Chcę, by moi czytelnicy czuli to samo podczas czytania, co ja podczas pisania: radość – wywiad z Olgą Rudnicką

25 czerwca 2019


„Miłe Natalii początki” to kryminał z wątkiem obyczajowym, zabarwiony subtelnym humorem i szpiegowską intrygą, w którym Olga Rudnicka odkrywa rodzinne korzenie sióstr Sucharskich, a mianowicie poznajemy losy ojca bohaterek popularnego cyklu „Natalii 5”. Poniżej możecie przeczytać wywiad z autorką poświęcony książce, pisaniu i czytelnikom.

Marcin Waincetel: Powiedziałaś kiedyś, że nie wyobrażasz sobie, abyś w tej chwili mogła zajmować się czymś innym niż pisanie. A czym zajmowałaś się wcześniej?

Olga Rudnicka: Jestem absolwentką Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu – Rehabilitacja i edukacja osób z niepełnosprawnością intelektualną. Kilka lat pracowałam jako asystent osób niepełnosprawnych, studiowałam i pisałam. Myślałam jeszcze wówczas, że pisanie będzie taką odskocznią od dnia codziennego, a swoje życie zawodowe zwiążę z kierunkiem kształcenia. Ostatnie lata pokazały, że moje życie potoczyło się inaczej. Stanęłam przed dylematem – praca na etat albo pisanie. Wybrałam pisanie.

To zatem jeden bardzo istotny wybór, którego dokonałaś. A jaki był główny impuls do napisania powieści „Miłe Natalii początki”? Przypomnijmy – zabierasz nas do początku swojego cyklu „Natalii 5”.

Miałam sporo próśb i zapytań od czytelników o losy sióstr Sucharskich, z którymi po raz pierwszy spotkali się w „Natalii 5”, a potem w jeszcze dwóch powieściach – „Drugi przekręt Natalii” i „Do trzech razy Natalie”. Nie ukrywam, że i mnie korciło ponowne spotkanie sióstr Sucharskich. Wpadłam na pomysł napisania prequela, w końcu każda z sióstr miała inną matkę, i jednego ojca łobuza. Aż się prosiło, by pociągnąć ten wątek. No i czytelnicy mieli możliwość poznać Natalie, tylko takie trochę mniejsze. (śmiech)

Zastanawiam się, co myślisz o głównym bohaterze swojej najnowszej książki, Jarosławie Sucharskim, czyli ojcu pięciu sióstr.

O rany, Jarosław Sucharski to niejednoznaczna postać. Z jednej strony kawał łajdaka i cwaniaka, z drugiej to taki trochę nieporadny facet w sprawach sercowych. Pociągają go silne, niezależne kobiety, ale jednocześnie zupełnie sobie z nimi nie radzi i bierze nogi za pas, gdy sprawy przybierają skomplikowany obrót. Jest błyskotliwy, inteligentny, ale jego moralność pozostawia wiele do życzenia. Nie da się go nie lubić, ale jednocześnie ma się ochotę zrobić mu krzywdę.

Stworzyłaś postać z krwi i kości, ambiwalentną, trudną do sklasyfikowania. Jakie tak naprawdę motywacje kierowały Jarosławem? Czego szukał?

Troszeczkę zagłębiłam się w realia ówczesnego życia społecznego, ekonomicznego, politycznego. Sucharski urodził się nie w swoim czasie. To inteligentny, przedsiębiorczy facet, który chce od życia znacznie więcej, niż mogła zaoferować mu socjalistyczna Polska. Gdyby urodził się trzydzieści lat temu, teraz byłby przedsiębiorcą, biznesmenem, politykiem, nie twierdzę, że uczciwym, pewnie podążałby drogą na skróty, ale piąłby się po szczeblach kariery. Wówczas wykorzystał szansę, którą dał mu człowiek na stanowisku, i dążył do celu, niekoniecznie wiedząc dokąd zmierza.

Mówisz często, że jesteś osobą emocjonalną i uczuciową. Czy to prawda, że nie jest ci łatwo tworzyć kryminalne intrygi, ponieważ… zwyczajnie przejmujesz się losami bohaterów?

I tu mnie masz. Czasami aż się prosi o jakiegoś trupka, ale nie mogę zabić bohaterów, których lubię. I nie ukrywajmy, nie byłoby wówczas śmiesznie, tylko strasznie. I chociaż marzył mi się kryminał z krwi i kości, pogodziłam się z tym, że piszę komedie kryminalne. Czytelnicy je lubią, ja je lubię, więc po co robić coś na siłę i pewnie gorzej?

Co było dla ciebie najtrudniejszym, a co najbardziej satysfakcjonującym elementem procesu pisania książki „Miłe Natalii początki”?

Historia. Urodziłam się w 1988 roku i tamten czas nie dotyczy mnie osobiście w najmniejszym stopniu. Nie mogę pamiętać niczego z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych, bo mnie nie było na świecie, tudzież miałam dwa latka. Moja wiedza szkolna nie była wystarczająca, więc sięgałam do różnych materiałów źródłowych, ciągnęłam za język rodzinę, która znajdowała się w odpowiednim wieku, by wyciągać jak najwięcej informacji o życiu, i nie ukrywam, że napisanie komedii o pracowniku SB, przemytniku, uwodzicielu i handlarzu dziełami sztuki żyjącym w czasach, którym daleko do radości, nie było proste.

O co właściwie chodzi z tymi Nataliami? Pięć kobiet, pięć różnych osobowości, jeden ojciec. Jak narodził się pomysł na tak wielogłosowy cykl?

Podczas poprawek redakcyjnych przy poprzednich książkach okazywało się, że połowa bohaterów ma imię rozpoczynające się na literę A, miałam też kłopot z nazwiskami, bo co jakieś wymyśliłam, to okazywało się, że albo znam kogoś o tym nazwisku, albo ktoś taki mieszka niedaleko. Na przykład Ulka z „Czy ten rudy kot to pies?” pierwotnie była Celiną. Myślałam o niej miesiącami jako o Celinie, a potem ktoś mi się pyta o Ulkę. Jaka Ulka u licha? – pomyślałam. Czytelnicy – zwłaszcza osoby z mojego otoczenia – lubią szukać znajomych „twarzy” w moich powieściach, czego rzecz jasna unikam jak diabeł święconej wody. Pomyślałam wówczas, że najlepiej byłoby oznaczyć bohaterów cyferkami i po kłopocie. Rzecz jasna, tak się nie da, ale w akcie buntu – nie pytaj przeciw czemu i komu, bo nie wiem – postanowiłam dać to samo imię i nazwisko bohaterkom. I tak narodził się pomysł na Natalie, bo później musiałam wymyśleć, dlaczego wszystkie nazywają się tak samo, i proszę, mamy trzy powieści z Nataliami i jedną z Jarosławem Sucharskim jako głównymi bohaterami.

W życiu Jarosława, jak dowiadujemy się z książki „Miłe Natalii początki”, niebagatelną rolę odegrały kobiety. Nadopiekuńcze matki, toksyczne karierowiczki, niewiasty śmiałe i pruderyjne, proste i skomplikowane. Czy zgodzisz się, że były one dla niego zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem?

Taki był plan. Jak się jest cwaniakiem, łobuzem i szują, to kara musi być. Sucharski mimo swojego wyszkolenia, umiejętności i charakteru z kobietami nie radził sobie zupełnie. Wobec kobiecych łez był bezradny, wobec gniewu – wycofywał się, zarazem pociągały go silne, inteligentne kobiety, do tego pragnące niezależności w czasach, gdy rola kobiety była postrzegana jednotorowo jako matki i żony. Może był emocjonalnie niedojrzały, a może szukał kobiety, która potrafiłaby i chciała być jego partnerką w życiu osobistym i zawodowym? Pozostawię to do oceny czytelnikom.

Co jest dla ciebie najbardziej atrakcyjnego w formule powieściowej komedii kryminalnej?

Lekkość pisania. Siadam i po prostu piszę. Owszem, mam zaćmienia, utknę w miejscu, nie wiem, jak rozwiązać dany problem, kasuję czasami po kilkanaście stron albo i więcej, gdy czuję, że coś nie zmierza we właściwym kierunku, ale jednocześnie mam wrażenie, że tekst spływa mi z palców. Czasami ktoś pyta mnie o warsztat, a ja nie wiem, co mam powiedzieć. Siadam i piszę. Tylko tyle. To mój gatunek.

Jaką pisarską jest Olga Rudnicka? Metodyczną, skrupulatną, która planuje każdy detal, czy raczej dającą się ponieść fabule podczas pisania?

No właśnie to drugie. Na ogół bohaterowie żyją własnym życiem i robią, co chcą. Niby gdzieś tam początkowo próbuję napisać konspekt, ale efekt końcowy jest taki, że książka sobie, konspekt sobie.

Co jest dla ciebie najważniejsze w pisaniu?

Początkowo pisanie było dla mnie odskocznią od życia codziennego, pasją, swoistą psychoterapią, która pozwalała mi się rozluźnić, rozładować negatywne emocje – i nadal jest moją pasją. Mam to szczęście w życiu, że ta pasja stała się moją pracą. Teraz chcę, by moi czytelnicy czuli to samo podczas czytania, co ja podczas pisania: radość.

Do kogo adresujesz swoje książki? Komu powinny najbardziej się spodobać?

Pytanie niełatwe, ale odpowiedź jest prozaiczna. Do każdego. Wiem, wiem, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, znam to powiedzenie. Moja odpowiedź wynika jednak z realnych przesłanek, a nie moich życzeń. Często spotykam się z czytelnikami podczas spotkań autorskich i jest tam pełen przekrój wiekowy, poczynając od nastolatków, a na osobach w podeszłym wieku kończąc. Na spotkania przychodzi więcej kobiet niż mężczyzn, ale panowie również się pojawiają. Moje książki czytają osoby w naprawdę różnym wieku – moi rówieśnicy, osoby dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat starsze, najstarsza czytelniczka ma ponad osiemdziesiąt lat.

Rozmawiał: Marcin Waincetel
fot. Anna Pińkowska

Tematy: , , ,

Kategoria: wywiady