narracji, uzupełniająca ją (o ile jakakolwiek historia może być naprawdę kompletna).

Daniele Mallarico to artysta, którego okres świetności już minął. Czy „Psikus” to również historia o artyście i jego miejscu w tym szybko zmieniającym się świecie?

Spośród wielu rzeczy, które przechodzą przez okres szybkich zmian, należy również wymienić tradycyjny model artysty. Znacznie wzrosła ilość osób, których życie kręci się wokół działalności twórczej, w jednej lub wielu postaciach (rola artysty to coraz bardziej wszechstronne widowisko: pisarz to nie tylko pisarz, ale i aktor, wokalista, reżyser, tancerz, itd.) – i coraz bardziej powszechne staje się szeroko rozumiane prawo do wyjątkowości. Nie uważam, żeby było w tym coś złego. Należy jednak powiedzieć, że w efekcie równie powszechne staje się doświadczenie porażki. W dodatku wydłużenie się okresu starości dotyka w takim samym stopniu artystów – tych, którzy doświadczyli małego czy wielkiego sukcesu. Powolne stwierdzenie, że sukces trwa krótko, spadkowa tendencja formy jest wyczerpująca, a obsesyjne poświęcanie życia pisarstwu, sztuce, kinu, muzyce, tańcu itd., poświęcenie życia tej wielkiej, zachłannej maszynie, również literaturze, każdej formie, która kwalifikuje się jako kategoria widowiska, na dłuższą metę okazuje się pozbawione celu.

Wydaje mi się, że przez większą część swojego życia Daniele ucieka i udaje, że jest kimś innym: tłumi swoje prawdziwe emocje, fantazje i pragnienia. Dlaczego?

Artystyczne powołanie to głos towarzyszący nam ciągle: wiecznie masz wrażenie, że nie jesteś w stanie naprawdę się wyrazić, dlatego ani na chwilę nie odrywasz się od pracy, żeby nadać formę światu za pomocą materiałów, które mamy do dyspozycji. Przez całe życie ryzykujesz więc, że sam staniesz się materiałem, na którym będziesz pracował. Zagrożenie polega na tym, że nieustanna konieczność tworzenia artefaktu przeważa nad naszą potrzebą bycia ludźmi, nad potrzebami tych, którzy mieli nieszczęście nas pokochać. Wielkich, małych i malutkich artystów łączy poczucie osamotnienia i ciągłe zagrożenie wyjałowienia.

Czy wierzy pan, że każdy z nas ma swoje ciemne strony? Podobne do tych, co ma Daniele?

Narodzenie zawiera się w słowach „ujrzeć światło dzienne”. To piękne wyrażenie, wskazujące na ruch w stronę światła. To ruch trwający przez całe nasze życie, ale niewielka część nas samych naprawdę pragnie ujrzeć światło dzienne. Cała reszta nas przeraża, a nasz strach jest pewnie uzasadniony – przynajmniej na tyle, na ile przeraża nas śmierć.

Co czytelnicy powinni wynieść z lektury pana najnowszej powieści?

Znaczącą historię, nie należy wymagać więcej od opowieści.

Rozmawiała: Paulina Janota
Tłumaczenie: Agata Pryciak

Tematy: , , , ,

Kategoria: wywiady