„Matki”, nowe spojrzenie na Gułag ? wywiad z Pavolem Rankovem i tłumaczem Tomaszem Grabińskim

26 maja 2015

wywiad-pavol-rankov-1
Słowacki pisarz jako prozaik debiutował w 1995 zbiorem opowiadań „Z perspektywy czasu”, w tym samym roku otrzymał prestiżową Nagrodę im. Ivana Kraski. W 2011 ukazał się polski wybór utworów Rankova pochodzących z trzech książek, zatytułowany „Bratysława jest mała”. Pierwszą powieść „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)” autor wydał w 2008 roku, a w 2014 otrzymał za nią Nagrodę Literacką Europy Środkowej „Angelus”. Jego druga powieść ? „Matki” ? właśnie ukazała się na rynku polskim w tłumaczeniu Tomasza Grabińskiego.

Milena Buszkiewicz: Dlaczego za temat swojej powieści obrał pan matki i zdecydował się podjąć dyskusję o relacji nie tylko kobiet między sobą, ale i zależności kobiety od sytuacji politycznej?

Pavol Rankov: Zawsze jest tak, że podczas pisania autor musi się wczuć w swojego bohatera, musi odczuwać względem niego empatię. W sumie jest to całkiem obojętne, czy wczuje się w postać mężczyzny czy też młodej kobiety. Zabrałem się za napisanie tej powieści, ponieważ chciałem też sam dla siebie zobaczyć, sprawdzić i przeanalizować, jak młode kobiety mogły rodzić w takiej trudnej sytuacji, w miejscu, jakim był Gułag. Nasze pierwsze wyobrażenie Gułagu, pierwsze skojarzenie ? to mężczyźni, którzy tam cierpią. Właśnie dlatego bohaterem tej powieści uczyniłem kobietę, i to jeszcze z dzieckiem, chciałem jeszcze bardziej podkreślić absurd całej sytuacji.

Mówi Pan, że wystarczy wczuć się w rolę. Mimo wszystko mężczyźnie musi być dużo prościej wcielić się w rolę mężczyzny niż kobiety?

PR: Nie wiem, czy akurat największa różnica między ludźmi polega na odrębnej płci. Naturalnie trudno mi samemu odpowiedzieć na pytanie, czy potrafię wczuć się w postać kobiecą. Póki co w żadnej z recenzji nie pojawił się zarzut, że moja postać jest oderwana od rzeczywistości i że „co ja mam do powiedzenia na temat kobiet”. Przyczyną tego może być fakt, że być może taki czysto kobiecy czy czysto męski punkt widzenia po prostu nie istnieje.

Kolejnym dużym wyzwaniem było napisanie książki o Gułagu, w którym przecież pan nie był. Jak przebiega konfrontacja z osobami, które przeżyły traumę?

PR: Zanim rozpocząłem pracę nad tą książką, sporo czytałem na ten temat, głównie źródeł archiwalnych. Przede wszystkim wspomnienia ludzi, którzy byli w Gułagu, przeżyli obóz, na przykład książki Sołżenicyna. Drugim źródłem były wspomnienia zbierane metodą oral history ? więźniów, którzy przeżyli Gułag. Trzeci rodzaj źródła to książki historyczne, na przykład pozycje autorstwa Anne Applebaum.

Jak „Matki” zostały odebrane przez osoby, które jeszcze mają to gdzieś w pamięci?

PR: Jeśli rozmawiałem bezpośrednio z ludźmi, którzy przeżyli Gułag, robiłem to, zanim książka powstała. Właściwie nie mam wiedzy na temat, jak ludzie, którzy przeżyli Gułag, odbierają moją książkę, między innymi z tej przyczyny, że ci ludzie są już bardzo starzy.

rankov-matkiTo trochę jak studentka z pana książki: zbiera materiały, rozmawiając z różnymi osobami. Ona podczas badań napotyka na opór ze strony promotora. Czy taki „promotor”, być może wewnętrzny, gdzieś nad panem czuwał?

PR: Podczas pracy nad tą książką nie miałem jakiegoś specjalisty, który w jakikolwiek sposób by mnie kontrolował, tak jak promotor pracę magisterską. Wręcz na odwrót, jest trochę tak, że w postaci książkowego promotora zawarłem swoje wieloletnie doświadczenia jako nauczyciela akademickiego pracującego ze studentami. Generalnie mówiąc, zawsze pojawia się problem historii, która chce być obiektywna. Historycy mają tendencje do zapominania o konkretnych ludziach. A tym, co mnie najbardziej interesuje w tej powieści, jest to, jak autentyczny człowiek zachowałby się w autentycznej sytuacji.

Literatura obozowa jest bardzo trudnym tematem już dla samego czytelnika, nie wyobrażam sobie, jak bardzo musi obciążać samego autora. Jak pan przeżywał proces pisania tej książki?

PR: Na Słowacji jest taki pisarz Peter Juszczak, który zbierał świadectwa, wspomnienia ludzi, którzy zostali przymusowo wysiedleni, wywiezieni do Związku Radzieckiego. Opublikował on jedną książkę zawierającą wspomnienia tych ludzi i drugą ? powieść przedstawiającą przeżycia konkretnej osoby. Rozmawialiśmy z Petrem, czy w ogóle jest możliwe opisanie tych przerażających wydarzeń z Gułagu. Zgodziliśmy się co do tego, że napisanie kompletnej prawdy nie jest możliwe, ponieważ już nikt nie byłby w stanie tego przeczytać.

Dlatego na potrzeby powieści wymyśliłem mały obóz, o którym więźniarki, znające już inne obozy, mówią, że jest całkiem przyjemny, lepszy od innych, prawie tak dobry, jak obóz pionierski. Posunąłem się do tego, że wymyśliłem taki lepszy Gułag niż zwykły dlatego, by w ogóle móc pisać na ten temat.

Opisuje pan część intelektualną całego procesu, ale co z emocjami?

PR: Był to trudny proces, ale traktowałem go jako część swojej pracy. Czasami było to niezwykle ciężkie, ale skoro postanowiłem napisać tę powieść, to starałem się mimo wszystko kontynuować pracę.

Były momenty, kiedy wątpił pan w tę książkę? Myślał nad tym, by ją przerwać, nie kończyć?

PR: Oprócz linii Gułagu, sam dla siebie wymyśliłem wątek współczesny. Zrobiłem to po to, by kiedy już nie będę miał siły pisać o Gułagu, móc przełączyć się na tę drugą, lżejszą historię. Wyzwaniem było dla mnie napisanie tej powieści w taki sposób, żeby czytelnik poradził sobie z tym, że przeszkadzam mu w lekturze opowieści o Gułagu wątkiem współczesnym, ale jednak nie zniechęcił się do przeczytania książki w całości. Z jednej strony utrudniałem zadanie czytelnikowi, ale z drugiej – żywię nadzieję, że się z tym jednak pogodzi i książkę doczyta.

W książce pojawia się bardzo dużo słów zaczerpniętych z rosyjskiego, które nie zostały przetłumaczone.

Tomasz Grabiński: Dla odmiany, w porównaniu ze „Zdarzyło się pierwszego września…” nie tłumaczyliśmy nic.

To może stanowić wyzwanie dla czytelnika, wybija z rytmu, nie pozwala przeczytać książki szybko, wymaga skupienia. Co miał na celu taki zabieg?

PR: Kiedy studiowałem literaturę na ten temat, w książkach i we wspomnieniach wielokrotnie pojawiały się różne słowa opisujące sytuacje w Gułagu, charakterystyczne dla tamtej rzeczywistości – głównie rosyjski slang. Wydawało mi się, że jeśli te słowa pojawią się w powieści, to nie tylko będą lepiej dopełniać obraz Gułagu, lecz także zwiększą autentyczność książki. Starałem się jednak być ostrożny w posługiwaniu się nimi, żeby nie utrudniało to zbyt mocno lektury.

TG: Trzeba powiedzieć, że zarówno w pierwszej książce, jak i w drugiej jakiekolwiek wyrazy obcojęzyczne nie były tłumaczone. To, że w „Zdarzyło się pierwszego września…” wszystkie słowa węgierskie zostały przełożone na polski, to był nasz wydawniczy zabieg, ponieważ uznaliśmy, że Polacy dużo gorzej znają węgierski i lektura bez słownika będzie bardzo trudna. Natomiast w przypadku „Matek” nie przyszło mi do głowy, aby robić słownik rosyjskich wyrażeń, nie wydawało się też konieczne ich przekładanie, ponieważ obcych wyrażeń jest dużo mniej niż w pierwszej powieści i jednak są zrozumiałe dla polskiego odbiorcy. Nawet jeśli jakieś wyrażenie nie będzie w pełni jasne, można odczytać je z kontekstu, zostały dodatkowo opisane.

wywiad-pavol-rankov-2

Jak ta książka została przyjęta na Słowacji? Nie pytam o nagrody, ale o zwykłego czytelnika.

PR: Ta powieść miała skomplikowane losy jeszcze zanim została opublikowana. Spowodowało to, że już na początku miała słabą dystrybucję. Zanim książka na dobre została wydana, to wydawnictwo zbankrutowało i upadło. Za względu na nietypowe okoliczności dystrybucja książki była po prostu dziwna. Zaskoczeniem dla mnie było to, że książka zyskała popularność w środowiskach religijnych. Pisało się o niej na różnych forach chrześcijańskich, w czasopismach tego rodzaju. Kwestia wiary opisana w książce okazała się dla niektórych czytelników istotna. Potem przyszło mi do głowy, że może tak się stało, ponieważ w słowackiej literaturze praktycznie już nikt nie porusza kwestii wiary, nie pisze o sprawach, które wykraczają poza życie codzienne. Taki obrót spraw był dla mnie zupełnym zaskoczeniem.

Na co dzień pracuje pan w Katedrze Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej, badał pan poziom czytelnictwa, więc kto jak kto, ale pan wie najlepiej, jak wygląda rynek wydawniczy na Słowacji. Wiemy już, że jedno wydawnictwo upadło, ale jak prosperują inne?

PR: Maksymalna ilość osób, które mogą przeczytać książkę na Słowacji po słowacku, to 4,5 miliona ludzi. Rozmawiałem raz z jednym polskim wydawcą, który powiedział mi, że dla narodu, który liczy sobie 4,5 miliona potencjalnych czytelników, nie zacząłby nawet wydawać. Mieszkańców Słowacji jest 5,5 miliona, z czego pół miliona to są Węgrzy, a pół miliona – Romowie. Druga ważna rzecz, która określa rynek na Słowacji, to fakt, że Słowacy są dwujęzyczni. Drugim językiem, w którym swobodnie czytają, jest język czeski. W związku z tym jeśli jakaś książka pojawi się na rynku w języku czeskim, to słowacki wydawca dwa razy się zastanowi, zanim zdecyduje się wydać tę samą książę po słowacku. Niestety nie działa to w drugą stronę: Czesi nie czytają książek po słowacku. Zatem sytuacja na naszym rynku wydawniczym jest bardzo skomplikowana.

A co się czyta na Słowacji? Po co najchętniej sięgają czytelnicy?

PR: Wydaje mi się, że na Słowacji jest tak jak w Polsce. Chociaż można zauważyć, że trendem ostatniej dekady są powieści pisane prze kobiety, co często lekceważąco nazywa się literaturą kobiecą. Popularne są powieści autorek słowackich. To kilkanaście pisarek, co roku pojawią się nowe, a każda z nich potrafi rocznie napisać dwie, trzy książki. Podejrzewam, że wśród 10 najlepiej sprzedających się pisarzy na Słowacji znajdą się kobiety.

Czy pamięta pan jakąś anegdotę związaną z powstaniem „Matek”?

PR: Ciekawe jest to, że pisałem tę książkę mniej więcej przed pięcioma laty i wydawało mi się wtedy, że piszę powieść historyczną, ale moja mama, mająca wówczas ponad 80 lat, po lekturze powieści zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Widzisz, jak Rosjanie tu do nas wkroczą, to na pewno cię zamkną”. Wtedy się z tego śmiałem, ale w ciągu tych pięciu lat sytuacja na świecie tak się zmieniła, że wcale nie jest mi już do śmiechu. Być może to też jest sens pisania powieści historycznej, żeby ludzie dostrzegali analogię między przeszłością a czasami współczesnymi.

Rozmawiała: Milena Buszkiewicz

Powieść Pavola Rankova „Matki” do nabycie w księgarni wydawnictwa Książkowe Klimaty.

Tematy: , , , , , , , , , , ,

Kategoria: wywiady