Nadal przedkładam rzeczywistość realną nad wirtualną ? wywiad z Jarosławem Grzędowiczem

3 marca 2017


Jeden z najpopularniejszych i najważniejszych twórców polskiej literatury fantastycznej ? tym mianem można byłoby z pewnością określić Jarosława Grzędowicza. Każda z jego książek ? czy to antologia opowiadań grozy „Księga jesiennych demonów” czy czteroczęściowy cykl „Pan Lodowego Ogrodu” łączący w sobie elementy fantasy i science fiction ? traktowana jest jako wydarzenie. Nie inaczej jest z powieścią „Hel 3”, w której autor zabiera nas do nieodległej przyszłości, pokazując świat zdominowany przez media i nowe technologie, kreśląc przy okazji obraz dystopijnych społeczeństw z politycznymi intrygami i paramilitarnymi oddziałami na usługach tajemniczych jegomości. W tej fikcyjnej rzeczywistości istnieją ludzie, którzy wierzą, że marzenia ? a konkretnie ponowne ekspedycje kosmiczne ? warto realizować. Nawet za najwyższą cenę. Jarosław Grzędowicz opowiada nam, jak przebiegała praca nad powieścią, co powinno być najważniejszą wartością w życiu każdego człowieka, zdradza, czy istnieje coś takiego jak „gen władzy” i wyjaśnia różnice pomiędzy geniuszem a szaleńcem.

Marcin Waincetel: Współczesny świat nowych mediów jest dla ciebie bardziej fascynujący czy jednak przerażający? Nie sądzę, żeby był on po prostu obojętny. Tak jak trudno jest o obojętność po skończonej lekturze „Helu 3”.

Jarosław Grzędowicz: Korzystam z niego i doceniam wygodę, ale równocześnie mnie przeraża. Szczególnie, jeśli coś człowieka podkusi, żeby spojrzeć na te radosne i kulturalne pogawędki, zwane „komentarzami”. Jak bardzo wiele zjawisk w naszym świecie ma dwa oblicza. Z jednej strony ułatwia dowiadywanie się rozmaitych szczegółów, pod warunkiem że jest się czujnym i umie odfiltrować czyjeś przekonania i propagandę od informacji, a to jest dla autora rzecz bezcenna. Kiedyś sprawdzało się to w bibliotekach. Z drugiej strony, to jest trzęsawisko frustracji i agresji. Kompletnie do mnie nie dociera na przykład fenomen „socjal mediów”. Nie uczestniczę w tym, bo nie mam pojęcia po co. Nie mam potrzeby informowania świata o każdej swojej myśli, uczynku czy zaniedbaniu. Wypowiadam się w książkach i tyle. Nie mam potrzeby ogłaszania Urbi et Orbi, co jadłem na śniadanie, i jeszcze poddawania tego pod publiczną dyskusję.

Nic dziwnego, że na premierę twojej nowej powieści musieliśmy czekać kilka lat. Dokonałeś w niej interesującej analizy geopolitycznych zmian, które obserwujemy już dzisiaj ? choćby powstanie i działalność Państwa Islamskiego. Taka symulacja musiała być chyba niesłychanie czasochłonna…

To była piekielnie trudna w pisaniu książka, co tu gadać. Z jednej strony trzeba było sprawdzać miliony rzeczy, a z drugiej brać pod uwagę to, co działo się za oknem. Tak się złożyło, że jakieś trzy lata temu żyliśmy na zupełnie innej planecie, a potem raptem zaczęło się robić dziwnie. W tego typu książce przyszłość nie jest aż tak odległa, żeby można było tworzyć zupełnie nową rzeczywistość. Żeby tło wyglądało wiarygodnie, musi wynikać z teraźniejszości, a ta zaczęła przypominać jakiś rollercoaster z piekła rodem. Zauważ, że kiedy siadałem do pisania, nie istniało ISIS, Krym należał do Ukrainy, Wielka Brytania mieściła się w Europie, w Paryżu albo Berlinie raczej nikt nie wybuchał. Dość powiedzieć, że ledwo napisałem scenę, w której bohater, taki netowy niby-dziennikarz, ukradkiem nagrywa wybryki polityków, zaraz odbyła się tak zwana „afera podsłuchowa Sowa i Przyjaciele”. Aż się przestraszyłem, a potem musiałem to wszystko przebudować i przemyśleć na nowo, biorąc pod uwagę, że to się już stało w realu. Zabrało mi to miesiące.

Na kartach „Helu 3” wspomina się pewien archaiczny ? z punktu widzenia Norberta i jemu współczesnych ? film „Matrix”. Główny bohater powieści faktycznie został postawiony przed wyborem, przed którym stanął Neo, a więc dalszym życiem w iluzji lub możliwością kształtowania rzeczywistości.

No, może u mnie ta iluzja nie sięga aż tak głęboko. Raczej to jest warstwa rzeczywistości i dezinformacji, obecnie modnie, acz kretyńsko nazwana „postprawdą”. W naszym świecie jest podobnie ? w wielu kwestiach prawdopodobnie jesteśmy fałszywie poinformowani. Cała ta przyszłość w „Helu 3”, to jest taka teraźniejszość turbo. To, co nas otacza, tylko bardziej.

Znaczącej reorganizacji uległo też życie społeczne, o którym piszesz w książce. Ludzie zapragnęli… naturalności, życia z dala od technologii i społecznych zakazów, co ukazano podczas imprezy Tajnego Towarzystwa Degustacyjnego. Wolność powinna być zawsze największą wartością?

Pewnie, że tak. To jest punkt wyjścia do świadomego, suwerennego życia. Jednak scena, o której mówisz, to nie jest przykład zachowania powszechnego w tym świecie. Tajne Towarzystwo jest tajne. To ilustracja tezy, że życie zawsze znajdzie drogę w gąszczu zakazów i nakazów. Kiedy się ludziom zabrania jakiejś ich prywatnej aktywności, po prostu przechodzą do podziemia. Im głębiej te regulacje sięgają, tym więcej będzie zachowań konspiracyjnych.

Skupmy się na Mechaniku i Szamanie. Pierwszy z nich to właśnie konspirator, ekscentryk, który stara się walczyć z systemem. Drugi jest wizjonerem ze środkami potrzebnymi do wyprawy na… Księżyc. Czy nie jest tak, że granica pomiędzy jednym a drugim może być czasem niewyraźna? Szaleniec może przecież zostać niekiedy okrzyknięty geniuszem…

Zdaje się, że geniusz to szaleniec, któremu się udało. Za Teslą ciągnie się opinia ekscentryka i dziwaka, mimo że jak się zdaje, Edison pokonał go dość niesportowo. A postaci, o których wspominasz, były niezbędne dla fabuły. Bez nich zostałaby tylko beznadziejna dystopia, pełna mniej lub bardziej potulnych everymanów. Jednak główny bohater, dzięki tym dwóm, mógł przejść ewolucję od usiłującego przetrwać szarego obywatela do kogoś, kto ma w sobie zarzewie buntu.

„Dom jest tam, gdzie jest twoje serce” ? a może raczej… „gdzie twój datasejf”, jak ma to miejsce w „Helu 3”. Myślisz, że umiałbyś odnaleźć się jako taki nomad przyszłości, który swój dom potrafi zrekonstruować za pomocą samych wspomnień poukrywanych w różnych aplikacjach?

Myślę, że nie. To jest sytuacja skrajna. Może mógłbym tak wegetować ? w końcu taki dom utkany z własnych plików, muzyki, zdjęć, filmów i wspomnień, a wszystko z puszki, może mógłby pomóc mi przetrwać, gdyby życie naprawdę źle się potoczyło. Ale ja chyba w ogóle nie przetrwałbym w tym świecie. Nadal przedkładam rzeczywistość realną nad wirtualną. Potrzebuję miejsca na ziemi, w sensie fizycznym, nie cyfrowym. Kontaktów z żywymi ludźmi, własnej przestrzeni.

Jest coś bardzo niepokojącego w obrazie władzy w „Helu 3”. Ta władza ma posmak dzikości ? i to całkiem dosłownie, biorąc pod uwagę sceny w pewnej restauracji, gdzie spotkali się prominentni politycy z przyszłości naszego kraju… Czy dyplomaci i dygnitarze są osobami ? mówiąc metaforycznie ? z zapisanym genem drapieżcy?

Uważam, że im jest najłatwiej działanie tego genu uzewnętrzniać. Sama działalność polityczna opiera się na konflikcie i konfrontacji. Częściej projekcyjnej niż bezpośredniej, ale jednak. Po drugie im ? i mam tu na myśli polityków naszych czasów w ogóle, nie tylko w Polsce ? dużo więcej uchodzi na sucho. To nie te czasy, kiedy kierowali się choćby czasem racją stanu albo poczuciem osobistej odpowiedzialności. Teraz chodzi o doraźną skuteczność w rozgrywce, interes koterii czy stada, połączone z poczuciem bezkarności. My dostajemy jasełka reżyserowane przez spin-doktorów.

Wierzysz, a może inaczej ? pokładasz nadzieję w moc słowa? W rolę liderów opinii? W MegaNecie, który trafnie i plastycznie charakteryzujesz jako wielooką bestię, liczy się sam przekaz informacji. Obraz, którego autor może być zupełnie anonimowy.

To jakieś duże słowa. Na poziomie sensacyjnej powieści science fiction mogę najwyżej zasiać w czytelniku wątpliwości, skłonić do refleksji i chwili zadumy. A potem liczyć na to, że taki człowiek będzie potrafił się sprzeciwić, kiedy sprawy zajdą za daleko.

Końcowe fragmenty książki ? sceny na Księżycu ? to z jednej strony żywiołowo rozpisana akcja, elementy militarystyczne, z drugiej zaś… znaleźć w nich można nieco elementów mistycznych. Aż szkoda, że historia kończy się w takim momencie.

Musiała się tak skończyć. Jak się zastanowić, to wszystko zostało powiedziane i zrobione. Można rozważać, co mogło się wydarzyć dalej, ale te wątpliwości mają większe znaczenie, niż gdyby dopowiedzieć wszystko do końca. Kiedyś tego typu otwarte zakończenia były wręcz znakiem rozpoznawczym fantastyki naukowej. To fantasy przyzwyczaiło nas, że wszystko trzeba ciągnąć aż do ?i żyli długo i szczęśliwie?. I żeby nie było, że mam coś przeciwko fantasy albo zamkniętym zakończeniom. Tyle że na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce.

Sakramentalne pytanie, którego nie mogło zabraknąć: Czego możemy spodziewać się w nowej książce? Jeszcze nigdzie niezapowiedzianej, a czy w ogóle planowanej? Można domniemywać, że miłośnicy grozy z chęcią poznaliby kolejną „Księgę jesiennych demonów”.

Za wcześnie, by o tym mówić. Jestem na etapie obracania w głowie różnych projektów. Może to będzie groza, może jeszcze coś innego, ale na pewno coś zupełnie innego niż „Hel 3”. Coś w pewnym sensie lżejszego i pogodniejszego (wiem, że to brzmi dziwnie w ewentualnym kontekście horroru). Chciałem napisać tę książkę, ale naprawdę było ciężko. Potrzebuję zmiany nastroju.

Jeszcze jedno. Wypowiedź Giordana Bruna, włoskiego humanisty epoki renesansu, którą przytoczono na początku powieści „Hel 3”, brzmi: „Jesteśmy niebem dla księżyca”. Jakaś wskazówka odnośnie znaczenia motta dla całej historii…?

No nie. Tłumaczenie motta jest jak tłumaczenie dowcipu. Motto jest po to, żeby się nad nim zastanowić. Przyjmijmy, że mówi coś o wzajemnym znaczeniu tych dwóch ciał niebieskich. Ale o właściwą wykładnię trzeba by się zwrócić do Giordana Bruna i może rozważyć jego karierę we współczesnym mu świecie. Ale to tylko taka luźna sugestia.

Rozmawiał: Marcin Waincetel
fot. Fabryka Słów

Tematy: , , , , ,

Kategoria: wywiady