Wzruszająca opowieść o tym, jak tracimy cenny czas, który mamy – recenzja komiksu „Dni, których nie znamy” Timothégo Le Bouchera

17 lutego 2021

Timothé Le Boucher „Dni, których nie znamy”, tłum. Jakub Syty, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 8 / 10

„Dni, których nie znamy” to jedno z największych zaskoczeń komiksowych minionego roku. Młody francuski artysta Timothé Le Boucher serwuje thriller psychologiczny, którym trudno się nie zachwycić. Nawet wtedy, gdy nie jesteśmy miłośnikami opowieści obrazkowych.

Głównym bohaterem tej nietuzinkowej historii jest Lupin Marechal, dwudziestoparolatek z dość swobodnym podejściem do życia. Skupiony przede wszystkim na swojej pasji – akrobatyce – i marzeniach o wielkiej sławie z dużą dozą lekceważenia podchodzi do wszelkich pozostałych spraw życiowych, jak choćby pracy, zaniedbując przy okazji relacje rodzinne i związek.

Po jednym z wypadków w trakcie treningu, kiedy Lupin doznaje urazu głowy, zaczynają dziać się rzeczy niezwykłe. Bohater zdaje się przesypiać całe dnie, tracąc coraz bardziej kontrolę nad własnym życiem. Co gorsza, szybko okazuje się, iż tak naprawdę nie zapada w zwykły sen, bowiem w te utracone dni ciało Lupina funkcjonuje zawładnięte przez jego drugie ja, psychicznego doppelgangera, z którym zaczyna się kontaktować za pomocą nagrań wideo. Alter ego mężczyzny jest od niego skrajnie inne. Dużo poważniejsze, bardziej skoncentrowane na sukcesie, na dążeniu do celu. Dni „nieświadomości” u Lupina stają się coraz częstsze, z biegiem czasu rzadziej odzyskuje dostęp do własnego ciała, a nietypowy „bliźniak” zaczyna stopniowo przekształcać jego dotychczasowe życie na swoją modłę…

Lupin coraz dotkliwiej odczuwa stratę. Mniej czasu we własnym ciele oznacza mniej czasu dla bliskich. Dla rodziny, przyjaciół. Dla tych, których kocha. Zmiany uświadamiają Lupinowi, co tak naprawdę zaprzepaszcza, nie potrafiąc we właściwy sposób czerpać z życia. To zresztą główne przesłanie samego komiksu. Ile tracimy, poświęcając czas i energię na nic niewarte drobiazgi? Jak wiele nie zdążymy przeżyć, skupiając się na nieważnych błahostkach? Zachowujemy się, jakbyśmy mieli wieczność do zagospodarowania, jakby na wszystko był nieograniczony czas.

Komiks Le Bouchera potrafi przerazić, kiedy postawimy się w sytuacji bohatera. Bo utrata dnia, tygodnia, roku z czasu, jaki możemy spędzić z ukochaną osobą, jest czymś strasznym. Morał „Dni, których nie znamy” jest trywialnie prosty, aczkolwiek podany został w ciekawy sposób. Otrzymujemy wszak opowieść o stracie, ale nie nagłej, jak to ma miejsce chociażby w wypadku. Tu proces jest rozłożony w czasie, choć też nie tak, jak w przypadku śmiertelnej choroby, kiedy – mimo całego tragizmu nieuchronności – mamy dany czas, żeby pożegnać się z ukochaną osobą. W „Dniach, których nie znamy” bohater siłowo wyrywany jest ze swojego życia, zostają mu tylko pojedyncze, wykradane temu „drugiemu” chwile, przeplatane coraz drastyczniejszymi okresami izolacji w niebycie.

Główną siłą napędową tego komiksu jest sama historia, a rysunki – ascetyczne, minimalistyczne – to zaledwie skromne uzupełnienie. Ale to jedno z tych dzieł, w których liczy się przede wszystkim opowieść, a nie jej oprawa wizualna. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia chociażby w „Białym ptaku” R.J. Palacio, który zresztą graficznie bardzo bliski jest omawianego komiksu Francuza.

Mariusz Wojteczek

Tematy: , ,

Kategoria: recenzje