Władcy marionetek – recenzja komiksu „47 strun – część pierwsza” Timothégo Le Bouchera

13 grudnia 2022

Timothé Le Boucher „47 strun – część pierwsza”, tłum. Aleksander Donakowski, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 8 / 10

Trzecia powieść graficzna francuskiego twórcy opublikowana przez Non Stop Comics to dzieło tyleż monumentalne w swych rozmiarach, co nieodmiennie intrygujące formą i poruszanymi przezeń problemami.

Autor głośnych „Dni których nie znamy” i „Pacjenta” nie oszczędza na tuszu – już tylko pierwsza część dwutomowego komiksu „47 strun” ma ponad trzysta pięćdziesiąt stron. Jak łatwo przewidzieć, w snuciu kolejnych wątków Le Boucher spieszyć się nie zamierza – metodycznie buduje portrety psychologiczne swych bohaterów i prowadzi nieustanną grę w kotka i myszkę. Tak z samymi postaciami, jak i z czytelnikami.

Główna rola w opowieści przypada Ambroise’owi – młodemu chłopakowi, który właśnie spotyka na swej drodze prawdziwą femme fatale i… zdaje się być całkowicie odporny na jej wdzięki. Jak się wkrótce dowiemy, powody takiego zachowania są bardziej skomplikowane niż początkowo mogłoby się wydawać. Bohater to człowiek zamknięty w sobie, z trudem nawiązujący nowe znajomości i niekoniecznie dobrze radzący sobie w towarzystwie. Jak na ironię, w życiu Ambroise’a wypadki zaczynają toczyć się iście lawinowo. Z jednej strony jako uzdolniony harfista szukający angażu w orkiestrze musi odnaleźć się w otoczeniu muzyków gotowych wykorzystać jego najmniejsze potknięcie, z drugiej zawiera niecodzienny układ ze słynną śpiewaczką – taki, który może pomóc mu spełnić zawodowe ambicje. Ambroise nie zdaje sobie jednak sprawy, że stał się ofiarą manipulacji, za którą stoi tak naprawdę jedna osoba.

„47 strun” skonstruowano tak, by równolegle prowadzić dwa uzupełniające się wątki – tematem dominującym w obu są kwestie tożsamości i obsesji. Życiem głównego bohatera sterują siły, o których istnieniu nie ma pojęcia – co istotne, Le Boucher nie zamierza wykorzystywać tego konceptu fabularnego, żeby w finale zaserwować cliffhanger, mający przede wszystkim zszokować odbiorcę. Wręcz przeciwnie, czytelnik postawiony jest tu w roli wszechwiedzącego obserwatora, który doskonale zdaje sobie sprawę, w co tak naprawdę wplątany został Ambroise. Z tej perspektywy najnowsze dzieło Le Bouchera staje się precyzyjną wiwisekcją problematyki obsesyjnego dążenia do perfekcji i potrzeby ciągłej kontroli.

Choć rozważania na temat tego, na ile sami kierujemy naszym losem, wypływają wręcz samoistnie na powierzchnię „47 strun”, Le Boucher rozmyślnie zahacza również o wątek klasowych różnic. Portretuje elitę znudzoną posiadaną władzą absolutną, szukającą nowych wrażeń bez względu na konsekwencje dla innych. Członkowie socjety, przedstawieni tu jako ludzie pozbawieni moralnych hamulców, jako żywo przypominają postacie rodem z filmów Kubricka, a igrając z losami przeciętnych obywateli, kreują się niejako na władców marionetek. W świetle cokolwiek spodziewanego (przynajmniej od pewnego momentu) zwrotu akcji, jaki autor serwuje nam w finale, zasadnym zdaje się pytanie, gdzie tak naprawdę leży granica tak wykrzywionego postrzegania rzeczywistości.

Pierwszy tom „47 strun” nie dostarcza jednoznacznej odpowiedzi, pozwalając czytelnikom samodzielnie snuć scenariusze dalszego rozwoju akcji. Pewnym jest jednak to, że Le Boucher stworzył historię pełną niuansów, która nie tylko daje się odczytywać na wiele sposobów, ale też intryguje oryginalnością. Obyśmy mogli poznać jej finał szybciej niż – jak to zwykle bywa z publikacjami Francuza nad Wisłą – za kolejnych dwanaście miesięcy.

Maciej Bachorski


Tematy: , ,

Kategoria: recenzje