Zmęczenie materiału ? recenzja książki „Pustelnik” Madsa Pedera Nordbo

13 marca 2020

Mads Peder Nordbo „Pustelnik”, tłum. Justyna Haber-Biały, Agata Lubowicka, wyd. Burda Książki
Ocena: 5 / 10

Kiedy Inuita złamie obowiązujące w społeczności zasady, może zostać skazany na wygnanie. Czasami nawet decyduje się na to sam. W mroźnym i nieprzyjaznym klimacie Grenlandii trudno jednak przeżyć bez wsparcia, polegając wyłącznie na sobie. A kiedy wygnaniec ginie, pozostawia po sobie pustelniczego ducha, często spragnionego zemsty, budzącego lęk. Inuici nazywają go Qivitoq. Kiedy ślady takiego przerażającego stworzenia pojawią się w pobliżu domu, jedyne wyjście to zwrócić się do szamana, by wyrzeźbił i ożywił za pomocą złożonego rytuału figurkę zwaną Tupilaq. To jednak ryzykowne, ponieważ jeśli Tupilaq ma zmierzyć się z kimś, kto dysponuje większą mocą magiczną, zmienia front i zwraca się przeciwko własnemu twórcy.

Jak zatem widać, motyw izolacji i polegania na sile zamkniętej społeczności mocno pobrzmiewa w legendach Grenlandii. Ma on jednak wiele twarzy, a niektóre z nich budzą przerażenie. W serii książek Madsa Pedera Nordbo o dziennikarzu Matthew Cavie przewija się ponure oblicze Grenlandii. Mowa o wszechobecnej depresji, o powszechności wykorzystywania seksualnego, o skrajnie wysokim współczynniku samobójstw. Jak też o marzeniu, by stać się całkowicie niepodległym i niezależnym państwem z jednoczesną świadomością, że oznaczałoby to ukręcenie sznura na własną szyję. A zatem szarpanina, niepewność, podzielenie, niemniej również przynależność do surowego, wymagającego, ale pięknego kawałka świata, ponieważ Grenlandię ma się we krwi.

„Pustelnik” to trzecia odsłona przygód Matthew Cave?a, po „Dziewczynie bez skóry” i „Zimnym strachu”. Teoretycznie można ją czytać jako oddzielną całość, ponieważ w pierwszych rozdziałach autor podsumowuje i wyjaśnia dotychczasowe wydarzenia. W praktyce jednak bez znajomości poprzednich tomów lektura będzie dużo trudniejsza ? mamy do czynienia z pewną całością.

Kiedy poznaliśmy Matthew w „Dziewczynie bez skóry”, znajdował się w kiepskim momencie życia. W tragicznym wypadku stracił żonę i nienarodzoną córkę. Dręczy go syndrom ocalałego, prześladuje poczucie winy. Wciąż czuje się obco na Grenlandii, trudno mu się zaaklimatyzować. Zastanawia się, co mogło stać się z jego ojcem, Tomem, którego nie widział od niemal ćwierćwiecza. Do tego wyjątkowo paskudne morderstwa zazębiające się w tajemniczy sposób ze śmiercią kilku mężczyzn w latach siedemdziesiątych i tytułowa „dziewczyna bez skóry” ? Tupaarnaq, pokryta tatuażami outsiderka, która właśnie zakończyła odsiadywanie wieloletniego wyroku za rzekome zabicie całej swojej rodziny. W kolejnym tomie odnajduje się ojciec Matthew, jego przyrodnia siostra pada ofiarą porwania, trup ściele się gęsto, na jaw wychodzą nieciekawe aspekty pewnej tajnej wojskowej operacji? a uczucie Matthew do Tupaarnaq przybiera na intensywności. W trzecim tomie dowiadujemy się, że dziewczyna zniknęła na dobre, znowu jest podejrzana o kolejne morderstwa, a Matthew ma problem, by przekonać policję o istnieniu morderczej staruszki o wyglądzie mumii ? czyżby w jego życiu pojawił się mściwy Qivitoq??

Autor książki Mads Peder Nordbo (fot. Ivan Boll).

Seria książek Nordbo ma pewną główną cechę, którą ? w zależności od punktu widzenia ? można uznać za jej największą zaletę bądź największą wadę. Otóż na każdym kroku potykamy się o bardzo wyraziste skojarzenie z „Millennium” Stiega Larssona. Dziennikarz z trudną przeszłością, a u jego boku druga Lisbeth Salander: równie samowystarczalna, niezależna i poraniona. To podstawowe podobieństwo, ale jest ich znacznie więcej. Dla tych, którzy nie są w stanie tego zaakceptować, cała seria będzie prawdopodobnie niestrawna (i pewnie w ogóle nie dobrną do trzeciego tomu).

„Pustelnik” mógłby być dużo lepszy, gdyby stanowił samodzielną całość, a nie część serii. Smakowitych składników tu przecież nie brakuje: mężczyzna znaleziony w studni, który sam odciął sobie rękę? przenikanie współczesności z historią, tradycją i mitem? polityka wysokiego szczebla w zestawieniu z życiem pojedynczego człowieka? mróz, odosobnienie i tajemnica. Niestety, cała historia zaczęła się rozmywać już w „Zimnym strachu”, a w „Pustelniku” czuć wyraźne zmęczenie materiału. Wszystkie wątki ciągną się w nieskończoność, sztucznie podbijane, zawieszone w próżni. To, co powinno budzić zaciekawienie i emocje, powoduje raczej znużenie. Ile można krążyć w kółko wokół tych samych tematów? Potrzeba mocnego uderzenia ? ono jednak nie następuje. Na scenie snują się nowe i stare postaci, ale brak w nich życia, zaangażowania i charakteru. Ci, których już znamy, powoli stają się irytujący ze swoim drobieniem w miejscu. Świeżo wprowadzeni bohaterowie są z kolei zbyt bezbarwni, by zaangażować emocje i skłonić nas do przejęcia się ich losem.

Matthew, mimo deklaracji odautorskich, wydaje się dokładnie taki sam jak na początku, a przecież doświadczył kilku dramatycznych przełomów. Coraz trudniej mu uwierzyć, a ostrożny kredyt czytelniczego zaufania zaczyna się wyczerpywać.

Na marginesie: miejscami niemiłe wrażenie robi niedostosowanie użytych słów do emocjonalnej wagi wydarzenia. Ktoś znajduje się w stanie skrajnego szoku, wstrząśnięty, przerażony ? i wyraża to patrząc „z powątpiewaniem”? Trudno jednak oceniać, czy błąd tkwi w oryginale, czy w tłumaczeniu.

Wszystkie wymienione wady niestety mają to do siebie, że przytłaczają i rozmywają najciekawsze elementy książki. Interesujące są wątki dotyczące tajemnic kryjących się w prawdziwej przeszłości Tupaarnaq, ale największe wrażenie robi wątek Tobiasa i Mony. Na plus, tak jak i w poprzednich częściach, działa sam klimat Grenlandii: surowej, przyczajonej, niezdobytej, niemożliwej do ujarzmienia, w gruncie rzeczy obojętnej na stale obecny konflikt interesów mocarstw zabiegających o zwiększenie swoich wpływów. To fascynujące, ponieważ ludzie żyjący na Grenlandii są jej nieodłączną częścią, a jednocześnie funkcjonują zupełnie oddzielnie, jakby rodzinna ziemia nigdy w pełni nie była ich sprzymierzeńcem.

Jeżeli zaś chodzi o finał? wszystko do końca się sypie. Kilkadziesiąt ostatnich stron to całkowite pomieszanie z poplątaniem, chaos i natłok wszystkiego. Motywacje, oskarżenia i wzajemne pretensje wirują jak w kalejdoskopie, problem w tym, że nie są w najmniejszym stopniu przekonujące, a i wiarygodność psychologiczna postaci leci na łeb, na szyję. Ale tak naprawdę nie ma to już znaczenia, bowiem irytacja wodzonego za nos czytelnika sięga już wówczas zenitu i chociaż czuje, że mógłby wskazać co najmniej kilka potężnych dziur logicznych w rozwiązaniu akcji, to jednak nawet mu się specjalnie nie chce tego analizować i szukać, gdzie one się kryją. Podsumowując, chociaż składniki są obiecujące, z wykonaniem poszło już słabiej. Co gorsza, ostatnie strony sugerują, że eksploatowanie wciąż tych samych wątków jeszcze się nie zakończyło. Podejrzewam jednak, że po trzecim tomie wielu czytelników ze śledzenia serii po prostu zrezygnuje. Każdy ma swoje granice wytrzymałości.

Karolina Chymkowska

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje