Zlew not dead – recenzja książki „Sclavus” Tymona Tymańskiego

5 maja 2022

Tymon Tymański „Sclavus”, wyd. Części Proste
Ocena: 8 / 10

Tymon odgrażał się, że „Sclavus” będzie dziełem post-postmodernistycznym. Zapewne właśnie w takiej „zlewnej” formie, łączącej style i gatunki, należało opowiedzieć dzieje Totartu, a przy okazji i formatywne lata wiecznego niesfornego dziecka polskiej pop- i kontrkultury.

Wyjaśnijmy tytułem wstępu, że zlew był specyficzną techniką i metodą twórczą propagowaną przez Totart. Pokrewny zaumowi futurystów i automatyzmowi surrealistów, zrywał tamę stojącą przed swobodnym potokiem myśli. Jego ślady znajdziemy w absurdalnej satyrze Pawła „Paulusa” Mazura, poezji Wojtka „Lopeza Mauzere” Stamma, konferansjerce Pawła „Koñja” Konnaka czy wreszcie piosenkach Tymona, by wspomnieć choćby kultowe już albumy grup Kury i The Transistors.

Zlew jest wreszcie także i klamrą spinającą wszystko, co składa się na „Sclavusa”. Mamy tu bowiem wspomnienia z lat pacholęcych, kronikarskie zapiski z czasu burzy i naporu połowy lat 80., odrobinę transgresywnej obyczajówki i ideową wykładnię Totartu. Do tego jeszcze quasi-buddyjskie i parataoistyczne inkantacje oraz lingwistyczną poezję rozpływającą się w pierwotnej zupie zaumu. Wbrew pozorom książka jest bardzo spójna, bo ani na moment nie tracimy poczucia, że narracja prowadzona jest silną ręką Tymona i że to z jego perspektywy przeżywamy dzikie Totartalne akcje, narodziny sceny yassowej czy też po prostu życie dojrzewającego artysty w sypiącym się coraz bardziej PRL-u.

Oczywiście Tymon wspomina towarzyszy broni – przywołanych już Paulusa i Lopeza, jak również Mikołaja Trzaskę, Jerzego Mazzolla, Darka „Brzóskę” Brzóskiewicza, nieodżałowanego Andrzeja Awsieja i wielu innych. Wybranym oddaje też głos – Końjo jak zawsze imponuje barokowym flow i niezniszczalną pamięcią cyborga, a Jany Waluszko pokazuje, że jest prawdziwym Herodotem dziejów anarchizmu w Polsce. Mam jedynie wątpliwości, czy słusznym ruchem było zasięgnięcie opinii Zbigniewa Sajnóga, bo ten jest już dziś człowiekiem Babilonu, a jego wypowiedzi draśnięte są mocno dobrozmianową nowomową.

Poza tym trudno zgłaszać jakieś zastrzeżenia pod adresem „Sclavusa”. No może jeszcze to, że w stosunku do wcześniejszych wersji tekstu, książka ostatecznie pozbawiona jest bardzo zlewnej cody, przez co kończy się jakby przedwcześnie i gwałtownie, niemniej… na wojnie zawsze ponosi się straty. A Totart walczył z całym światem i z samym sobą. Ostatecznym zwycięzcą jest zlew. Ten nie zginie nigdy.

Sebastian Rerak


Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: recenzje