Kobietom kryminały wychodzą lepiej – wywiad z Aleksandrą Marininą

9 października 2017


Wiemy, że pomimo 25 lat udzielania wywiadów nadal chętnie odpowiada na każde pytanie, jeśli zobaczy błysk zainteresowania w oku pytającego. I że lubi kawę, papierosy i ciasta. I że jej książki w samej Rosji sprzedały się w ponad 50 milionach egzemplarzy. Potem jej menedżer przestał już liczyć… We wrześniu Aleksandra Marinina gościła w Polsce podczas Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda. Przy okazji udało się przeprowadzić z autorką rozmowę, którą publikujemy poniżej.

Małgorzata Sikorska: Zanim zapytam o pani doświadczenia jako pisarki, chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o Aleksandrze Marininie – czytelniczce. Co pani czyta i czytała, na jakiej literaturze pani wyrosła?

Aleksandra Marinina: Literacko wyrosłam na wszystkim, co było w Rosji dostępne. Do 7. roku życia czytałam literaturę dziecięcą, potem klasykę dostępną dosłownie na wyciągnięcie ręki – mieliśmy w domu wysokie regały z książkami. Pochłaniałam te książki, których mogłam dosięgnąć np. Maupassanta. A z kryminałów – Arthura Conana Doyle’a.

Czy wśród autorów pojawiały się też polskie nazwiska?

W dzieciństwie wszyscy zaczytywaliśmy się w Prusie: „Lalce”, „Faraonie”. Polska kultura była stale obecna, dostępna i na niej wyrośliśmy. Pamiętam „Pana Wołodyjowskiego” i poezje Mickiewicza poznawane na lekcjach literatury nie tylko rosyjskiej, ale i światowej. Bardzo modny i cytowany był Stanisław Jerzy Lec – znać go to nadal w Rosji przejaw wysokiej kultury. Dobrze pamiętam popularność „Samotności w sieci” Wiśniewskiego. Oddzielnym wątkiem jest twórczość Joanny Chmielewskiej.

Mówi się, że w Rosji książka nadal cieszy się wielkim poważaniem?

Niestety tak. Już sam Puszkin dziwił się, dlaczego Rosjanin tak wierzy wszystkiemu, co jest napisane. Pisarz jest autorytetem, dlatego staram się w swoich książkach niczego nie propagować.

Czy wiąże się to z tym, że jest pani jedną z najbardziej wypływowych kobiet w Rosji?

Cały mój wpływ polega wyłącznie na tym, że moje książki mają duże nakłady, dlatego jeśli przedstawię jakąś opinię, przeczyta ją ogromna liczba ludzi. Z tego powodu staram się w moich książkach nie umieszczać żadnych opinii, ale zadawać pytania, na które każdy sam musi odpowiedzieć. Gdybym zaczęła deklarować jakieś swoje poglądy, byłoby to nieodpowiedzialne.

Nie zmienia to faktu, że w pani książkach dostajemy obraz rzeczywistej Rosji, prawda?

Tak, obraz kraju jest absolutnie wiarygodny. Książki zawsze dzieją się w roku, w którym je piszę. Wszystko to, co zajmowało wtedy ludzi, ich aktualne problemy czy niedogodności odbijają się w moich książkach.

Skąd czerpie pani kryminalne wątki? Nie jest już pani czynną policjantką.

Mi nie potrzebny jest pomysł na przestępstwo, potrzebny jest mi pomysł na książkę. Myślę, o czym chcę napisać, zaczynam od idei, potem dopisuję watki… Nigdy nie opisuję też przestępstw, które są niemożliwe, nie mogłyby mieć miejsca.

Czy „przegaduje” pani książki? Omawia je z przyjaciółmi, z mężem czy raczej pisze pani w samotności?

Zdarza się i tak i tak. Często na początku potrzebuję tygodnia, dwóch milczenia, muszę dojrzeć. Potem zaczynam mówić, rozmawiam z przyjaciółką. Widzę wtedy miejsca, które wymagają wyjaśnienia, pomysł się krystalizuje. Potem zaczyna się znowu etap milczenia.

Ile z pierwotnego pomysłu zostaje w książce?

(Śmiech) Cały czas wszystko się zmienia!

Wiemy, jak dużo jest Marininy w Kamieńskiej. A jak dużo innych ludzi jest w pani książkach? Czy odnajdują się nich?

Kiedy zaczęłam pisać książki, zauważyłam taki fenomen: ludzie nie rozpoznają się w postaciach, które opisuję! Sądzę, że wynika to z tego, że każdy z nas ma inne uzasadnienie dla swoich działań. Często nie kierują nami złe zamiary, wiec kiedy ja przypisuję osobie złe motywy – nie poznaje się, bo coś innego ma w głowie. Ale równie często zdarza się na odwrót. Ludzie sądzą, że są opisani w książce, podczas gdy prototypem jest ktoś zupełnie inny. Przykład – w jednej z powieści pojawia się postać koronera, nieprzyjemnego w obejściu, zimnego. Mój mąż po lekturze uznał, że jest to postać oparta na nim, podczas gdy ja widzę go jako zupełnie innego człowieka: miłego, delikatnego, ciepłego, inteligentnego!

Dlaczego ludzie czytają kryminały?

Czytają i będą je czytać, bo to tkwi w naszych genach. Proszę spojrzeć już na starożytne mity, w których bohater udaje się w podróż i walczy ze złem. Zmuszają go do tego ludzie i okoliczności i na końcu dobro wygrywa. Jedną sprawą jest więc to, dlaczego czytamy kryminały: lubimy, kiedy dobro zwycięża, a zło zostanie ukarane. A zupełnie inną, jak pisarz poprowadzi historię. Jestem realistką. Zdaje sobie sprawę, że zło nie zawsze zostaje odkryte i ukarane od razu, ale jednocześnie mam głębokie przeświadczenie, że prędzej czy później zapłacimy za wyrządzone krzywdy.

Czy czuje się pani przedstawicielką literatury kobiecej? Co to znaczy literatura kobieca?

Książki kryminalne zazwyczaj pisali mężczyźni, natomiast 80% ich czytelniczek to kobiety. Mężczyźni lubią inne rozrywki… Dlatego książka napisana przez kobietę o kobiecie jest skazana na sukces. Wydaje mi się to też rezultatem naturalnego procesu. Napisanie kryminału wymaga ogromnej, wytężonej pracy. Mężczyzna może napisać książkę sensacyjną: przyszedł, zobaczył, strzelił, padł, ale mężczyźni nie lubią pracy, której wymaga kryminał: siedzenia przy biurku i mozolnego, precyzyjnego związywania wątków. Dlatego kobietom kryminały wychodzą lepiej.

Gdyby zaczęła pani dopiero pisać – czy doszłaby do tego samego miejsca, w którym jest pani teraz?

Gdybym debiutowała teraz, w wieku 60 lat, nie miałabym już tak wiele siły, żeby pisać tyle, ile 25 lat temu. Wtedy byłam też pierwszym autorem, który wprowadził bohaterkę – kobietę. To było świeże, to było ciekawe, dzisiaj w każdej książce można znaleźć taką postać. 25 lat temu był to okres tuż po zniesieniu cenzury, ludzie byli też spragnieni prawdy, można ją było w końcu drukować i było to bardzo ciekawe. Dzisiaj jest jej tyle, że trzeba mieć naprawdę coś ciekawego, żeby ludzie chcieli to czytać.

Czy tradycje pisania wyniosła pani z domu?

(Śmiech) Nie, jestem w tym względzie czarną owcą!

Jakie ma pani plany na najbliższą przyszłość?

Myślę o kolejnej książce, choć nie wiem jeszcze, co z niej wyjdzie. Wiem tylko, jaki będzie jej główny motyw. To będzie książka o pysze. Nad tym problemem chcę się w niej zastanowić. To co – idziemy zapalić?

Rozmawiała: Małgorzata Sikorska
Tłumaczyła: Olga Nowaczyk
fot. Philipp Gmuer

Tematy: , ,

Kategoria: wywiady