Nie interesuje mnie fizyczny aspekt zbrodni – wywiad z Przemysławem Żarskim

10 listopada 2020

Przemysław Żarski. Dziennikarz i specjalista ds. marketingu. Autor trzech powieści: debiutu zatytułowanego „Umwelt” oraz dwóch części cyklu z komisarzem Kreftem w roli głównej – „Ślad” i „Blizna”. Rozmawiamy o tworzeniu literatury kryminalnej i jej związkach z rzeczywistością.

Mariusz Wojteczek: Czemu kryminał? Co fascynuje cię w tym gatunku?

Przemysław Żarski: Tajemnica, klimat niedopowiedzenia, odwieczne ścieranie się dobra ze złem. Kryminał to dzisiaj bardzo pojemny gatunek, więc mam możliwość wpleść w jego ciasne ramy wiele treści, które są dla mnie istotne. Skupiam się na emocjach, chcę by wybrzmiały i zmusiły czytelnika do refleksji. Moim celem jest zaserwować mu intrygującą zagadkę, dać rozrywkę. Sam szukam tego w kryminałach. Nie lubię kryminalnych wydmuszek.

Trudno konstruuje się powieść kryminalną? Od czego zaczynasz, kreując fabułę nowej książki? Jak precyzyjny jest konspekt, o ile w ogóle jakiś jest?

Mam w głowie kręgosłup fabularny powieści. Wiem, jak zacznie i skończy się historia i co chcę przekazać między wierszami, dokąd zmierzają bohaterowie. Im więcej wiem przed przystąpieniem do zapisu, tym lepiej, tym szybciej powstają konkretne sceny. Oczywiście spisuję te uwagi i wracam do nich na każdym etapie zapisu. Zwykle jest to żmudne układanie puzzli, dostosowywanie fabuły, zmienianie akcentów, żonglowanie nimi. Pisanie to żywy proces. Odnajdywanie kolejnych fragmentów, z których składa się opowieść, jest jednocześnie najtrudniejszym i najprzyjemniejszym etapem pracy.

Co w pisaniu sprawia ci największa trudność? Którego etapu nie lubisz najbardziej?

Samo pisanie jest czynnością techniczną. Są dni, kiedy idzie mi lepiej, i te, kiedy męczę się z każdym słowem. Poprawiam brzmienie zdań, wykreślam, zmieniam i wycinam fragmenty. Najtrudniejsze jest skonstruowanie spójnej fabuły, tym bardziej że moje historie są wielopłaszczyznowe, rozgrywają się w dwóch perspektywach czasowych. Nie powiedziałbym jednak, że nie lubię tego etapu. Wymaga dużej cierpliwości, nigdy nie wiadomo, kiedy pomysł do nas przyjdzie, jednak gdy elementy wskoczą na swoje miejsca, czuję satysfakcję. Żmudnym etapem jest redakcja. Znam swoją opowieść na pamięć i trudno czytać ją po raz kolejny i kolejny, szukając błędów i luk fabularnych.

Inspirujesz się rzeczywistymi zbrodniami? Szukasz pomysłów w prawdziwych aktach policyjnych?

Staram się nie inspirować rzeczywistymi zbrodniami ani innymi kryminałami. Pewnie podskórnie nasiąkam różnymi historiami, które przeczytałem, ale pisanie jest dla mnie szkołą kreatywności, próbą rozruszania trybów wyobraźni i nie chcę inspirować się prawdziwymi zbrodniami ani literacką fikcją. Oczywiście trudno wymyślić coś zupełnie nowego w gatunku, który jest tak popularny od lat, ale przede wszystkim stawiam na szczerość, staram się, żeby moje historie były intrygujące, miały odpowiedni klimat, rytm i wiarygodnych bohaterów, którzy nie są papierowymi postaciami. To siła prozy.

Jako dziennikarz masz doświadczenie w zbieraniu materiałów oraz w pracy nad tekstem. To pomaga w pisaniu powieści?

Na pewno pomaga, choć to dwie zupełnie różne formy pracy z tekstem. Konstruując teksty dziennikarskie, skupiamy się na innych akcentach, stawiamy na fakty i ich relacje z rzeczywistością. Powieść to jednak fikcja literacka, nie musimy tak kurczowo trzymać się faktów, chociaż oczywiście warto zadbać o wiarygodność. Sam proces pisania jest jednak podobny, dziennikarstwo uczy systematyczności, warsztatu i pracy z tekstem.

Zazębianie się przeszłości i teraźniejszości to częsty motyw w twojej twórczości. Przeszłość zawsze nas doścignie?

Przeszłość zawsze zostawia pieczęć na naszym życiu. Nie zawsze bywa bolesna, jak w przypadku moich bohaterów, ale trudno oderwać się od korzeni i żyć tu i teraz, tym bardziej gdy los nie obchodzi się z nami łaskawie. Lubię historie rozgrywające się w różnych płaszczyznach czasowych, przenikające się, nawiązujące do historii sprzed lat. To zdumiewające jak wiele naszych decyzji, traum i lęków ma korzenie w przeszłości. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, że nasze kompleksy, nieumiejętność adaptacji czy nieudane relacje wynikają z doświadczeń, środowiska, w którym się wychowywaliśmy. Powielamy pomyłki innych, brniemy w kłopoty, które nasi bliscy przerabiali lata temu. Nie zawsze potrafimy uczyć się na błędach.

Znaczące w twoich powieściach jest tło psychologiczne postaci. W pierwszej książce bohater ma zaburzenia psychiczne, w kolejnych – są to jednostki o skomplikowanych życiorysach, nie do końca radzące sobie z problemami. Co w takich kreacjach jest najtrudniejsze?

Spoglądanie na świat ich oczami. Wniknięcie w umysł osoby zaburzonej jest trudnym przeżyciem, nigdy do końca nie zrozumiemy, co siedzi w głowie takich ludzi. Podobnie w przypadku Krefta, który stracił matkę będąc dzieckiem. To dla mnie wyzwanie, lubię skomplikowane życiorysy, charaktery, niejednoznaczne rozwiązania i trudne wybory. Miałem normalne dzieciństwo, ale zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie miało tyle szczęścia. Zbudowanie złożonych charakterologicznie postaci jest wyzwaniem, próbą zrozumienia, z czym muszą się zmagać w codziennym życiu.

Komisarz Kreft to miłośnik komiksów, fan muzyki rockowej i tatuaży. Na ile ten bohater to alter ego Przemysława Żarskiego? Jak wiele macie punktów stycznych?

Jesteśmy w podobnym wieku, mamy podobny bagaż doświadczeń, wiele nas pod tym względem łączy. Kreft nie jest jednak moim alter ego. Nasze życie prywatne różni się diametralnie i trudno doszukiwać się podobieństw. Słuchamy podobnej muzyki, lubię komiksy, to bardziej sentyment z czasów młodości niż pasja, której się poświęcam. Konstruując tę postać, uznałem, że jej siłą powinna być wiarygodność. Pamiętam, jak wyglądało dorastanie w latach 90., czym się interesowaliśmy, jak spędzaliśmy czas. Kreft wyrasta z tych pokoleniowych doświadczeń.

W swoich książkach nie przesadzasz z epatowaniem makabrą. Skąd u ciebie to podejście – tak odmienne od kierunku widocznego coraz mocniej w polskim kryminale? Gdzie jest granica w prezentacji szczegółów samej zbrodni, która niejednokrotnie zaczyna zastępować opis procesów śledczych?

Nie interesuje mnie fizyczny aspekt zbrodni, to, ile ciosów wyprowadził sprawca, ile bólu zadał ofierze, nie lubię epatowania brutalnością. Stawiam na klimat opowieści, motywacje sprawców, aspekt psychologiczny zbrodni. Traktuję czytelników poważnie, wierzę, że potrafią wyobrazić sobie, z jakim cierpieniem zmagała się ofiara. Nie muszę podawać im wszystkiego na tacy. Na tym polega więź pomiędzy twórcą i odbiorcą, na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Rozumiem też, że naprawdę trudno dziś wyznaczyć granicę między tym, co przekracza granice dobrego smaku. To indywidualna kwestia. Nie zamierzam oceniać innych twórców, zarzucać im pójścia na łatwiznę, infantylizacji zbrodni, to indywidualny wybór, choć osobiście wybrałem inne rozwiązania. Uważam, że brakuje dyskusji nad książką, za to skupiamy się na subiektywnych ocenach.

Kryminał w ostatnich latach systematycznie zyskuje na popularności. Czytasz polskich autorów gatunku?

Wbrew pozorom nie czytam wielu kryminałów. Pisząc w tym gatunku, jestem odrobinę zmęczony konwencją. W trakcie pracy nad książką sięgam po coś zupełnie innego, aby oczyścić głowę. Z polskich autorów kryminałów cenię Zygmunta Miłoszewskiego za poczucie humoru, kibicuję Robertowi Małeckiemu za podejście do kreowania fabuły, bardzo mi bliskie. Nie lubię natomiast polskich kryminałów wzorowanych na serialach policyjnych, z masą wulgaryzmów, infantylnymi dialogami, płytkim poczuciem humoru i gnającą w zawrotnym tempie akcją. Stawiam na klimat i na tym zależy mi w pisaniu.

Ostatnio rozgorzała w mediach społecznościowych dyskusja, czy pisarze powinni recenzować publikacje innych autorów. Jakie ty masz zdanie w tej sprawie? Twórca ma prawo – a może wręcz obowiązek – oceniać dokonania literackie kolegów po piórze?

Uważam, że twórca ma prawo odnosić się do pracy innych autorów, nie mam na myśli wyłącznie książek, ale sztuki w szerszym ujęciu. Istotą sztuki jest dyskusja o niej, bez tego typu relacji autor-odbiorca nasza praca nie ma sensu, a w tym przypadku pisarz też jest czytelnikiem. Z drugiej strony unikam oceniania, wolę przedstawić silne i słabe strony książki, porozmawiać o niej, ocena zawsze będzie nacechowana subiektywnie. Porównywanie książek, umieszczanie ich w określonej skali jest niepotrzebne. Wydaje mi się, że autorzy mają jednak prawo piętnować książki, które są szkodliwe, utrwalają stereotypy dotyczące przemocy, postrzegania kobiet, rasistowskie, to nasz obowiązek. Pytanie tylko, gdzie jest wspomniana granica i jaki jest styl wspomnianej dyskusji.

Czy oprócz kryminału jest jakiś konkretny gatunek, w którym chciałbyś spróbować swoich sił?

Lubię stawiać sobie ambitne wyzwania, na razie dobrze realizuję się w kryminale. W głowie mam pomysły, które wykraczają poza ramy gatunkowe. Lubię powieści grozy, historie osadzone w przeszłości, w określonym miejscu i czasie. Pisanie jest ciągłym przekraczaniem granic, podnoszeniem sobie poprzeczki, jazdą bez trzymanki. Zawsze skupiam się na najbliższej wyprawie, pozwalając innym historiom dojrzewać z tyłu głowy. Nie wybiegam za daleko w przyszłość.

A poza pisaniem? Co lubisz czytać?

Czytanie jest niezbędne, by móc tworzyć dobre opowieści. Chcę pisać w swoim stylu, rozwijać warsztat i stawiać sobie nowe wyzwania. Jest wielu autorów, po których książki sięgam z wielką przyjemnością. Uwielbiam twórczość Cormaca McCarthy’ego, Colsona Whiteheada, lubię francuskie kryminały, wracam do książek Stephena Kinga i Joego Hilla. Czytam kilka książek jednocześnie w zależności od nastroju, zmęczenia, tego, czego szukam w danej chwili.

Czy powstaje kolejna część cyklu z komisarzem Kreftem? Na jakim jest etapie? I czy możesz zdradzić cokolwiek z fabuły?

Pracuję nad zamknięciem serii. Od początku założyłem, że ta historia będzie rozpisana na trzy tomy. Za każdym razem wracamy do lat 90. i tym razem będzie tak samo, ale zmieni się perspektywa. Powieść ukaże się w 2021 roku, a co stanie się później? Zobaczymy. Nie zamykam cyklu definitywnie, nigdy nie mówiłem, że Robert Kreft nie wróci, że wysyłam go na przedwczesną emeryturę. Jego ewentualny powrót zależy od wielu czynników, to melodia przyszłości. Ważne jest dla mnie zdanie czytelników.

Pandemia Covid-19 bardzo zmieniła rynek książki. Mocno ograniczyła szanse na spotkania z czytelnikami, przemodelowała mapę i model organizowania festiwali literackich. Mocno odczułeś to przy kampanii promocyjnej „Blizny”? Podoba ci się specyfika spotkań online z ich w zasadzie nieograniczonym zasięgiem? Czy jednak tęsknisz za kameralnym, fizycznym kontaktem z czytelnikami?

Każda forma spotkania z czytelnikami ma plusy. Spotkania online mają tę przewagę, że nie musimy wychodzić z domu, żeby porozmawiać o książkach. To bardzo wygodne rozwiązanie. Najbardziej lubię jednak kameralne spotkania z czytelnikami, podczas których można pomówić o wrażeniach z lektury, o procesie pisania, podzielić się spostrzeżeniami. Ten bezpośredni kontakt jest bardzo motywujący i trudno przenieść tę atmosferę do świata wirtualnego. Mam nadzieję, że wkrótce, obok spotkań online, będziemy mogli znów spotkać się ze sobą twarzą w twarz.

Rozmawiał: Mariusz Wojteczek
fot. Radosław Kaźmierczak

Tematy: , , , , ,

Kategoria: wywiady