Nie ma wytłumaczenia dla przemocy, choć czasem można ją zrozumieć – wywiad z Bartoszem Szczygielskim

19 lutego 2021

Bartosz Szczygielski twierdzi, że jego najnowsza powieść, thriller „Winni jesteśmy wszyscy”, nie jest manifestem, ma przede wszystkim dawać rozrywkę, ale porusza ważne tematy. To właśnie ta książka stanowi punkt wyjścia do naszej rozmowy o ludzkich przewinieniach, przymykaniu oka na problemy, konstruowaniu kryminałów i wieloznacznych bohaterach.

Mariusz Wojteczek: Naprawdę tak jest, jak w tytule twojej nowej książki? Wszyscy jesteśmy winni?

Bartosz Szczygielski: Odpowiedzialność zbiorowa to ciężki temat, ale tak, uważam, że każdy ma coś za uszami. Mam nadzieję, że nie takie rzeczy, jak w mojej powieści, ale mimo wszystko każdemu zdarzyło się w życiu zachować tak, że mógł czuć się winny. Łatwiej jest patrzeć w inną stronę, nie zauważać problemów lub je bagatelizować, bo przecież ktoś inny się nimi zajmie. Łatwiej głośno krzyczeć, niż wprowadzić zmiany. Owszem, tytuł może się wydawać prowokujący, ale czy nie taka jest rola literatury? A przynajmniej jedna z ról?

Skoro tak wiele nie chcemy zauważać, czy to znaczy, że mamy społeczeństwo konformistów widzących jedynie czubek własnego nosa?

Tutaj także wchodzimy na grząski grunt, bo generalizowanie to nic przyjemnego. Zawsze było tak, że dostosowywaliśmy się do grup, do których należeliśmy. W szkole, na podwórku czy w pracy. Jak tam nie pasowaliśmy, to znajdowaliśmy miejsce, jeżeli mieliśmy szczęście, gdzie nas akceptowano. Takie podporządkowanie może prowadzić do tego, że nie zauważymy tego, co ważne. Przymkniemy oko na niektóre sprawy, które w innych warunkach nie byłyby nam obojętne. O wiele łatwiej zająć się tylko sobą, ale na szczęście nie zawsze tak jest. W niektórych kwestiach potrafimy się pięknie łączyć, co pokazały ostatnie strajki kobiet.

Trudno wymyśla się zbrodnię? Konstruuje tajemnicę?

Samo wymyślanie zbrodni nie jest tak ciężkie, jak późniejsze jej ukrywanie na kartach powieści. W końcu chcę zrobić tak, by czytelnik jak najpóźniej odkrył to, co dla niego przygotowałem. Nie będę ukrywał, że to ciężkie zadanie i nie zawsze się udaje, ale najważniejszą kwestią jest tutaj to, czy czytelnik dobrze się czuje z całą opowieścią.

Powieść zaczyna się w hollywoodzkim stylu – od trzęsienia ziemi. Mamy drastyczny akt przemocy, ale to przemoc wynikła ze skrajnej bezsilności. Czy to ją usprawiedliwia? Tłumaczy sprawcę?

Nie ma wytłumaczenia dla przemocy, choć zdarzają się sytuacje, kiedy można ją zrozumieć. Człowiek doprowadzony do krawędzi czasem po prostu nie ma wyboru. Nie wybielam swoich bohaterów, bo każdy ma swoją ciemną stronę. Tak samo morderca, który nie jest tylko „tym złym”. Czytelnik sam musi sobie odpowiedzieć, czy jego akt był usprawiedliwiony, czy też nie.

No właśnie. Kluczowe postacie w twojej książce nie są moralnie jednoznaczne. Nie możemy ich ani rozgrzeszyć, ani obwinić. Tacy bohaterowie są prawdziwsi? Albo inaczej – tacy jesteśmy?

Oczywiście, że tacy jesteśmy. Nawet święci mają w swoich historiach rzeczy, które pomija się w biografiach. Na szczęście nie wszyscy mamy na sumieniu rzeczy, które ja opisuję w książkach. Inaczej byłoby bardzo nieciekawie na świecie.

Kreśląc takie, a nie inne postacie, uciekasz od kryminalnych schematów. Nie prościej by było stworzyć kolejnego zmęczonego policjanta lub policjantkę? Czytelnicy ich lubią…

Czytelnicy lubią wciągające historie, a jeżeli ta prowadzona jest przez zmęczonego policjanta, to czemu nie. Miałem już takiego bohatera, więc pora poszukać nowego.

Zważywszy na ilość tytułów ukazujących się rocznie, zaczynamy chyba mieć przesyt kryminałem. W twoim przypadku zaczęło się od powieści kryminalnych, a później poszedłeś w stronę thrillera. Czy to kwestia szukania nowej niszy dla siebie?

Nie jestem fanem szufladkowania. Thriller i kryminał od dawna się już przenikają, a szukanie własnej drogi to całkiem przyjemna podróż. Daję się ponieść historii i klimatowi. To opowieść ma przyciągać, a nie sam gatunek i mam wrażenie, że coraz więcej czytelników to widzi.

Pisanie to złożony proces. Co jest w nim dla ciebie najtrudniejsze?

Każdy element pisania powoduje problemy, a przynajmniej u mnie. Samo wymyślanie fabuły to zdecydowanie najprzyjemniejsza część. Potem trzeba ją jednak naprostować, załatać dziury czy modyfikować. To dzieje się też na samym etapie pisania, więc powracanie do wcześniejszych fragmentów tekstu to częsta praktyka. Kiedy już całość jest zamknięta, przychodzi czas redakcji, czyli walki z tekstem i słuchania uwag redaktora, z którymi trudno się czasem zgodzić, ale prawda jest taka, że zazwyczaj ma on rację. To nie jest łatwa podróż.

Na ile żyjesz opowiadaną historią w trakcie jej powstawania? Utożsamiasz się z bohaterami, zżywasz z nimi emocjonalnie?

Jestem z nimi zżyty, ale staram się nie utożsamiać. Są częścią mojego życia i kiedy powstaje książka, towarzyszą mi przez cały czas. Nawet wtedy, kiedy nie piszę.

W „Winni jesteśmy wszyscy” to przeszłość determinuje obecne zdarzenia i upomina się w teraźniejszości o sprawiedliwość. Podobny motyw można znaleźć w „Bliźnie” Przemysława Żarskiego czy „Ranie” Wojciecha Chmielarza. Dawne grzechy zawsze nas dościgną? To przestroga?

Nie wiem, czy to przestroga, bo przeszłość nie zawsze nas dopada, ale jak już to robi, to z wielką siłą. Trudno zapomnieć o wydarzeniach z naszego życia, które odcisnęły się ogromnym piętnem na naszej psychice. To determinuje nasze działania i sprawia, że możemy podejmować decyzje, które jeszcze pogorszą całą sytuację.

Wojciech Chmielarz czyta namiętnie polskie kryminały i opiniuje je w social mediach. Jakub Ćwiek robi podobnie. Obydwaj często mierzą się z zarzutem, że pisarzowi nie wypada; to nie rola twórcy oceniać innego twórcę. A ty co myślisz na ten temat? Kiedyś pisałeś recenzje…

Nie rozumiem tego zarzutu, który faktycznie często się pojawia, że twórcy nie wypada, by oceniał innego twórcę. W końcu mówimy o czytelniku, który wyraża swoją opinię. Równie dobrze można powiedzieć, że nie powinien pisać opinii ten, kto nie tworzy, bo przecież się na tym nie zna, więc tym bardziej nie powinien się wypowiadać. Owszem, kiedyś pisałem recenzje, ale teraz po prostu brak na to czasu.

A masz ulubionych pisarzy? Takich, których czytasz z namiętnością, do których wracasz? I czy to autorzy kryminałów? Obserwujesz rynkową konkurencję?

Zdarza mi się wracać do Chucka Palahniuka, mojego ulubionego autora. Ma w swoich tekstach coś wyjątkowego, co trudno jednoznacznie nazwać. Kryminały także czytam, a z ulubionych twórców to muszę wspomnieć o Theorinie. Brakuje mi jego nowych powieści. I tak, obserwuję rynkową konkurencję, to naturalne. Niestety czasu braknie na czytanie wszystkich książek.

A odwracając pytanie – od jakiego autora się odbiłeś? Który skutecznie cię w trakcie lektury zniechęcił?

Chyba miałem szczęście, bo nie było takiego, a przynajmniej nie mogę sobie przypomnieć. Jak któryś tytuł mnie interesuje, czytam fragment. Jeżeli jest między nami chemia, to zapewne tak zostanie do końca, a jeżeli nie, to nie widzę sensu męczyć się przez 300-400 stron.

Czy jest autor, z którym chciałbyś wspólnie coś napisać? Czy wolisz jednak rolę pisarskiego samotnika?

Praca w duecie byłaby bardzo ciężkim wyzwaniem, a przy książce to już zupełnie tego nie widzę. W końcu autorzy mają różne style pisarskie i czytelnik czułby to. Etap konsultacji czy redakcji to już zupełnie inna kwestia, ale pisanie dla mnie odpada zupełnie.

Twoje największe literackie wyzwanie? Czy jest gatunek, w którym chciałbyś jeszcze spróbować swoich sił?

Dobrze czuję się w kryminale, czy też thrillerze, ale miałem też styczność z fantastyką oraz powieścią dla młodzieży. Zostaje mi więc tzw. literatura piękna, czyli coś gatunkowo nieprzypisanego i taką książkę chciałbym jeszcze napisać.

Statystyki mówią, że Polacy nie czytają. Jak ty to postrzegasz z perspektywy twórcy? Przed pandemią bywałeś na targach, festiwalach. Naprawdę jest tak źle, jak pokazują liczby?

Statystyka to bardzo ciekawa rzecz, bo liczby da się przedstawić tak, że każda ze stron będzie zadowolona. Targi zawsze pokazywały, że czytelników jest bardzo dużo i ciągle ich przybywa. Z drugiej strony mamy solidną nadprodukcję książek, a przy niskich zarobkach, trzeba mocno ograniczyć kupowanie. Nie jest źle, ale zawsze mogłoby być lepiej. Zobaczymy, jak młodsze pokolenia będą podchodziły do czytania, ale jeżeli starsze ich tego nie nauczą, to może być ciężko.

Dzisiaj książka to nie tylko papierowy wolumin, ale i e-book, który również ma swoich zwolenników. A ty po której stronie się opowiadasz? Jesteś tradycjonalistą czy – jak na dziennikarza technologicznego przystało – preferujesz wersję elektroniczną?

Obie wersje mają swoje plusy, ale ja zdecydowanie wolę papier. To dla mnie namacalny dowód, że książka powstała. W wersji elektronicznej niewiele się bowiem różni od tego, co widzę na ekranie swojego komputera.

Rozmawiał: Mariusz Wojteczek

Tematy: , , , , ,

Kategoria: wywiady