Zabawne(?) mroki średniowiecza – recenzja komiksu „Wszechksięga” Tomasza „Spella” Grządzieli

4 sierpnia 2018

Tomasz „Spell” Grządziela „Wszechksięga”, wyd. Wydawnictwo Komiksowe
Ocena: 8 / 10

Był sobie król-tyran, który chciał władać pewną średniowieczną krainą, gdzieś za górami, za lasami. I władał. Rządy Fulgrima, bo o nim wszakże mowa, były twarde i bezwzględne. Ale równocześnie zaskakujące i tajemnicze, bo przypadły na czas… końca świata. Taką historię wyczarował Tomasz „Spell” Grządziela w komiksie zatytułowanym „Wszechksięga”.

Co z tą apokalipsą? Wiadomo, że zbliża się nieuchronnie. Bo skoro jest początek, to nastąpić musi również i koniec. Ten niemalże mistyczny wymiar zaakcentowany jest już na pierwszych kadrach komiksu, gdy dowiadujemy się, że na początku było Słowo napisane przez Narratora. Boga, kreatora, światotwórcę, którym jest też przecież autor czarujący słowem i obrazem. Z tego niemalże biblijnego wstępu (wszak Biblia nazywana jest niekiedy Księgą Ksiąg, stąd już tytuł komiksu „Wszechksięga” nasuwa takie a nie inne skojarzenia) dowiadujemy się, że naturalna harmonia została przerwana z chwilą, gdy na ziemi pojawili się ludzie. Istoty powodowane szaleństwem, łaknące krwi, pogrążone w walce o tron. Kimś takim jest właśnie Fulgrim.

Grządziela doskonale bawi się słowem, snuje opowieść z jednej strony refleksyjną, z drugiej zaś dowcipną, nasączoną makabrą, podszytą czarnym humorem. W swoim najnowszym komiksie autor „Stasia i Złej Nogi” przedstawia losy mieszkańców średniowiecznego mikroświata, ale „Wszechksięga” to również studium szaleństwa władcy, który choć jest brutalny, to troszczy się o los swego królestwa. Właśnie – bardziej królestwa niż poddanych. Grządzieli udało się zniuansować problematykę. Niby jest to prosta, a na pewno krótka historia, ale jednak niebanalna. Tak w treści, jak i formie.

W interesujący sposób odmalowano zbliżająca się apokalipsę. Ziemia się kurczy, ze sklepieniem niebieskim dzieje się coś dziwnego, zapowiedzi mówią też o morzu ognia… Chyba że Fulgrim zdoła prawidłowo odczytać przepowiednię zawartą w tytułowej „Wszechksiędze”. Jest mistycznie, jest tajemniczo! I miejscami zaskakująco. Najciekawsze eksperymenty zawarto jednak w obrazach.

Grządziela wyczarował album, który przywodzi na myśl średniowieczną iluminowaną księgę. Jest to spowodowane specyficznym liternictwem, lecz również formą całostronicowych plansz, na których odtworzono niespokojne dzieje królestwa. Estetyczne rysunki nieco groteskowo sportretowanych postaci wywierają szczególne wrażenie, podobnie jak troska o detale, jak choćby zdobione ramki – ornamentyka krwawych niekiedy ilustracji jest fascynująca. Swoje robi również wielki format, duża gramatura papieru, a także precyzja i talent w kreśleniu tych swoistych słowoobrazów.

„Wszechksięga” to niezwyczajne dziełko, surrealistyczne, przewrotne, piękne i straszne. Wydaje się, że uprawnione jest porównanie komiksu do niektórych historii ze „Świata Dysku” Terry’ego Pratchetta. Bo nasz rodzimy autor, podobnie jak i nieodżałowany brytyjski pisarz, potrafi przedstawić w krzywym zwierciadle walkę o władzę i samo władanie królestwem-państwem. Takie to zabawne(?) mroki średniowiecza. A może i, niekiedy, współczesności.

Marcin Waincetel

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje