Zatopienie w przeszłości robotniczego miasta ? recenzja komiksu „Royal City tom 2: Sonic Youth” Jeffa Lemire’a

5 czerwca 2019

Jeff Lemire „Royal City tom 2: Sonic Youth”, tłum. Bartosz Sztybor, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 8 / 10

Wszyscy członkowie rodziny Tommy’ego, pogubionego nastolatka z prowincjonalnego miasteczka, funkcjonują razem, a jednak? osobno. Jeff Lemire w serii komiksowej „Royal City” stworzył obraz ludzi zagubionych, ale niepozbawionych nadziei. Z rosnącym zainteresowaniem odsłaniamy kolejne karty tego familijnego albumu w tomie „Sonic Youth”.

Tym razem to nie Patrick, podupadła gwiazda literatury, indywidualista szukający artystycznej weny, lecz nieżyjący już Tommy, najmłodszy z rodziny Pike?ów, jest centralną postacią komiksu. Z tego też powodu Lemire przenosi nas z czasów właściwie nam współczesnych do roku 1993, gdy na rockowej scenie królował nieodżałowany Kurt Cobain z Nirvaną, wielkie triumfy święcił też Slayer. O muzyce wspomnieć trzeba, bo to za jej sprawą kanadyjski scenarzysta tworzy choćby charakter niektórych scen ? z jednej strony melancholijnych, z drugiej przepełnionych buntem i agresją, które towarzyszą okresowi dorastania. „Royal City” to również swoisty traktat o sztuce dźwięków, które w zasadniczy sposób mogą wpłynąć na nasze życie.

Tom zatytułowany „Sonic Youth” (od nazwy legendarnej nowojorskiej kapeli) przedstawia dorastanie rodzeństwa Pike?ów. Mamy więc oczywiście wspomnianego wyżej Patricka, którego artystyczna droga zaczęła się w fabryce, gdzie pracował ? z poczuciem rezygnacji i frustracji ? u boku ojca. Jest Tara, która musi zadecydować o tym, czy poświęci się dla swojego nienarodzonego jeszcze dziecka, rezygnując z kariery i przyszłości poza miastem. Pojawia się też Richie, nieco gruboskórny, arogancki chłopak, który stopniowo zatraca się w zabawowym szaleństwie. Jest wreszcie Tommy, bodaj najbardziej wrażliwy spośród wszystkich, dostrzegający więcej niż jego rówieśnicy. Empatyczny, ciekawy świata, żyjący nieco na uboczu. Śmiertelnie chory na nowotwór. Lemire uczynił chłopaka postacią tragiczną, potęgując obecne od pierwszego tomu poczucie melancholii. Kanadyjski artysta zdaje się zwracać nam uwagę na to, jak krótkie i ulotne jest nasze życie, jak warto cenić każdą chwilę.

W kadrach tej komiksowej opowieści autorowi udało się zawrzeć świat ludzkich doznań. A czyni to niekiedy nawet bez użycia choćby jednego dymku z dialogami, wypisując wszystkie emocje na twarzach, na których zastygł smutek, rozczarowanie, ale też ekscytacja z pierwszego pocałunku czy cielesnego zbliżenia pomiędzy dwójką zakochanych. W bardzo wymowny sposób oddano miłość siostry do brata, troskę o zdrowie dziecka czy rozmowę pomiędzy ojcem a synem ? szefem i pracownikiem ? podczas której waży się przyszłe życie. Małe wielkie wybory.

Chwytają za serce też momenty, w których bohaterowie, patrząc w swoje lustrzane odbicie, starają się pielęgnować albo wymazać wspomnienia. Ciekawie w tym kontekście wypada zwłaszcza historia matki rodzeństwa, która po wielu, wielu latach, żyjąc w trwałym, ale nie do końca spełnionym związku, przypadkiem spotyka swoją młodzieńczą miłość. Lemire w bardzo subtelny sposób potrafi sprowokować do pytań z natury: „Co by było, gdyby??”.

Marcin Waincetel

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje