Historia wyprawy Donnera jest historią Ameryki – wywiad z Almą Katsu, autorką powieści „Głód”

22 lutego 2019


Posiada talent do łączenia realistycznej scenerii z elementami grozy. Jej najnowsza powieść „Głód” jest tego najlepszym dowodem. Rekonstruuje w niej wydarzenia, które miały miejsce w trakcie brzemiennej w skutkach wyprawy Donnera w połowie XIX wieku, gdy grupa pionierów zmierzających do Kalifornii zdecydowała się skorzystać z krótszej drogi przez góry i pustynię, skazując tym samym wielu ludzi na śmierć i kanibalizm. Alma Katsu, podobnie jak Dan Simmons w „Terrorze”, dodaje jednak do autentycznej historii element nadnaturalnej fikcji, osiągając nadzwyczajny efekt. To właśnie powieść „Głód” stanowi motyw przewodni naszej rozmowy z pisarką.

Marcin Waincetel: Zanim zostałaś pisarką, przez wiele lat pracowałaś w strukturach rządowych. Podejrzewam, że dzięki temu – i naturalnej intuicji – masz świadomość, jakim prawom podlegają ludzie w zorganizowanych grupach. Czy nie jest trochę tak, że „Głód” to metaforyczny obraz nie tylko wspólnoty, ale całego społeczeństwa? Uniwersalny, niezależnie od czasu i miejsca.

Alma Katsu: Miło mi słyszeć, że ty również uważasz, iż bohaterowie „Głodu” są odzwierciedleniem społeczeństwa. Zbierając materiały do książki, dowiedziałam się, że karawany osadników formowały się na chybił trafił: zamiast z przyjaciół i rodziny, ludzi znających się nawzajem, w większości składały się z nieznajomych, którzy spotykali się w „punkcie wyjścia” – w Independence w stanie Missouri – i tam łączyli się w grupy. Zdaje się, że każda grupa uformowana w ten sposób, chcąc nie chcąc, była odbiciem całego społeczeństwa, jego dobrych i złych stron, z rozmaitymi motywacjami i przeszłością, i to próbowałam pokazać.

Jak dojrzewałaś do tego, aby na poważnie zająć się literaturą?

Dorastałam, marząc o tym, że zostanę pisarką, ale tak właściwie nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać. Gdy byłam bardzo młoda przez jakiś czas pisałam trochę do gazety, jednak potem podjęłam pracę w instytucjach federalnych, ponieważ wiązało się to z możliwością przeprowadzki do Waszyngtonu i robienia rzeczy, których nigdy wcześniej bym się nie spodziewała. Wtedy, mają czterdzieści lat i wciąż tam pracując, wróciłam do pisania prozy. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę wydawana. Ukończyłam szkołę pisania i poświęciłam kolejnych dziesięć lat na moją pierwszą książkę zatytułowaną „Wieczni”. Odczuwam dużą satysfakcję, że mogę w tym momencie mojego życia zrealizować młodzieńcze marzenie.

„Głód” sprawia, że możemy przewartościować swoje myślenie o tym, jak kształtowała się amerykańska narodowość. Z kart twojej powieści dowiadujemy się, że amerykański sen może niekiedy przerodzić się w koszmar.

Wszystkie kraje posiadają opowieści, które stanowią podstawę ich tożsamości narodowej. Zwykle w tych historiach jest sporo prawdy, ale też idealizowania. Dotyczy to także Ameryki. Historia wyprawy Donnera jest historią Ameryki, i to pod wieloma względami: ci ludzie byli gotowi stawić czoła nieznanym wyzwaniom i trudnościom, żeby zrealizować marzenia. Może to się wydawać romantyczne, ale im więcej dowiadujemy się i myślimy o całej sytuacji, tym mniej romantyczna ona się staje. Bo jakkolwiek godne podziwu były ich motywacje, to nie można pominąć faktu, że Wyprawa Donnera była nieprzygotowana. Zatem ściągnęli na siebie swój godny pożałowania los. To lekcja, którą Amerykanie muszą ostatnio odrobić: nieostrożne działania potrafią przynieść fatalne konsekwencje.

Co zatem cię zmotywowało, żeby napisać powieść o tej wyprawie? Czy chodziło o to, żeby przywrócić głos ludziom, którym nie udało się dotrzeć do miejsca przeznaczenia?

Chciałam napisać powieść o wyprawie Donnera, ponieważ jest to fascynujący kawałek amerykańskiej historii, o którym wspomina się w szkole, ale tak naprawdę niczego nie wyjaśnia. Nie mówi się, jaką lekcję powinniśmy z tego wynieść, a ja chciałam wiedzieć więcej. Aczkolwiek nie uważam, że „Głód” jest wierny opisowi wyprawy Donnera. Choć sama historia jest bliska faktom, została zinterpretowana na nowo. Ma w sobie element nadprzyrodzonego horroru. Aby mogła być należycie opowiedziana, musiały w niej występować określone postacie, więc zostały one nałożone na prawdziwych członków wyprawy. Na przykład z tego, co czytałam o Tamsen Donner i Charlesie Stantonie, nie ma żadnego uzasadnienia, by sądzić, że byli dokładnie tacy, jak bohaterowie mojej powieści. Więcej na ten temat czytelnicy znajdą w wielu dobrych relacjach z tych wydarzeń. To zresztą jedna z rzeczy, które sprawiają mi najwięcej satysfakcji, słuchanie tych wszystkich ludzi zaintrygowanych tą historią, którzy postanowili dowiedzieć się więcej o wyprawie.

A dlaczego akurat wplotłaś w tę realistyczną historię element grozy i fantastyki?

Rzadko przypominamy sobie, że mrok jest blisko. Uświadomiłam to sobie podczas pracy nad moją pierwszą powieścią, „Wiecznymi”, która osadzona jest głównie w latach 20. XIX wieku. Pojęłam, że zanim pojawiło się światło elektryczne, świat był zupełnie innym miejscem – szczególnie w nocy. Byliśmy o wiele bardziej przesądni, wierzyliśmy w zło czające się poza zasięgiem światła lampy. Wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi, mamy w sobie pozostałość tego lęku, tylko zepchniętą gdzieś w głąb. Moim zadaniem jako powieściopisarki jest przypominanie, że ten strach wciąż w nas tkwi.

Co było dla ciebie najtrudniejsze podczas samego aktu pisania? Które sceny sprawiły ci największy problem?

Właściwie żadna ze scen grozy nie była dla mnie trudna, być może dlatego, że mam wyjątkowo makabryczną mentalność! Możesz być zawiedziony, ale powiem ci, że często najbardziej wymagające do opisania były dla mnie sceny akcji, na przykład opisy walki. Po prostu nie przychodzą mi naturalnie.

Co ciekawe, przemycasz między wierszami bardzo wiele istotnych pytań. Chociażby te o ludzką naturę. Czym jest? Jak ją zdefiniować?

I to jest chyba najlepsze w beletrystyce, prawda? Przez podteksty pobudza cię do zastanowienia nad sensem życia i tym, co to znaczy być człowiekiem. To kwestie, które trudno bezpośrednio uchwycić, a stają się o wiele jaśniejsze, kiedy pokaże się je na przykładzie. Pojmiesz, czym jest poświęcenie, gdy przeczytasz o chwytających za serce wyrzeczeniach, które ponoszą rodzice dla swoich dzieci.

Czy wierzysz w los, w siłę przeznaczenia? Jak sądzisz, co determinuje nasze zachowania i wybory? Pytam ogólnie, ale też w kontekście „Głodu”.

To trudne pytanie. Myślę, że rzeczy, nad którymi mamy kontrolę – podejmowane wybory, to, kim staramy się być – mają wiele wspólnego z naszym przeznaczeniem, ale są też rzeczy, nad którymi nie jesteśmy w stanie zapanować. Na przykład bez względu na to, jak bardzo dbasz o zdrowie, możesz zapaść na śmiertelną chorobę. Oczywiście to, jak poradzisz sobie ze śmiercią, będzie mieć wiele wspólnego z tym, jaką osobą jesteś. Bo możesz popaść w rozgoryczenie i użalanie się nad sobą, ponieważ nigdy nie jadłeś białego cukru i biegałeś codzienne po 10 kilometrów, a i tak dostałeś raka. Ale to w pierwszej kolejności mówi coś o naturze twoich przekonań, czyż nie?

Twoja powieść intryguje również wymową. Podejmujesz przecież tematy ostateczne, jak choćby śmierć i poświęcenie…

Uczęszczałam na zajęcia z pisarstwa na Uniwersytecie Johna Hopkinsa, a program w tamtym czasie opierał się na beletrystyce. Uczono mnie, że fikcja powinna mieć temat albo przesłanie, nawet jeśli nie chcesz nim walić czytelników po głowie. W przypadku literatury komercyjnej kładzie się mniejszy nacisk na temat – lub jego brak – a niepodzielną rolę odgrywa fabuła. Osobiście lubię wplatać w opowieść coś, co ma większe znaczenie, ponieważ sądzę, że to rezonuje u czytelników na głębszym poziomie i ostatecznie sprawia, że historia daje im większą przyjemność. Oczywiście dopóki nie przeradza się to w moralizowanie. To wciąż ma być również rozrywka.

Moim zdaniem „Głód” powinien być stawiany w jednym rzędzie z „Krwawym południkem” Cormaca McCarthy’ego i „Terrorem” Dana Simmonsa. Zastanawiam się, jakich twórców cenisz?

Takie porównania są bardzo nobilitujące! Uwielbiam „Terror” Simmonsa – to wspaniała powieść historyczna i ma dużo więcej horroru niż serial telewizyjny stacji AMC. Obawiam się, że jestem dość chaotycznym czytelnikiem. Czas, który mam na czytanie, w większości przeznaczam na research. Lubię prozę, która przekracza granicę lub jest w jakiś sposób zaskakująca. Dla przykładu, ostatnio czytałam „The Changeling” Victora LaValle’a i pokochałam tę książkę – to zupełnie inne podejście do baśni.

Ciekaw jestem, jakimi zasadami kierujesz się w życiu?

Zarówno w pisarstwie, jak i w życiu wierzę w ciężką pracę, dawanie innym przestrzeni do bycia sobą (nie zachwycam się każdą przeczytaną książką, każdą oceniam indywidualnie) oraz wierność własnym przekonaniom, nawet jeśli nie są popularne.

Rozmawiał: Marcin Waincetel
Tłumaczenie: Artur Maszota
fot. (1) Tim Coburn, (2) Patrick Milliken

Tematy: , , , , ,

Kategoria: wywiady