Nie ma przebacz! – wywiad z Andrzejem Dziurawcem, autorem „Festiwalu”

1 września 2017


Za sprawą wydanej w 2013 roku powieści „Bastard” w polskiej literaturze kryminalnej zagościł wyjątkowy duet policyjny: Szubert i Szuman. Po czterech latach bohaterowie powracają w „Festiwalu”, aby rozwiązać kolejną sprawę. W tym celu muszą zagłębić się w świecie warszawskich subkultur. O kobiecości, tabu w literaturze zbrodniach z namiętności i planach na przyszłość rozmawiamy z autorem obu książek, Andrzejem Dziurawcem.

Marcin Waincetel: Swój najnowszy kryminał, „Festiwal”, dedykuje pan „kobiecości w hołdzie”. Sama książka przedstawia bardzo różne obrazy płci pięknej ? kobiety zmysłowe, zniszczone, ideologicznie opętane. Trudno było sportretować taką różnorodność?

Andrzej Dziurawiec: Prawdę mówiąc, nie wiem, czy trudno, chyba nie mnie oceniać. Kobiecość mnie fascynuje. W całej swej różnorodności. Właśnie ta różnorodność jest zachwycająca. I intrygująca. Od zawsze była inspiracją pisarzy. Jak żartobliwie piszę w „Festiwalu”: od Homera do Houellebecqa…

Inspiracji do powieści częściowo dostarczył feministyczny „Festiwal Cipki”. Zastanawiam się, czy z uwagi na podjętą tematykę, spotykał się pan często z kontrowersjami wokół książki?

O dziwo nie, znacznie rzadziej, niż się spodziewałem. Nawet zaciekłe feministki nie nakrzyczały na mnie. Być może jest to spowodowane pewną moją pisarską skazą ? lubię swoich bohaterów. Jeśli sobie z nich dworuję, to zawsze z sympatią. Nawet do swoich seryjnych morderców, i tego z „Bastarda”, i tego z „Festiwalu”, mam dużo ciepła i empatii. Muszę się jednak przyznać, że w jednej sprawie stchórzyłem. Otóż „Festiwal” miał się początkowo nazywać „Waginalia”. Życzliwi przekonali mnie do zmiany tytułu. Trochę się też przestraszyłem, że księgarze umieszczą taki tytuł w dziale „Ginekologia”. Od kiedy w prestiżowej warszawskiej księgarni zobaczyłem swoje opowiadania „Późny Gomułka wczesny Gierek” w dziale „Historia”, wiem, że tego typu obawy wcale nie są nieuzasadnione.

W „Festiwalu” znajdziemy gęste opisy obyczajów i zachowań bohaterów, intrygujące portrety psychologiczne, skomplikowaną intrygę, (nie)codzienne obrazy miasta. Co pana zdaniem stanowi, nie tylko współcześnie, o popularności kryminału jako gatunku?

Kryminał od zawsze był i jest znakomitym medium do opisu rzeczywistości. Już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku mój ojciec zwrócił mi uwagę, że to właśnie kryminały najprawdziwiej opisują codzienność. I to się nie zmieniło. Poza tym kryminał to ogromnie pojemna formuła. Mieszczą się w niej powieści dla gospodyń domowych (przy całym szacunku dla gospodyń!) Mroza czy Puzyńskiej, powieści z pogranicza fantastyki Gai Grzegorzewskiej po gęstą prozę psychologiczną Wrońskiego i Krajewskiego. To tylko przykłady polskie. Jeśli przyjrzymy się kryminałom obcojęzycznym, to spektrum będzie jeszcze szersze.

Stworzył pan ciekawy duet bohaterów. Funkcjonariusze Szuman i Szubert oparci są na przeciwnościach. Pierwszy jest raczej typem twardego, nieustępliwego gliny, drugi natomiast to pozornie zwyczajny facet po przejściach, którego zawodowa misja wiąże się jednak również z osobistymi demonami. Do którego z bohaterów jest panu bliżej, o ile w ogóle, osobowościowo?

Szuman to typ ojca, Szubert ? wiecznego chłopca. Bliżej mi do Szuberta, bo mnie również nie udało się dorosnąć… Ale nie tracę nadziei!

W książce jest też miejsce dla nietypowego trójkąta miłosnego. Mateusz Soltan-Puński, Szubert i piękna, tajemnicza, magnetyzująca Hava… Tragizm tej relacji dodatkowo wzmacnia w czytelniku fascynację losami bohaterów, zgodzi się pan?

Taki był zamiar. Ogromnie się cieszę, że tak właśnie pan to odczytał.

Miłość to też siła, którą napędzany jest morderca. Czy nie jest to najgroźniejszy rodzaj zła? Taki, który zrodzony jest z namiętności?

Nie wiem, czy najgroźniejszy, na pewno najpowszechniejszy. I mający najwięcej odcieni. Poza tym miłość to odwieczny, wielki temat. Jeden z dwóch, obok samotności. Chyba wszystkie wielkie powieści opowiadają o miłości i samotności. No, prawie wszystkie…

Można odnieść wrażenie, że „Festiwal” to bardzo realistyczny opis warszawskiego środowiska. W jednym z wywiadów wspominał pan, że w przeszłości był związany z ruchem hipisowskim. A jak wyglądało zapoznawanie się z innymi subkulturami, występującymi w powieści?

Trudno powiedzieć, że poznałem je dobrze, ale owszem, otarłem się. Znam, znałem wielu gejów, sporo feministek, kilkoro anarchistów, squatersów… Nie zawsze były to miłe znajomości, ale były. Poza tym w dawnych, heroicznych czasach trochę bywałem. Również w klubach. Różnych, zdarzały się i gejowskie. Napatrzyłem się…

W książce nie brak również rodzinnych dramatów, niezaleczonych ran z przeszłości głównych bohaterów, jak choćby w relacji pomiędzy Szubertem a jego córką Roksi. Potrafi pan bardzo zaangażować w emocjonalną stronę opowieści…

Bez emocji nie ma opowiadania. Więcej ? nie ma sztuki! Tym bardziej dziękuję za tę refleksję.

Wiem, że pracuje pan już nad trzecią częścią serii o Szubercie i Szumanie ? „Płonące ambony”. Może pan zdradzić nieco więcej na temat fabuły tej książki?

Szubert przeniesie się na wieś. Ucieknie. Ale i tam dopadną go zbrodnie. I miłość. Tym razem prawdziwa femme fatale

Zawodowo zajmuje się pan pisaniem scenariuszy filmowych. Muszę więc spytać, czy są szanse, że zobaczymy kiedyś kinowe adaptacje pańskich kryminałów?

Tak, piszę scenariusze do serialu. Z czegoś muszę żyć, a z pisania powieści nie da rady nawet wegetować. O filmowej adaptacji moich powieści na razie cicho, ale być może coś się jednak zadzieje. Na razie nie ma o czym mówić.

W jakiej literaturze, oprócz kryminału ma się rozumieć, gustuje pan prywatnie? I jacy twórcy są dla pana największą inspiracją? Zarówno ze świata filmu, jak i literatury.

Odpowiedź najbanalniejsza z możliwych ? w dobrej! Nie mam ulubionego gatunku i tylko jeden nielubiany ? nie czytam SF, poza Lemem rzecz jasna, ale Lem to po prostu dobra literatura. A teraz trochę skomplikuję banalną odpowiedź ? co uważam za dobrą literaturę? Poza oczywistościami: musi być o czymś, musi być mądra, prawdziwa i nie może nudzić… Otóż powinna mieć osobisty, rozpoznawalny język, frazę, melodię języka. Własny język albo się ma, albo nie. Nie można się go nauczyć, można co najwyżej podrabiać. Niewielu jest autorów, których rozpoznajemy po pierwszym zdaniu. I własnie tych cenię najbardziej. Nazwiska? Chandler, Llosa, Józef Mackiewicz, Konwicki. Moim ostatnim, osobistym odkryciem jest węgierski pisarz Adam Bodor. Jego „Okręg Sinistra” jest absolutnym arcydziełem.

W „Festiwalu” śmiało porusza pan taką tematykę, jak seks czy społeczne role. Czy uważa pan, że istnieją w naszej kulturze tematy tabu, których nie powinno podejmować się w sztuce?

Nie. Zdecydowanie nie. Autocenzura to śmierc pisarza. W sztuce nie może być tematów tabu. Przeciwnie, tematy trudne, kontrowersyjne to świetna pożywka dla artysty. W „Bastardzie” mordowałem Żydów, w „Festiwalu” feministki, w „Płonących ambonach” zabiorę się za ekologów. I nie ma przebacz!

Rozmawiał: Marcin Waincetel
fot. Kate Ogonowska

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: wywiady