Krótka smycz czeka na nas, zwykłych ludzi ? wywiad z Igorem Brejdygantem, autorem „Układu”

26 czerwca 2019


Igor Brejdygant, pisarz, scenarzysta i reżyser, opublikował swoją czwartą powieść kryminalną i jednocześnie drugą, po wyróżnionej Nagrodą Specjalną im. Janiny Paradowskiej „Rysie”, część serii o komisarz Monice Brzozowskiej. „Układ” to wyjątkowo aktualna dzisiaj opowieść o tym, jak wysoko sięgać może tytułowy układ, opowiedziana z perspektywy człowieka wrabianego w przestępstwo, którego nie popełnił. O historiach, które nigdy nie wyjdą na światło dzienne, o przestępcach, którzy nie znajdą się na pierwszych stronach gazet, i ludziach, których wpływy sięgają zbyt wysoko, by ktoś odważył się ich ruszyć, dowiecie się, czytając poniższą rozmowę z autorem.

„Układ” przekracza granice gatunku, jakim jest kryminał. To powieść niebezpiecznie bliska rzeczywistości. Przestępcy nie są w nim ludźmi z pierwszych stron gazet, a jednak ich wpływy sięgają bardzo wysoko. Uważa pan, że są historie, które nigdy nie wyjdą na światło dzienne? Takie, których nigdy do końca nie poznamy?

Powiem więcej, mam wręcz wrażenie, że świat dzieje się w tej chwili na jakichś dwóch platformach, które są wprawdzie ściśle od siebie zależne, ale widoczna jest tylko jedna z nich. Z tej drugiej czasem coś wycieknie, ale wtedy właściwie możemy być pewni, że wyciekło, bo tak miało być, bo ktoś spod spodu rozgrywa właśnie swoją „partię szachów”.

Dopiero ten drugi świat jest prawdziwy?

Na pewno wpływowy. My tutaj, na powierzchni, jesteśmy tak bardzo zamotani nieprawdopodobną ilością informacji, że te w oczywisty sposób nieprawdziwe przestają być jako takie rozpoznawane. Jeśli jutro rosyjscy hakerzy rozpowszechnią newsa, że jednak ziemia jest płaska, to spory odsetek ludzi w to uwierzy. Zresztą sami dorzucamy do tego cegiełkę generując ogromną ilość danych. To wszystko gdzieś tam krąży, a dla tych, którzy bełtają opinii społecznej w głowach, jest niezwykle użyteczne.

W pana powieści giną świadkowie, którzy mieli pomóc policji w doprowadzeniu na ławę oskarżonych szajkę pedofilów. Okazuje się, że również byli bezpośrednio uwikłani w przestępczy proceder. Kat staje się ofiarą, a układ jest znacznie bardziej skomplikowany niż przypuszczamy.

Kat i ofiara ? to klasyczna figura. Dziś jej najlepszym przykładem są księża pedofile, którzy, jak się okazuje, byli niegdyś jednocześnie informatorami służby bezpieczeństwa, z czym, jak sądzę, niekoniecznie było im po drodze, ale nie mieli wyjścia, bo milicja miała na nich po prostu haka w postaci ich seksualnych skłonności. To był PRL, możliwości techniczne i inwigilacyjne znacznie mniejsze, wyobraźmy sobie na ilu ludzi mogą być haki dziś i ilu w związku z tym chodzi u kogoś na krótkiej smyczy.

Szantaż, inwigilacje, różne formy przemocy, zbrodnia ? współczesny świat jawi jako jako złowroga matnia? Czy w ogóle jest szansa na wyjście z niej?

Myślę, że jedna ze stron, czyli nasi rodzimi ale też światowi populiści, wcale nie chcą wychodzić, bo matnia im służy, bo oni sami są matnią tak naprawdę. Krótka smycz czeka na nas, zwykłych ludzi. Fake newsy, hejt, sfingowane oskarżenia, inwigilacja, haki, postprawda, a przede wszystkim żądna igrzysk publiczność, która tylko czeka na czyjeś potknięcie, na to, by okazało się, że ten, który był do tej pory fajny, ma coś za uszami. Utrzymanie opinii o własnej uczciwości w tych warunkach jest karkołomnym zadaniem. Samo bycie uczciwym to dzisiaj zdecydowanie za mało.

„Układ” to jednak przede wszystkim historia kobiety, która z całych sił stara się odnaleźć w brutalnym, patriarchalnym świecie. W otaczającej nas rzeczywistości kobiety muszą nadal walczyć o swoją pozycję zawodową i społeczną. Z dobrym skutkiem?

Z różnym niestety. W mojej książce kobieta walczy, ale nie tylko po to, żeby się odnaleźć, ale też po to, by ten świat uczynić lepszym. Czy jej się to udaje? Tego powiedzieć nie mogę, bo odpowiedź byłaby fatalnym spoilerem. Na marginesie jednak dodam, że ja w ogóle uważam, że dobrze by było dla świata, szczególnie teraz, gdyby mężczyzn na jakiś czas pozbawić praw wyborczych. Kobiety nie miały ich setki lat, więc byłaby to jakaś dziejowa sprawiedliwość. Coś mi mówi, że lepiej poradziłyby sobie z tym bałaganem.

Wywodzi się pan ze środowiska filmowego, jest pan wziętym scenarzystą. Czy „Układ” miał swój pierwowzór? Czy jest niezrealizowanym filmem?

Nie. To znaczy owszem, kiedyś, dawno temu, gdzieś u początków mojej pracy dla filmu popełniłem kilka odcinków autorskiego serialu pod roboczym tytułem „Układ”, ale to miało dotyczyć innych czasów i zupełnie innej historii. Wtedy „Układ” sięgał zamierzchłej przeszłości, jego najnowsza inkarnacja dotyczy niestety „tu i teraz”. Można by wręcz, odbijając się od znanego i lubianego tytułu jednego z klasyków kinowego science fiction, zatytułować tę książkę „Układ kontratakuje”. (śmiech)

Film czy książka? Ma pan jakiegoś faworyta? Czy te dwie formy ekspresji twórczej da się w ogóle porównać?

Da się porównać oczywiście, bo w obu chodzi głównie o to, żeby opowiedzieć historię, a przy okazji jakąś swoją wizję świata. Powieść to mniej reguł. Żeby ją napisać wystarczy dużo czytać, mieć coś do powiedzenia i posiadać oczywiście talent. Ze scenariuszem sprawa jest już bardziej skomplikowana, bo film to mnóstwo dramaturgicznych zasad, których trzeba przestrzegać. Jeśli się tego nie zrobi, finalny efekt będzie albo nużący, albo dziwny i trudny w oglądaniu. Nie mam nic przeciwko dziwnym filmom, ale jeśli chce się z tego żyć, to trzeba umieć pisać według reguł. Trudno mi natomiast powiedzieć, gdzie czuję się lepiej. Właściwie przez cały czas zanurzam się na zmianę, to w jednym, to w drugim świecie. Może w filmie jest trochę bliżej do słowa „koniec”, w odcinku serialu jeszcze bliżej i to jest przewaga scenariusza nad powieścią. (śmiech)

Gdyby jednak miała powstać ekranizacja „Układu”, kogo widziałby pan w rolach głównych bohaterów?

Kiedy piszę, nie myślę twarzami znanych ludzi, póki co nie zastanawiałem się też nad obsadą, ale na pewno widziałbym w niej bardziej aktorów dobrych niż tych znanych, choć oczywiście jedno nie wyklucza drugiego. (śmiech) Na szczęście mamy ich trochę. W roli głównej myślałem o Kamili Baar-Kochańskiej, która zresztą zostawiła już na „Układzie” swój ślad w postaci blurbu. Magda Schejbal też pasowałaby idealnie.

Kto jest dla pana wzorem albo autorytetem? Chodzi zarówno o pisarzy, także tych specjalizujących się w literaturze sensacyjno-kryminalnej, jak i reżyserów, twórców seriali.

W serialach często najważniejsi są ich autorzy. To nieco szersza kategoria niż tylko scenarzysta. Nic Pizzolatto („True Detective”), Alex Gansa, Howard Gordon („Homeland”), Vince Gilligan („Breaking bad”), ostatnio Craig Mazin (wyśmienity „Czarnobyl”) ? to absolutna czołówka. Ale reżyserzy też bywają ważni, szczególnie ci, którzy formatują serial, na przykład David Fincher, Steven Frears, czy Justin Lin. Jeśli chodzi o kino ? to tu już reżyserzy rządzą w pełni ? Coppola, Tarantino, Scorsese, Tornatore, Tony Scott, brat Ridleya, którego filmy osobiście wolę, bo więcej w nich typowo filmowych emocji. Jest jeszcze Almodovar, Peter Weir i wielu innych, także Polacy: Andrzej Wajda i Krzysztof Kieślowski ? bardzo ważna postać w moim duchowym rozwoju. Cenię też Smarzowskiego i Pawlikowskiego, czyli ogólnie niezbyt oryginalnie. (śmiech) Co do autorów prozy, to lista byłaby długa, więc ograniczę się do kryminału i sensacji, a tutaj też, żeby nie mnożyć podam tylko dwa nazwiska. Lubię Stieg’a Larsson’a, ponoć piszę nawet o trochę podobnych sprawach. Z klasyków Raymond Chandler. Między tymi dwoma autorami staram się jakoś zmieścić.

Rozmawiał: Maksymilian Lawera
fot. Jakub Celej

Tematy: , , ,

Kategoria: wywiady