Zbyt szybkie zakończenie – recenzja komiksu „Porcelana tom 2: Kostna biel” Benjamina Reada i Chrisa Wildgoose’a

2 lutego 2021

Benjamin Read, Chris Wildgoose „Porcelana tom 2: Kostna biel”, tłum. Paulina Braiter, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 6 / 10

„Porcelana” zapowiadała się znakomicie. Komiks ten ma wszystko, co czyni go doskonałym kandydatem do Netflixowskiej ekranizacji. Świetnie pomyślany, bardzo plastyczny wizualnie świat, ciekawi, niejednoznaczni bohaterowie i historia tyleż wzruszająca, co pełna przygód i emocji. Co więc nie zagrało w tomie drugim?

Niestety seria została zbyt szybko zakończona, przez co „Kostna biel” cierpi na nadmierną kondensację wątków, które twórcy chcieli koniecznie doprowadzić do finału. Brakło tu miejsca na pokazanie szerszej perspektywy, dokładniejsze odmalowanie złożoności niezwykłego świata, w którym dzieje się akcja. Cały ten potencjał aż rozpiera ten niezbyt obszerny objętościowo album.

Autorzy zastosowali zgrabny zabieg, by bohaterka pomiędzy tomami dorosła. Pozwoliło to na dokonanie pewnego skrótu, ale i ożywiło całą opowieść, mocno pchając historię do przodu. Otworzyło też drogę do szerokiego wachlarza kobiecych emocji i umożliwiło zaimplementowanie w fabule bardziej skomplikowanych relacji społecznych. Wszystko to jednak nie zostało w pełni wykorzystane.

„Porcelana” idealnie wpasowuje się w schemat seriali Netflixa. Mamy magiczny świat kojarzący się z cyklem „Wojny alchemiczne” Iana Tregillisa lub – nieco mniej – z „Blackwater” Nika Pierumowa. W drugim tomie, kiedy Mała dojrzewa i staję się Lady, pojawia się pewien amant, a wraz z nim – wątek romantyczny. Amant jest nie tylko dzielnym wojakiem, ale – w myśl politycznej poprawności – również czarnoskóry, co udatnie wpisuje się w trend i zupełnie w niczym nie przeszkadza, a wręcz wzbogaca akcję o kontekst przełamywania tabu wzajemnych relacji. Trochę też akcentuje jego odmienność od porcelanowobiałych, bezdusznych tworów alchemicznych. On jest emocją, żądzą, pasją. W Lady budzi się cała gama uczuć, które zawiodą ją do klęski.

Nie zdradzając fabuły, można powiedzieć, że zakończenie – podobnie jak i początek – zostało ciekawie pomyślane. Doskwiera niedostatek tego, co pomiędzy. Zdecydowanie za mało jest tu opowieści, historia jest zbyt prosta. Po znakomitym tomie pierwszym czuje się wielki niedosyt. Nadal jednak mamy do czynienia z tytułem wartym uwagi. Graficznie wciąż jest to komiks na najwyższym poziomie, a kreacja poszczególnych kadrów, postaci czy plenerów miejskich zasługuje na uznanie. Świetnie wypadają pełne dynamizmu sceny walk i pojedynków. Słowem – jest na co patrzeć. W magicznym świecie wykreowanym przez Benjamina Reada i Chrisa Wildgoose’a chciałoby się pozostać o wiele dłużej.

Mariusz Wojteczek

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje