Moi bohaterowie ostatecznie zawsze wybierają dom, hotel, Warszawę ? wywiad z Sylwią Zientek

9 października 2019


O Stanisławie Auguście Poniatowskim, jego rządach i układach z pewną warszawską hotelarką, opisywaniu stolicy, poszukiwaniu własnego domu, a także życiu i tworzeniu na obczyźnie rozmawiamy z Sylwią Zientek. Okazja do rozmowy jest wyjątkowa ? autorka skończyła pracę nad swoją trylogią „Hotel Varsovie”. Trzeci i ostatni tom pt. „Królewski szpieg” ukazał się we wrześniu w księgarniach.

Marcin Waincetel: Jakie uczucia towarzyszą pani po zakończeniu całego cyklu? Poświęciła mu pani przecież sporo czasu…

Sylwia Zientek: Ostatnie miesiące pracy nad „Królewskim szpiegiem” były naładowane emocjami. Przez 4 lata pracy nad cyklem zżyłam się z bohaterami, chciałam, aby ich losy były sumiennie nakreślone, a ich życie mimo wszystko niepozbawione szczęścia. Towarzyszyła mi też ogromna nostalgia za Warszawą, która narastała z każdym dniem mojego oddalenia od miasta. Tęskniłam i tęsknię nadal ogromie. Tak się bowiem ułożyło moje osobiste życie, iż z uwagi na pracę męża całą rodziną przenieśliśmy się do Luksemburga, miejsca pod wieloma względami bardzo różniącego się od Warszawy. Kończąc książkę, żegnałam nie tylko bohaterów, których szczerze polubiłam, żegnałam sam hotel ? bardzo realny w mojej wyobraźni ? ale też żegnałam się z moim miastem i domem. Rozstałam się z Warszawą, ale też materią stanowiącą miąższ dla wielu powieści. Nawet jeśli zamieszkam tu znowu ? nie wiem, czy za dwa lata czy za lat dziesięć ? to miejsce będzie już innym domem, będę je w pewnym sensie znowu oswajać, bo „moja” Warszawa to Warszawa z czerwca Anno Domini 2018.

Czy naprawdę czuje pani, że to już koniec historii, że dalej… nie ma już nic? Pytam nieco prowokacyjnie, bo przecież w „Królewskim szpiegu” ? chyba jeszcze bardziej niż w poprzednich tomach ? słychać echo współczesności, żeby wspomnieć choćby aferę reprywatyzacyjną.

Odnośnie tego, czy cykl „Hotel Varsovie” uważam za zamknięty, przyznam, iż właśnie w ten sposób podchodząc do cyklu, konstruowałam trzecią część. Chciałam, aby trzy tomy utworzyły zamkniętą całość, a jednocześnie, aby „Królewski szpieg” możliwy był do przeczytania, nawet jeśli nie miało się sposobności poznania dwóch poprzednich książek.

Oczywiście możliwe są spin-offy i możliwości są naprawdę duże. Jednak to nie nowoczesność mnie pociąga, kusi mnie idea powieści gotyckiej z udziałem np. Reginy Żmijewskiej. Z biegiem czasu okazało się, że afera reprywatyzacyjna właściwe została wyciszona, znikła jako temat z debaty, przestała być tematem ważnym społecznie. Szkoda.

Zastanawiam się, na ile doświadczenie życia za granicą wpłynęło na melodramatyczne akcenty ostatniego tomu cyklu. Bo przecież „Hotel Varsovie” to historia ? między innymi ? o poszukiwaniu własnego domu, rodziny, ojczyzny.

Bez wątpienia tęsknota za krajem, jaką odczuwałam, pisząc ostatnie rozdziały książki, wpłynęła na jej treść. Trudno mi powiedzieć dokładnie jak bardzo. Starałam się nie być nadto sentymentalna, ale z drugiej strony pisanie „Hotelu Varsovie” było swoistym lekarstwem na moje smutki, których nikt ? za wyjątkiem kilku dosłownie osób ? za bardzo nie rozumiał. Panuje u nas przekonanie, że gdzie indziej jest zdecydowanie lepiej niż w Polsce. Tymczasem trzeba wyjechać na dłuższy czas, by docenić wiele aspektów życia w kraju. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji politycznej w kraju, moje poglądy w tej kwestii są jasne. Rzeczywiście książka opowiada o przywiązaniu do miasta, do miejsca pochodzenia, czasami silniejszego od marzeń, od racjonalnych rozwiązań. W końcu moi bohaterowie ostatecznie zawsze wybierają dom, hotel, Warszawę… Wybór ten wydaje się oczywisty.

W „Królewskim szpiegu” czytamy o dworskich intrygach, spiskach i paktowaniach w XVIII wieku, słowem ? o początku końca polskiej państwowości. Z jaką intencją pisała pani o burzliwych i kontrowersyjnych rządach Stanisława Augusta Poniatowskiego?

Ogromnie zależało mi na tym, aby w wątku XVIII-wiecznym pojawił się Stanisław August Poniatowski, bo to nie tylko fascynująca postać historyczna, ale też król i człowiek, którego wciąż nie doceniamy. Pokutuje uproszczone spojrzenie na osobowość króla, jego służalczość wobec Rosji, frywolne usposobienie. Tymczasem wystarczy przeczytać „Pamiętniki króla”, aby natychmiast zmienić zdanie na jego temat. Polecam też powieść Józefa Hena „Mój przyjaciel król”, w której władca przedstawiony jest jako mąż stanu, człowiek w pełni świadomy swojej tragicznej sytuacji, splotu historii, w jaką został uwikłany. To bardzo przejmujący portret Poniatowskiego. Warto zrewidować swoje poglądy na temat króla. Był oczywiście kobieciarzem, sama podkreślam to poprzez dosyć frywolny wątek „polowań” (swoją drogą autentycznych) na seksualne partnerki. Jednak był doskonale wykształconym, świadomym swej roli i międzynarodowej sytuacji politykiem, a dobro kraju było dla niego zawsze najbardziej istotne. To właśnie on z uwagi na zaangażowanie kilku krajów w polskie sprawy doprowadził do powstania nowoczesnego, jak na tamte czasy, wywiadu szpiegowskiego. W celach wywiadowczych naprawdę korzystał z pomocy pewnej niewiasty prowadzącej warszawski hotel. W testamencie król zapisał jej wysoką, dożywotnią rentę. Dama ta inwigilowała klientów i dostarczała cenne informacje. Kiedyś przeczytałam na ten temat artykuł i wówczas pojawił się pomysł napisania książki o hotelu, w którym klienci są przedmiotem szpiegowskich manipulacji…

W trylogii „Hotel Varsovie” widać wielką troskę o detale, tak obyczajowe, scenograficzne, jak i kulturowe. W jaki sposób musiała się pani przygotować, aby móc tak sugestywnie opisać Warszawę jako swoistą świątynię sztuki?

Nie ma w tym niestety niczego nadzwyczajnego, żadnej sekretnej metody. Przygotowania sprowadzają się do czytania pozycji historycznych, wertowania starych gazet, najróżniejszych źródeł… Ja się w to po prostu ogromnie angażuję, emocjonalnie, czasowo, finansowo. Zgromadziłam ogromną ilość varsavianistycznych książek, albumów. Sztuka jest obszarem, który szczególnie mnie interesuje, jest tą siłą, która budzi zachwyt, budzi twórczą energię i potrafi wzbudzić niezwykłe pragnienia. To dzięki sztuce pracuje moja wyobraźnia. Chciałam zwrócić uwagę czytelników na Warszawę jako miejsce, w którym sztuka była ważna i to od XVII wieku do czasów obecnych. Dlatego z uporem akcentowałam różne przejawy artystycznej działalności: od architektury kościołów, pałaców, kamienic, przez niezwykłe pomysły Poniatowskiego (Łazienki jako publiczne muzeum), po wiek XX, rozwój kinematografii i modernizm.

Co by nie sądzić o rządach Stanisława Augusta Poniatowskiego, trzeba powiedzieć, że uchodził za wielkiego mecenasa kultury. Wiadomo też, jak wielką rolę spełniała sztuka w czasie naszej narodowej niewoli, dowiadujemy się zresztą o tym również z kart cyklu „Hotel Varsovie”. Zastanawiam się, co według pani sprawia, że niektóre dzieła sztuki (literackie, filmowe, muzyczne, architektoniczne) są ponadczasowe?

Zapewne w określonej sytuacji politycznej przed sztuką stoją konkretne zadania, a dzieła sztuki spajają ducha wspólnoty i spełniają rolę przekaźnika zbiorowej pamięci. Jednak tym, co sprawia, że dane dzieło zyskuje charakter ponadczasowy, jest odporna na upływ czasu, uniwersalna zdolność wywoływania emocji przez dany utwór literacki, obraz, budowlę czy film. Dlaczego Szekspir wciąż wyjaśnia nam mechanizmy kierujące ludzką naturą? Dlaczego filmy Barei wciąż są aktualne? Jak to się dzieje, że dana budowla ma dla ludzi znaczenie wykraczające poza funkcjonalność i wrażenia estetyczne? Oczywiście w dzisiejszych czasach może wydawać się, że nie bez znaczenia jest element promocji ? czy to o charakterze komercyjnym czy politycznym ? ale nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy za 50-100 lat, o ile cywilizacja przetrwa, murale Banksy’ego będą pamiętane, czy „Harry Potter” będzie czytany, czy ludzie oglądać będą Tarantino? Tego nie wiemy, nie znamy efektu, jaki wywoła upływ czasu. Z tego właśnie względu sztuka niesie za sobą tak wielką siłę. Bieg historii, pewne wydarzenia nadają jej kontekst, który jest niemożliwy do przewidzenia w momencie, gdy dane dzieło powstaje.

Która postać z trylogii „Hotel Varsovie” stała się pani najbliższa? Kto i z jakich powodów mógłby kontynuować prowadzenie przybytku, gdyby hotel przetrwał wojnę?

Przywiązałam się do co najmniej kilku postaci, które raz powołane do życia, zaczęły niejako wymykać się z ram mojej wyobraźni. Ogromnie bliscy są bohaterowie wykluczeni, zwłaszcza malarka Waleria Żmijewska, a także zmagająca się z problemem tożsamości płciowej Antonina Żmijewska. Najlepiej z prowadzeniem hotelu, który jest jednak interesem o charakterze komercyjnym, poradziła sobie Kalina, postać z XVII wieku, a także Eleonora na przełomie XIX i XX wieku. Te dwie panie są zresztą ulubionymi bohaterkami czytelników cyklu. Gdyby hotel miał szansę przetrwać wojenną zawieruchę i istnieć dalej (choć w realiach PRL-u byłoby to trudne), widziałabym w roli kontynuatorki Elżbietę (Ellę), zakochaną swego czasu w młodej Poli Negri, kobietę z dużym potencjałem twórczym, której los zdeterminowały w dużej mierze wydarzenia historyczne. Ona sama nie bardzo wiedziała, co zrobić ze sobą w życiu, jak ukierunkować swoją energię i wykorzystać talenty. Byłoby wspaniale, gdyby mogła prowadzić hotelik przyjazny osobom wymykającym się normom społecznym lat powojennych!

Załóżmy, że teraz to Sylwia Zientek przejmuje Hotel Varsovie. Jakie zasady by w nim wprowadziła? Kto mógłby tam znaleźć schronienie? Co stanowiłoby wyróżnik tego miejsca?

Gdybym miała okazję faktycznie urzeczywistnić hotel Varsovie, byłoby to miejsce przyjazne wszelkim indywidualnościom i ludziom prezentującym każdą możliwą życiową ideologię, oczywiście taką, która jest zgodna z prawem i opiera się na szacunku dla innych osób. Jestem przeciwna ideologiom selektywnym i narzucaniu ludziom określonego światopoglądu. Dlatego w hotelu Varsovie byliby widziani ludzie jak najbardziej różnorodni. Byłoby to miejsce zaprojektowane w scenerii rodem z filmów Wesa Andersona (jak w „Grand Budapest Hotel”), pełne kolorów i deseni, gdzie choć przez chwilę każdy gość może stać się kimś, kim pragnie być. Czasami przytłacza nas klaustrofobia egzystencji ? od urodzenia do śmierci jesteśmy wciąż tą samą osobą. Nie każdy z nas, nie zawsze może sobie pozwolić na bycie sobą ? nawet jeśli chodzi o sam wygląd. Hotel jako miejsce, gdzie przebywamy tylko przez chwilę, umożliwia tymczasową ucieczkę od codziennej egzystencji, pozwala być na moment kimś innym. Może ze względu na specyficzny charakter tej instytucji wybrałam hotel, jako główny motyw książki…

Rozmawiał: Marcin Waincetel
fot. Wojtek Biały

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: wywiady